Jestem w tunelu czasowym. W takiej czasoprzestrzeni, gdzie czas rządzi
się swoimi prawami. Mam budzik (legalnie, na talon), więc wiem, o czym mówię.
Czasami godzina, to mozolnie wleczone się czas. Czasami wstaję i już idę spać.
Najrzadziej biegnie normalnie… To samo dotyczy afer, aferek, plotek i
ploteczek. Mamy tu ponad 100 kobiet. Rzeczą niebywałą byłoby, gdyby afer nie
było. Jest ich tak wiele, no całe masy, że jedne idą w niepamięć po chwili, a o innych opowiada
się latami. Są też takie, które funkcjonują w sposób ciągły, tylko dotyczą co
chwilę innych osób.
Te krótkoterminowe, to plotka typu:
– Wiesz, że Ala
była u wychowawcy, później był u nas kipisz. Na pewno doniosła na nas i stąd to
przeszukanie.
Nieważne, że przeszukanie może
być w każdej celi i każdego dnia. Temat też dotyczy tzw. Przerzutek, czyli
przeniesienia z celi do celi lub testów na obecność narkotyków.
Drugi rodzaj, to już afery. Grubszy kaliber plotki. To musi być już
coś, a nie takie byle co:
– Wiesz, że Alina pobiła tę Józię po apelu? Podbiła jej oko i wybiła
sobie palec. Musieli ściągnąć dowódcę zmiany i otwierać klapę.
Poniekąd jest to zazwyczaj prawda, aczkolwiek ludziom odbija tu
czasami i krzyczą sobie tylko.
Ostatni gatunek, to:
– Wiesz, że Alinę mąż zostawił?
– Bożenka jest winna Wioli 6 tytoni?
– Pelaśka
jest teraz z Pauliną?
Są tematy, które omawiane są codziennie, i to są ploteczki. Zmienia
się tylko obsada. Ja również usłyszałam takie stwierdzenia na swój temat.
Mąż mnie zostawił już czerokrotnie… – hmm, tylko ja męża nie mam.
Winna byłam różne dobra współosadzonym. Dotyka mnie to, ale co mam zrobić… W
zakładzie karnym typu zamkniętego nie masz możliwości konfrontacji. Kto
powiedział komu i co – to sprawy nieodgadnione i owiane tajemnicą. Pociecha
jest taka, że większość afer i plotek funkcjonują chwilę i przelatują jak
motyle.
Florynka
Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.
Kiedy dotykam papier podczas przerzucania kartek czwartego numeru w nowym magazynie „W Kratkę”, przypominam sobie z jaką dumą trzymałyśmy w dłoniach pierwszy numer. Jak każdą wzruszył jej artykuł, który wydawałoby się, że zna na pamięć.
Pamiętam też, że żadna nie ośmieliła się tego nazwać
magazynem, mówiłyśmy standardowo — „gazetka więzienna”.
Większość więzień — choć głównie męskich, posiada własna
gazetkę z wybranymi tematami i indywidualną oprawą. Jednak to do naszego
nieregularnika zajrzeli wspaniali artyści. Narzędziami własnych zdolności
połączyli nasz świat ze światem ich pasji.
Dotykając odpowiednim kolorem historii osadzonej, malowali tak naprawdę
od nowa życie ludzkie. Obrazem, podkreślali kształt artykułów, zaciekawiając
Was, zachęcając do dalszej pracy nas.
Pisanie w takim miejscu to codzienność. List, to podstawowy
łącznik z najbliższymi. Jednak pisanie dla i do Was, w dodatku z więzienia — to
wyzwanie! Ale nie tylko. Dla mnie to prawda, choć ocenzurowana, z którą na
Wasze zaproszenie przychodzimy. I nawet gdy nas krytykujecie i chcecie takich
jak ja wyeliminować, to dzieje się to po coś.
Gdzieś pojawi się ulga, gdzieś zastanowienie „na groma to
komentować?”, ale ZAWSZE budzą się emocje.
„W Kratkę” jest specyficznym magazynem — i tu mi musicie przyznać
rację!!! Nasze myśli, przemyślenia, tęsknoty, zrozumienia się pozytywnym
aspektem odbywania kary. Czerpiemy lekcje, którymi chcemy się w swoich tekstach
z Wami dzielić. Nasz ból, ma być też przestrogą przed więzieniem, ale nasz
oddech jest obwodem też na życie.
Tym razem nie dostaliśmy dofinansowania z Ministerstwa
Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a chcemy dalej istnieć w postaci również
papierowej.
Koniec Mszy Św., wchodzi do kaplicy oddziałowa i mówi, że chce zabrać
mnie ,,w transport’’.
Ale gdzie, pani oddziałowa?
W odpowiedzi słyszę: ,,Nie wiem, chyba
badanie rtg’’. Ok, zbieram się szybciutko. Zaglądam jeszcze na chwilę do
zakrystii, aby wziąć karty świąteczne i różaniec – upatrzony przeze mnie
tydzień temu. Idę szybko w asyście SW na oddział, do celi, aby zaliczyć toaletę
i wziąć coś słodkiego na wszelki wypadek. Wodę (małą butelkę) niegazowaną
zazwyczaj mam przy sobie, bez względu na to czy idę na spacer, do kaplicy, czy
w inne miejsce, np. magazyn. Dostaję na
to dwie minuty od oddziałowej. Odpowiadam, że półtorej minuty za dużo ☺ Ale ona
rozumie to odwrotnie, odpowiada – ,,dobrze, ma pani półtorej minuty’’ ☺ Po
chwili prowadzi mnie do ,,sieczkarnika’’ przy magazynie, a tam jest już sześć
pań oczekujących na transport. Za kilkanaście minut zostaje doprowadzonych kolejnych
sześć osób. Czekamy na więziennego busa. Rozglądam się po osobach siedzących. I
co widzę? Wygląd tych pań nie zachęca mnie do podjęcia jakiejkolwiek rozmowy.
Mam wrażenie, że trafiły tu prosto z pustostanów lub z recydywy.
Zadaję sobie pytanie: gdzie ja jestem i co ja tu robię? Modlę się,
Boże, daj mi siły. I w tym momencie przychodzi mi myśl ,,nie wybrzydzaj i nie
podskakuj, Bóg je kocha takimi, jakie są’’. Uspokajam się.
Wsiadamy do busa. Ja wchodzę ostatnia. Wszystkie miejsca zajęte. W
ostatnim rzędzie, po prawej stronie jest jedno wolne. Mam wybór, mogę usiąść
obok pani, która wygląda, że jest w trakcie ciężkiej choroby lub dopiero co
wyszła z ,,pustostanu’’, lub usiąść sama na ostatniej tylnej pięcioosobowej
kanapie.
Wybieram miejsce koło ,,bezdomnej’’.
Po dłuższej chwili próbuję coś zagadnąć i jakoś nawiązać rozmowę. Nie
jest skora do rozmowy. Jadę w milczeniu i nagle doznaję olśnienia. Przecież ja
pasuję do nich wszystkich ,,jak ulał’’. One patrząc na mnie też mogą czuć się
nieswojo.
Wyglądam jak ,,bandytka’’.
Mam duże ciemne sińce wokół prawego oka, szwy (sześć) nad prawym
łukiem brwiowym po zabiegu i podniesioną prawą brew wyżej niż lewą, co jest
bardzo widoczne.
Zupełnie zapomniałam o swoim wyglądzie. I teraz dopiero zrozumiałam
rezerwę z jaką one mnie traktowały i podejrzliwie na mnie patrzyły ☺.
Żadna nie odezwała się do mnie nawet jednym słowem ☺.
Uspokoiłam się, byłam wśród swoich ☺.
Rozśmieszyły mnie nalepki w busie. Jedna z nich dotyczyła zakazu
palenia papierosów, a druga mówiła o obowiązku zapięcia pasów, tyle tylko, że
nie było pasów ☺.
Piratka
Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.
Jak sami wiecie, Fundacja razem z kobietami z Aresztu Śledczego w Warszawie Grochowie tworzy gazetkę „W Kratkę”. Na chwilę obecną brak nam środków na kolejny numer. Chcę Was prosić o symboliczne wpłaty, aby wesprzeć tak fajną gazetę, do której piszą kobiety pełne empatii, pokory. SKAZANE – ale pełne mądrych myśli, które przelewają na papier tworząc posty. Bez Was – nas nie będzie.
Nie musimy robić nic szczególnego. Jeśli miłość jest szczera
i prawdziwa, przetrwa wszystko, nawet najgorsze sztormy.
♥♥♥
Małgosia:
Bez serduszek, kwiatuszków, pudrowego różu, serc krwistej
czerwieni i całego lukru, który zalewa mnie z zewsząd aż do zwymiotowania.
Wystarczy Ktoś, kto jest miły w dotyku, kto rozbawia się ze mną po seksie bez
skrępowania i z kim chcę rozmawiać lub nie do późna w nocy.
♥♥♥
Ona:
Nie wiem. Miłość to drogocenny dar, ale nieliczni mają
szczęście jej doświadczyć.
Miłość
Taka ja:
Szczere, piękne, niezbędne uczucie. Do życia, do istnienia,
do bycia… Często kłamstwo, obłuda i zdrada. Rozczarowanie. Był bliski myślami na zawsze i kiedyś. Teraz
jest już na nigdy. Teraz jest coś nowego. Postać, ktoś, uczucie: zauroczenie,
zaufanie, którego było brak wcześniej. Zaczyna się tęsknota (pozytywna),
początki szczerej i prawdziwej… Nowy początek szczęścia w nieszczęściu. Tylko
jedno słowo: kocham.
♥♥♥
Mała:
To uczucie we mnie płonie i przenigdy nie przestanie, na
zawsze w moim sercu jesteś i będziesz, tylko ty kochanie.
♥♥♥
Sabina:
Miłość bywa trudna i trudniejsza.
Dni, kiedy budzisz się otoczona miłością i tak jej nie
czujesz.
Dni, kiedy budzisz się bez miłości i też jej nie czujesz.
Samotność trudna i trudniejsza.
♥♥♥
O miłości
Spotykasz pewnego dnia kogoś, kto całkiem odmieni Twoje życie.
Odnowi Twoją wiarę w ludzi, we własne siły, poczucie wewnętrznej siły.
Wyciągnie Cię z tego bagna, w którym zatapiałaś się od dłuższego już
czasu.
I poprowadzi nową drogą.
Co ważniejsze – będzie szedł zaraz obok Ciebie.
Bo każde serce dla kogoś bije,
Bo każda łza przez kogoś płynie.
Życie nauczyło mnie jednego,
Zawsze trzeba szukać
Pozytywnych stron tego, co nas spotyka,
Pamiętając przy tym,
Że nic nie dzieje się bez przyczyny…
Chcę czuć, że jestem dla Ciebie
Najważniejsza, najpiękniejsza, najlepsza.
Że mnie kochasz jak nikogo innego.
Że jak trzeba, to pójdziesz dla mnie na wojnę.
Że mnie doceniasz, że jestem tą jedyną,
Dla której zrobiłbyś wszystko ♥
Mała
♥♥♥
O miłości
Miłość:
Jest jak
róża,
Czyli
piękna.
Lecz czasem
nie przetrwa, usycha i umiera.
♥♥♥
Co to znaczy Miłość:
To uczucie,
które bardzo dużo przetrwa,
lecz czasami szybko odchodzi i przemija.
BOŻENKA
♥♥♥
Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.
Zapewne
każdy z Was miewał w życiu zakwasy? I to nie jeden raz – prawda?
Dla
jednego wystarczy dzień niećwiczenia, by bezruch na dłużej zawitał, a u kogoś
innego dopiero jakiś życiowy „dół” odbiera chęć do tego, co powodowało, że nie
łapało się zadyszki po lekkim truchcie.
Ja
swoje regularne ćwiczenia jakoś zawiesiłam z przejściem na „półotworek”. Na
początku bardziej wkręciła mnie ta możliwość przemieszczania się po celach (to
też ruch 😊),
swobodny dostęp do sprzętu na świetlicy, ale i tak nie było to codziennie. W
ciągu dnia do celi ktoś zawsze przychodzi, ktoś woła i nie ma jak się rozłożyć
z tą karimatą…a może ja po prostu chciałam wziąć „urlop od ćwiczeń”? Ale to
jakoś głupio brzmi…. Tak.
Przyszło
mi po tylu latach zmienić jednostkę i z tego miejsca chciałabym podkreślić, że
już kochani nie będę z Wami tak na bieżąco w komentarzach, ale postaram się
pozostać na łączach.
Podróż
wielogodzinna na twardym plastikowym siedzonku, przede wszystkim, zajęła się
moimi plecami, no i pośladkami. Legalnie miałam wrażenie, że co jakiś czas,
krzesełko prądem wali, takie uczucie mnie „pieściło”.
Cały
dobytek musiałam zmieścić w sentymentalnej, ruskiej torbie w kratę (od razu się
wraca myślami na stadion XX -lecia (wtedy zlikwidowali koronę tę i może
niedługo obecnie panującą), ale o wiele gorzej po takiej podróży te trzydzieści
kilo znieść po schodkach z łuku bagażowego. No, mi musieli pomagać! Gwieździste
niebo powodowało, że chciało się jak najszybciej zakończyć ten wieczór
legnięciem na łóżko, ale wiedziałam, chcieć a móc, to odległe bieguny.
Ramiona
sztywne, tyłek obity, włos zwichrzony, ale do przodu, a tu – schody! Jezu!
Czemu ja nie mam 5 lat, nie jest to Smyk, a schody cieszą? Chryste! Za co?
W
myślach karciłam się: „i bardzo Ci tak dobrze! Zaprzestałaś ćwiczeń, to teraz
sap!”
Jeśli
nie przechodzi się przez magazyn depozytowy, w którym trzeba wszystkie rzeczy
wpisać, to po takim przyjeździe na celę bierzesz tylko, co potrzebne np. do
wieczornej toalety. Łapałyśmy piżamy, klapki, jakąś herbatę, coś do zjedzenia.
Po kontroli poszłyśmy po mandżurek i – uwaga! Suprise! –MATERACE!!! Normalnie jak
zielone żołnierzyki stały w pionie, każda musiała wziąć dla siebie, z braku już
sił bardziej się nimi ciągnęło po tej podłodze jak Krzyś Kubusia Puchatka, ale
stało się.
Wydawałoby
się, że ten ostatni etap jakoś uspokoił wszystkie. Lekkie rozmowy się zaczęły,
pytania o podróż, z jakiej karty można dzwonić itp. Ciszę na zakładzie
najbardziej zagłuszyły te nasze szurające materace.
Po
minięciu kilku krat, skrętach w prawo bądź w lewo, ruszaniu przed siebie, pada
hasło:
– „ A
teraz schodami do góry!”
Serio?
Znowu? Do którego miejsca?
– „ Na
sama górę” – pada tekst, jakby odpowiadali na moją myśl.
I znowu
się karcę za te słabe ręce, podsapywanie, trzęsące nogi jak po… (😊 to już prywatne wspomnienia! 😊)
III piętro!!! Matko Boska!!!
Na III
piętrze mieszkał kiedyś Daniel. Fajny chłopak, ale do niego, to raczej
schodziłam, bo ja byłam z V-tego. Pamiętam, że gadałam z nim z łazienki, on w
swojej, ja w swojej, tak dobrze po pionie szło 😊. Poza tym w bloku mieliśmy windę,
a tu…
No cóż,
prawie wbiłam paznokcie w ten materac i szłam… a raczej wchodziłam. Zdobywałam
swoje K2 do snu.
Obudziłam
się sporo przed porannym apelem, a raczej obudził mnie ból ud – „Oho! Zakwasy!”
– pomyślałam. Później odezwały się z okolicy, gdzie zwykle ludzie biceps mają,
dołączył lekki ból krzyża i myśl „ musisz to wszystko z całą sobą zrzucić z
górnego łóżka”. Jak wyzwanie to wyzwanie!
Cały
dzień (czyli już kolejny) zaliczałam schody parę razy:
– do
magazynu po rzeczy, z magazynu z rzeczami
– do
wychowawcy, od wychowawcy
– na
łaźnię (która jest w piwnicy), z łaźni
Łydki
będę miała jak wróbel… – Agata Wróbel!
Następny
dzień – spacer i wypiska, na którą chodzi się do kantyny (no, bieganie oczami
po półkach wyrzuciło z mózgu ból… do czasu, kiedy dostrzegłam naproxen żel, no
kupiłam, jakby inaczej…)
Tutaj
schody prowadzą wszędzie.
Nogi
ćwiczysz – chcąc nie chcąc.
Ale
najlepsze zakwasy dopiero przede mną.
Żeby
tak tyci zobrazować to, co chcę opisać, pozwolę sobie zapytać Was – czy
pamiętacie skecz o Tofiku kabaretu „Ani Mru Mru”? Jak skakał – chyba z radości,
pod piłeczką ping-pongową?
To ja
byłam inna wersją tego Tofika, otóż dopadłam piłkę do kosza i mogłam sobie
porzucać. PO TYLU LATACH BYŁAM NA SALI GIMNASTYCZNEJ!!! Normalnej Sali! WOW!!
Nie
chcę nawet wiedzieć jak wyglądałam, nie interesuje mnie ewentualna chęć
zgłoszenia mnie do egzorcyzmów, ważne – że dorzuciłam „za trzy”, i za drugim
razem trafiłam! Że zapomniałam o schodach, o bólu, o tym miejscu, o wyroku, o
latach na karku. W godzinę byłam w tylu miejscach, co kiedyś z drużyną po
Polsce.
Próbowałam
tego wszystkiego, co mnie kiedyś nauczono, no nie wychodziło już tak jak
kiedyś, ale nie to się liczyło.
Ważna była ta chwila, ta godzina, ta piłka, ta
radość. Obudziłam się obolała, jak po jakiejś ustawce – i to przegranej, ale za
to jak spałam!!! Jak dziecko!!!
Dalej
odczuwam zakwasy, ale jutro zejdę na świetlicę i chociaż pojeżdżę na rowerku 😊 … na pewno zacznę znowu ćwiczyć.
Pozdrawiam
Wszystkich z Fundacji Dom Kultury, wolontariuszy, blogerki, Panią Ewę, Czytelników
i moich znajomych.
PEŁNOLETNIA
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Piszę do Ciebie tych parę linijek, żebyś wiedział, że do Ciebie piszę.
Jak ten list dostaniesz, to znaczy, że do Ciebie doszedł. Jak go nie
dostaniesz, to daj mi znać, wyślę jeszcze raz. Piszę do Ciebie wolno, bo wiem,
że nie umiesz szybko czytać. Niedawno tata przeczytał w jakiejś gazecie, że
najwięcej wypadków zdarza się kilometr od domu, więc przeprowadziliśmy się
kawałek dalej. Jest tu pralka, choć nie jestem pewna, czy się nie zepsuła.
Wczoraj wrzuciłam do niej pranie, nacisnęłam guzik i pranie zniknęło. Ale
przecież z tego powodu się nie powieszę. Pogoda nie jest najgorsza. W zeszłym
tygodniu padało tylko dwa razy. Za pierwszym razem padało trzy dni, a za drugim
cztery.
Co do tej kurtki, którą chciałeś, to wujek Piotr powiedział, że jak Ci
wyślę z guzikami, to będzie dużo kosztować, bo guziki są ciężkie. Dlatego
oberwałam guziki i włożyłam do kieszeni.
Tata dostał nową pracę, chodzi dumny jak paw, bo ma pod sobą jakieś
500 osób – wysiewa trawę na cmentarzu.
Twoja siostra, Julka, która wyszła wtedy za mąż, jest w ciąży. Nie
znamy jeszcze płci dziecka, więc nie powiem Ci czy jesteś wujkiem czy ciocią.
Jak to będzie dziewczynka, to Twoja siostra chce jej dać na imię po mnie, ale
to będzie dziwne mówić na swoją córkę ,,mama’’.
Gorzej jest z Twoim bratem, Jankiem. Zamknął samochód i zostawił
kluczyki w środku. Musiał iść do domu po drugi komplet, żeby nas wyciągnąć ze
środka.
Chciałabym Ci włożyć parę złotych, ale już zakleiłam kopertę.
Mała
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Kiedy miałam 15 lat, odwróciłam się od Boga, ponieważ długo patrzyłam, jak mój ukochany dziadziuś, osoba bardzo wierząca, umiera. Wtedy powiedziałam sobie, że Bóg nie może istnieć, skoro pozwala na to, aby osoba, która tak bardzo go kocha, umierała w takich męczarniach.
Przez długie lata żyłam w przekonaniu, że Bóg nie istnieje, nawet śmiałam się, że jestem głęboko niewierząca. Wiele lat później narozrabiałam, szukałam sensu i powodu tego wszystkiego. Zaczęłam medytować, zaglądać w głąb siebie. Kończyłam różnego rodzaju kursy rozwoju osobistego, głębsze techniki medytacji, i w pewnym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że to wszystko i tak prowadzi do jednego Boga.
Miałam koleżankę, która była bardzo wierząca i zaproponowała mi spowiedź życia. Byłam przerażona, a moje przerażenie sięgnęło zenitu, kiedy zobaczyłam rachunek sumienia, według którego należy się wyspowiadać. Pamiętam jak dzisiaj, kiedy do niej zadzwoniłam płacząc, że mam 80% grzechów z tej listy. Zaczęła mnie uspokajać, mówiąc, że wszyscy tak mają po tak długiej przerwie. Siadłam z rachunkiem sumienia w ręku i z pełną szczerością wypisałam wszystko punk po punkcie. Od najdrobniejszych rzeczy, przekroczenia prędkości, po najcięższe, powód skazania przez sąd.
Poszłam na spotkanie, nieprzypadkowe. Ksiądz został dla mnie wybrany i czekał na mnie. Siedliśmy w małej kapliczce, zaczęłam opowiadać, byłam bardzo zdenerwowana, ręce mi się trzęsły, a łzy same zaczęły płynąć. To było wspaniałe przeżycie. To nie była tylko spowiedź, to było spotkanie z przyjacielem, który słuchał, rozmawiał, pomagał i nie osądzał. Pamiętam, że na samym końcu uklękłam przed ołtarzem, a ksiądz położył rękę na mojej głowie i oddał mnie Bogu. Wstałam i poczułam jakby ktoś ściągnął ze mnie ogromny ciężar, poczułam się taka lekka, świat wyglądał na jaśniejszy. Dostałam oczywiście pokutę, która nie była zwykłą pokutą.
Miałam obejrzeć film o Jezusie, przeczytać książkę (wskazaną przez księdza), iść na mszą i przyjąć komunię świętą. Wszystko wypełniłam z ogromną satysfakcją i poczułam szczęście. Pamiętam tę pierwszą mszę z przyjęciem komunii. Po prostu byłam uczestnikiem, słuchałam każdego wypowiadanego słowa, każdego dźwięku organów. Potem przyjęłam komunię świętą. Długo klęczałam modląc się i dziękując za to, co się dokonało.
Dziewczyny, nie wiem czy jesteście wierzące czy nie, ale
może warto zrobić sobie prawdziwy rachunek sumienia. Ja polecam, bardzo dużo to
daje. Przede wszystkim spokój, zrozumienie i poczucie obecności kogoś, komu
bardzo zależy na Tobie.
Sabina
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Na łóżku siedzi po turecku drobna blondynka. Głowę ma pochyloną nad
książką. Koło niej piętrzy się pokaźny stosik różnorakich pozycji z naszej
biblioteki. Kalina jest namiętną czytelniczką, chociaż nie każda książka ją
wciąga. Dlatego zawsze musi mieć ich większą ilość, żeby wybrać te, które ją
zainteresują. Kiedy Kalina nie ma co czytać, jest prawdziwie niepocieszona, a
kiedy już trafi na szczególnie ciekawą dla niej lekturę, wpada w czytelniczy
trans. Wtedy jest obecna w celi wyłącznie ciałem i żeby się z nią skontaktować,
trzeba się trochę natrudzić (np. zawołać ją podniesionym głosem albo lekko
szturchnąć, bo inaczej nasze słowa do niej nie docierają).
Czytanie to sposób Kaliny na więzienne odosobnienie, ponieważ jest
osobą niezwykle energiczną. Gdy się za coś bierze, to robota pali jej się w
rękach, aż iskry lecą. Wcale nie przesadzam! Jej energia dosłownie rozsadza
ograniczoną celową przestrzeń, toteż podróże Kaliny do pozbawionego ograniczeń
świata literackiej wyobraźni stanowią swego rodzaju zawór bezpieczeństwa,
którym uchodzi nadmiar tej energii, nie mieszczący się w ciasnym światku
celi.
Kalina często się uśmiecha. Jej uśmiech zawsze sięga oczu i jest
zaraźliwy – nie sposób się nie uśmiechnąć, kiedy go zobaczysz. Czasem jednak
uśmiech Kaliny znika, a oczy smutnieją, z błękitnych robiąc się szare. Dzieje
się tak po szczególnie wzruszających rozmowach z rodziną, zwłaszcza z mamą.
Kalina pochodzi z dużej z i zżytej rodziny; na wolności czekają na nią, oprócz
mamy, synek, bracia, siostry, ciocie i wujkowie, a także mali siostrzeńcy.
Czeka też narzeczony. Kalina jest kochana przez bliskich i dlatego jej pobyt za
kratami stanowi dla nich bardzo traumatyczne doświadczenie, ale wierzą w nią i
w nowy początek – już razem.
Kalina nie należy do osób złych. Znalazła się w tym miejscu nie na
długo, bo na niecałe dwa lata, ale w jej przypadku to i tak za długo. Ot,
młodzieńcza naiwność, zauroczenie niewłaściwym chłopakiem i kłopoty z prawem
gotowe. Na szczęście te kłopoty to jedynie lekkomyślnie zaciągnięty kredyt.
Pomimo negatywnej strony wyroku Kaliny, mądrze wykorzystała ona ten
czas odosobnienia, przemyślała wiele spraw i doszła do wniosków, które w
przyszłości pomogą jej żyć rozsądniej. Pozbyła się też ciągot do szaleństw,
mogących zrujnować najlepszą egzystencję. Zrozumiała, że często to, co wydaje
się nam „fajne”, jest takie tylko na krótką metę, więc nie warto się łakomić.
Co jeszcze mogę powiedzieć o Kalinie? W celi jest dobrą towarzyszką,
można na nią liczyć w potrzebie, porozmawiać, pośmiać się. Zwiedziła trochę
miejsc poza Polską, podobnie jak jej krewni, toteż ma w zanadrzu wiele
ciekawych opowieści o ludziach i obyczajach. Dla mnie, zapalonej podróżniczki,
to bardzo interesujące posłuchać, jak ktoś inny postrzega niektóre zjawiska
zachodzące poza granicami naszego kraju.
Kalina w przyszłym roku będzie już wolnym człowiekiem. Osobiście życzę
jej, by ułożyła sobie szczęśliwie życie i by lekcja z pobytu tutaj ustrzegła ją
przed kolejnymi błędami. Mam nadzieję,że tak się stanie, bo moim zdaniem jest
ona jedną z tych osób, które zasługują na drugą szansę od społeczeństwa.
Zośka
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Tak z biegu to trudno sobie wyobrazić, że w więziennej celi można się bawić. Hasło GRY I ZABAWY… ŚWIETLICOWE kojarzy się bardziej z wyjazdem kolonijnym, a nie z pobytem tutaj. Różnice są zasadnicze, a główna jest taka, że tu człowiek musi zorganizować sobie zajęcie czy rozrywkę we własnym zakresie, co nie jest takie proste. Niby nie po to trafiamy do więzienia, żeby się ,,bawić’’, ale też nie po to, aby zanudzić się na śmierć – takiej kary na szczęście nie ma w kodeksie, choć czasem niejedna osoba jest bliska jej wykonania. Prędzej niż później i bez względu na długość wyroku, każdy skazany leży i ma myśli typu ,,ależ się nudzę’’.
Można, po pierwsze, czytać książki, o ile ktoś lubi. W sumie to nawet ci, którzy w życiu nie czytali prawie wcale – tu sięgną po coś do czytania. To chyba najlepszy ,,zabijacz czasu’’ z ogólnodostępnych w więzieniu. Osobiście, uwielbiam czytać, ale nawet miłość do książek w pewnym momencie staje się rutyną, a wtedy na myśl o sięgnięciu po kolejną pozycję przyprawia o mdłości.
Można, po drugie, rozwiązywać krzyżówki, bo to według niektórych rozwija lub poprawia pamięć. Nie dla tych, którzy chcą o czymś zapomnieć. Ja po panoramiczne sięgam sporadycznie, tak w ostateczności, bo hasła wpisuję z automatu, więc średnio mnie to bawi. Ale żeby zająć choć kawałek dnia, też dobre.
Można, po trzecie, grać w karty, z czego dosyć często korzystam. Lubię remika, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto potrafi w to grać, albo szybko się nauczy. Rzadziej trafiam na kogoś, kto gra w kanastę, ale bywa. Jeszcze ani razu nie spotkałam osoby, która grałaby w brydża i bardzo tego żałuję.
Można, po czwarte, grać w scrabble. I to jest świetny czasoumilacz. Kiedyś tą grą wręcz ,,molestowałam’’ swą przyjaciółkę i codziennie potrafiłyśmy pół dnia przesiedzieć nad planszą. W końcu miała dość i mnie, i tej gry, więc grałam sama ze sobą, co było też fajne, ale już nie tak zabawne. Przy okazji – Pełnoletnia – dziękuję Ci za ten czas przy różnych wersjach scrabble. Można, po piąte, uczyć się języków obcych. Czy się lubi czy nie to zawsze coś, a nuż przyda się kiedyś w przyszłości.
Można, po szóste, rozmawiać z innymi współosadzonymi, o ile ma się takie towarzystwo, że jest o czym pogadać, bo bywa z tym różnie i czasami człowiek staje się niemową, a żałuje, że słyszy.
Można, po siódme, dostać totalnej głupawki i śmiać się do rozpuku, aż boli brzuch i całą szczena, a powodu do tej radości żadnego konkretnego nie ma.
Można, po ósme, wymyślać co tylko się da i co komu przyjdzie do głowy – na małej przestrzeni wychodzą z tego czasem jaja.
Można, po dziewiąte – i to będzie obecnie mój ulubiony punkt – grać na konsoli. Stara jestem, ale jeszcze z tego nie wyrosłam i tak mi się jakoś zdaje, że będę siedziała przed ekranem z kontrolerem w rękach nawet gdy zbliżę się do setki. W domu nie mogłabym sobie pozwolić na to, żeby spędzić tyle czasu przy grze, poza tym miałabym tam ciekawsze i zdecydowanie przyjemniejsze rzeczy do zrobienia, ale tu… no cóż – nie ma takiej siły, która odkleiłaby mnie od konsoli. Nie mogę się rozpisywać na ten temat, bo dłuuugo bym nie skończyła.
Można, po dziesiąte, haftować (nie, nie po imprezie), robić na szydełku, drutach i w ogóle zająć sobie czas takimi manualnymi duperelstwami. Czasochłonne, przyjemne i potrafi przynieść efekt w postaci czyjegoś uśmiechu, gdy ktoś taki dostanie robótkę w formie prezentu.
Najistotniejsze jest to, aby cokolwiek tu robić i na tyle rzadko, na ile to możliwe, mieć tę myśl, że nudzi mi się.
Pozdrawiam, Małgosia
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Zapisz się do NEWSLETTERA Fundacji Dom Kultury
Będziesz mieć dostęp do najciekawszych, niedostępnych gdzie indziej treści.
Prosto z więzienia i nie tylko.