Jak sami wiecie, Fundacja razem z kobietami z Aresztu Śledczego w Warszawie Grochowie tworzy gazetkę „W Kratkę”. Na chwilę obecną brak nam środków na kolejny numer. Chcę Was prosić o symboliczne wpłaty, aby wesprzeć tak fajną gazetę, do której piszą kobiety pełne empatii, pokory. SKAZANE – ale pełne mądrych myśli, które przelewają na papier tworząc posty. Bez Was – nas nie będzie.
Miejsce, do którego chcę was zabrać, jest miejscem, gdzie staram się spędzić jak najwięcej czasu. Miejsce, które pozwala mi odpoczywać psychicznie i w jakiś sposób zniwelować mój ból i tęsknotę za wolnością. Radiowęzeł- miejsce mojej pracy, ale powoli. Wychodzę z celi, a mieszkam na końcu peronki (czyli korytarza więziennego), idąc do pracy zabieram z tablicy jadłospis, by przeczytać go przez radio. Jest to robione dlatego, że nie wszyscy wychodzą ze swoich cel i nie wiedzą, co kuchnia serwuje w dniu dzisiejszym. Pierwsze drzwi i pomieszczenie są wychowawcy KO, i wtedy pojawia się pierwszy uśmiech w pracy. Od razu wiadomo, że w razie problemu, złego humoru można przyjść i porozmawiać jak człowiek z człowiekiem, a nie osadzona z funkcjonariuszem. Spokojnie, nie będę tutaj cukrować wychowawcy, no chyba. Ale zawsze wchodząc do tego pokoju można liczyć na dobre słowo. I następne drzwi, białe i na dodatek z klamką. Takie zwyczajne drzwi, na które będąc na wolności człowiek nie zwróci uwagi, a tutaj, no cóż, w celi nie mam drzwi, lecz klapę bez klamek. Gdy otworzy się drzwi, widać różowy, taki pudrowy róż ścian oraz biały. Na jednej ścianie jest zrobione drzewo metodą decoupage’u z kwiatów. Gdy obrócisz się w prawo, zobaczysz ścianę, w której jest okno z widokiem na świat. Okno, w którym są kraty, lecz nie ma pleksy i widok nieba czy chociażby padającego deszczu jest namiastką wolności. Przecież wtedy można w wyobraźni się przenieść do balkonu i porannej kawy. Na całej długości tej ściany stoją 3 stoły i tworzą wspólny blat. Miejsce naszej pracy. Na nim stoją 3 komputery, teczki z przygotowanymi audycjami oraz nasze zapiski. Jak to w kobiecym świecie, nie może zabraknąć też dodatków. Na każdym biurku – bo tak nazywamy te stoły – stoi słoiczek opleciony szarym sznurkiem z różowo-niebieskimi dodatkami, a w nim długopisy, zakreślacze itp. Oj, bobym zapomniała, na tych stołach mamy ceratę, srebrną w kwiatki, jak przystało na kobiety. Po przyjściu do pracy pierwsze, co robimy, to zmiana radia według grafiku, który jest układany przez nas. I jak w każdej pracy, dzień trzeba zacząć od kawy w miłym towarzystwie. Ostatnio najlepszą kawę robi Doris, idealna ilość mleka i cukru. I gdy kawa się parzy, to do mikrofonu padają pierwsze słowa, czyli: „Dzień dobry, nasi słuchacze, dziś mamy….” Po przeczytaniu ogłoszeń oraz komunikatów, przechodzimy do jadłospisu. Po takim początku czas sobie chwilę porozmawiać o tym, jak minął nam dzień poprzedni i ogólnie. W międzyczasie widok za otwartym oknem cieszy, a do tego te śnieżnobiałe firanki z różowymi dodatkami dają poczucie kobiecości. Możliwość przebywania w takim naszym kobiecym pomieszczeniu daje nam bardzo dużo. Wszystko mamy ułożone tak, by było pod ręką. Na ścianach wiszą tablice korkowe, na których mamy rozpisane poszczególne miesiące, audycje czy nawet radia. Nie może też zabraknąć czegoś śmiesznego, co potrafi dać uśmiech na twarzy, tak jak płacząca panda obejmująca i pocieszająca płaczącego mężczyznę. Ostatnio, aby upiększyć nasz azyl, na ścianie powstał napis: „ Ciesz się małymi rzeczami; rób to, co cię uszczęśliwia; śmiej się tyle, ile oddychasz; kochaj tak długo, jak żyjesz; żyj tak, aby niczego nie żałować; tańcz, jakby nikt nie patrzył”. Same go zrobiłyśmy, literka po literce. Wspólne dzieło, jak przystało na zespół w pracy. Mamy rozdzielone prace, każda jest za coś odpowiedzialna. Jedna czyta, to druga pisze audycje, czy też składa gazetkę, która się ukazuje raz w miesiącu. Za biurkami, czyli naszymi plecami stoi szafa, już tylko jedna, ze sprzętem odpowiedzialnym za łączność, czyli by poszczególne oddziały nas słyszały. Szafa, która jest sercem tego miejsca, no może nie sercem, a nerkami, bo sercem jest konsola, która umożliwia włączenie radia czy też przemówienie do słuchaczy. I ten mikrofon z czerwonym kablem, który nazywany jest przez nas „władza do narodu”. Chociaż nie jest to duże pomieszczenie, to 4 osoby przy dobrych chęciach dałyby radę zatańczyć kankana. I został jeszcze jeden mebel, nasz regał, na którym jest hm… chyba wszystko. Na pewno znajdują się tam segregatory, ułożone tak, by każdy wiedział, co tam jest. Na innych półkach szkatułki z „potrzebnymi rzeczami”. Ale też miejsce na kawę i ciastko. Jest to takie pomieszczenie, gdzie możemy się poczuć trochę inaczej niż na celi. Mówi się, że więzienie powinno być straszne, by odstraszało przed ponownym przyjściem, ale ten pokój jest takim azylem, gdzie nie jesteśmy osadzoną, tylko człowiekiem. Jak dobrze jest tam usłyszeć od wychowawcy, czy wszystko dobrze, czy nie chcemy pogadać. Nigdy nie jesteśmy pozostawione same sobie. W tym pomieszczeniu także tworzymy teksty na bloga, a nasza koleżanka pisze książkę. Być może kiedyś znajdziemy ją na półce w księgarniach. I wiecie, co mi się wtedy przypomni? Właśnie ten kobiecy pokój, gdzie Zośka siedziała odcięta od świata. Radiowęzeł to nasz kobiecy świat.
Zołza
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Kochani Blogerzy – Czytelnicy naszego bloga, zwracamy się do Was z prośbą o wsparcie naszej akcji na rzecz 9 – miesięcznej Hani. My, blogerki, dajemy od siebie uszyte pomysłowo – kolorowe poduszki do przytulenia, na prezent, do ozdoby, pasujące do każdego wystroju pokoju oraz plecaki, również pięknie dobrane kolorami. Aby je zdobyć wystarczy włączyć się do licytacji – 10 zł dla Was to nic – zestaw w McDonaldzie, a dla Hani szansa na lepsze życie – zdrowe życie. Nigdy nas nie zawodzicie, wspomagacie nasze akcje, liczymy na Was i teraz. Na szczęście, każdy może być szczęśliwy. Bo szczęście to decyzja – więc prosimy o promyk szczęścia dla Hani i jej bliskich.
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Przecież ona dosięga każdego! Nierealnym jest,
by ominęła kogokolwiek. Wszyscy jesteśmy jej łącznikiem, przedłużeniem, ofiarą
i „ojcem”. Rodzi się z niskich pobudek, z nudów, zazdrości, zemsty, słabego
charakteru. Ta, o której się dowiemy – zapewne dzięki drugiej osobie, nawet jak
poboli, zatka, wyciśnie łzy czy wywoła parsknięcie, to pozwala na zadziałanie,
ustosunkowanie się, olanie, bądź zareagowanie. Wszyscy świetnie zdajemy sobie z
tego sprawę, że w świecie jest jeszcze masa „info” na nasz temat, która dotrze
do nas maksymalnie zdeformowana i przyprawiona.
Ludzie
od zawsze gadali, mało z kim można porozmawiać, a gadać z każdym. Choć zawsze
miało to miejsce, to jakoś mało kiedy w identyczny sposób „podawali” dalej
zasłyszane historie.
Zakład
karny w Grudziądzu był kiedyś zakonem. Do tej pory wewnątrz jest kościół w
którym odprawiane były msze. Na terenie jest również DMiDZ (Dom Matki i
Dziecka), tzw. „ żłobek”. Dzieci się tam rodzą i są chrzczone w kościele
podczas normalnej mszy (tak było za mojej „kadencji”). Dwie takie msze
pamiętam, ale ktoś w inny sposób to zarejestrował. Po kilku latach dowiedziałam
się, że dziecko, które urodziłam zostało mi zabrane do adopcji z racji dużego
wyroku… a ja nawet nie wiem, czy mogę mieć dzieci.
Pamiętam
też jak kiedyś mnie straszyli, że gdy pojadę na karny, to muszę uważać, bo na
łaźni dochodzi do gwałtów. Nie za bardzo mieścił mi się głowie gwałt kobiety
przez kobietę, ale jakoś wtedy słowa miały budować lęk. Cały pawilon podzielony
był na dwie części, po środku dyżurka i telefony. Mnie skierowano w lewą
stronę, do końca korytarza. Do ostatniej celi. Łaźnia była po prawej stronie,
na drugim końcu tego pawilonu. Dziś bym zwyczajnie zapytała „co tam się
dzieje”, albo choćby „przypaliła Franka”, że przez kraty zbyt dobrze nie widzę.
Jakoś chciałabym zażartować z tamtego lęku, który odczuwałam, ale nie
odzwierciedliłoby to siły przekazu. Patrząc na koniec tego pawilonu widziałam
stojące dziewczyny pod tą łaźnią i nie docierała do mnie kolejka po krzywdę? A
tam pod oknem, przy tych drzwiach była popielniczka! One wyszły zapalić!
Osobiście
dotknęło mnie kilka krzywdzących słów, byłam też świadkiem, do czego
doprowadzają nieprawdziwe informacje, ile relacji niszczy, zabija plotka. Nie
wszystkie pamiętam, ale chyba gorsze jest, ile razy powiedziałam sama do kogoś
o drugim nieprawdę. Dlaczego bardziej człowiek pamięta „krzywdę” rzuconą w jego
stronę, a nie odnotowuje zadanych przez siebie razów? Gdyby dać możliwość
ranienia słowem na przysłowiowy zeszyt, ile by się wpisało? No właśnie, nie ma
przykrywki incognito, ale gdyby odwrócić propozycję, wpisanie nazwisk tych, co
nam zadali kuku…hm!…wiadomo, że płonęłoby.
Tysiące
ludzi może ukręcić tysiące wersji jednej historii. Przez lata nasłuchałam się
kto od kogo jest z rodziny, o romansach więziennych, bo tylko przecież romans
mógł zaradzić, żeby utrzymać się w pracy, o donoszeniu osadzonych, by ją
dostać, o tym, że w celi mam toster, własny materac, kino domowe (chyba celowe
to było zagranie). Ostatnio wyjeżdżałam już w transport na diagnostykę, a ja
tylko szłam z rzeczami z paczki. Moje zajęcia z psem z dogoterapii
potwierdziły, że jeszcze mam psa w celi, bo długo siedzę.
Każdy
człowiek ma za sobą niesmak niejednej krzywdzącej powiastki na swój temat,
każdy człowiek ileś razy bardziej świadomie jak nieświadomie (pozostawiam to do
indywidualnego przetrawienia) przyczynił się do bólu drugiej osoby i też każdy
człowiek ma swój próg wytrzymałości na takie gadanie. Nie uwierzę, że komuś tak
naprawdę jest to obojętne, że źle o nim mówią! Ja wiem, że istotne jest, kto
mówi, a nie co, ale prawda jest taka, że wystarczy gorsze samopoczucie, jakiś
smutek rodzinny i głupie gadanie obcych ludzi pchnie do tragedii.
A
wystarczyłoby, aby każda nasza pojedyncza łza z bólu nie wypowiedziała jednego
słowa dalej. Byśmy uwolnili się od niepotrzebnego śmietnika słów o innych i
przestali być echem.
PEŁNOLETNIA
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Zwyczajnie miałam mieszane uczucia, jak zostanę odebrana przez osoby w
wolności. Przecież jestem „więźniarką”.
To, że znalazłam się w tym miejscu, nie robi ze mnie gorszego
człowieka. Człowieka pozbawionego uczuć. Myślę, a wręcz jestem tego pewna, że
całe moje człowieczeństwo, które posiadałam przed wyrokiem, jest nadal we mnie,
mimo tych krat.
Niczym się nie różnię jako człowiek od osób za murami.
Też posiadam rodzinę, dzieci, dom, lecz życie napisało dla mnie inny
scenariusz.
Borykamy się często z problemami, na które nawet nie mamy wpływu.
Wyobraź sobie sytuację, że znajdujesz się na naszym miejscu i wykonujesz
telefon do domu, a tam słyszysz, że twoje dziecko jest w szpitalu? Ma
podejrzenie wyrostka i czeka go prawdopodobnie operacja. Zanim usłyszysz
wszystkie informacje, nie wspomnę o pocieszeniu dziecka i wsparciu go, mija
pięć minut, telefon zaczyna mrugać – zaraz koniec rozmowy. I słyszysz ciszę,
następny telefon jutro (no, chyba że uda się wyżebrać dodatkowy telefon u
oddziałowej). I tak idziesz pod celę z tysiącem myśli w głowie, ale najgorsza
jest ta niemoc.
Bezsilność człowieka, bo przecież będąc na wolności to byłoby się przy
dziecku, trzymałoby się go za rękę, a tak… Zostaje się sama z własnymi myślami.
Chyba że jesteś szczęściarą i masz z kim o tym pogadać w celi.
Więzienie uczy nas wszystkich cierpliwości, bo to jest niezbędne, jak
tlen do życia.
Przecież kiedyś ten wyrok minie i będziemy przy dzieciach, rodzinie,
będziemy tak jak Wy – wolnymi ludźmi.
Myślę, że jak na pierwszy wpis nie jest źle. Może się przełamię i będę
pisać częściej.
Halina
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Na nasz rodzinny obiad zjedlibyśmy zupę ze świeżych
pomidorów z cieniutkim makaronem i przysmażaną cebulką, pieczonego kurczaka z
ziemniaczkami i mizerią, a na deser poziomki ze śmietaną albo kruche ciasto z
rabarbarem i cukrem pudrem. Usiedlibyśmy wokół stołu – ja i moi rodzice – w
pokoju z widokiem na ogród, a przez okna wlewałby się zapach dopiero co
skoszonych traw i cykanie świerszczy. Snulibyśmy opowieści i plany na
przyszłość, przyprawione śmiechem i łzami. Ale takiego obiadu nie będzie, bo
nie ma już tamtego pokoju ani moich rodziców. Bo na wszystko jest już za późno.
Gdybyśmy byli dawnymi Słowianami, zastawiłabym stół na
cmentarzu, przy grobie, gdzie spoczywają, i rozpaliłabym ogień – jako bramę i
drogę – aby ich dusze przybyły z Nawii ogrzać się i posilić. Wtedy mogłabym
powiedzieć im, jak bardzo ich kocham i jak bardzo mi żal, że nie dane mi było
nawet się z nimi pożegnać. Mogłabym ich przeprosić za własną bezsilność. Może
zjawiliby się też dziadkowie i babcie, ciotki, wujowie i kuzyni oraz moja nienarodzona
siostrzyczka (lub braciszek) – bowiem wszyscy moi bliscy krewni przebywają już po Tamtej Stronie, w strefie
wiary i tajemnicy. Ucztowalibyśmy i gawędzili, dopóki płonąłby ogień.
Lecz nie jesteśmy dawnymi Słowianami, zaś w moim
duchowym dziedzictwie nie ma przyzwolenia na zabawy we wróżkę z Endor. Żeby
znów się spotkać, musimy cierpliwie czekać na ruch Boga. Dlatego na razie nie
będzie obiadu ani rozmów z duchami przodków.
Za to może być inny obiad i inne rozmowy, daleko stąd,
na afrykańskim brzegu – z moim mężem i jego rodziną. Bo tylko oni mi pozostali
na tym świecie. Na szczęście sercem są nieustannie ze mną, choć nie płynie w
nas ta sama krew. Wierzę, że kiedyś usiądziemy razem, w licznym gronie, na
patio pod baldachimem winorośli, w cieple śródziemnomorskiego wieczora, i nie
będziemy pamiętać ani mówić o rzeczach smutnych i bolesnych. I to będzie może
lepsze, niczym dotyk łaski, bo jak napisała Majgull Axelsson: „Niektóre
wspomnienia trzeba zostawić w spokoju, są delikatne jak pajęczyna, nie znoszą
myśli ani słów”.
Zośka
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
J.Green (work inspired from a doodle… retro high waisted pants and bubble permed red hair! And a good disco!/ praca inspirowana “gryzmoleniem”… spodnie z wysokim stanem w stylu retro, czerwone włosy z trwałą! I dobre disco!). Więcej prac londyńskiego artysty J. Greena znajdziecie na Instagramie @tampa_blighty.
(Kochana Justysiu, oto Twój pościk. Chociaż tak mi się nie
chce, ale jak bym mogła tego nie zrobić dla Ciebie, Monia)
Może myślicie, że farbowanie włosów więzieniu to nic takiego.
Otóż mylicie się. Biorąc pod uwagę fakt, że zlew, w którym będę chciała umyć
głowę po farbowaniu ma kran zamontowany 40 cm wyżej. Do tego woda leci 30
sekund, po czym kurek trzeba przycisną ponownie. Możecie sobie wyobrazić, jak
wygląda przekręcanie głowy i jednoczesne pstrykanie tym kurkiem.
Zanim jednak dojdzie do tego mycia, trzeba nałożyć
farbę szczoteczką do zębów, bo pędzelka do nakładania farby w kantynie nie
sprzedają, więc go nie mam. 🙂
Na twarz nakładam grubą warstwę kremu, żeby łatwiej było zmyć
to, co zaraz się na niej znajdzie, bo niestety, zawsze upaprze się tą farbą
cała.
Najpierw robię odrosty i tu nie jest najgorzej – pół
godzinki czekania (muszę uważać, żeby nie dotykać głową górnego łóżka).
Najgorzej jest z nakładaniem farby na resztę długości włosów. Mam na sobie
koszulkę przeznaczoną tylko do farbowania włosów, która za każdym razem zmienia
wzór plam. Ręcznik spada mi z ramion, a ja co chwila poprawiam go. Ciapki z
farby co moment wycieram a to z ramion, a to z szyi, na pewno i tak jakąś
przeoczę.
Po skończeniu czekam jakieś dziesięć minut i czas na
wcześniej wspomniane mycie głowy.
Nagrodą za te męczarnie jest piękny kolor włosów.
No chyba, że postanowię położyć jaśniejszą farbę niż
wcześniej – wtedy zostaje odrost w jednym kolorze, a reszta w drugim… Tylko raz
mi się coś takiego zdarzyło i więcej tego nie powtarzam.
Monia
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Na
skraju lasu, nad rzeczką gdzie istniała Kraina pustki, spokoju, opoki którą
charakteryzowała wolna przestrzeń i tak zwana nicość, mieszkały trzy baloniki
duże, okrąglutkie, wypełnione prześwitującym powietrzem, co dzień rano, w południe
i wieczorem fruwały po niebie z rytmem wiatru, ciszy i spokoju, a oaza która
tworzyła ich świat sprawiała, że te trzy prześwitujące baloniki czuły się wciąż
wypoczęte i bezpieczne.
Pewnej nocy gdy baloniki nie mogły spać, a na niebie tworzyły się piękne odcienie granatu i fioletu, na których mrugały liczne gwiazdki, zapragnęły barw, kolorów, błyszczących alautów i brokatu rozmawiając między sobą o pragnieniach. Jeden z baloników chciał być wypełniony emocjami, a trzeci uczuciami i pięknymi myślami, wymieniając poglądy o uniesieniach całą noc, nad ranem odważnie postanowiły opuścić krainę w której wszystko było przewidywalne i ruszyć w świat aby doświadczyć tego co im nieznane. Obiecały sobie jedno, że związują swoje trzy sznureczki na których trzymają swoje okrąglutkie gumowe brzuszki i żeby nie wiem co się działo, nigdy się nie rozdzielą.
Frunęły
po niebie długo i wytrwale oglądając z góry różnorodny świat, lecz nie
potrafiły uzgodnić tego gdzie się zatrzymają i zamieszkają. Jednemu balonikowi
podobało się wesołe miasteczko, kolorowe balony na druciku, żywe kolory, dzieci
które kłóciły się o nie i wyrywały sobie kolorowe baloniki z ręki. Karuzele,
muzyka, wata cukrowa i inne pełne emocji atrakcje. Drugi balonik chciał
wylądować przy zoo, tam każde dziecko wiązało sobie sznureczek z balonikiem na
rączce, a balonik dumny i blady oglądał z góry zwierzątka, place zabaw i zawsze
zabierany był do domu, wisiał przy łóżeczku dziecka i mieszkał razem z nim,
czuł się jak członek rodziny. Trzeci balonik pragnął wylądować w cyrku, oglądać
akrobatów, klaunów, artystów, jeździć po świecie i zwiedzać. Obiecały sobie, że
za 3 dni spotkają się w tym samym miejscu i powrócą do swojej bezpiecznej
Krainy.
Pierwszy
balonik wylądował w wesołym miasteczku, podniósł go z podłogi pewien Pan,
pomalował sprayem, obsypał brokatem, nadmuchał helem. Balonik dumnie sunął nad
głowami dzieci i rodziców, oglądał karuzele, słuchał pięknej muzyki i wąchał
zapach popcornu i waty cukrowej. Był rozchwytywany, pełen napędzających emocji
oraz doświadczeń, które sprawiały, że czuł się szczęśliwy.
Drugi
balonik doleciał prosto pod ZOO, pod klatkę małpek, gdzie uroczy mały chłopczyk
podniósł go, przywiązał do wózka młodszej siostry i zwiedzał całe ZOO z całą
rodzinką, oglądając piękne zwierzęta, słuchając śmiechu i radości dzieci i
biegając po powietrzu za spacerówką.
Trzeci
balonik był pod wrażeniem, gdy udało mu się wylądować na scenie areny, gdzie
podmuch biegających zwierząt unosił go i co raz nad ziemię, wszyscy patrzyli i
podziwiali przedstawienie w którym balonik był również uczestnikiem.
Minął
1 dzień pełen atrakcji, zabaw, zapachów, pięknych widoków. Minął 2 dzień
emocji, uczuć i napędzających myśli. Baloniki zaczęły za sobą tęsknić,
przeżycia miały niesamowite, ale w pojedynkę nie były one tak pełne jak gdyby
mogły przeżyć ten czas we trójkę. Wszystkie trzy chciały wcześniej wracać w
umówione miejsce i choć mocno tęskniły do siebie i za swoją spokojna Krainą,
żaden nie dotrzymał umowy i nie przybył na umówione miejsce po 3 dniach.
Balonik z wesołego miasteczka był zmęczony, co chwila przez właścicielkę
podmuchiwany helem, zasypywany brokatem i pryskany sprayem, zapomniał kim był,
stał się codzienną atrakcją, oddawany z rąk do rąk, kiedy się znudził.
Drugi
balonik przywiązany został do huśtawki na placu zabaw i z dnia na dzień
uchodziło z niego powietrze, nikt się nim nie interesował ponieważ wisiał tam
cały czas, opadając z sił, żadne dziecko już go nie chciało, a z daleka patrząc
na ten świat zwierząt, w którym wciąż dźwięczał hałas, zamieszanie i
nieprzyjemny zapach stał się dla balonika przekleństwem i nie miał sił już
nawet wracać do swojej Krainy w pojedynkę.
Cyrk
dla trzeciego balonika przestał być atrakcyjny, co chwila byli w innym miejscu
z innymi ludźmi na widowni, a balonik już od dawna nie był atrakcją na
występach, patrzył na zmęczone zwierzęta, na ludzi, którzy zbyt skupieni byli
na próbach i treningach, zebrał się w sobie i postanowił przy pomocy wiatru
oraz bezpańskiego psa odnaleźć swoje zaprzyjaźnione baloniki. Wyczerpanego
balonika z placu zabaw piesek odwiązał, złapał za zęby i pognali na wesołe
miasteczko po drugiego balonika, piesek stanął na dwóch łapkach i silnie wyrwał
zębami obklejonego brokatem balonika. Złapał wszystkie 3 w zęby i pognali do
swojej zaprzyjaźnionej bezpiecznej Krainy, pełnej ciszy, spokoju i
przewidywalnego jutra. Gnając tak przez wiatr balonik z którego uszło
powietrze, napełnił się z powrotem świeżym, zdrowym wiatrem, dzięki czemu
poczuł się lepiej. Brokat z oblepionego balonika poopadał przy sile powiewu
zdrowego powietrza, spuszczając sztuczny hel, byli znowu sobą i razem. Gdy
dotarli dzięki bezpańskiemu pieskowi do bezpiecznej Krainy, przyjęli go do
siebie i zamieszkał wraz z nimi na łące pełnej polnych kwiatów i słońca.
Trzy
baloniki żyły długo i szczęśliwie z nowym przyjacielem pieskiem z ulicy, który
ich uratował, spędzali wspólnie czas, piesek trzymał 3 sznureczki w zębach i
biegał machając ogonkiem po łące. To co na pozór wydaje nam się piękne i
kolorowe, nie zawsze takim jest. Doceniajmy, co mamy, bo miłość, radość,
dobroć, wierność oraz uprzejmość można odnaleźć jedynie w ciszy, spokoju i
łagodności – co składa się na umiarkowane szczęście i pełnie życia.
MARIOLKA
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Świat
to niebezpieczne miejsce rządzące się swoimi prawami. Nie mieszkają w nim ani
spokój, ani sprawiedliwość. Pewność i zaufanie nie raz zatracisz. Z głodu tu
nie umrzesz, owoce życia napoją i nakarmią Cię smutkiem, żalem, zdradą, ale też
szczęściem i miłością. Nie raz do Twoich drzwi zapuka bezsilność, będzie
warować pod Twoim domem, nawet wtedy, gdy będziesz dzielić go ze szczerą miłością.
Nie odejdzie, jeśli udasz, że jej nie słyszysz, żadne psy jej nie wystraszą,
nastroszą tylko ogon, gdy poczują jej obecność.
Synu,
to co piękne z zewnątrz, może gnić od środka. To co delikatne; może pokazać
pazury. Serce będzie nieraz pękać. Ono jest jak pancerna szyba, na której
smutek odciśnie się w postaci pajęczyny. Na tę sieć złapiesz emocje, wyssiesz z
nich siłę.
Będziesz
niezniszczalny, bo ja Twoją tarcza będę – Ja Matka. Nie obiecam, że Cię
obronię, nie przyrzeknę, że nigdy nie zapłaczesz. Puszczę Cię wolno w świat,
nie zamknę w złotej klatce, choć przyznam, że bardzo bym chciała.
Pozwolę
Ci żyć, Synu Kochany, rozwijać skrzydła i szybować ponad ludzką zawiścią i
zazdrością.
Z dumą
będę patrzeć jak się rozwijasz i odrywasz od przyziemnych problemów. A ja będę
czekać na Ciebie.
Nigdy
zbyt mocno nie zasnę, nigdy nie zamknę drzwi. Nawet jeśli zechcesz wyrzucić
klucz do mojego serca, ja o Tobie nie zapomnę. Kochać Cię nie przestanę.
Usłyszę,
gdy na palcach przejdziesz pod moim oknem – wstanę, by Cię wysłuchać, obetrzeć
Twoje łzy. Otulę Cie miłością, okryje przyjaźnią i spojrzę okiem Anioła Stróża.
Dam Ci po łapach, jeśli będzie trzeba i pewnie zbyt często powiem „uważaj”, bo
jestem Twoją matką, a Ty jesteś moim synem – będziesz nim na zawsze.
Ludzka
dola to śmiertelna choroba, na którą nie ma lekarstwa, nie ma odtrutki dla
żalu, nie ma szczepień przed smutkiem. Nie ma nic na pewno i nic całkiem
naprawdę, prócz tego, jak kocha Cię matka, i kochać Cię będzie już zawsze.
Znam
Cię – uczyłam się Ciebie na pamięć, chłonęłam wiedzę o Tobie i popełniałam
błędy.
Chcę,
żebyś wiedział, gdzie byłam. Chcę, żebyś znał o mnie prawdę. Chcę, żebyś
wiedział, że nie byłam idealna – dlatego piszę ten list, który dostaniesz jak
dorośniesz – dokładnie za 10 lat: będziesz miał wtedy 18 lat.
Piszę
ten list, tu: w tej obskurnej celi, zamknięta w płaczących ścianach pachnących
śmiertelnym smutkiem, lecz mająca nadzieję.
Synu,
muszę Cie prosić o jedno – żebyś nie bał
się kochać i być kochanym, żebyś swej męskości szukał w ludzkich odruchach, w
głowie i sercu.
Wyciągaj
pomocną dłoń do ludzi, którzy żyją w dołku, gdzie korzeni się smutek. I
pamiętaj Mój Synu – nic nie zerwie życiowej pępowiny. Nawet droga do innego
świata nie pochłonie matczynej miłości – bo jesteś moim synem.
Markosia
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Nie mam pewności czy „więzienna” moda w ogóle
istnieje. Połączenie pionowych pasków białego z szarym, czy ktoś bardziej
precyzyjny użyje określenia – z gołębim 😊,
nazywane było jako trykocik z Wronek 😊,
a dziś celebryci wręcz ukochali sobie marynareczki w paseczki, a nawet całe
garniturki. Lata temu „pasiak” to ewidentnie był pierdziel, a obecnie – trend.
Podobnie ma się do tatuaży, prawda? Dziś wyróżnia
ludzi, kiedyś stygmatyzował. Wtedy „dziara” to „garujący”, dziś „dzieło” to
artysta… tak się pozmieniało!
Ale wrócę do tematu „mody”… w tym moim świecie
określiłabym to jako powielanie, zgapienie, papugowanie i tego typu zachowanie.
Świetnie pamiętam „rewię mody” w zakładzie karnym, do
którego pojechałam – wyjechałam ze śledczego, na którym miałam: bluzę, sweter,
3 podkoszulki, dwie pary spodni, dwie pary butów (sweterek był tylko na
widzenia, trzymany w folii 😊 ). Po spisaniu
moich rzeczy musiałam przejść przez plac i kiedy zobaczyłam ogromne koło
spacerniaka i postacie poruszające się po nim nie za bardzo ogarniałam obrazek!
Jak byłoby więcej kolorów to stwierdziłabym, że to największy kalejdoskop w
jaki patrzę, ale poruszała się przewaga koloru białego i czarnego. A
dokładniej, koronkowe body w tych kolorach! Matko Boska! Jakby niewinność pod
rękę z żałoba szła, albo kiczowata podróba bella mafii 😊
Bardziej przypominało to wzór firany jaką mama przywoziła z Turcji (jeszcze
były takie rajstopy ze szwem 😊 ). Więc taką
„elegancję”, można było zakupić w lokalnym PEWEX-ie, czyli kantynie, a żeby
strój był kompletny (bo przecież baby nie chodziły w samych bodach, brr..!!!-
to już bym pomyślała, że jakiś portal się otworzył, tym bardziej, że tam też
jest żłobek i dzieci w śpiochach), trzeba było już na własną rękę załatwić
krótką spódniczkę, zwaną „gumką”. Widzicie już to??? No to ja jeszcze nie
skończyłam. Chciałabym jeszcze obrazowo podkreślić, że to nie tylko młode i
szczupłe, kobiety ubierały się tak. Niestety body to nie gorset, nie wszystko
przytrzyma. Czarne nie wyszczupla, nie AŻ tak, a białe podkreślało oponki… w
moją stronę szły larwy…
Z jednej strony były tak przerażające, a z drugiej też
komiczne. Znając schemat powielania, jedna kupiła, inne chciały się z nią
utożsamić i tak kręcił się „styl” spacerniaków. Chyba gorsze było to, że taka
grupka „koleżanek” a’la xero, nie mówiła sobie prawdy, że naprawdę fatalnie
wyglądają. Tak tylko na marginesie, usłyszałam kiedyś od przyjaciółki, że mając
mnie za przyjaciela nie trzeba mieć lustra, piękny dla mnie komplement. Ale
wracając do kiczu… rozumiem, że kiedyś były na fali szalone fryzury (styl
Georga Michaela z Wham) czy pantofle z białej skóry i żołędziami (Modern Talking) i nie jeden
szanowany chłopaczyna obecnie odsiadujący wyrok podbijał taki „laczford” żabką,
by się głośniej szło – to było wprowadzanie Zachodu pod blok! Ale nawet w
tamtych czasach to co fe, chowało się jakoś. Brzuch z paska wybijał się tylko
cinkciarzom spod Universamu 😊… i za wysokim
murem- larwa!
Nigdy nie byłam modna, więc marny ze mnie znawca.
Później dużo dziewczyn zaczęło nosić czapkę z daszkiem do wszystkiego. Był
jeszcze moment podwijania jednej nogawki (nigdy nie znalazłam parkingu dla
rowerów), jednak najgorszym obrazem, modą więzienną, będzie dla mnie wygolenie
boku. Często powtarzam, że z kryminałem będzie mi się kojarzyło disco polo, ale
chyba bardziej wygolony bok (lub dwa) i niejednokrotnie z burakowatym tribalem.
Z kolei jak przyjechałam parę lat temu na „Kamczatkę” tez przeraził mnie wygląd
dziewczyn. Wtedy obowiązkowe tu były mundurki, fatalny stan i obrzydliwy kolor –
kawa z mlekiem?, beżowy? Green sahara? qpa niemowalaka? – chyba zależy w czym
bądź, ile razy wyprany. No więc na różne sposoby te mundurki były
„przyozdabiane” – tak jakby w qpę, powbijać zapałki i udawać że to jeż, no qpa
to qpa!
Wszelkie naszyweczki, koroneczki przy mundurowej
kieszonce bluzy nie umywały się do dołu (każde wyjście poza celę – kompletne
umundurowanie!). Dziewczyny miały poobcinane spódnice maksymalnie krótko, by
była szybka do założenia (to był raczej pasek materiału niż odzież). Zakładały
ją na spodnie, w których chodziły po celi, widok szerokich dresów, obwiązanych
ta spódnicą wokół bioder przymykał oczy jak kwaśna cytryna, ale ta sama
spódnica na bojówkach? Ho! Ho!- to Kupisz siada! Dramat, obraz rozpaczy,
aseksualności. Brakowało, żeby w te boczne kieszenie bidony poukładać, a gdzie
tam bidony – termosy!!!
Pamiętam, że moim celem było załatwić sobie w jak
najlepszym stanie mundurek, dopasować do swojej figury i zapracować na
nagrodówkę „wychodzenie” we własnej odzieży na widzenie! Po roku się dopiero
udało. Obecnie z magazynu pobiera się w bardzo dobrym stanie nawet małe
mundurki (porusza się w nim dalej „zamek”, osadzone zatrudniane na terenie
jednostki i oczywiście osoby, które na start nie mają własnej odzieży). W
ilości posiadanych rzeczy mało też się teraz różni tymczasowo aresztowana od
skazanej. Teraz też „śledczak” za zgodą organu może dzwonić do bliskich, ja na
taki telefon czekałam dwa lata i nie wiedziałam co mam powiedzieć, bo byłam
załamana.
Dziś nie dostrzegam hitu w powielaniu, owszem zdarza
się, że jak jakiejś wyjdzie ładnie rozjaśnione końcówki włosów- to jutro cała
cela może podobnie wyglądać. Ciekawostką też jest, że kiedyś przeważały
blondynki (ewentualnie nieudane „kurczaki” ratowały się fioletową płukanką)
teraz więcej jest szatynek i brunetek. I dobrze, no nie bez powodu ktoś
wymyślił pytanie: „Kim jest szatynka stojąca między dwiema blondynkami?”-
odpowiedź brzmi: tłumaczem.
Także „moda więzienna”- to po prostu chwilowy „rzut”
na coś.
Pełnoletnia
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Accessibility
titleMark headings
zoom_outZoom out
zoom_inZoom in
brightness_highBright contrast
brightness_lowDark contrast
font_downloadMark links
Reset all optionscached
Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies. dowiedz się więcej.