Wtorek, 30 września. Wszystko spakowane, czy jeszcze coś, bo zwariuję, gdy będę musiała cały ten majdan ponownie rozpakowywać. Niby nic nie ma, a przy pakowaniu rośnie kopiec kreta, który będę musiała sama nieść. Jadę do Grudziądza na terapię AA (przeszło 300 km) i minę mam nie za ciekawą, bo nabawiłam się choroby lokomocyjnej… koniecznie muszę mieć obok siebie jednorazówki, haftowanie przymusowe – masakra. Nie jestem pewna, czy polecę transportem w tym tygodniu, bo termin terapii przypada na 23 października, więc po co tak wcześnie mam śmigać. Na wszelki wypadek wolę się spakować, bo nigdy nic nie wiadomo, nie znasz dnia ani godziny, najwyżej się rozpakuję i tyle – nic mnie to nie kosztuje. Idę spać, zmęczyło mnie psychicznie to wszystko… Smutno mi, bo w piątek mam widzonko z synusiem i mężem (trzy godzinki), oby tylko nie przepadło.
Środa, 1 października. Pół nocy spałam „na czuja”, zerkam na zegarek – 6.50, nagle klapa się otwiera i dostaję prowiant. Uh…, ale ulga, że się ogarnęłam wczoraj. Szybko się ubieram, piję ciepłą kawkę i przegryzam „styropianem” (krążkami kukurydzianymi). Mam 20 minut.
Z Grochowa wyjechały po ósmej nas cztery, na miejscu byłyśmy po piętnastej . Droga długa i niewygodna, bo te kabaryny przystosowane są dla liliputków a nie krzepkich babeczek (nie liczę siebie ). Torby pod nogami, obok i gdzie się da. Moje nogi co chwila lądują gdzie popadnie, nie mam jak się wyprostować – siedzę w pozycji chińskiej ósemki. Ucieszyłam się przeokropnie, gdy dojechałyśmy do miejsca przeznaczenia i już sobie wyobrażałam siebie umytą, przebraną i leżącą na wyrku. Jednak moja radość nie trwała długo – zanim dotarłam do celi, trzy razy moje graty i ja były dokładnie sprawdzane i to, co zabronione, by posiadać na celi – zabrane. W każdym więzieniu są inne zasady regulaminowe, więc trzeba się dostosować, bo nie ma wyboru. Ja nadal na podgrupie P1, więc zabrane maszynki do golenia (zima się zbliża, więc będzie cieplej z futerkiem, hehe ), suszarka do włosów, fiszbiny ze staników i odzież, która przekracza dozwoloną ilość. Przeraził mnie fakt ciągłego przemieszczania się po schodach w górę i w dół z bagażem pod pachą i w obu rękach, można ducha wyzionąć. Grudziądzkie więzienie jest ogromne, rozbudowane wzdłuż i wzwyż – dla nowych osób, które były wcześniej w malutkim ZK dość przerażające w całej swojej okazałości.
Mija mi tydzień w nowym lokum, które właśnie zmieniam. Byłam na celi palącej, bo nie było miejsc i podpisałam status palącej. Nie dałam rady dłużej znieść tego smrodu (nigdy nie paliłam nałogowo, w szkole popalałam dla szpanu), mąż nie pali i generalnie zawsze przebywałam w miejscach dla mnie odpowiednich – czyli dla palacza biernego. W obecnej chwili dochodzę do siebie, bo strułam cały organizm. Nie mogę jeść, ciągle mi niedobrze i boli głowa. Za parę dni będę jak nowo narodzona. Tym bardziej, że jesteśmy na celi dwie i odpoczywamy psychicznie.
Przyznam szczerze, że tęsknię za rodziną, znajomymi z poprzedniego ZK, ludźmi z fundacji i Warszawką . Telefon dwa razy w tygodniu tylko po 10 minut – a dla mnie to cholernie mało czasu. Na razie próbuję złapać rytm i żyć jako tako, ale już zdecydowałam – wracam na Grochów po terapii. Tęsknota i odległość od syna, męża, rodziny mnie dobija. Doczekać się nie mogę widzenia z nimi za dwa tygodnie – oni również, i czekam z nieukrywaną niecierpliwością na spotkanie.
Trzymajcie mocno kciuki, by się wszystko powiodło i bym mogła być jak najszybciej z bliskimi. Oby Bóg dał mi taką szansę – wierzę w to mocno.
Pozdrawiam ciepło
Ela
Chęci są , wiara jest więc wszystko musi pójść tak jak powinno 🙂 Trzymam kciuki ! 🙂
Fajnie się czyta wasze wpisy 🙂 życzę powodzenia i mam szczerą nadzieję że ci się uda. Miałem świetną dziewczynę w warszawie to mam miłe wspomnienia związane z stolicą i doskonale ciebie rozumiem i także nienawidzę papierosów, już od samego zapachu mnie mdlić zaczyna. Trzymaj się ciepło Ela 🙂
Przeczytałam całego bloga i życzę Wam żebyście wyprostowały swoje życie bez względu na to co się w nim wydarzyło. Byście mogły wrócić do dzieci, do rodzin. Żebyście były szczęśliwe 🙂 Pozdrawiam
Podpisuję się pod życzeniem “wyprostowania życia”. Powodzenia w dążeniu do tego celu!
Bardzo dziękujemy za życzenia.
Pozdrawiam serdecznie, Monika
Tyle co wpadłam na bloga, ale na pewno przeczytam go od deski do deski. Powodzenia dziewczyny. Jest jak jest, ale świetnie dajecie sobie radę!
Mam nadzieje ze dni szybko mina a pobyt przyniesie pozniejsze rezultaty!
Tak wszystko super tylko dlaczego piszesz jeszcze tutaj skoro cie nie ma. Ten wpis dla mnie jesy jakis wyobrazony nie wiem jak dla was. Pozdro.
Taka fajna, ciepła notka… Szczerze, miałoby się wrażenie, że bez znaczenia czy to warszawska, czy grudziądzka krata…, a emocje towarzyszące zmianie tak samo silne jak gdzie indziej… Normalne życie, można by powiedzieć…
Dobre zdanie z tym futerkiem hehe.