Tomek Komenda – wygrany czy przegrany?

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury.

Tomek Komenda – wygrany czy przegrany?

Nie tylko na wolności temat Tomka Komendy wzbudził współczucie i otworzył oczy na wiele nieprawidłowości i cierpienia. Zapewne takich „spraw” jest o wiele więcej a my dowiadujemy się tylko o tych nagłośnionych. Przedtem głośno o tej sprawie było, jak sprawca został schwytany i osądzony. Służyło to temu by pokazać jak dobrze działają organy ścigania.

Medialne 25 lat wyroku dla zabójcy i gwałciciela to jest właśnie początek gnębienia Tomka Komendy. Podkreślanie słowa „gwałciciel” to jak przykładanie ręki do każdej obelgi, jaka padła w jego stronę w więziennym świecie.

Ponieważ przebywam tu już dłuższy czas, kilkanaście lat, ośmielę się jedynie stwierdzić, że w małym stopniu umiem sobie wyobrazić i zrozumieć, co Tomek Komenda musiał przechodzić po tej stronie muru.

Często się tu słyszy, że ktoś „siedzi za niewinność”. Do dziś nie wyczułam, po co to ludzie mówią. To jest chyba forma obrony przed opinią innych. Po jakimś czasie to przestaje działać a nawet zaczyna przeszkadzać. Przy sprawie tragedii Tomka, staje się to bezczelnością.

Nigdy nie miałam próby samobójczej, ale z myślami kilka razy się pobiłam i wiem, że jeszcze do tych wewnętrznych kłótni zawsze może dojść. Długoletnie przebywanie w tym miejscu, w zamkniętej celi, gdzie na tak mało rzeczy ma się wpływ, jakoś gniecie dobre myśli. Tu się nie ma przyjaciół, a jakakolwiek próba zwierzenia się wykorzystywana jest przeciwko tobie. Boisz się okazać lęk, wstydzisz się powiedzieć, że ci smutno. Większość ludzi nie planuje pobytu tutaj, a już na pewno nie spodziewają się tego ludzie, którzy nic nie zrobili.

Ratuje jedynie rodzina, ich wiara w ciebie, lub bycie przy tobie wbrew wszystkiemu. I  pomimo, że możemy na nich polegać, nie potrafimy powiedzieć o pewnych występujących tu zachowaniach. Trudno jest wytłumaczyć, że nie raz, nie po swojemu trzeba było się zachować.

Parę lat temu w innej sprawie też doszło do uniewinnienia. Wtedy chłopak był skazany na dożywocie. Wyszedł po 12 latach. Dziś o nim się już nie mówi. Zawsze jest głośniej o zatrzymaniu i skazaniu. Żeby wyrok odstraszał.

Dożywotnie pozbawienie wolności to powolna kara śmierci. 18 lat za niewinność to jak umieranie na raty. Umieranie osadzonego i jego rodziny.

Niewyobrażalne jest to, że Tomek przeżył, dotrwał do usłyszenia, że jest niewinny. Chciałabym wiedzieć, że świat nie zapomni o tym, co spotkało Tomka. Takich Tomków jest więcej.

Oby i w tym przypadku czas wyleczył rany.

Pełnoletnia

Kara w karze

1-5-DSC_0535

Dziwny tytuł? No a jak inaczej nazwać to, co mnie tutaj spotkało? Jestem matką. Parę tygodni temu kobieta skazana za zabójstwo kilkorga swoich dzieci została przydzielona do celi mieszkalnej, w której przebywałam. Rozpacz! Złość, frustracja, ogromny żal o niemoc…. Dlaczego? Kto o tym zadecydował? Walka samej z sobą, by najzwyczajniej nie zrobić jej krzywdy. Nikt mnie nie przygotował na tą sytuację. Zostałam sama z narastającym żalem, gniewem, złością. Sam fakt, że musiałam dzielić z tą kobietą prawie wszystko w celi zamkniętej 24 godziny na dobę, jest dodatkową karą, karą, która okazała się być próbą, szkołą dla mnie samej. I dziś zadaję sobie pytanie, kim jestem? Kim byłam? Kim się stałam? Gdzie podział się uśmiech w kąciku ust? Czy uważam, że mam prawo do podejmowania decyzji? Do pochylania się nad tym, co mi w duszy gra? Czy to, że jestem matką, daje mi przyzwolenie i prawo do łamania przykazania miłości? Pan Jezus nas nie ocenia, kocha pomad wszystko… Uczy każdego dnia wybaczenia, zrozumienia i miłości do bliźniego… Temat zabójstwa dzieci jest bardzo delikatny, kruchy, bulwersujący… Dlatego odważyłam się na wpis na ten temat.

Pozdrawiam serdecznie – szczególnie wszystkie matki i kobiety, które nie doświadczyły bycia matką…

Mysza.

Od redakcji bloga: Mysza jest osadzoną z zakładu penitencjarnego w Białymstoku, gościnnie pisze na naszym blogu.

Mój patent na to, żeby nie wrócić do więzienia

1-DSC_0051-001

Tak, dożywotniego pozbawienia wolności, bo taki mam właśnie pomysł. Przestępstwo to przestępstwo, a kara być musi, więc po co się rozdrabniać? Nie ma kary śmierci, dlatego jestem aż tak łaskawa… Nie dziękujcie! Tego typu metoda wyeliminuje przestępczość, jeśli nie w całości, to w dużym stopniu…

Jedni powiedzą, że niesprawiedliwie byłoby skazać kogoś za kradzież batonika i kogoś za zabójstwo na taką samą karę i do tego tak wysoką. Ale nikt nie mówił mi, że mam być sprawiedliwa, bo niby i dlaczego. Każdego mogłabym mierzyć tą samą miarką, bo to metoda wygodna i dość w naszym świecie popularna. Przy tym taka kontrowersja sama w sobie stałaby się popularna – a nawet jeśli nie do końca, to przynajmniej zrobiłoby się o tym głośno, a przecież czasy takie, że mało istotne jest, czy coś ma sens, czy nie. Jeśli głośno, to zazwyczaj dobrze i wielu przyklaśnie, nawet gdy bezmyślnie.

Nie o to jednak chodzi, a serca trochę jeszcze mam (nawet jeśli według niektórych wołowego .

Moja metoda w rzeczywistości nie polegałaby na trzymaniu w więzieniach ludzi w nieskończoność, bo to wbrew pozorom bez sensu. Mam na myśli to, aby kara była efektywna, a nie efektowna i tylko pozornie różnica polega na zmianie literowej . Na myślenie w więzieniu każdy ma czas: jedni mają go więcej, inni mniej, ale rzecz w tym, żeby w głowie doszło do przewartościowania. Uważam, że człowiek, który musiałby (np. za kradzież) odsiedzieć dwa lata, ale ze świadomością, że ma na plecach dożywocie, po wyjściu nie wyciągnąłby ręki po cudzą własność. Te przykładowe dwa lata myślenia i przeświadczenia, że nigdy nie wyjdzie, w jego głowie zrobiłyby takie przemeblowanie, jakiego on sam by się nie spodziewał.

2-DSC_0070-001

Może moja nowoczesna metoda przypadnie komuś do gustu – patent oddam lekką ręką . A reszta świata niech się cieszy, że nie jestem sędzią

Małgosia