Mój dzień w Z.K.

Większość osób zapewne ciekawi, jak to wszystko wygląda od wewnątrz, czyli jak wygląda nasz dzień w zakładzie karnym.

Zacznę od początku. 6.15 teoretycznie jest pobudka. Piszę teoretycznie, bo wcale mnie to nie budzi, gdyż polega to jedynie na tym, że zapala się światło. Tak więc ja przykrywam się kocem na głowę i łapię te ostatnie 45 minut snu. Kiedy słyszę, że apel jest już blisko mojej celi, wtedy zaczyna się wyścig z czasem. Wyskakuję z łóżka, jakby ktoś mnie wrzątkiem oblał. Szybko szukam spodni. Często mi się nie udaje ich znaleźć, za co zostaję ukarana, że staję w piżamie do apelu.

Po nieszczęsnym apelu zdarza się, że idę jeszcze spać do śniadania, czyli do 7.30. Ostatnio jednak jest to rzadko, gdyż mieszkam w jednej celi z Poli. Ona jest rannym ptaszkiem. Od rana zagaduje, robi kawę, po czym krzyczy, że mamy wstawać, bo nam kawa wystygnie. No i ogólnie nie ma już szans na krótką drzemkę przy Poli :).

Tak więc siadamy i rozpoczynamy dzień od kawy i rozmów. Pomimo że przebywamy ze sobą wszystkie pięć przez 24 godziny na dobę, to zawsze mamy jakiś temat do rozmów przy kawie.

Jak przyjeżdża śniadanko, oczywiście nigdy nie wiemy, co na nie dostaniemy, zawsze jest ciekawość, co dziś zaserwuje nam szef kuchni.

Kiedy już wypijamy kawkę i odbierzemy śniadanie, wtedy zaczyna się mycie. Oczywiście nie posiadamy w celi prysznica, tak więc pozostaje nam poranna toaleta w misce. Dodam tu, że jest nas pięć na celi i czas operacyjny to 30 minut na mycie, gdyż tyle nam przysługuje ciepłej wody. Kto nie zdąży, musi gotować sobie wodę czajnikiem. Po porannej toalecie od 8.00 zaczynają się spacery. Chodzimy na nie na godzinę dziennie. Oczywiście spacerniak nie wygląda jak aleja spacerowa w parku, tylko jak katakumba, bo tam też jesteśmy zamknięte. Czasami jest to jedyna możliwość do spotkania się z dziewczynami z innych cel, bo dodam że siedzę zamknięta 23 godziny na dobę i właśnie to jedną godziną poza celą jest spacer. Czasami są to dwie godziny, bo jeszcze mamy dwa razy w tygodniu wyjście na świetlicę, też na godzinę. Możemy wtedy pograć w pingponga, piłkarzyki lub nawet poćwiczyć, wymienić książki. Oczywiście najważniejszym moim wyjściem dwa razy w tygodniu jest wyjście na zajęcia. Są to wtorki i czwartki. Wtedy właśnie przychodzą dziewczyny z Fundacji „Dom Kultury” i mamy możliwość dać teksty na bloga i dostajemy odpisy. Wtedy jest full wypas – dwie godziny poza celą. W pozostałe dni po spacerku czekamy na obiad. Nie ukrywam, że lubię w więzieniu wiecznie na coś czekać, czas mi wówczas szybciej płynie. Więc tak w oczekiwaniu na obiad robię różne rzeczy. Na przykład środowe i niedzielne przedpołudnia zazwyczaj są poświęcone na pranie, bo w te dni mamy cały dzień ciepła wodę. Dodam, że nie mamy oczywiście pralki. Wszystko pierzemy ręcznie. Te dwa dni w tygodniu są prawie jak święta. Możemy wtedy korzystać z prysznica przez 7 minut. To trochę trudne, ale jak się człowiek wprawi, to się udaje wykąpać w siedem minut. W pozostałe dni, kiedy nie ma łaźni, zazwyczaj gramy w karty lub każda się czymś osobno zajmuje. Ja na przykład czytam książkę.

Po obiadku czas na sjestę i oczywiści czekamy na kolację. Po sjeście zazwyczaj piję kawę i jak otrzymam list przy obiedzie, to go czytam. Niestety, jest to czymś wyjątkowym. Na wolności ludzie nie piszą już zazwyczaj listów, tylko smsy, mejle, a tu to jest nieraz jedyny nasz kontakt ze światem. List od bliskiej osoby jest dla mnie czymś cudownym i czytam go po kilka razy. Jednak wiadomo, nie codziennie otrzymuje się listy, tak więc popołudnia spędzam na rozmowach lub czytaniu książek.

O godzinie 17.00 jest kolacja.

Po kolacji, tak mniej więcej koło 18.00 jest czas na wieczorną toaletę, czyli powtórka tego, co rano.

O godzinie 19.00 jest apel wieczorny i wtedy już do rana nikt nie otwiera celi. Tylko w szczególnych wypadkach, jak komuś się coś dzieje. Po apelu wieczornym, jak jest telewizor na celi, to oglądamy jakiś film. Jak nie ma, to pozostaje gra w karty i czytanie książek.

O godzinie 22.00 zaczyna się cisza nocna, gaśnie światło i wtedy mam czas, żeby spokojnie w ciszy pomyśleć sobie o domu i innych sprawach, często pomarzyć i wyciszyć się. Zasypiam, i znowu, aby do siódmej pospać.

Może trochę Wam przybliżyłam, jak to tu wygląda. Najważniejsze, to ułożyć sobie swój plan dnia i tak sobie żyć według niego. Wówczas nie ma czasu na nudę.

Siedzimy w pięć na celi. Mamy dwa łóżka piętrowe, jedno pojedyncze, stół i pięć krzeseł. Każda ma tak zwaną swoją kuwetę, w której trzymamy swój dobytek, ubrania i „higienę”. Możemy mieć dwie podkoszulki i jedną bluzę,dwie pary spodni i bieliznę. Jedną piżamę, dwie pary butów i kurtkę. Ubrania możemy wymieniać raz na kwartał. Wtedy idziemy do magazynu odzieżowego i robimy wymianę na inny zestaw odzieży. Oczywiście są to ubrania przysyłane z domu.

Na co dzień przy każdym wyjściu z celi musimy być ubrane w mundurek. We własnej odzieży możemy się poruszać jedynie w celi.

Zapomniałam jeszcze napisać o najważniejszym przywileju, jaki nam tu przysługuje. Mianowicie są to widzenia z rodziną dwa razy w miesiącu po godzinie. Wtedy to jest dopiero święto. Szykowanie się na takie widzenie zaczyna się od rana. Trzeba ładnie się uczesać, umalować. Normalnie wtedy się czuję, jakbym do teatru szła ;).

Tylko ta godzina mija tak szybko…. I znowu jest smutek i żal i oczekiwanie na następne widzenie.

Oczywiście mamy jeszcze możliwość dzwonienia. Wygląda to tak, że na korytarzu są dwie budki telefoniczne i mamy 10 minut rozmowy przez telefon od poniedziałku do piątku. W soboty i niedziele nie mamy telefonów. Często jest tak, że tyle się chce jeszcze powiedzieć przez telefon, a tu niestety koniec.

Myślę, że chyba już wszystko opisałam. Jeśli któryś z Czytaczy chce się jeszcze czegoś dowiedzieć, niech zapyta, na pewno odpiszę.

Magda

9 thoughts on “Mój dzień w Z.K.

  1. W tym wszystkim pewnie najgorsza jest monotonia, mój codzienny apel to mój psiak trącający mnie nosem około 7 rano aby z nim wyjść 😉

    Najgorsze że w ostatnim okresie miejsce tej pobudki się często zmienia jeżeli chodzi o moją osobę…

    Nie wiedziałem że Poli to taki ranny ptaszek i smakosz kawy hehe 😉 ale jeżeli chodzi o zimną kawę to się zgadzam w 100% z Poli – zimna kawa to nic dobrego przynajmniej według mnie 😉

    Jak zawsze pozdrawiam i całuje 😉 i mam nadzieję że moje sprawy życiowe pozwolą mi ponownie odwiedzić dziewczyny 🙂 nie zapomniałem 😉 pamiętam bo tak ciepłego przywitania tak fajnej rozmowy to nawet w swoim rodzinnym domu nie miałem – także zawsze będę pamiętał o takich ludziach 🙂

    1. Drogi Michale, też zgadzam się z Tobą i Poli że nie ma nic gorszego niż zimna kawa. Często poganiam swojego partnera, który jeszcze chce spać a tu “diabelski napój” stygnie.

      P.S. Pogłaskaj ode mnie swojego zwierza 🙂

      Pani Magdo, cieszę się że mimo trudnych warunków daje Pani radę. Mam nadzieję, że to będzie dobra lekcja na przyszłość- by już nigdy nie wrócić na zamek.

      Krzycha- super pomysł na wpis. Ciekawe, czy zainspiruje dziewczyny 🙂

  2. Wszystkie dziewczyny piszą jak wygląda dzień w zakładzie karnym. A może któraś z Pań pokusi się o opisanie dnia w którym następuje koniec kary, ostatnia noc, godziny w celi przed wyjściem za bramę 🙂

    Pozdrawiam

  3. 2 pytanka, ile możecie mieć bielizny bo niestety kobiety dużo brudzą jak mają okres i potrzebują jej dużo na zmianę
    drugie pytanie jak radzicie sobie ze spaniem bo gdy któraś zacznie chrapać to wiadomo lipa ze snem

  4. Pani Magdo – bardzo ciekawią mnie takie wpisy o codzienności w ZK. A może pani opisać w poście bądź komenatrzu jak wyglądał ten pierwszy dzień, kiedy Pani pierwszy raz tam trafiła ? To musiało być trudne i traumatyczne przeżycie- ciekawa jestem jak to odbiora osoba, która po raz pierwszy się z tym styka, pozdrawiam

  5. Dzięki za opis. Mnie by chyba nuda zabiła. Czy w więzieniu można się np. uczyć? Albo czytać jakieś książki naukowe, albo do nauki zawodu, czy do nauki języków?

  6. Jeżeli można Ci wysłać list, to jestem chętna. Komentarze są mniej uczuciowe chyba.
    Wartość rozmowy tez zmalała.

    Przykro słyszeć o tej monotonii. Ciężko myśleć, co bym zrobiła siedząc tyle czasu w jednym pomieszczeniu, małym, z tymi samymi osobami. Blog na prawdę wam pomaga? Myślisz, że to już resocjalizacja?

    O czym rozmawiacie przy porannej kawie? Marzenia, plany, teraźniejszość?

    Pozdrawiam Cię Magdo

    1. Blog oczywiście mi pomaga w tym miejscu, jest się czym zająć. Choć dwa dni w tygodniu są inne od pozostałych, zawsze czegoś nowego się dowiem. Pytasz, czy blog mi pomaga? Owszem, pomaga w zabijaniu codziennej rutyny, lecz czy to jest resocjalizacja? Chyba nie. Zresztą, do końca nie znam definicji słowa resocjalizacja, kojarzy mi się to z czymś takim jak naprawa popsutego samochodu, czyli że mnie też niby trzeba naprawić. A tak naprawdę to nie wiedzę w tym miejscu tego, że chce mnie ktoś naprawić. Jedynie na tych zajęciach, które są tak rzadko, ktoś próbuje nam wskazać poprawną drogę życia po wyjściu. Jeżeli chodzi o to, o czym rozmawiamy rano przy kawie, to zależy – jeśli dzień wcześniej coś się wydarzy, to zazwyczaj dalej kręci się temat o zaistniałej wczoraj sytuacji. Nieraz wystarczy, że się rzuci hasło jakieś i temat się rozwija, np. choroby, sytuacja naszego rządu :), sytuacje z życia, jakieś śmieszne historie, dosłownie wszystko, o czym można porozmawiać. Marzenia też się pojawiają 🙂 Jeśli chcesz do mnie wysłać list, to skontaktuje się z Tobą Fundacja i powie Ci, jak to zrobić.
      Magda

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *