Mój chyba najmniejszy post :)

A to dlatego, że BARDZO, ale to BARDZO mocno chciałabym wiedzieć, jak czytelnikom bloga upłynęły wakacje :). Jeżeli możecie to napiszcie, dokąd mieliście okazję wyjechać. Bez względu na to, czy był to czas spędzony przyjemnie, czy ciut mniej przyjemnie, interesuje mnie każdy jeden taki wypad. Co fajnego Was spotkało, co interesującego widzieliście, co dobrego jedliście… Każdy szczegół miło będzie poznać. Dziękuję każdej osobie, która zechce się tym ze mną podzielić.

Małgosia

♦♦♦

Bardzo dziękuję…

Wszystkim razem i każdej osobie z osobna za cudowne opisy tego, jak spędziliście wakacje!

Nie spodziewałam się tylu komentarzy i aż mi się mordka od ucha do ucha ucieszyła, kiedy je czytałam i to wielokrotnie (i nie dlatego, że nie zrozumiałam ;).

To trochę tak, jakbym podczas lektury wędrowała w te miejsca, w których Wy byliście.

Ninka napisała o meduzach 🙂 – uwielbiam nasze morze, co roku wyjeżdżałam nad Bałtyk i przypomniało mi się przy okazji, jak któregoś roku była plaga biedronek. Jak leciały chmarą i wylądowały pokrywając wszystko i wszystkich na plaży, Każdy biegł do wody, żeby je z siebie spłukać. Potem kilkanaście metrów tafla wody była nimi pokryta. Zawsze biedroneczki kojarzyły mi się z liczeniem kropek albo przynoszeniem „z nieba kawałka chleba”, a tu rój taki, że kiedy ci pokrył ciało, to dreszcze się miało jak przy febrze. Wybitnie nieprzyjemne zjawisko i zapamiętam ja do końca życia – no chyba, że dopadnie mnie skleroza ;).

To zabawne, że czyjś opis sytuacji sprawia, iż w głowie przypomina się coś na swój sposób podobnego.

Mam nadzieję, że każde wakacje będą dla Was obfitowały tylko w przyjemne przeżycia i ciepłe, kolorowe wspomnienia.

Jeszcze raz dziękuję wszystkim za wpisy i pozdrawiam,

Małgosia

Wielkie grillowanie na Kamczatce

Piątek – wymarzony dzień na imprezki, słońce świeci nad Grochowem, dziewczyny jak maliny, muśnięte słońcem, a to wszystko na Kamczatce.

Wielkie grillowanie odbyło się 2 września z udziałem Służby Więziennej, w tym Pani Dyrektor z Okręgu i naszego Dyrektora i wszystkich ważnych ludzi oraz my – dziewczyny z Kamczatki i nasi Przyjaciele z Fundacji „Dom Kultury”.

Było przecudownie. Zapach dymu, smak kiełbasek kaszanki czuję do dziś. Naprawdę idzie zwariować! Jak żyję i siedzę w tym więzieniu, nigdy ale to przenigdy nie przeżyłam czegoś podobnego.

Był mini koncert Mamadou Dioufa z naszym udziałem, była gra w kometkę, rozmowy, śmiechy i mnóstwo kiełbasek. Naprawdę było cudownie.

I może dla wielu z Was wyda się to śmieszne i niezrozumiałe, ale ja zrozumiałam, co straciłam w życiu, co mnie omija, czego tak naprawdę mi brakuje: tej normalności, tego, co ludzie w moim wieku robią na co dzień. Bardzo tego potrzebuję ale staram się brać życie takim, jakie jest i iść do przodu, pomimo wielkiej tęsknoty,

Pozdrawiam wszystkich, którzy sobie teraz grilują i nie tylko tych.

Aneta B.

Rosja

Napiszę, co jest drogie i miłe mojemu sercu i za czym tęsknię.

Urodziłam się w Smoleńsku, gdzie dużo drzew i parków, zielono i spokojnie. To bardzo piękne miasto ze swoją historią, położone na siedmiu wzgórzach. Jeśli ktoś nie wie, Smoleńsk powstał na przełomie XIII i XIV wieku, kiedy u władzy był polsko-litewski książę Igor. Nie było jeszcze Moskwy ani Sankt Pitersburga (Sankt Pitersburg to pierwsza nazwa obecnego Sankt Petersburga).

Mała garstka przybyszów, ludzi nie wiadomo skąd, ludzi wiary prawosławnej, osiedliła się na ziemi dookoła bagien i lasów, powstała osada. Trzeba było płacić dań, zbierali z sosen żywicę (po rosyjsku smoła) i tak powstała nazwa Smoleńsk. Herb Smoleńska to „Ptach Feniks” – z popiołu powstaje. Miasto było zniszczone i spalone, zarówno przez Napoleona, jak i przez niemieckich okupantów. Ale zawsze odradzało się na nowo.

Jako człowiek, który zamieszkuje od 1995 roku na stałe w Polsce, nie mam nostalgii, bo inaczej nie mogłabym mieszkać nigdzie indziej poza ojczyzną. Mam jednak tęsknotę za domem, za przyjaciółmi, za miastami, które kocham i za zwykłą rosyjską mentalnością. Tęsknię za Uspieńskim Soborem – pięć pozłacanych okrągłych kopuł – wybudowanym na najwyższym wzgórzu i widocznym ze wszystkich stron. Za rzeką Dniepr, w której jako mała dziewczynka uczyłam się pływać. Tęsknię za Moskwą, gdzie zostawiłam swoje przyjaciółki, za Arbatem – dzielnicą zamieszkałą przez aktorów, reżyserów i elitę rosyjską. Za Newskim Prospektem, za ruchem tak niesamowicie szybkim, za gwarem tak różnojęzycznym. Pośpiech w Moskwie zawsze porównywałam z biegnącymi na wyścigu końmi, które mają na oczach klapy i nic nie widzą prócz mety. Bardzo tęsknię za Teatrem Wielkim i za baletem. Za żywymi kolorami. Moskwa w nocy żyje tak samo intensywnie jak w dzień. Tęsknię za blinami z kawiorem, za suszoną rybą „Taranka” i za naprawdę rosyjskimi pierogami, które piekła moja babcia Wasilisa z mąki pszennej zmieszanej z mąką żytnią, w środku kartofle z podsmażaną słoninką i mięsem z cebulką, albo z kapustą. Jak babcia wyjmowała pierogi z pieca, skórka błyszczała brązowo-złotym kolorem, były duże i tak smaczne, zarówno na ciepło jak i na zimno. Tęsknię za grubą słoniną w środku z mięskiem natartym solą, czosnkiem, papryką słodką i ostrą, za grzybami grudz, które moja mama przekładała solą, a w zimę mieliśmy je jak świeże z lasu. Tęsknię są Sankt Petersburgiem (kiedyś Leningrad), gdzie mieszka mój wujek. W Rosji nazywają to miasto Wenecją Północy. Często tam wyjeżdżałam, żeby popatrzeć na białe noce i na mosty otwierane co noc. Ermitaż – na zwiedzenie go nie wystarczyło mi tygodnia. Pałac Zimowy wybudowany przez carycę Elżbietę, w którym mieszkała cesarzowa Katarzyna II. I niesamowici ludzie, którzy przeżyli blokadę w czasie wojny z bólem i w wielkiej godności, tacy spokojni i mądrzy.

Tęsknię za Soczi, za Czarnym Morzem, za delfinami wyskakującymi z wody. Za trzypiętrową restauracją – Sala Błękitna, Sala Czerwona, Sala Zimowa. Nie było mnie stać cokolwiek tam zamówić, ale patrzyłam na jeziorko zrobione pośrodku, po którym pływały łabędzie w swej nieskazitelnej gracji.

Jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem. Mam dwa domy: ten, za którym tęsknię – to moja ojczyzna i ten, który wybrałam w Polsce, który kocham i w którym czuję się bezpiecznie i dobrze. Każdy z nas ma tęsknoty i wspomnienia, których nikt nam nie odbierze, bo są w naszej pamięci i sercu.

Walentina

REGULAMIN – W ODPOWIEDZI NA MICHAŁ Z URSUSA, 17.07.2016 o 23:38

1-DSC_0239

Pytasz o codzienne życie w celi?! Opiszę Ci jeden dzień u mnie na celi. Podejrzewam, że na każdej celi (prócz rana – 7:00 i wieczora – 19:00) jest inaczej.

6:15 – Pobudka. Nas budzi telewizor (sam się włącza). Pani T od razu idzie na ranne posiedzenie do kąta (to WC – ma drzwi), jak otwieram oczy to już Pani I myje zęby, Pani E robi fajki i kawę, Pani M nadal śpi i zrywa się dopiero, jak otwiera się cela.

7:00 – Apel. Przy nim jest oddziałowa, która była na noc (kończy pracę). Oddziałowy, który sprawdza, czy stan osadzonych się zgadza, czasami to robi dowódca lub oddziałowa oraz oddziałowa, która przyszła na zmianę dzienną. Wchodzi, stuka młotkiem drewnianym, sprawdzając, czy nie są nadcięte kraty. ‘’Dzień dobry, dzień dobry’’ i powrót do łóżek.

7:30 – 8:00 – Podjeżdżają dziewczyny, które są korytarzowymi i podają nam porcję (śniadanie) przy tym mówiąc :
– „Ile chleba ?”
– „2”
– „Dzięki”.
– „Smacznego”.
– „Na spacer?”
– „Tak”.
– „Zaczyna się o 8:00, bądźcie gotowe”.

Cela się zamyka. Siadamy, dopijamy kawę, myjemy się.

8:00 – Spacer. Przez godzinę ktoś siedzi, ktoś chodzi dookoła siebie.

9:00 – Powrót ze spaceru, stoimy pod klapą (i tak jak przy każdym wyjściu z celi i powrocie do niej), bierzemy ręce na ścianę i szeroko nogi, najpierw sprawdzają tzw. pikaczem, a później rękoma od góry do dołu. Wchodzimy do celi i kto nie zdążył przed spacerem, myje się po nim.

9:00 do 13:00 – Czas wolny, różnie bywa, najczęściej czytamy książki przy muzyce, ktoś śpi, inny rysuje bądź pisze listy i w tym czasie idziemy również do telefonu (10 min).

13:00 – 14:00 – Obiad. Czasami oddziałowa rozdaje nam listy, otwieramy je przy niej by miała pewność, że nie ma w nich nielegalnych rzeczy, np. pieniądze, narkotyki, nagie zdjęcia.

14:00 – 15:00 – Odpoczynek po obiedzie.

15:00 -17:00 – Pranie. Nalewamy do misek wody (15l), wsypujemy proszek lub skrobiemy mydło, jeżeli proszku zabraknie i ręcznie jak za dawnych czasów, tylko tutaj brakuje tarki 🙂. Płukanie, wykręcanie i wieszanie. Mokre rzeczy najczęściej wieszamy na sznurku zamontowanym na kracie okna bądź pomiędzy łóżkami. Jak jest ciepło do rana wyschnie. W zimę jest gorzej bo jeden kaloryfer i trzeba się dzielić, ale kłótni o to nie ma.

17:05 – Kolacja.

18:00 – Włączamy ESKA.TV i zaczyna się Gorąca 20.

18:30 – Myjemy się, nalewamy wodę do misek i do kąta. Nie jest źle, jeżeli ktoś nie widzi problemu, tak jak ja. Najpierw myje się cały, później nabierając wodę do butelki oblewa się od góry nie patrząc na to, że woda wylatuje pod cele. Wtedy mówią do mnie – Shauer, wypływasz pod celę! (hahah). Po prysznicu ręcznym kolejne pranie, tym razem bielizny.

19:00 – Apel. Ten sam scenariusz co przy porannym apelu, tylko przy tym „Dobranoc”.

19:05 – Oglądamy nadal Gorącą 20 w oczekiwaniu na jakiś fajny kawałek. Jeżeli taki leci, zaczynam gwizdać do Izuś, by słuchała razem ze mną.

20:00 – Szukamy jakiegoś filmu, chyba że jest jakiś, który widziałyśmy w reklamie, to go oglądamy.

22:00 – Gaśnie światło i zaczyna się cisza nocna, włączam muzykę, palę ostatniego papierosa, robimy herbatkę na rano, zakrywam telewizor ręcznikiem. Wszyscy kładziemy się do „łóżka” i każda odpływa w swoją krainę marzeń.

23:00 – Robi się cisza: słychać pociągi, samochody, ujadanie psów i zasypiam.

Tak wygląda dzień u mnie w celi.
A co do pytania o wygodnym „łóżku”: są trzy duże materace. Jeżeli chodzi o mnie, lubię spać na twardym, więc mi to nie przeszkadza, ale większość osadzonych narzeka. Czasem materac nie jest dopasowany do metalowej konstrukcji „łóżka” i robią się szpary.

Mam nadzieję, że choć troszeczkę dowiedziałeś się co i jak na celi. Przy tym musisz też niestety użyć wyobraźni. Dziękujemy za wpis i kilka słów. Jeżeli interesuje Cię życie w kryminale, pozwolę sobie na to, by zachęcić Cię do posłuchania kilku piosenek, jeżeli nie zniechęci Cię to, że są w niej wulgaryzmy. Proponuję: Chada – Od apelu do apelu, Kali – Tu gdzie żyjemy i moją piosenkę, którą znajdziesz na youtube.pl z koncertu wraz z moimi przyjaciółkami : Audiostacja Falenica- Deszcz. Jeszcze raz dzięki i pozdrawiam serdecznie.

-Batory-