LUDZIE

Wczoraj wzięłam wydruk z kilkoma komentarzami i co jest rzeczą naturalną, są miłe słowa (dziękujemy) i mniej miłe (tym bardziej dziękujemy). Każde zdanie, każda myśl, rada, pozytywna wypowiedź czy negatywna (i tak w dobrze dobranych słowach) jest dla nas istotna. Wszystkie z nas – daję za to głowę – na swój sposób odbierają do siebie Wasz słowa. I to nie jest ważne, że ja nie posiadam dzieci – interesuje mnie to, co mieliście do powiedzenia Wisience czy Smerfetce.

Wszystkie tworzymy tego bloga i wszystkie to dotyka. Ale kiedy czytam, że złość wszystkich na nasze „użalanie się” odzwierciedla się szczerością pani Basi, cytuję: „mam nadzieję trafić na starość do więzienia, gdzie będzie mi ciepło i dobrze.. i na koszt innych”, to aż mnie wnerwia, że coś w nie tą stronę poszło. Rozumiem, że w złości na nas i na całą „zabawę w bloga” takie głupie marzenie się znalazło…

Ale ktoś, kto by tu przyszedł, ciężutko by miał… Codziennie (porę dnia można sobie wybrać, ale jest jeszcze opcja – cały dzień), zamartwiasz się o dzieci, w jakim wieku by nie były, trzy regulaminowe wyjścia do telefonu, ściska się serce, czy odbierze któreś z nich? Jeśli nie, to jaki może być powód? Czekanie na widzenie – to jest dopiero fajne zajęcie! Zależy skąd jesteś, ile kilometrów dzieli rodzinę, denerwujesz się, czy dojadą, czy zdążą na bramę, a jak nie jadą samochodem, to czy PKS się nie rozkraczy… no i to wszystko na koszt innych…. To nie nas trzeba żałować, tylko naszych bliskich.

 1-DSC_1076

Jak już wspomniałam, nie mam dzieci, mam za to fajnych rodziców – co prawda są po rozwodzie i nie gadają ze sobą, ale są. Kiedyś komuś się przyznałam, że byłam samotnym dzieckiem, bo tak samo jak w dzisiejszych czasach, rodzice pracowali i zwyczajnie byłam pozostawiona sobie. Jak świetnie potrafiłam spieprzyć sobie życie…. i przy okazji innym, to ja tylko to wiem.

Ponieważ jest wiele osób, które (tak jak pani Basia) nie przepadają za smętami kobiet odbywających karę w A. Ś, napiszę coś takiego: moja mama jest normalną kobietą, też ciężko pracowała, by zapewnić mi byt, bym mogła się rozwijać, a to, że nie chodziła za mną do kina, nie oznacza, że mnie nie kochała – a jednak nie uchroniła mnie przed tragedią, której współsprawcą byłam ja. Jestem świadoma swojej podłości, tego, że nie powinnam tam być, że mogłam powalczyć o swoje życie. Bo że w więzieniu powinnam być, to wiem, więzienną pełnoletniość uzyskałam pół roku temu. Kompletnie nie znam teraźniejszego życia, nawet nie znam wagi problemów moich bliskich. Trzęsę się ze złości, kiedy nie mogę czegoś zrozumieć albo im pomóc. Jednocześnie chcę na wolność, bo to jest takie naturalne. A z drugiej strony, nie wiem, co miałabym tam dobrego zrobić.

Pan Marek (09.10.2014, 06.29) „nie lubi byłych więźniów, bo na wolności stają się przekleństwem sąsiadów” – czyli ustawa dla Trynkiewicza powinna obejmować nie tylko bestie. Osiemnaście lat w więzieniu zrobiło ze mnie dziwaka. Mam swoje odchyły i problemy z dogadaniem się w niektórych sprawach. A jednak wciąż żyję. Ostatnio dorzucałam się ze swoją robocizną do akcji przeciwko karze śmierci. Nie powinno jej być jako kary kodeksowej, ale ze zrozumieniem pokiwałam głową nad prośbą o eutanazję skazanego na dożywocie, chyba w Belgii. I dostał zgodę.

Ludzie!!! Jeśli macie w miarę życie, to nie warto się spalać nad krytykowaniem nas. Cieszcie się życiem – niekiedy mizernym, ale Waszym. Jeśli to coś pomoże, to się pocieszcie tym, że macie lepiej niż ja. Kto ma dziecko, niech je przytuli, a kto sąsiada kryminalistę, to niech do niego podejdzie i powie: „nie przed takimi jak ty się uciekało…”

3-DSC_0425

Pełnoletnia

Urlop w więzieniu

1-IMG_20140822_104924

Podczas urlopu dużo czytam, przedwczoraj skończyłam fajną książkę Cobena „Zachowaj spokój”. Codziennie chodzę na spacer, nawet o 8.00 rano. Trochę biegam, jakoś tam jedną nogę próbuję rozciągnąć :). Chodzę na zajęcia, choćby spotkania blogowe, zumba mi się raz trafiła nawet. Trzy razy dodała otuchy mi Wiola z Zielonoświątkowców, sama biedna, a przyszła mnie jeszcze pocieszyć – nie chciałby jej ktoś pomóc w znalezieniu pracy? Dziewczyna skończyła WST, dobrze by się czuła w pracy z trudną młodzieżą, z kobietami z problemami przemocy, w placówkach opiekuńczo-wychowawczych. Aha! Ja płacę podatek!

1-DSC_0985

Pełnoletnia

Mój patent na to, żeby nie wrócić do więzienia

1-DSC_0051-001

Tak, dożywotniego pozbawienia wolności, bo taki mam właśnie pomysł. Przestępstwo to przestępstwo, a kara być musi, więc po co się rozdrabniać? Nie ma kary śmierci, dlatego jestem aż tak łaskawa… Nie dziękujcie! Tego typu metoda wyeliminuje przestępczość, jeśli nie w całości, to w dużym stopniu…

Jedni powiedzą, że niesprawiedliwie byłoby skazać kogoś za kradzież batonika i kogoś za zabójstwo na taką samą karę i do tego tak wysoką. Ale nikt nie mówił mi, że mam być sprawiedliwa, bo niby i dlaczego. Każdego mogłabym mierzyć tą samą miarką, bo to metoda wygodna i dość w naszym świecie popularna. Przy tym taka kontrowersja sama w sobie stałaby się popularna – a nawet jeśli nie do końca, to przynajmniej zrobiłoby się o tym głośno, a przecież czasy takie, że mało istotne jest, czy coś ma sens, czy nie. Jeśli głośno, to zazwyczaj dobrze i wielu przyklaśnie, nawet gdy bezmyślnie.

Nie o to jednak chodzi, a serca trochę jeszcze mam (nawet jeśli według niektórych wołowego .

Moja metoda w rzeczywistości nie polegałaby na trzymaniu w więzieniach ludzi w nieskończoność, bo to wbrew pozorom bez sensu. Mam na myśli to, aby kara była efektywna, a nie efektowna i tylko pozornie różnica polega na zmianie literowej . Na myślenie w więzieniu każdy ma czas: jedni mają go więcej, inni mniej, ale rzecz w tym, żeby w głowie doszło do przewartościowania. Uważam, że człowiek, który musiałby (np. za kradzież) odsiedzieć dwa lata, ale ze świadomością, że ma na plecach dożywocie, po wyjściu nie wyciągnąłby ręki po cudzą własność. Te przykładowe dwa lata myślenia i przeświadczenia, że nigdy nie wyjdzie, w jego głowie zrobiłyby takie przemeblowanie, jakiego on sam by się nie spodziewał.

2-DSC_0070-001

Może moja nowoczesna metoda przypadnie komuś do gustu – patent oddam lekką ręką . A reszta świata niech się cieszy, że nie jestem sędzią

Małgosia

Co mnie czeka na wolności?

1-DSC_0363

Mam jeszcze trochę czasu do opuszczenia tego miejsca, ale nie ukrywam, że często myślę, jak me życie się potoczy. Chcę wieść normalne życie, z biegiem czasu odnowić relacje z rodziną, kiera (to w gwarze śląskiej znaczy – która) się odwróciła… Wedle nich jestem czarna owca. Podczas odsiadki wyszłam za mąż i przekonałam się, jak się czuje człowiek kochany. Wychodząc za mąż zdobyłam kochającą rodzinę, której na mnie zależy, tak jak mnie na nich. Regularny kontakt uświadamia mi, iż mam wsparcie, które będzie i na wolności.

W tym miejscu zdobyłam prawdziwą przyjaciółkę, na którą mogę liczyć w każdej sytuacji – jest to była osadzona, która dostała w dupę od życia. Wzajemne wsparcie otworzyło mi też oczy na przyjaźń, w którą już nie wierzyłam.

2-DSC_0658

Rzeczywistość po drugiej stronie muru nie będzie należeć do łatwych, porażki mnie nie ominą i zdaję sobie z tego sprawę, lecz mając przy sobie bliskie osoby wiem, że nie zostanę sama i dam radę.

1-IMG_0078

Agnieszka

Moje autorytety c.d.

5-DSC_0545

Temat padł, pustka w głowie… Ale chwilunia, nie ma się nad czym w ogóle zastanawiać, przecież mam taką osobę – ś.p. Mąż… Tak, to ponad wszystko: On. Bardzo dużo dla mnie znaczył, moja pierwsza Miłość – szczera, oddana, bezgraniczna i jedyna!
Nie mam go od sześciu lat. Miał wypadek na budowie. Zbyt młody i zbyt zachłanny na szczęście rodzinne, które budowaliśmy. Miał 25 lat… cóż… nasze drogi chwilowo się rozeszły, bo ja na Ziemi, a on w Niebie, ale przecież kiedyś, za chwil parę będziemy znów Razem. Spełnię swoje obowiązki i zmykam do Niego… Przecież KOCHA, to poczeka!

Wychowaliśmy się w domu dziecka obydwoje. On miał 14 lat, ja 15, gdy Amorek nas ze sobą połączył na dobre i na złe. Nasze “rodzinne” perypetie były zbliżone, brak miłości ze strony “rozdziców”, zostawieni sami sobie. Nie było w naszych miejscach wzoru rodziny, ciepła…

Chcieliśmy być zawsze już Razem, jedno za drugim w ogień by wskoczyło. Wspólne ucieczki, alkohol, papieros, używki i towarzystwo…
On został przysposobiony przez Rodzinę w wieku 16 lat, ja niestety nie, bo gdzieś w świecie była rodzicielka moja, która utrudniała pewne procedury. Trudno. Byłam niegrzeczna, jak nie było go blisko. Choć nadal byliśmy Razem, pojawił się lęk o Nas. A przeceż byliśmy dopiero nastolatkami, zbyt dorosłymi jak na tamtą chwilę. Jemu też było ciężko. Znikał ze swego Nowego Domu do mnie, by mnie powstrzymać przed złym – przed wybuchowością, używkami, towarzystwem zgubnym. Kłóciliśmy się bardzo często, ale on zawsze trwał przy mnie, tłumaczył, że nie możemy się stoczyć, że musimy osiągnąć cel – szczęście we własnym kącie. Miał ogromną siłę przemowy wobec mnie. To dzięki Darkowi nigdy nie byłam galerianką, jak większość u nas – w bidulu – dziewczyn, nie zostałam alkoholiczką, choć tak byłoby może łatwiej? Choć na chwilę? Był moim Aniołem. Wybrałam życie normalne, chociaż nieznane, bo już dorosłe.
Dostałam mieszkanie, wyprawkę… Przekroczyliśmy jego próg Razem… Nie mieliśmy nic, tylko siebie i malutkie życie wewnątrz mnie – nasza córcia – nasz kochany owoc bezgranicznej Miłości.
Owszem, była panika. Nie chcieliśmy pomocy od mojej Babuni, wujka bądź Teściowej – bo wzięliśmy najpiękniejszy na świecie ślub – ukoronowanie Naszej Miłości.
Byliśmy zawzięci na ognisko domowe i z uporem do niego dążyliśmy. Każdego dnia wiele emocji przysparzaliśmy sobie, ale trwaliśmy dla siebie. Gdy jedno upadało, drugie go zawsze podnosiło. Nauczyliśmy się prowadzić gospodarstwo domowe, jakiego MY nigdy wcześniej nie znaliśmy. Uczyliśmy się wszystkiego na samych sobie. Warto było – dla szczęścia. On będzie dla mnie zawsze już wzorem mężczyzny i Taty, bo wspaniale się odnalazł, a przecież obowiązki narastały, bo byliśmy rodzicami “Atomówek” – trzy wspaniałe córy i ś.p. synek, którym nie dane było nam się długo nacieszyć… Moi mężczyźni życia patrzą na nas,“babiniec domowy”, z góry.

Wiem, że szczęśliwa i spełniona jestem dzięki Mojemu ś. p. Mężowi. Wpłynął ten człowiek na mnie bardzo pozytywnie i dzięki Niemu zaznałam ciepła rodzinnego. Choć zbyt szybko i nagle przerwane to zostało, ale… Mam trzy córcie, będę umiała im doradzić to czy tamto, jeśli chodzi o tworzenie ich rodzin dzięki własnej nauce z ich Tatą. Rzeczy najtrudniejsze do osiągnięcia są tak naprawdę najprostsze. Tylko trzeba się na nie otworzyć. Nawet jeśli nie masz wzoru jak żyć, jak być, jak tworzyć – to bądź dla siebie wzorem, a może właśnie ktoś w Tobie dostrzeże wzór?
Czytelniku, a Ty masz swój autorytet?
Smerfetka