Od zwykłej Dziewczyny do Więźniarki

Fot. Małgorzata Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Witam wszystkich zaglądających na stronę EWKratke i zainteresowanych naszymi osobami, czyli tak zwanymi więźniarkami. Brzmi to bardzo powierzchownie, surowo i obco, dlatego chcę przedstawić Wam trochę swoją osobę, nie tylko jako dziewczyny z więzienia, ale również jako człowieka, kochającej matki i wrażliwej osoby, bo taka właśnie jestem mimo miejsca, w jakim się znajduję. Z racji tego, że jestem nowa na tej stronie, napiszę też pokrótce o sobie, abyście mogli mnie troszkę poznać. ?

A więc można powiedzieć, że jestem zwykłą dziewczyną z osiedla, jakich wiele wśród nas wszystkich. Wychowałam się w spokojnej rodzinie, skończyłam liceum, a mając 18 lat poszłam na ,,swoje”. Wyszłam za mąż i urodziłam piękną, mądrą córeczkę. Prowadziłam spokojne życie, pracowałam i wychowywałam córkę. Brzmi zwyczajnie, prawda? A jednak się tu znalazłam…. Niestety, jeden moment sprawił, że moje całe życie wywróciło się do góry nogami. Poszłam do Aresztu Śledczego na wiele miesięcy, gdzie nie mogłam przez ten czas zobaczyć się z moją rodziną, ani nawet zadzwonić do rodziców czy córki. Pozostawały tylko listy, które szły po kilka tygodni. Co zrobiłam, żeby się nie załamać? Założyłam sobie „pancerz”. Nie płakałam, nie użalałam się nad sobą, nie narzekałam. Dusiłam mocno wszystkie emocje, bo najważniejsze dla mnie było, że moja córka jest bezpieczna i pod opieką mojej mamy.

Gdy zadałam pytanie, co chciałaby dostać na 8 urodziny, odpowiedziała – żeby mama chociaż zadzwoniła. Wtedy myślałam, że pęknie mi serce. Nie mogłam niestety zadzwonić i powiedzieć, jak bardzo ją kocham.

Przetrwałem ten okres. I po dostaniu wyroku, czyli 4,5 roku więzienia, już mogłam dzwonić do domu. Ileż było szczęścia, gdy słyszałam moje słoneczko oraz słowa wsparcia swoich rodziców i rodzeństwa. Dawało mi to siłę!

Kiedyś miałyśmy z córką nasze powiedzenie: „Nieważne gdzie, ważne, że razem.” – które wiele dla nas znaczyło. Bo tak było, wszystko robiłyśmy wspólnie. Miałyśmy ogromną więź i byłyśmy praktycznie ,,przyklejone” do siebie. Dlatego, gdy przypomniało mi się to powiedzenie i obietnice, że zawsze będę przy niej, to serce prawie rozpadło mi się na milion kawałków.

Bo co miałam jej powiedzieć? Że zawaliłam po całości? Że skrzywdziłam przy tym wiele osób, które mnie kochają? Że nie będzie mnie na święta, urodziny czy komunii? Że nie będzie mnie kilka lat, nie przytulę jej do snu, nie pocieszę, gdy będzie smutna, nie pobawimy się jak zawsze?

Odpowiedziałam, że zawsze będziemy razem – bo ja mam ją w swoim serduszku, a ona mnie. Że dorośli też czasem się mylą, a ja popełniłam błąd, za co przepraszam, ale wrócę do domu. Zrozumiała to. Wzięłam się w garść i postanowiłam nie patrzeć na to, co złe, lecz tylko na to, co dobre. Wyciągnęłam wnioski ze swoich błędów życiowych, których nigdy nie powtórzę. Jestem mądrzejsza o doświadczenie. I mogę wiele zmienić. Teraz jest odpowiedni czas na zmiany.

Tego czasu nie nadrobię, ale gdy za 2 lata opuszczę to miejsce, utulę moją córkę i wtedy już będę głośno płakać. Nie będę dusić emocji. Lecz to nie będą łzy smutku, żalu czy samotności, na które sobie nie pozwalam nigdy. To będą łzy szczęścia i radości, szczere i prawdziwe.

A potem wrócę do swojego zwykłego życia, za którym tak bardzo tęsknię, za gilgotaniem mojej córki, za jej śmiechem, za wieczorną długą kąpielą, no i za kurczakiem z frytkami ?. A nawet za godzinną rozmową przez telefon z moją mamą. Której 20 raz mówię, że muszę kończyć, a ona, „ale jeszcze ci coś szybko powiem” i mówi mi to samo po raz trzeci.

Za spacerem po parku i za zapachem wolności. Bo teraz już wiem, że wolność ma swój zapach. To zapach wiatru kwiatów, a nawet przejeżdżającego samochodu. Wiem, że za jakiś czas wrócę do domu i za wszelką cenę nie dopuszczę do tego, aby się tu znaleźć. Aby ze zwykłej dziewczyny znów stać się więźniarką. To my w dużej mierze decydujemy o swoim losie, lecz gdy popełniamy błąd, uczymy się na nim. Wyciągajmy wnioski, ale też szukajmy dobrych stron, nie załamujmy się.

Pamiętajcie, że każdy z nas może się tu znaleźć, dlatego nie oceniajmy i szanujmy drugiego człowieka. Bo nigdy nie wiadomo, co przyniesie nam los.

To są po części moje przemyślenia, odczucia, doświadczenia, jakie miałam przez ten czas. Założyłam pancerz, ponieważ tak jest mi łatwiej, ale każdy radzi sobie na swój sposób, aby nie cierpieć. Innym pomaga na przykład płacz w poduszkę, a jeszcze innym boksowanie worka treningowego ?.

A jakie są wasze sposoby na przetrwanie gorszego okresu? Jak radzicie sobie ze stresem? Czy potraficie ze złych doświadczeń wyciągnąć pozytywne wnioski? Podajcie przykłady z życia z chęcią przeczytamy (my, więźniarki) też wasze doświadczenia.

Bo nieważne czy na wolności, czy za kratami. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Pozdrawiam cieplutko i czekam na Wasze komentarze.

Kalenka

Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.

Czy brakuje Wam zieleni?

Fot. Małgorzata Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Czy brakuje Wam zieleni? Mam na myśli przyrodę. Zieleń to spokój, tylko że w tym miejscu zielone jest prawie wszystko: łóżka,„platery” (czyli naczynia), taborety. Zieleń, która mnie zawsze już się będzie kojarzyła z tym miejscem. Jeszcze kiedy byłam winnym zakładzie karnym, mogłam posiadać kwiatki w celi. Niby nic,a taka namiastka normalności. Dbało się o nie, jak tylko było to możliwe. A ile radości potrafiło dać, że nagle kwiatek zakwitł czy też wypuścił nowe liście. Może to potrzeba nasza kobieca, by się kimś opiekować – przecież jesteśmy matkami. Miałam kilka kwiatków, które były taką oazą; podlewałam je zieloną herbatą,by były bardziej zielone, a rosły jak na drożdżach. Gdy zmieniłam jednostkę na Grochów, brakowało mi tego. Człowiek się przyzwyczaja. Teraz pracuję w radiowęźle i mam kilka kwiatów, ale też są u wychowawcy, więc mam swój mały ogródek. Rok temu wychowawca K.O. zorganizowała nam zajęcia na świeżym powietrzu,gdzie robiłyśmy ogródek, sadziłyśmy krzewy, kwiaty cebulkowe.Sprawiło nam to tyle radochy, że oj, sam fakt „zabawy” w ziemii piasku był chwilą zapomnienia. Wiadomo, brakuje tej natury, łąki,lasu. Teraz, gdy jest wiosna i wszystko kwitnie, a za oknem ćwierkają ptaszki, jest to jeszcze silniejsze. Ale na wszystko przyjdzie czas. 

Pozdrawiam, Zołza.

Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.

Uczucia murem podzielone

Fragment pracy osadzonych i Grupy Nowolipie, fot. Małgorzata Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Strasznie ciężko jest utrzymać związek, gdy jedna połówka tkwi w więzieniu, a druga jest wolna. Nie chodzi nawet o to, że dusza jest murem podzielona, bo przy wszystkim innym, to pół biedy. Niby ze sobą jesteśmy, kochamy się, ale nic w takim związku nie jest normalne. Nawet o błahym problemie trudno porozmawiać przez pięć minut, bo przecież w takim czasie nie da się choćby wygadać danego kłopotu z siebie. Są takie momenty, że męczy mnie sama świadomość tego, iż ukochana osoba jest do mnie przywiązana, a jest jej z tym ciężko. W niczym nie mogę jej pomóc, nawet wsparcie jej graniczy z cudem. Nie istnieje nic, co dałoby się zmierzyć czy jakoś konkretnie określić.  Myślę o tym czasami, że ja jestem zniewolona fizycznie, a ją zniewala to, że przy mnie tkwi. Tak dużo pięknych słów jest wypowiadanych pod adresem miłości i być może dla niektórych są one odzwierciedleniem rzeczywistego stanu rzeczy, dla mnie tak nie jest. Kocham – no i co z tego, jeżeli przez to unieszczęśliwiam tą, którą kocham właśnie, a która w tym uczuciu powinna być szczęśliwa? Co komu po tym, że kocha i nawet jest kochany, jeżeli musi żyć bez tej osoby? Sama miłość nie zawsze wystarczy. Coraz częściej zastanawiam się nad tym, czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy zwróciły sobie wolność i każda ze stron poszłaby w swoją stronę, zaczęła układać się od nowa z kimś innym, kto istniałby w sposób rzeczywisty = wymierny. Z drugiej strony, nie jestem w stanie sobie wyobrazić sobie, że zniknęłaby z mojego niby życia. Tym sposobem tkwimy w czymś, co jest i radością i męką jednocześnie. Obawiam się, że przyjdzie taki dzień, w którym któreś z uczuć zwycięży i wtedy wszystko się rozpadnie, bo nie można być i nie być ze sobą jednocześnie. Usłyszałam ostatnio stwierdzenie, że moja połówka nie zasługuje na moją miłość… a ja patrzę na to inaczej, bo nie ma u mnie takiego myślenia, że żebym kochała, to druga strona musi na to zasłużyć, bo kocham ją po prostu, a nie w miarę „zasług”. Albo się kocha, albo nie — proste. Szkoda tylko, że cała reszta tak prosta już nie jest.

Małgosia 

Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.

Opalanie w kratkę

Spacerniak, widok na niebo, fot. Małgorzata Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Godzina11;35 – otwiera się klapa: SPACER, KTO IDZIE?. Chórem –WSZYSTKIE!!! – Ok, szykujcie się!

Krótkie spodenki, koszulki na ramiączka, maseczka na twarzy (jak któraś pali papierosy, oczywiście skręcone), butelka wody zimnej (kranówka) – przydane przy opalaniu (szybciej łapie), coś do posmarowania – ale bez filtra ?…

11;45– schodzimy po schodach, oddziałowa otwiera klapę spacerniaka. Myślę sobie: dobrze, że po prawej, tu wpada więcej słońca! O tej porze, po prawej stronie jest go najwięcej…. Praży, cieplutko, miło pomimo zimnego, surowego wyglądu wnętrza „spacerniaka”! Ściany białe (powiedzmy), bo nie wiadomo na który miły czy niemiły napis/ podpis spojrzeć. Stoję w takim miejscu, w którym najbardziej łapię promienie słońca, taka trochę chwilka na „refleksje”. Wyłączam się, zamykam oczy….Pomimo siatki ochronnej nad głową i belki metalowej łączącej siatkę (przez co co parę minut przesuwam się o kilka cm, żeby żadnego milimetra nie zasłaniała) ładuję baterię na maxa –łapię endorfiny… Taki przyjemny moment dnia, choć przez godzinkę w okresie od początku do końca ciepłych dni ?.

Jedne chodzą to w jedną, to w drugą stronę (przyda się trochę ruchu), podczas gdy mam zamknięte oczy – odpływam myślami daleko od tego wszystkiego, co mnie otacza, męczy, dręczy i zaprząta moją głowę…W tle słyszę śmiechy, rozmowy dziewczyn, właśnie siedzą na ławeczce, dyskutują o swoich ważnych, mniej i bardziej ważniejszych sprawach, z którymi chcą podzielić się z dziewczynami ze „strefy” – czyli grupy spacerowej…. Za parę minut koniec tej godziny – która potrafi dać tak wiele… Wracam do rzeczywistości, do tu i teraz. Idę w cień, aby ochłonąć z gorąca promieni słońca ?.

Kiedyś ktoś mi powiedział: Andzia, jak będziesz chodzić na spacer i łapać słońce, to opalisz się w kratkę! – Przecież tam jest siatka nad głową! ?. Patrząc na te słowa z perspektywy czasu… myślę sobie „cóż za banalny i zabawny pomysł?!?” Kiedyś może i bym się nad tym zastanowiła, teraz..? Szykuję się psychicznie, czekając na następny dzień i na spacer, który pomaga zapomnieć przez tę chwilę, o tym, co teraz, i nacieszyć się świecącym, opalającym, powiedzmy w kratkę – jak niektórym się zdaje – SŁOŃCEM.

Życzę miłych, słonecznych dni dla nas oczywiście wszystkich. Kochani Czytelnicy ?, pociechy z naładowania się ENDORFINAMI.

MIŁEGO OPALANIA – NA SZCZĘŚCIE – NIE W KRATKĘ ?

Taka Ja

Pozdrawiam,

Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.

Czy może być śmiesznie w więzieniu ?

Fot. Małgorzata Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

No właśnie się dowiedziałyśmy, że będziemy startować z takim projektem. Wystarczyło podanie tego tematu, żeby na pyszczydle zaistniał mi uśmiech… i dodam tylko, że ironiczny. Najpierw coś mi się w głowie zetknęło nie tak i poszło spięcie, no bo jakby nie było – to nie jest to śmieszne miejsce. Częściej jest określane, jako piekło na ziemi, a nie scena kabaretowa. No, ale kto powiedział, że w piekle nie bywa zabawnie – szczególnie, kiedy zamarza ?.

Parę niezłych dowcipów na temat piekła, to pewnie każdy zna albo przynajmniej słyszał, więc zaczęłam sobie przypominać takie pogięte sytuacje, które były zabawne głównie za sprawą danych osób i poszczególnych momentów. Znalazłam tym sposobem 2 słowa klucze, które mogą okazać się drogą do ,,sukcesu’’ ?. To: ,,ironia’’ (niekoniecznie losu) oraz ,,bywa’’. Bez względu na to, jak kto określi to miejsce, ,,fucktycznie’’ BYWA tu zabawnie. Wszystko zależy od tego, jakie kto ma poczucie humoru albo co go bawi – ale jednak dla większości BYWA. Mój humor ponoć jest ,,specyficzny’’, i nawet jeśli nie wiem do końca, co oznacza to określenie w odniesieniu do mojego poczucia, to niech i tak będzie. Na próbę powiem Wam, co mnie któregoś razu rozbawiło.

Poznałam taką dziewczynę (no bo z facetami nie siedzimy w celach), Agnieszkę. Bardzo dobrze się dogadywałyśmy i wiecznie nam się gęby nie zamykały, bo non stop było o czym klepać. Lubię oglądać filmy i niektóre seriale, i akurat wtedy byłam zauroczona ,,Sherlockiem’’, którego zaliczyłam w całości. Jak to w telewizji – puścili powtórkę (albo powtórkę powtórki, już nie policzę), a że chwilę wcześniej właśnie o tym serialu opowiadałam Agnieszce, to chciała też obejrzeć. Siedzimy sobie na łóżku, gadamy jak to my i czekamy aż się zacznie. W pewnym momencie zobaczyłyśmy tylko napisy końcowe jakiegoś filmu, który oglądałyśmy na ,,doczekanie’’ do serialu. Później napisy początkowe kolejnego filmu; zaraz znowu końcowe, i tak do 12 przeleciało. Przegadywałyśmy totalnie wszystko… w pewnej chwili Aga rzuca hasłem, że ma ochotę na kisiel. No dobra, zrobię – zanim Sherlock się zacznie, to zdążę. Ciemno, jak nie powiem gdzie (nie byłam i nie widziałam, tak się tylko mówi), światło z ekranu telewizora jakie jest, każdy wie. Sypię ten proszek do miski zupełnie ,,na oko’’, zalewam wrzątkiem, mieszam, no i już czuję, że lekko przy gęsty wyszedł, ale co tam, zje się. Daję jej tą miskę, pierwszą łyżkę wkłada do ust i koniec… nie mogła otworzyć japy, bo ją ten kisielek zakleił na amen! Oczy jej wyszły z orbit, coś mi na migi pokazuje, i chwilę szukałam rozumu, zanim do mnie dotarło, że zaklajstrowałam ją tym przysmakiem (#klejdotapet). Zamiast jej pomóc, to ze śmiechu leżałam i wyłam jak głupia, popłakałam się, brzuch mnie bolał i myślałam też, że się uduszę, bo ciężko mi było złapać oddech. Na szczęście ofiar śmiertelnych nie było, ale nawet gdybym chciała, to nie byłam w stanie jej wtedy pomóc. Do dziś mi to wypomina, i pewnie tak już będzie do końca życia, no ale trudno. Najgorsze jest to, że przy każdej tej jej ,,wypomince’’ cała ta głupkowata akcja mi się przypomina igłowa mi się znowu śmieje. Mnie to rozbawia, bo w tym uczestniczyłam, ale czy może rozbawić kogokolwiek innego – tego nie wiem i raczej wątpię, bo sama opowieść, to nie to samo, co widzieć i przeżyć ?.

Bez względu na wszystko, już trochę wiecie, co mnie potrafi doprowadzić do łez ze śmiechu. Jeżeli macie jakieś swoje śmiechowe historyjki, to opiszcie, bardzo Was proszę. Może Wasze będą zabawniejsze.

Pozdrawiam, Małgosia

Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.