Strasznie
ciężko jest utrzymać związek, gdy jedna połówka tkwi w więzieniu, a druga jest
wolna. Nie chodzi nawet o to, że dusza jest murem podzielona, bo przy wszystkim
innym, to pół biedy. Niby ze sobą jesteśmy, kochamy się, ale nic w takim
związku nie jest normalne. Nawet o błahym problemie trudno porozmawiać przez
pięć minut, bo przecież w takim czasie nie da się choćby wygadać danego kłopotu
z siebie. Są takie momenty, że męczy mnie sama świadomość tego, iż ukochana
osoba jest do mnie przywiązana, a jest jej z tym ciężko. W niczym nie mogę jej
pomóc, nawet wsparcie jej graniczy z cudem. Nie istnieje nic, co dałoby się
zmierzyć czy jakoś konkretnie określić. Myślę o tym czasami, że ja jestem
zniewolona fizycznie, a ją zniewala to, że przy mnie tkwi. Tak dużo pięknych
słów jest wypowiadanych pod adresem miłości i być może dla niektórych są one
odzwierciedleniem rzeczywistego stanu rzeczy, dla mnie tak nie jest. Kocham –
no i co z tego, jeżeli przez to unieszczęśliwiam tą, którą kocham właśnie, a
która w tym uczuciu powinna być szczęśliwa? Co komu po tym, że kocha i nawet
jest kochany, jeżeli musi żyć bez tej osoby? Sama miłość nie zawsze wystarczy.
Coraz częściej zastanawiam się nad tym, czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy
zwróciły sobie wolność i każda ze stron poszłaby w swoją stronę, zaczęła
układać się od nowa z kimś innym, kto istniałby w sposób rzeczywisty =
wymierny. Z drugiej strony, nie jestem w stanie sobie wyobrazić sobie, że
zniknęłaby z mojego niby życia. Tym sposobem tkwimy w czymś, co jest i radością
i męką jednocześnie. Obawiam się, że przyjdzie taki dzień, w którym któreś z
uczuć zwycięży i wtedy wszystko się rozpadnie, bo nie można być i nie być ze
sobą jednocześnie. Usłyszałam ostatnio stwierdzenie, że moja połówka nie
zasługuje na moją miłość… a ja patrzę na to inaczej, bo nie ma u mnie takiego
myślenia, że żebym kochała, to druga strona musi na to zasłużyć, bo kocham ją
po prostu, a nie w miarę „zasług”. Albo się kocha, albo nie — proste. Szkoda
tylko, że cała reszta tak prosta już nie jest.
Małgosia
Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.
Godzina11;35 – otwiera się klapa: SPACER, KTO IDZIE?. Chórem –WSZYSTKIE!!! – Ok, szykujcie się!
Krótkie spodenki, koszulki na ramiączka, maseczka na twarzy (jak któraś pali papierosy, oczywiście skręcone), butelka wody zimnej (kranówka) – przydane przy opalaniu (szybciej łapie), coś do posmarowania – ale bez filtra ?…
11;45– schodzimy po schodach, oddziałowa otwiera klapę spacerniaka. Myślę sobie: dobrze, że po prawej, tu wpada więcej słońca! O tej porze, po prawej stronie jest go najwięcej…. Praży, cieplutko, miło pomimo zimnego, surowego wyglądu wnętrza „spacerniaka”! Ściany białe (powiedzmy), bo nie wiadomo na który miły czy niemiły napis/ podpis spojrzeć. Stoję w takim miejscu, w którym najbardziej łapię promienie słońca, taka trochę chwilka na „refleksje”. Wyłączam się, zamykam oczy….Pomimo siatki ochronnej nad głową i belki metalowej łączącej siatkę (przez co co parę minut przesuwam się o kilka cm, żeby żadnego milimetra nie zasłaniała) ładuję baterię na maxa –łapię endorfiny… Taki przyjemny moment dnia, choć przez godzinkę w okresie od początku do końca ciepłych dni ?.
Jedne chodzą to w jedną, to w drugą stronę (przyda się trochę ruchu), podczas gdy mam zamknięte oczy – odpływam myślami daleko od tego wszystkiego, co mnie otacza, męczy, dręczy i zaprząta moją głowę…W tle słyszę śmiechy, rozmowy dziewczyn, właśnie siedzą na ławeczce, dyskutują o swoich ważnych, mniej i bardziej ważniejszych sprawach, z którymi chcą podzielić się z dziewczynami ze „strefy” – czyli grupy spacerowej…. Za parę minut koniec tej godziny – która potrafi dać tak wiele… Wracam do rzeczywistości, do tu i teraz. Idę w cień, aby ochłonąć z gorąca promieni słońca ?.
Kiedyś ktoś mi powiedział: Andzia, jak będziesz chodzić na spacer i łapać słońce, to opalisz się w kratkę! – Przecież tam jest siatka nad głową! ?. Patrząc na te słowa z perspektywy czasu… myślę sobie „cóż za banalny i zabawny pomysł?!?” Kiedyś może i bym się nad tym zastanowiła, teraz..? Szykuję się psychicznie, czekając na następny dzień i na spacer, który pomaga zapomnieć przez tę chwilę, o tym, co teraz, i nacieszyć się świecącym, opalającym, powiedzmy w kratkę – jak niektórym się zdaje – SŁOŃCEM.
Życzę miłych, słonecznych dni dla nas oczywiście wszystkich. Kochani Czytelnicy ?, pociechy z naładowania się ENDORFINAMI.
MIŁEGO OPALANIA – NA SZCZĘŚCIE – NIE W KRATKĘ ?
Taka Ja
Pozdrawiam,
Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.
Mam wrażenie, że po
przekroczeniu ZK, dziecko we mnie umarło. Nie śmieje się, nie cieszę, jestem
poważna i mało się uśmiecham, przynajmniej nie będę miała zmarszczek… Gasnę,
a miałam taką radość z życia, której nie mogę odnaleźć tutaj. Może to przez
brak dzieci, mojego partnera, rodziny? A może stałam się zgorzkniała i taka już
zostanę? Często zastanawiam się, jaka będę po wyjściu, czy odzyskam tę radość,
swoje „wewnętrzne dziecko”, czy będę taka bez życia? I oczywiście boję się czy
jeszcze kiedyś będę się śmiać, ale też w głębi ducha liczę na to, że dzięki
dzieciom, partnerowi i rodzinie, odzyskam to wszystko. Cały czas myślę nad
wieloma rzeczami, bo tu mam nadmiar czasu na myślenie. Powinnam zacząć od
siebie, odzyskać to wewnętrzne tu i teraz! Bo powinnam zacząć od siebie, nie
liczyć na bliskich, którzy mnie wyciągną z tego stanu. Bo to nie dzięki nim mam
wrócić do życia „starej ja”, tylko dzięki sobie samej! Bo wtedy będę
wartościowa, nie będę głazem, który trzeba ciągnąć.
Jaka jest recepta na szczęście
w więzieniu? I to nie takie z doskoku, od telefonu do telefonu, tylko takie
codzienne małe szczęścia, bez przykrywania ich kocem smutku, tęsknoty i żalu…
Sabina
♦♦♦
We mnie, odkąd pamiętam, jest
coś z dziecka. Da się to zauważyć w moim zachowaniu. Denerwuję się dosłownie
jak małe dziecko, tupię nóżką, często również płaczę jak dziecko z byle błahego
powodu. Koleżanki z celi też to
zauważają jak się zachowuję, gdy coś mi nie wychodzi.
Postawić mnie koło dziecka, to wielkiej różnicy by nikt nie zauważył. Każdy ma coś z dziecka.
Bożenka
♦♦♦
Dziecko
we mnie jest często nieokrzesane, kapryśnie i nieprzewidywalne.
Dziecko
we mnie jeszcze nie poznało prawdziwej miłości, a mimo to wierzy w nią i ufa
jej bezgranicznie.
Dziecko
we mnie czasami bierze górę i ma szalone pomysły, z których czasami nie wynika
nic dobrego.
Dziecko
we mnie uchyla się od odpowiedzialności i myśli, że można działać wiecznie bez
konsekwencji.
Dziecko
we mnie pozwala mi zapomnieć o bólu i krzywdzie, i daje innym pełen kredyt
zaufania.
Dziecko
we mnie z łatwością przebacza i daje kolejną szansę.
Dziecko
we mnie nie chce i nie potrafi nikogo skrzywdzić.
Dziecko
we mnie często się uśmiecha i lubi pomagać innym.
Dziecko
we mnie, mimo tego że bierze często nade mną górę i często się kłócimy i nie
umiemy się dogadać, to cieszę się, że jeszcze ode mnie nie uciekło i nadal mnie
akceptuje.
Dziecko
we mnie często jest nie do zniesienia, ale gdyby nie ono, nie przetrwałabym w
tym trudnym do ogarnięcia i skomplikowanym świecie.
Kasia
♦♦♦
Gdy
byłam mała, byłam blond kręconą dziewczynką, często z dziadkiem chodziłam za
rękę w parku i lubiłam tam chodzić. Ten park był bardzo duży, stały tam wielkie
szachy. Gdy przy nich stawałam, były większe ode mnie. Lubiłam spoglądać, gdy
się przesuwały, fajnie to wyglądało. Oczywiście zaraz po turnieju wracałam z
dziadkiem za rękę do domu, gdzie czekała na nas moja Mama z rodzeństwem i Tatą.
Jedliśmy pyszny obiad, pokręciłam się chwilę po domu i uciekłam na podwórko,
gdzie razem z rodzeństwem oraz znajomymi bawiliśmy się w chowanego, w policję i
złodziei, w zbijanego, i takie tam. To naprawdę było fajne. Wiele bym dała,
żeby moje dzieciństwo trwało po dziś dzień. Gdy wracałam do domu, to nigdy nie
byłam czysta, wyglądałam jak mały kocmołuch. Byłam szczęśliwym dzieckiem, bo
wiedziałam że żyję.
Co
z dzieciństwa mi pozostało? Na pewno to, że nie przejdę obok starszej osoby nie
pomagając jej. Jestem pomocna, miła, uczynna i kreatywna. Zawsze robiłam laurki
dla Mamy i Babci, a z małego kocmołuszka pozostało mi naprawianie i grzebanie w
smarach przy samochodach.
Mała
♦♦♦
Pomimo tego, że stara już jestem
i że przyszło mi żyć w tym miejscu, to gdy się nad tym głębiej zastanawiam,
dochodzę do wniosku, że dziecko we mnie jeszcze tkwi. Co raz rzadziej wyrywa
się na zewnątrz, co raz częściej przegrywa z takim przytłaczającym realnym
życiem, ale jeszcze odrobina go walczy o przetrwanie. Najczęściej dzieckiem
czuję się, dzięki mamie, i obstawiam, że dopóki ta fantastyczna kobietka będzie
żyła, to i dziecko we mnie żyć będzie. Często śmieję się w duchu, że pępowiny
to mi jeszcze nie odcięli i mocno jest to widoczne, gdy przez krótkie chwile
mam bezpośredni kontakt z matulą ?. Ma szczęście, że wyrosłam bardzo, bo gdyby
nie to, to pewnie ładowałabym się jej jeszcze na kolana ?,
a że obawiam się zgniecenia jej, to tego nie robię. No i nie wyrosłam z grania
w gry… Osoby, które obserwują mnie z boku, śmieją się, że kiedy gram i wszystko
idzie po mojej myśli, to cieszę się jak dziecko ?. Mocno przerośnięte, ale jednak. Ci, którzy
lubią grać, rozumieją, że bicie rekordów, to radocha nie do opowiedzenia ?.
Jeszcze jedna rzecz jest we mnie, która wskazuje, że to dziecko nadal we mnie
tkwi – potrafię z różnych drobnych lub drobniejszych rzeczy, niespodzianek,
ludzkich fajnych zachowań albo prezencików, cieszyć się niemiłosiernie mocno.
Nowe doświadczenia, próbowanie czegoś pierwszy raz, szeroko otwierają mi się
oczy i usta ze zdziwienia. Zachwycają mnie przeróżne zjawiska, i choć teraz już
może nie do stanu braku oddechu, ale jednak…
Pozdrawiam, Małgosia
♦♦♦
Pamiętam
„małą Anię”, wiecznie było jej pełno. Gadatliwa i w przeciwieństwie do
rówieśników – kochała owoce, warzywa (szpinak z jajkiem, który babcia Halinka
robiła, najsmaczniejszy był na świecie)… Zawsze broniła słabszych, nawet Jasiu,
z którym chodziła do III klasy w podstawówce, był jej podopiecznym (pomimo tego,
że był o 2 głowy wyższy i przy kości). Nauczyła go sznurować buty (choć nikt z
dorosłych nie potrafił mu tego wytłumaczyć), wszyscy się śmiali z niego, bo był
nieporadny, przy kości i nosił okulary… Pomagała mu w lekcjach, broniła go
(czasem stawała przed bandą chłopców i przeganiała ich, gdzie pieprz rośnie ? )!!!
Trochę
później jej Mama zawsze powtarzała: „ Jak jest jakaś sytuacja, tak jak w tych
bajkach japońskich, że widać kłąb dymu, ręce latają po bokach i nogi – to
oczywiście Twoja głowa wychyla się w samym środku”! Tak też często później bywało…
Ale czy Ania miała 10, 12 czy 15 lat, a nawet 30, co roku, gdy nadchodziła
końcówka wiosny czy początek lata, od najmłodszych lat zrywała kwiatki –
tulipany, konwalie, żonkile, bez, irysy i róże, a później robiła i robi bukiety
do tej pory dla Mamy – która jest i była NAJWAŻNIJESZA W JEJ SERDUSZKU (dopóki
części jej serca nie zajął również SYNEK ). Pamiętam, że od najmłodszych lat
potrafiła całować Mamę po stopach, zawsze mówiła i mówi przed odłożeniem
słuchawki czy na końcu listu – ŻE JĄ KOCHA – nigdy nie wstydziła się tych uczuć
i nie będzie się wstydzić. ?
Kiedy
była małolatą, jej koledzy śmiali się, gdy mówiła KOCHAM MAMCIĘ, TO NIE JEST
ŻADNA „STARA”!! Zawsze! Kochała psiaki, każdego jednego zaczepiała na ulicy,
aby choć pogłaskać przez chwilkę. Mama opowiadała jej anegdotkę o pewnym
jamniku z osiedla, którego zawsze tuliła i całowała mając dwa lata. Psiak tej miłości nie
wytrzymał i w zimowe popołudnie taką dziurę wygryzł na pupie, że mama w duchu dziękowała, że jej mała miała
kombinezon na sobie i nic takiego się nie wydarzyło. A Ania? Ania następnego
dnia na placyku psiakowi rączkę w pysk wsadzała, nie pamiętając poprzedniego
dnia i dziury ?.
Przyprowadzała
„najbrzydsze” psiaki z całej dzielnicy, które były bezpańskie! To, co myślała,
to mówiła, nie patrząc na konsekwencje, choć przeprosić też potrafiła ?. Dużo osób unikało jej, nie
przepadało za nią, ale tylko te osoby, które usłyszały, co czuje, co myśli… Ale
ci, którzy znają ją od najmłodszych lat, wiedzą, że jest empatyczna, słowna,
szczera do bólu – czasem ?…
Ma specyficzne poczucie humoru, jest sumienna, życzliwa, uczuciowa… Te
historyjki, które przypominają mi się, gdy byłam „małą Anią”, po części są to
rzeczy, które są we mnie, wspomnienia z najmłodszych lat… A których się nie
wyzbędę, pomimo tego, że jestem już po 30 – stce. Nadal zbieram bez, co roku
zrywam na Dzień Mamy, albo tak po prostu, bo jadę do Niej i chcę jej sprawić
przyjemność. Zawsze, bez względu czy to 30 lat temu, 15 czy 20 w przyszłość, to
będzie, była i jest Mamunia, a nie Matka!! Co najwyżej Mamcia ?. Tak jak wtedy, gdy broniłam
słabszych, teraz będąc dorosłą kobietą, nie przejdę obok gdy komuś dzieje się
niesłusznie krzywda, bo jest chory pod względem fizycznym, psychicznym czy
innym, z którego poniżają taką osobę… Empatię daję osobom, które na to zasługują
i jest ku temu powód ?.
Ale tak jak kiedyś, nie wstydzę się swoich uczuć! Bezpośrednia? No nic mi z
młodzieńczych czy smykowych czasów w tym kierunku nie ubyło… Poczucie humoru?
Nadal specyficzne, jak wtedy, gdy na 8 urodziny koleżanki, za którą aż tak
bardzo nie przepadałam, a która przyniosła mi cukierki w prezencie, a ja
zabrałam je i zamknęłam drzwi przed nosem… No dla mnie to był wtedy świetny
żart, a koleżankę doprowadził do histerii..!
Na
szczęście już takie „żarty” do głowy mi nie przychodzą, ale to małe dziecko we
mnie nadal potrafi i potrafiło przeprosić. Może troszkę (odkąd pamiętam), to
moja wojowniczość przykrywała i przykrywa moją stronę uczuciową, ale byłam,
jestem i będę osobą wrażliwą. Tą moją wrażliwość znają nieliczni, otaczający
mnie.
Taka Ja
Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.
Poraz kolejny staram się tak dobrać życzenia, by jednocześnie odzwierciedlały moją miłość do Ciebie, i podziękowanie za życie.
Życie, które na pewno nie tak miało wyglądać.
Dla nikogo się takiego nie planuje.
Jak egoistycznie na dobranej kartce brzmi ,,dużo zdrowia, uśmiechu, nadziei’’.
Bez Ciebie nie byłoby mnie – w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nie byłoby w ogóle. Nie byłoby teraz.
Trwam, bo kocham Cię.
Trwam, bo kiedyś mi powiedziałaś, że zabraniasz mi zrobić głupstwo i Bóg mnie kocha, że da mi siły do życia, gdziekolwiek przyjdzie mi żyć.
Trwam, by po raz kolejny Cię nie zawieść. Zapewne po tamtej stronie wstyd tak samo by ciążył.
Trwam, byśmy obie dokarmiały się słowami otuchy i tej, tak bardzo potrzebnej nam obu, nadziei.
Trwam, bo nie wyobrażam sobie nie usłyszeć Twojego głosu przez telefon. Głosu który kiedyś uspokajał przy płaczu, teraz motywuje! Głosu, który opowiada mi o dzisiejszym świecie.
Trwam, by zobaczyć Ciebie na Skype.
Trwam, dzięki wspomnieniom.
Trwam, by dożyć.
Pamiętam, jak byłyśmy w Bułgarii. Byłam tak samo mała, jak dumna z tego, że mam dwuczęściowy kostium kąpielowy, który nie miał czego zasłaniać, ale dumy dodawał. W takim kostiumie inaczej się chodziło po plaży, inaczej zjeżdżało do morza. Nawet jakoś inaczej arbuzy smakowały. Słońce tak paliło, że na moich ciemnych lokach wypaliło jasne pasemka, z których musiałaś się tłumaczyć w mojej szkole przed wychowawczynią. Pamiętam też jak kwitło morze, a innym razem pływałam między meduzami. Jak pozwoliłaś nam płynąć kutrem i źle się to skończyło. Lekarze, po włożeniu mnie do basenu z octem, kazali się tylko już modlić. I robiłyśmy to razem. Ja przy gorączce, Ty przy łzach.
Myślisz, że tak bardzo wtedy chciałam żyć?
Nieraz się zastanawiam czy nie byłoby Ci łatwiej, gdybym wtedy umarła… Tylko dziecko podobno najtrudniej pochować…
Wiem, bo przyczyniłam się do tego.
Pamiętam, jak szyłaś dla mnie swetry i sukienki, jak pozwoliłaś mi chodzić w koronkowej spódnicy. Jak wieczorem uciekałyśmy z domu. Jak trolejbusem jechałyśmy do cioci do Piaseczna. Pamiętam, jak pozwoliłaś mi przyjmować klientów w zakładzie na Nowym Świecie, w którym innych przyuczałaś do zawodu.
I jak odszedł ojciec.
I jak stanowczo zadecydowałaś do jakiej szkoły mam pójść, chociaż tam nie chciałam. Dziś zapewne już byś tak nie naciskała na tamto liceum, w którym niepotrzebnie trójka uczniów się spotkała. Ostatnio mi się śniło, że byłaś ze mną w więzieniu. Wyglądałaś młodo, tak jak wtedy, gdy mnie aresztowali. Za paręl at będę miała tyle co Ty wtedy…
Leżałaś na górnym łóżku i bardzo mnie to zdenerwowało, że nikt nie ustąpił Ci dolnego. Chodziłam po celach i szukałam wolnych miejsc. Choć Ty palisz papierosy, chciałam być z Tobą w celi.
Właśnie cieszyłam się, że jesteś obok mnie, jednak rano, po przebudzeniu zagryzłam szczęki ze strachu, że ja nie zdążę do Ciebie. Że obie nas skazano na dożywocie – bez siebie.
Przepraszam Cię Kochana, że taki los nam zgotowałam, że jestem sprawcą dni,w których nie mogłaś się przyznać, że masz mnie, bo to rodziłoby kolejne pytania: a co robi?
Przepraszam, że kiedy potrzebowałaś wsparcia i fizycznej pomocy, ja byłam daleko, a kiedy ja czegoś potrzebowałam, to nawet mur Ciebie nie zatrzymywał.
Wybacz, że nie umiem Ci powiedzieć, kiedy będę, ale wiedz jedno – żaden wyrok nie skaże mnie na zapomnienie Ciebie i Twojej miłości.
Wiem, że mnie kochasz i ciągle jesteś. Jeśli tylko będę mogła, to przyjdę.
W Dniu Matki – I ❤
Pełnoletnia
Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.
Już od jakiegoś czasu uczestniczę w zajęciach, lecz do tej pory brakowało mi odwagi, by napisać cokolwiek. Dziś w moim życiu nastąpił przełom związany z moją wokandą, o której dla Was postanowiłam napisać kilka słów.
Dla mnie osobiście to niesamowite przeżycie związane z pragnieniem, tęsknotą i wieloma innymi osobistymi odczuciami. Ogólnie, po jednostkach penitencjarnych poniewieram się już jakiś czas. Do końca została mi mała kropla w morzu, które przeszłam. Bywało różnie. Można zaliczyć to jako: progres, regres, progres. ? No i doszliśmy do sedna resocjalizacji. Hmm… szykuję się rano, idę sobie tanecznym krokiem do magicznego pomieszczenia z nadzieją, że może dziś zaświeci dla mnie słońce. Stanęłam przed Wyrocznią, gdzie w przeciągu 5 minut ważyły się moje losy. Mimo dużej pracy nad sobą, nienagannej postawy, gotowości do życia i powrotu do rodziny – sąd postanowił odmówić zwolnienia, mimo iż to tylko 4 miesiące. Poczułam rozczarowanie, ogromny żal, smutek,bo liczyłam, iż mimo wzlotów i upadków, nawet w tym miejscu dostanę szansę, bo ktoś we mnie wierzy. Przeliczyłam się. To przykre, ale prawdziwe.
Serdecznie pozdrawiam Czytelników. Cicha
Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.
Moim zdaniem, skoro już znalazłam
się w tym miejscu i muszę tu spędzić dłuższy czas, uznałam, że muszę go
wykorzystać z jak największym zyskiem dla siebie. Życie jest zbyt piękne, by
bezproduktywnie je marnować, dlatego przede wszystkim należy pracować – czy to
w więzieniu czy na wolności, to jest niezmienny atrybut życia – bez pracy nie
ma kołaczy ?.
Jednak, ponieważ nie samą pracą człowiek żyje, postanowiłam nie tracić czasu i
uzupełnić braki w edukacji. Na wolności nie miałabym na to czasu, bo dom, dzieci,
praca, codzienne obowiązki. Tu, zamiast siedzieć i „pierdzieć w stołek”, mogę
zrobić coś dla siebie. Jak postanowiłam, tak zrobiłam, i skończyłam jedną
szkołę i nauczyłam się zawodu, ale czułam niedosyt – podjęłam więc naukę w L.O.
Ukończyłam, podeszłam do matury – zdałam. Jestem kobieta energiczną, lubiącą
się uczyć, rozwijać, czerpać nowe informację i umiejętności, więc ponieważ nie
miałam możliwości uczenia się dalej, nic poza maturą – polskie jednostki
penitencjarne nie proponują kobietom nic więcej – ukończyłam kursy zawodowe.
Jako hobby wyszywam, szydełkuję i robię wiele manualnych prac… Jeżeli chodzi o
mnie, to lubię to robić, sprawia mi to przyjemność, tym większą, im bardziej
obdarowana osoba cieszy się z danego drobiazgu… Lubię innym sprawiać radość,
gdy choć na chwilę pojawia się uśmiech na ich twarzy, a oczy zabłysną, tym
bardziej cieszę się ja. To jest mój sposób na to miejsce i niemarnotrawienie w
nim czasu. Jednak każdy człowiek ma swoje potrzeby, zainteresowania, każdy lubi
co innego. Dla jednych przyjemnością będzie czytanie książek i rozwijanie przez
to się intelektualnie, dla innych rozwiązywanie krzyżówek, a jeszcze ktoś inny
będzie pisał czy malował obrazy…
Uważam że dla każdego będzie to indywidualny zakres zajęć,
który pozwoli nie zwariować w tym miejscu. Musimy też pamiętać że każdy
człowiek ma inne potrzeby. Ja postanowiłam uczyć się i pracować, brać udział w
różnych charytatywnych akcjach, pracować społecznie na rzecz innych, wspierać i
pomagać słabszym. To jest mój sposób na przetrwanie i wyciągnięcie z tego
miejsca i pobytu tu jak najwięcej dla siebie, nie zapominając o tym, że to, jak
wykorzystam ten czas tu, może mi pomóc, gdy powrócę do domu.
Z pozdrowieniami,
Diablica
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Jeden tydzień, siedem dni, różnych od siebie. Może to są minimalne
różnice, wymyślone odgórnie, ale też własny pomysł pomaga je jeszcze bardziej
urozmaicić. Lata też pewne rzeczy zmieniają, choćby starania się o pracę.
Kiedyś pracowała garstka dziewczyn i to była forma nagrody.
Skoro to piszę, to też
codziennie wstaję:) , niby światło zapalają o godz. 6:00 ( czyt. pobudka), ale
ja parę minut jeszcze potrzebuję. Bardzo lubię siedzieć w celi z dziewczynami,
które „polegują” na maksa, bo wtedy mam chwilę dla siebie. Poranki nie zawsze
są takie same, ponieważ jednego dnia zwyczajnie potrzebuje posiedzieć w ciszy,
przy kawie, przypominam sobie sen – jeśli jakiś miałam, zamyślam się nad nim, a
niekiedy kawę popijam nad książką bo nie doczytałam np. wczoraj rozdziału i
ciekawi mnie co dalej. Jedno jest zawsze to samo – rozciąganie, kawa, poranna higiena i codziennie robię makijaż.
Dbam o siebie, staram się nie „straszyć”. Po apelu czeka się już na śniadanie i
później jest zależne od tego, co było dane, co załatwione, z jakiej propozycji
skorzystane (jak by to nie zabrzmiało ha!ha!). Czyli te, które pracują, wychodzą do pracy. Jeśli
jest akurat organizowany na terenie A.Ś kurs – to też rano. Spacer co drugi
dzień jest chwilę po ósmej. W poniedziałki chodzimy do magazynu po paczki lub
dokonać wymiany odzieży (raz w m- cu). We wtorki dodatkowo nasz oddział ma
boisko, w czwartki i niedziele kąpiel na łaźni. W tych ustalonych ramach
oddziały podzielone na cele, one w zależności od metrażu na ilość łóżek, a ile
łóżek, tyle ludzi:)… Ile ludzi, tyle charakterów… ale najważniejsze to mieć w
życiu swoje cele:). Społeczność więzienna też się dzieli na tych, którzy chcą
coś ze sobą robić i na tych z ulubionym tekstem „tyle to ja pod klapą
przeleżę”. Indywidualne podejście i tyle.
Ja korzystam ze wszystkiego, co powyżej wymieniłam, ale dla mnie to
mało. Wiele lat przebywałam na tzw. zamku – prawdą jest, że od kilku dopiero
miesięcy jestem na półotworku.
Na zamku wyszukujesz zajęć, by nie zwariować. To w więzieniu pokazano
mi, jak się wyszywa, szyje na maszynie (chociaż w domu mama szyła), robi
bransoletki, tworzy na laptopie gazetkę. Tutaj „zapoznałam” się z jogą, obecnie
w środy chodzę na Zumbę – początek był fatalny:), poznaję świetnych ludzi,
którzy przyjmują zaproszenie na zajęcia „Piszę, więc jestem” organizowane przez
Fundację Dom Kultury (pozdrawiam każdą cudowną osobę, która mnie pamięta!, a jeśli
nawet nie, to dzięki, że wpadliście). Po tylu latach mogłam przytulić psa
dzięki Fundacji Tatar i Pies, która z
zaufaniem powierzyła swoich czworonożnych podopiecznych w nasze ręce. Super
wspominam warsztaty „You Can Free Us”. W piątki Warszawska Misja Ochotnicza
wspomaga w duchowym rozwoju osadzonych, Michael Murphy z córkami wykonuje tu
kawał dobrej roboty. To są rzeczy, z których ja korzystam, ale bywają jeszcze
inne spotkania religijne, koncerty – te akurat najrzadziej.
Według mnie najwięcej robi dla nas Fundacja Dom Kultury w połączeniu z
wychowawcami K.O.
O ile mogę iść na jakieś zajęcia, to po prostu idę (nie! nie pójdę na
kurs kucharza, bo nie lubię gotować :).
W moim tygodniu jest zawsze czas na książkę i jakoś ostatnio mam
szczęście do Mroza i Bednarka, lubię ćwiczyć, więc jakieś małe zmęczonko
stosuję, codziennie oczywiście dzwonię do bliskich. Najlepsze momenty to
właśnie telefon i widzenia, a najgorsze to zmiana celi lub wymiana
współosadzonych. Cel nie lubię zmieniać,
bo jestem niepaląca, zawsze mnie czeka szorowanie i doprowadzanie
wszystkiego po swojemu. Przez tyle lat nie zostałam pobita i niestety nie
próbowano nawet mnie zgwałcić :).
Prawda jest taka, że to w latach 90′ dochodziło do agresji z obydwu
stron, to był straszny okres, który jest już za nami. Spróbujmy go zamknąć w
szufladzie z napisem „ co cię nie zabiło, to cię wzmocni”.
Wolę myśleć, że we wtorki i czwartki mam zajęcia, że trzy razy pójdę na
widzenie, że moi Rodzice żyją, że poznaję fajnych ludzi, że może i do mnie
kiedyś uśmiechnie się szczęście. Jak każdy potrzebuję wsparcia, zrozumienia i
……….książek! Nie macie jakiś na zbyciu? Jeśli tak to skontaktujcie się z
Fundacją Dom Kultury!
Dzięki. Pozdrawiam.
Pełnoletnia
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Mam na imię
Monika, mam 39 lat. W ZK jestem od lipca 2020, w sumie do odbycia kary zostały
mi jeszcze 23 miesiące ☹.
Bardzo liczę na to, że będzie mi dane wyjść na wolność wcześniej. Jestem
blondynką średniego wzrostu z niebieskimi oczami.
Z natury
jestem pogodnym człowiekiem, znam swoją wartość. Mimo tego, że znalazłam się
tutaj, nie jestem złym człowiekiem. Jeden błąd, jedna nieprzemyślana decyzja i
jestem tu, gdzie jestem. Nie lubię mówić, pisać o sobie, ale może z czasem się
otworzę i opowiem coś więcej.
Przygotowania
No i stało
się, jestem w więzieniu. W miejscu, do którego nikt nie chce trafić. W 2019
roku zapadł prawomocny wyrok, z którym miałam rok, żeby się oswoić, przygotować
psychicznie na to, co mnie czeka. Miałam też czas na to, żeby dowiedzieć się
jak tu jest, co trzeba mieć ze sobą, żeby przetrwać „przejściówkę”, co wolno
zabrać z wolności, no i najważniejsze, pozamykać sprawy zawodowe i przygotować
rodzinę na czas mojej nieobecności.
Zaczęłam od
przeczytania książek dostępnych na rynku, które dotyczą polskich osadzonych. Z
nich dowiedziałam się, że osadzone to w większości normalne kobiety, które
próbują ułożyć sobie życie i wcale nie szukają awantur. Potem przyszedł czas na
internet i YouTube. Obejrzałam wszystkie filmy dotyczące więzień w Polsce,
jednak na temat więzień kobiecych nie ma za wiele materiału.
Z czasem
udało mi się poukładać sobie w głowie, że to nie koniec świata, że nie umieram,
że nikt mnie nie zabije, więc dam sobie radę. Buszując w internecie odkryłam
blog „W kratkę”, kopalnia wiedzy dla początkujących. Poczytałam cały, wszystkie
wpisy i komentarze. Przestałam się bać dziewczyn z więzienia, przynajmniej
tych, które pisały na blogu ?
SENSYMILLA
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Zdaję sobie sprawę, że społeczeństwo w ostatnich latach bardziej
zainteresowało się – być może też dzięki mediom, które są wszechobecne,
interesują się sprawami dotyczącymi więzień, więźniów i życiu za kratami –
nami, osadzonymi.
Nie umiem sobie jednak odpowiedzieć do końca na nurtujące mnie pytanie:
czy to za sprawą szukania sensacji, czy za sprawą ciekawości, czy za sprawą
nas, tu osadzonych kobiet i naszych historii?
Wiele z nas na bloga pisze na luźne tematy, czując obawę przed krytyką,
jaka na nas spadnie, gdy opowiemy całą swoją historię. Nie uzewnętrzniamy się
do końca. Każdy człowiek, nieważne czy po tej, czy po tamtej stronie muru,
skrywa jakąś tajemnicę.
Jako odbiorcy bloga wiecie tyle, ile my się odważymy Wam zdradzić.
Kiedy opowiadamy o swoim dniu w celi – co jest dla nas dniem powszednim – dla
Was pewnie jest nie do pomyślenia, że można niektóre zasady znosić. Tu nie ma
się wyboru. I czasem myślę, że nawet „wolności słowa”- choć sąd wydając wyrok
nam tego nie zabrał. Jedyne, co zabrał, to wyśnioną i wymarzoną przez większość
z nas WOLNOŚĆ.
Czy da się przywyknąć do tego miejsca? Osadzić się w jakiś schematach?
Ja na to pytanie odpowiem tak: da się to tolerować, zaś w pełni zaakceptować
nigdy.
Moim sposobem na przetrwanie w tym miejscu jest cierpliwość. Uczę się
jej każdego dnia. Staram się o to, aby nie przesiąknąć tym miejscem.
Chciałabym, gdy będę po tamtej stronie muru, aby moi najbliżsi mnie
poznali. Żebym wreszcie mogła żyć bez stresu i olbrzymiego strachu, jaki mi
towarzyszył, gdy sprawy związane z wyrokiem nabierały tempa.
Straszne jest to, kiedy kładziesz się u boku ukochanego myśląc tylko o
tym, czy jutro nie zawali się twój cały świat. Czy wszystko nie legnie w
gruzach. Więzienie to ciągła walka. Nie z innymi, lecz z samym sobą. Test, który
trwa dni, miesiące, lata. Czujesz ciągle czyjś oddech za plecami, jakąś obawę o
to, co się wydarzy. Gryziesz się w język w sytuacji, kiedy masz rację. Tak dla
dobra sprawy. Czy stajesz się przez to osobą słabą? Nie! Pokazujesz tym samej
sobie, jaka jesteś silna i dzielna. Mój spokój – Twoja racja!
Najgorsze, co tu doskwiera, to tęsknota. Robisz sobie bilans i okazuje
się, ile tak naprawdę straciłaś. Czasem ten bilans jest druzgocący. Bo po
wyjściu nie da się żyć, jakby nigdy nic się nie stało. Jedyne co można, to
starać się, aby jakoś to bliskim wynagrodzić.
Blondi
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Wielu ludzi zastanawia się, po co przez Sądy czy
Zakłady Karne w ogóle udzielają je skazanym. Z jakiej racji jakiś gangster,
złodziej, morderca, oszust…, chodzi po ulicach wśród normalnych ludzi, skoro w
tym czasie powinni siedzieć w więzieniu. Wszystkie te środki czemuś służą, postaram się wytłumaczyć to w miarę sensownie.
♦♦♦
Przepustka – wersja kodeksowa: skazanemu wyróżniającemu się dobrym zachowaniem w czasie odbywania kary mogą być przyznawane nagrody. Nagroda może być również przyznana skazanemu w celu zachęcenia go do poprawy zachowania. Jedną z form nagrody jest zezwolenie na widzenie bez nadzoru poza obiektem Zakładu Karnego na okres nieprzekraczający 30 godzin jednorazowo oraz zezwolenie na opuszczenie ZK bez dozoru na okres nieprzekraczający 14 dni.
A teraz moja wersja
Dla mnie przepustka to furtka do świata, którego
już nawet dobrze nie pamiętam (jestem tu od 2000 r.). W tym czasie hitem były
pierwsze telefony komórkowe na kartę ?.
Przepustka to odbudowa relacji z rodziną, bo na
razie jestem tylko córką i siostrą od wielu lat w więzieniu, nie w domu, nie na
wspólnym obchodzeniu świąt, nie przy wspólnych rodzinnych problemach i wielkich
wydarzeniach.
Przepustka to też przyzwyczajenie się do ulic
pełnych anonimowych ludzi, środków transportu a nawet kupowania biletów (bo
słyszałam, że robi się to teraz za pomocą urządzeń a nie kiosków), sklepów,
płatności bezgotówkowych i spacerów przed siebie a nie w kółko.
Przepustka to ponowna nauka życia – rozmowy w
urzędach, załatwianie spraw, których nie robiłam od wielu lat.
♦♦♦
Przerwa w karze – wersja kodeksowa: sąd penitencjarny może udzielić przerwy w karze, jeżeli przemawiają za tym ważne względy rodzinne lub osobiste.
Moja wersja
Przerwa w karze to są dzieci, które psychicznie
sobie nie radzą z sytuacją w której zostały postawione i tylko ten rodzic,
który tak nagle zniknął z niewiadomego powodu może to wykorzystać.
Przerwa w karze to możliwość załatwienia
spotkania z pozostawionym zwierzątkiem, czy mieszkaniem,
za które rośnie zadłużenie. To również załatwienie
opieki dla osób, które tego potrzebują, gdy mnie nie będzie.
♦♦♦
Warunkowe przedterminowe zwolnienie – wersja kodeksowa: sąd może warunkowo zwolnić skazanego z odbycia reszty kary, tylko wówczas gdy jego postawa, właściwości i warunki osobiste, okoliczności popełnienia przestępstwa oraz zachowanie po jego popełnieniu i w czasie odbywania kary uzasadniają przekonanie, że skazany po zwolnieniu będzie stosował się do orzeczonego środka karnego lub zabezpieczającego i przestrzegał porządku prawnego w szczególności nie popełni ponownie przestępstwa.
Moja wersja
To dla mnie szansa na nowy początek, który jest
szybszy niż koniec kary. Kiedy jestem gotowa do odbudowy życia jakie mi
pozostało (a wiek jest przeszkodą np. do pracy), kiedy wykluczenie społeczne,
technologiczne jest mniejsze niż będzie gdy kara się skończy. Każdy dzień poza
ZK to zysk, zwłaszcza dla tych, którzy karę otrzymaną mają podyktowaną nie
tylko sprawiedliwością a także np. opinia publiczną (takie wyroki zawsze są
wyższe) lub dla tych, którzy w ogóle nie
powinni ich mieć a mają. Z nami są takie przypadki.
♦♦♦
Niestety wiele osób skazanych nie korzysta z
wymienionych przeze mnie środków. Czy to
dobrze? Moim zdaniem nie. To wszystko powinno być aktywne, w końcu z jakiegoś
powodu ktoś mądry to wszystko wymyślił, a z jakiego? Każdy z tych środków ma
pomóc skazanemu w powrocie do społeczeństwa.
Odbycie kary czyli odsiadka od deski do deski
nie zawsze przynosi ze sobą coś dobrego.
Gdy kara się kończy i stajesz za bramą bez
przygotowania (bo siedzenie wieloletnie upośledza w człowieku pewne
zachowania), z zadłużonym mieszkaniem lub eksmisją, bez pracy z dziećmi w domu dziecka i wieloma innymi
problemami nawarstwionymi tak bardzo, że wydają się nie do pokonania, możesz
zrezygnować zanim podniesiesz stopę, by dać pierwszy krok.
Przepustki, przerwy w karze i warunkowe
zwolnienia są po to by góry zamieniać w pagórki, żeby lepiej było ponownie
wystartować.
MONIKA
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl