Chałupnictwo w A. Ś.

Pozdrawiam wszystkich, którzy czytają i wspierają naszego Bloga. Wiem, że Święta Wielkanocne jeszcze daleko, ale chciałabym zapytać, czy ktoś z Was ma ciekawy, fajny pomysł na ozdoby wielkanocne? W zakładzie karnym „chałupnictwo” jest na topie 🙂 i przeważnie wszelkie ozdoby robi się samemu, tak jak teraz było, na święta Bożego Narodzenia.

Dziewczyny zrobiły przepiękne ozdoby używając kul styropianowych, szyszek, korali i kleju na ciepło. Cały oddział nabrał świątecznej atmosfery, co pozwoliło choć na chwilę przenieść się do świata wewnętrznego.

A więc czekam na świetne pomysły 🙂

Jeszcze raz pozdrawiam,

Aneta B.

 

 

Obce chwalicie, swojego nie znacie, czyli o fascynacjach czytelniczych

 

Niezbyt często sięgam po książki napisane przez polskich autorów. W sumie nie wiem dlaczego tak jest – może dlatego, że kiedy byłam młodsza sięgałam i rzadko która powieść mnie w sobie rozkochała. Później poznałam autorów, którzy pisali w sposób, jaki mi bardzo odpowiadał i o rzeczach, sprawach, ludziach albo czasach, które przyciągały moją uwagę aż do bólu. Lubię powieści osadzone w czasach średniowiecza, historię ludzi żyjących wówczas, potrafią wycisnąć niejedną łzę, a czasami doprowadzają niemalże do stanu przedzawałowego. Nie policzę, ile razy miałam ochotę przenieść się w czasie, wpaść między strony jakiejś książki i sprać na kwaśne jabłko gościa, który rzucał kłody pod nogi bohaterowi, którego sobie upodobałam. Kiedy widzę na okładce książki takie nazwiska jak Falcones, Molist, LLorens, Trigo, Rehn czy Follet, to sięgam po nie bez zastanowienia, bo gdzieś w środku mam to przeczucie, że taką książkę nie tyle przeczytam, co pochłonę.

Dostałam niedawno do ręki książce „Nauczyciel sztuki” autorstwa Wojciecha Kłosowskiego i na start miałam taką myśl: „Polak? A pewnie przynudzi”. No i przepraszam pana autora za tę myśl!

Serdecznie przepraszam, bo byłam w błędzie. Założyłam, że nie może współczesny Polak oddać klimatu szesnastowiecznej Hiszpanii choćby w połowie tak dobrze, jakby to zrobił autor np. hiszpański. Pochłonęła mnie ta powieść całkowicie, jest barwna, różnorodna, daje do myślenia i po osuszeniu łez, tak z rozpaczy, jak i ze śmiechu, mam ochotę na więcej.

Dzięki Kłosowskiemu i bohaterom, których stworzył, zaczynam zerkać w stronę rodzimych nazwisk. Mam gorącą nadzieję, że zdecyduje się napisać jeszcze coś w podobnym kimacie. „Nauczyciel sztuki”, to podobno debiut tego autora. Więc jeżeli z taką bombą zaczął, to dalej musi być jeszcze lepiej, czego życzę jemu, ale przede wszystkim sobie :). No, jako czytelnik mogę być egoistką i oczekiwać czegoś, co lubię albo co polubię.

Dodaję Wojciecha Kłosowskiego do mojej listy i jeśli napisze kolejną książkę, to zdecydowanie sięgnę po nią, aby zdjąć ją z półki w bibliotece, bo uważam, że warto.

Może niedopatrzeniem (?) jest zachwycanie się Falconesem, kiedy ma się pod nosem Kłosowskiego, a może każdym z nich należy zachwycać się całkiem oddzielnie :)? Jeżeli spotkacie na swojej drodze tę książkę to moim skromnym zdaniem, nie omijajcie jej, tylko się w nią zanurzcie.

Małgosia

 

 

WIELOGŁOS


Ostatnio na zajęciach blogowych rozmawiałyśmy o Waszych komentarzach. Jeden z tekstów poruszył nas bardzo. Dlatego zdecydowałyśmy się przedstawić Wam kilka jego fragmentów, a potem głosy naszej dyskusji.

Fragmenty pochodzą z komentarza Anety B. – osoby z wolności, która ma taki sam nick, jak nasza blogerka.

Nie będę się użalać nad osobami, które trafiły do więzienia.
Wiadomo są przypadki (być może wiele), że trafiają tam osoby niewinne.

Ale większość osób trafia do więzienia za łamanie prawa.
Niektóre osoby robiły to, ponieważ uważały, że mogą lub po prostu uważały, że im się uda. Ale są też osoby, które nie miały wyboru, musiały ukraść jedzenie, aby nakarmić rodzinę, robiły różne przekręty, aby ,,dorobić”. Może chciały z tym skończyć, gdy ich sytuacja finansowa polepszyła się, ale nie wiedzieli kiedy przestać.. ,bo jeżeli dalej mi się udaje, to czemu nie ciągnąć? (…)

Wszyscy jesteśmy ludźmi i działamy podobnie. Nie masz pewności, czy będziesz człowiekiem uczciwym, jeżeli nie będziesz miał, czym nakarmić dzieci lub po prostu nadarzy się okazja zarobienia ,,na lewo” pieniędzy.
Jeżeli nigdy nie byleś/łaś w takiej sytuacji, to nie oceniaj tych ludzi, którzy ponieśli za to konsekwencje. (…)

W życiu jest bardzo dużo pozorów, ten co dzisiaj jest bezdomnym, ,,śmieciarzem”, nie wiesz kim był przedtem, może profesorem? (…)

Ktoś kto ma pieniądze nie zawsze może okazać się osobą uczciwą, znam więcej przypadków, gdzie pomogła mi osoba, która sama brała pomoc
z opieki społecznej. Nie skreślajmy kogoś tylko dlatego, że nic nie ma albo siedzi w więzieniu, bo coś złego zrobił. Zrobił, ale to nie znaczy, że się nie zmieni na lepsze. My, ludzie na wolności, też nie jesteśmy idealni.
Nie oceniajmy źle tych ludzi.

Aneta B”

A teraz poznajcie nasze głosy na ten temat.

Pozory. Nie mam z tym problemu, bo jestem, jaka jestem, mówię, co myślę i uchodzę za bezczelną, ale są osoby, które to akceptują i to mi wystarczy. Z tymi osobami się przyjaźnię, bo jest między nami to „coś”.

Pieniądze. Lubię je mieć i to się nie zmieni. Nie żyję ponad stan, nie biorę kredytów, ale staram się mieć ich tyle, abym nie musiała żebrać.

Tutaj nie lubię ludzi, którzy nie mają pieniędzy, bo w dużej mierze albo zmieniają się w emocjonalne prostytutki i oszukują, że Cię lubią, aby coś od ciebie wydębić, albo kradną to, co jest twoje, jeśli im nie dasz. Bieda potrafi niektórych upodlić do takiego stopnia, że nie chciałabym tego doświadczyć.

Cdn. Małgosia

Ja zgadzam się z tymi refleksjami, raczej myślę podobnie. Nikt nie wie, co nas czeka, z czym będziemy musieli się zmierzyć. A człowiek, uważam, nie zna sam siebie do końca. W sytuacjach, w jakich nigdy w życiu się nie znaleźliśmy, możemy przypuszczać, że zachowamy się w taki lub inny sposób, a tak naprawdę dopiero znajdując się w takiej sytuacji, poznajemy siebie. Świat tak skonstruowany jest, że bez pieniędzy nie da się żyć.

Batory

Ludzie dla chęci zysku lub posiadania różne rzeczy są w stanie zrobić bardzo dużo. Pytanie nasuwa się: dlaczego?

Żeby być lubianym, zauważalnym, żeby nie odstawać od społeczeństwa. Myślę, że my ludzie lubimy po prostu mieć.

Ale myślę też, że my sami sobie podkręcamy sobie tempo życia, niektórzy nie dają rady, dlatego coraz częściej słychać, że sławni aktorzy i nie tylko, bo też zwykli ludzie, chorują na depresję.

To mnie przeraża.

Ludzie zwolnijcie, bo nie macie czasu, żeby się zatrzymać i odetchnąć!

A to potrzebne, aby nie podejmować pochopnie decyzji, które zaważą na Waszym życiu i życiu Waszych bliskich, potem będziecie ich zawsze żałować.

Pozdrawiam, Asia

PS. Róbmy wszystko z głową 🙂

Kiedyś w więzieniu rządziły różne grupy ludzi, zorganizowane, mafijne, przestępcy za zabójstwo. Teraz rządzi tylko pieniądz. Osoby, które nie mają pieniędzy, są traktowane kiepsko. Są po prostu niepotrzebne, bo z nich nie skorzystasz, a jeszcze trzeba zawsze coś dać, bo proszą. Jeśli nie masz pieniędzy, także w więzieniu musisz kombinować. Coś opylić, sprzedać, wymienić, na przykład higienę na tytoń. Nie ma litości i współczucia. Musisz sobie dawać radę sam.

Walentina

Pieniądze szczęścia nie dają, ale zakupy tak – tak mawiała Marylin Monroe.

I powiem Wam, że coś w tym jest. A jeśli ktoś twierdzi inaczej, to znaczy, że stwarza pozory.

Hm? Pozory – słowo, które istnieje niemalże w każdej sytuacji.

Każdy z nas stwarza pozory, jedni robią to w bardzo umiejętny sposób, zaś drudzy na oślep.

Wszyscy tak robią. Mamią historyjkami bez pokrycia w rzeczywistości, że nie ma kasy, że nie ma ludzi, że to, że tamto. Rozumiecie?

Kasa, kasa – normalne, że jest potrzebna do przetrwania, do lepszego bytu. Fajnie byłoby, gdyby ludzie się jeszcze szanowali, kochali, tak bez kasy i pozorów.

Serdecznie pozdrawiam, Aneta B

Spójrz mi w oczy, czy tak jest? Czy to jeszcze ma sens? Świat moralnych klęsk?

Pierwszy raz niewinny, jak śmiech na widok cudzej krzywdy.

Nie myślałeś nigdy, że dobre są złego początki. Niebezpieczne związki, Powązki, gząski grunt i mulisty, świat rzeczywisty.

Chcą byś upadł, dotkną dna. A Ty pytasz, co to to sumienie, ha?

Chyba lepiej nie mieć wcale, niż mieć dwa.

Pozory – dwusumienność.

Życie dwusumiennych nie oszczędza. Się znęca i wkręca.

Ilona

Troszkę to śmieszne. Bo w tym miejscu wszystko opiera się albo stwarzaniu pozorów, czyli udawaniu kogoś, kim się nie jest, albo na 100% materializmie.

Masz pomoc, możesz zostać moją koleżanką.

Każda zakłada maskę, żeby, broń boże, nikt nie zobaczył, jaka jesteś naprawdę.

Ja na przykład nienawidzę fałszu i staram się unikać ludzi, którzy mówią: „Bardzo Cię lubię… Nie masz może papierosa?”.

Odwraca się do innej i wbija ci przysłowiowy nóż w plecy.

Mam tylko jeden problem. Jestem bardzo ufną osobą i zawsze przez to po dupce dostaję.

Może jeszcze kilka takich kubłów zimnej wody sprowadzi mnie na ziemię.

Buziaki, Lexi

Przemiana?

 

Mam jedno pytanie do naszych Czytelników.

Czy myślicie, że facet, który przez dwa lata związku terroryzował swoją kobietę, zmuszał ją do seksu, poniżał, krytykował, bił, bo akurat miał zły dzień i wyżywał się, bo była najbliżej, dawał zakazy, nakazy, oskarżał o zdradę, a potem manipulacją na „biednego misia” zmusił do ślubu, jak był w kryminale, to po odbyciu dajmy na to 2,5 roku, po zapewnieniach, że się zmieni, że zrozumiał, czy można mu zaufać???

Już kilka razy dostał szansę. Dodam, że dwa miesiące przed zapewnieniem zmian, straszył, że gdy kobieta ta go zostawi, zamuruje ją żywcem, setki razy straszył pozbawieniem życia i wywozem do Wisły. Ja mam swoje zdanie na ten temat. Ten człowiek jest zdolny do wszystkiego. Myślę, że się nigdy nie zmieni – to taki miesiąc miodowy. Wszystko powróci, on wyjdzie, zobaczy, że znowu ona jest na jego zawołanie, zacznie od nowa. Będzie się tłumaczył tym: jesteś moją żoną, więc musisz! On myśli, że ona jest jego własnością. On może wszystko, a ona nic. Zwykły egoista. Ona śmiertelnie się jego boi, strach ją powstrzymuje, by od niego odejść. Mało tego, zakochała się w kimś innym. Przez tą osobę, również nie może się od niego uwolnić, bo on powiedział, że tą osobę też zabije, za to, że zniszczyła jego małżeństwo. Choć to jego wina, że małżeństwo zaczęło się rozpadać. Oczywiście ona mu się przyznała, że się zakochała w kimś innym. Przyjął to z fasonem. Tłumaczył, że to odbicie piłeczki za to, że on ją tak traktował, że nie ma za złe, wysłał jej kwiaty przez kolegę. I jak to kobieta, uwierzyła. I dała mu kolejną, ostatnią szansę – jak kwiaty działają na kobietę!!!!

Może coś doradzicie?

Co do policji i sądów – nie wchodzi w grę.

Jak uwolnić się od takiego człowieka? By nikomu nie stała się krzywda!

Czekam na odpowiedzi.

Pozdrawiam.

BATORY

Strach – czego bałam się przy zamknięciu

Radiowóz, tzw. suka i policjant: „No, jedziemy na Kamczatkę”.

Boże. Zaczęłam płakać. „Panowie, to dwa miesiące będziecie mnie wieźć do Tajgi, tam mrozy, minus 60 stopni, ja bez rajstop, nie dowieziecie mnie zamarznę!”.

Śmiech.

-„A znasz Pragę?”

– „Znam!”

– „No to Kamczatka na Pradze w Warszawie”.

Trochę się uspokoiłam. Automatycznie przypomniały mi się wszystkie amerykańskie filmy, które oglądałam. Przed oczyma cela, krata, ja sama, trzeba mieć lusterko, wtedy będę widziała, kto siedzi w następnej celi. Ale ja nie mam lusterka. Stołówka i spacerniak. Ale tam się trzymają razem gangi. Muszę szukać swoich, wtedy nie zginę, bo mi pomogą.

Jednak rzeczywistość oakzała się zupełnie inna.

A wejście na celę mieszkalną, to już inna bajka….

Walentina

„Czego się bałam, kiedy trafiłam do więzienia….”

 

Przy okazji mojego posta pt. „Czego się boję po wyjściu z więzienia.”, jedna z czytających osób stwierdziła, że lepszym byłoby pytanie: „Czego się bałam, kiedy trafiłam do więzienia?”. Ponoć każde pytanie bez względu na to, jak jest zadane – jest dobre :), tym samym został mi podsunięty temat do tej rozmowy.

Wtedy nie zastanawiałam się nad tym, czy będę dostawała np. papier toaletowy, podpaski, czy coś tam jeszcze i w jakich ilościach. Po dotarciu do celi przejściowej miałam za sobą już szereg upokorzeń, więc ani smród moczu, ani (ponoć) kobieta o aparycji Shreka o głosie słowika, który mógłby na polu krowy dusić, pytająca gburowato „Fajki masz?!” nie zrobiły na mnie „specjalnego” wrażenia. W jakimś stopniu miałam wrażenie, że to wszystko nie dzieje się na prawdę. Czułam się tak, jak by część mózgu się zablokowała i oszukiwała mnie na zasadzie: to tylko paskudny sen, zaraz się obudzisz i będziesz w domu… i pominę, że do dziś się nie obudziłam ;).

To wszystko było jakieś takie odrealnione. Tylko w głowie tłukło się jedno, co myślą i robią rodzice, jaka będzie reakcja rodziny.

Najciekawsze jest to (patrząc z perspektywy czasu), że rodzice byli od chwili mojego aresztowania cały czas obecni. Na zmianę raz mama, raz tata, tkwili w samochodzie przed budynkiem komendy. Jak tylko mogli dawali mi znać, że są, że myślą, że mnie nie zostawili. A ja te wszystkie gesty widziałam, odczuwałam i przyjmowałam. Po tygodniu nadal miałam w głowię myśl, czy mnie nie zostawią? Jakiś taki paradoks, bo z jednej strony wiedziałam, że są, a z drugiej cały czas się obawiałam. Najciekawsze jest to, że zawsze mogłam na rodziców liczyć, nigdy nie powinna nawet na chwilę pojawić się taka durnowata obawa, a jednak.

Rozsądek, trzeźwe myślenie i logika na pewien czas ze mnie wtedy wyparowały. I do dziś nie mam pojęcia, gdzie błądziły :). Rodzina jest przy mnie do teraz i robi co może, żeby pobyt na tych „wczasach” o przydługim turnusie, jakoś mi ułatwić.

Świadomość tego, że byli, są i będą to taka siła, że mogę tylko z tego czerpać. A tamte obawy jak głupio się pojawiły tak samo głupio się rozpłynęły, ale pozostała po nich pamięć i ją dorzucam do przegródki z napisem „doświadczenia życiowe – mniej mądre” ;).

Małgosia

Weganizm

DSC_7086

Weganizm jest to znana dieta bez mięsa – i w tę dietę wgłębiłyśmy się na zajęciach dzięki Marcie Dymek.

Miałyśmy okazję dużo się dowiedzieć i razem pogotować. Marta prowadzi swojego bloga: www.jadłonomia.com, z którego zamierzam korzystać, bo to bardzo fajna sprawa.

Robiłyśmy razem danie z tofu z octem balsamicznym i przeróżnymi przyprawami. Próbowałyśmy płatków drożdżowych i przypraw takich jak anyż, czarny i czerwony pieprz, owoce jałowca, ziarna i liście kolendry, liście oregano i mięty. W tym wszystkim marynowałyśmy buraki, no i tofu.

Niektóre nazwy dziwnie brzmią, na pewno niejedna osoba mówi fuj :), sama tak zareagowałam, nie znając smaku. Ale naprawdę warto wszystkiego spróbować!

Na koniec zajęć mogłyśmy zrobić sobie sok z pomarańczy i spróbowałyśmy prażonej gryki.

To było bardzo miłe wspólne spotkanie.

Zachęcam Was do próbowania nowych dla Was smaków.

Pozdrawiam serdecznie,

Agnieszka

Mój pierwszy dzień w więzieniu

1-DSC_0876-001

Zacznę może od tego, że wszystko zaczęło się w zimny grudniowy poranek 2008 roku.

Miałam tedy 19 lat, a więzienia było dla mnie tak odległym miejscem, jak wycieczka na Seszele.

Wielkimi krokami zbliżało się Boże Narodzenie. Mama wydzwaniała do mnie i pytała: kiedy przyjeżdżasz, trzeba pomóc, wiesz, że zjeżdża się cała rodzina. Ale ja, jak zwykle, na wszystko miałam czas. Razem z kolegą spędzałam dni w salonie gier, przegrywając pieniądze na prezenty i łudząc się, że jeszcze wszystko odegram.

Niestety, nie udało mi się wygrać. I wtedy w mojej głowie zrodził się pomysł, że możemy okraść ten salon, podzielić się hajsem i rozjechać do domów, no bo przecież za chwilę Boże Narodzenie. Podzieliłam się tym pomysłem z kolegą, a on oczywiście się zgodził. Nie zastanawiając się na konsekwencjami, przystąpiliśmy do realizacji naszego planu.

Potem wszystko potoczyło się tak szybko, że usłyszałam tylko: „Policja, na ziemię, nogi szeroko”! I nim zdążyłam się zorientować, już leżałam skuta kajdankami, twarzą do ziemi.

Pomyślałam wtedy: „Boże, jak to się stało?”. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że wypowiadam te słowa na głos, ale musiało tak być, bo w odpowiedzi usłyszałam głos policjanta: „Ty, mała, Boga w to nie mieszaj, posiedzisz parę latek, to na drugi raz się zastanowisz, co robisz”.

Potem wsadzili nas do radiowozu i przewieźli na komisariat. Zadawali pytania „Po co? Na co? Dlaczego? Czy ktoś ci kazał to zrobić?”. Była jak w letargu, nic nie mówiłam. Słyszałam tylko, jak policjanci mówili między sobą: „Nie chcą gadać, będą sanki”. Potem przewieźli nas na noc na tzw. dołek. Następnego dnia zawieźli nas do prokuratury i dowiedziałam się, że „sanki” to tymczasowe aresztowanie i właśnie o to wnioskuje prokurator.

W trakcie przesłuchania nie mówiłam nic, bo tak polecił mi adwokat przyprowadzony przez mojego tatę. Mówił, że będzie dobrze, że wyjdę na dozór policyjny, że zastosują poręcznie majątkowe. Następnego dnia w sądzie okazało się, że starania mojego obrońcy spełzły na niczym. Sędzia powiedział: „Sąd postanawia zastosować wobec podejrzanej środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania na okres 3 miesięcy”.

I wtedy mój świat się zawalił. Zaczęłam się zastanawiać, jak to będzie. Próbowałam sobie przypomnieć, co znajomi mi mówili o więzieniu, jak trzeba się zachowywać. Po chwili przypomniało mi się, że kiedyś znajomy mi powiedział, że „jak się zjeżdża na puchę, to najważniejsze jest, żeby mieć papiery na to, że się nikogo nie zakapowało”. Jedyne, co przy sobie miałam, to postanowienie z sądu o tymczasowym aresztowaniu i było tam napisane, że w czasie czynności wstępnych odmówiłam składania wyjaśnień, więc pomyślałam, że to wystarczy.

Z rozmyślań wyrwał mnie głos policjanta: „Księżniczko, zapraszam, jedziesz do zamku”. Dla niego było to zabawne, dla mnie troszkę mniej. Stało się, wieźli mnie do więzienia. Była troszkę załamana, ale nie okazywałam tego, musiałam być twarda.

Na miejscu po przebrnięciu przez wszystkie procedury i przeszukani, dowiedziałam się, że idę na celę przejściową.

Postanowienie z sądu trzymałam w ręku i z duszą na ramieniu weszłam do celi przejściowej!

Były w niej cztery kobiety w różnym wieku. Powiedziałam „Cześć” i próbowałam podać im papier, w którym było napisane, że nie jestem kapusiem. Jedna z nich powiedziała: „A po co nam to? Nie chcemy tego widzieć!”. I zaczęła się głośno i serdecznie śmiać. I wtedy pomyślałam: „Chyba nie będzie tak źle!.”

Lexi