Rok temu w styczniu zaczęła się moja przygoda z transportami. Opisywałam Wam to w poście „Chwila Wytchnienia”, obiecałam też wtedy, że na bieżąco będę opisywała swoją podróż „po wyroku”, że tak to nazwę.
Tak więc minął rok. A że historia lubi się powtarzać, znowu nastąpił ten upragniony dzień, kiedy otrzymałam to samo: prowiant (zwiastun transportu). Mandżur spakowany, gotowa do drogi. Mądrzejsza już o dwa transporty, ze zbieracza zdobywcy nagle stałam się minimalistką. A więc dzień przed transportem, to co jeszcze tydzień temu było mi niezbędne w „kuwecie” (coś co funkcjonuje jako szafa, szuflady czy też komoda – jest zamontowana pod łóżkiem na kółkach) i pod żadnym względem bym tego nie oddała, a tym bardziej nie wymieniła, nagle okazało się, że w ogóle nie było mi potrzebne i już do niczego mi się nie przyda. Tak więc przed wyjazdem redukuję bagaż podręczny, moje współlokatorki wzbogaciły się o moje „nie wyrzucę”. I teraz pewnie one pielęgnują te skarby, dopóki gdzieś nie będą jechać.
Tym, co tego nie wiedzą, chcę powiedzieć, że jadąc w transport musimy się zmieścić w jedną torbę transportową i nie może ona przekraczać 30 kg. Więc cały mój więzienny majątek został zapakowany w torbę i pojechałam w Kujawsko-Pomorskie. A że Grudziądz nie taki straszny jak go malują, mordka mi się cieszyła od ucha do ucha. Tym razem zakwaterowana byłam na innym pawilonie. Mały, kameralny oddział z sześcioma celami dla kryminalistek. No i oczywiście powtórka z zeszłego roku – telefon, telefon i jeszcze raz telefon. Prawie zero kolejek do telefonu . Nooo…. jakby luksusowo.
Więc nadrabiałam zaległości z życia rodziny. Moja najmłodsza siostrzenica kończyła roczek ❤️ Jest prześliczna i za każdym razem karmi mnie na Skype. Zabawkami też się dzieli z chęcią. Moja starsza siostrzenica poszła do szkoły i wreszcie na spokojnie mogła mi opowiedzieć wszystkie swoje wrażenia, a było ich co niemiara. Bal karnawałowy. To było coś. Przebrana była za czarownicę i strasznie jej się podobało. Wygrała konkurs taneczny, więc mówię, żeby mi to opisała i narysowała. Ocho… za dużo już bym chciała, więc szybko mówi: ciociu ten bal to chała, w ogóle nie ma o czym gadać. Szybko wybrnęła z tego, żeby tylko nie pisać. A ja też nie pomyślałam, że ona i tak ma dosyć pisania w szkole, a tu jeszcze ja wyskakuję, żeby mi opisywała – przesadziłam.
Właśnie takie telefony są dla nas bardzo ważne, zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Nie rozumiem tych zmian w K.K.W – bo skoro podstawą resocjalizacji jest kontakt z rodziną, to czemu go tak ograniczyli?! Odejdę trochę od tematu. Weźmy np. matkę czworga dzieci – na zamku ma 2 telefony w tygodniu po 10 minut. I jak ona ma podzielić czas na nich, przy czym z opiekunami dzieci też trzeba porozmawiać. Domyślam się co teraz większość z Was ma teraz w głowie. A czemu ta matka nie jest przy dzieciach tylko w więzieniu – ok, ale nie oceniajmy tego teraz, bo każda z nas ma jakąś historię za sobą. Tylko spójrzmy na to wszystko oczyma dziecka ☹ Jest to bardzo ciężki temat i na pewno do tego powrócimy. Tak mi się po prostu wkradł przy opisywaniu telefonów – ja już mam ten komfort dzwonienia, ale… jest jeszcze tyle matek, które tego komfortu nie mają z różnych powodów, nie koniecznie zależnych od nich.
No, ale powróćmy do mojej podróży, nowych miejsc i tego wszystkiego, czym chciałam się z Wami podzielić. No więc lecimy dalej. Wreszcie mogłam wysłuchać córki do końca, a nie w połowie zdania jej przerywać, bo czas telefonu się kończy. I już na spokojnie wszystkich obdzwonię – teraz nie przyjechałam tutaj na chwilę – tylko odbyć resztę kary. Przynajmniej tak myślałam. Tak więc w głowie wszystko zaplanowane, idę do pracy a za rok do szkoły, bo dopiero od 2025 roku rusza pierwszy semestr liceum. Plan w głowie jest i zaczynam go realizować.
Po dwóch tygodniach pobytu na Grudziądzu poszłam do pracy na Sarę. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak takie drelichy, które noszą robotnicy, muszą być dokładnie uszyte. Przecież czy ktoś na budowie patrzy na szew, że zjechał milimetr? Daję głowę że nie. Ale brygadzistka wszystko dojrzała. I takim to sposobem wyrobiła we mnie perfekcję w równym szyciu. W tym momencie chylę głowę przed każdym krawcem i krawcową, bo to ciężki kawałek chleba. Tak więc nauczyłam się, jak takie ogrodniczki szyć dobrze.
Praca mi się spodobała, chodziłam tam z chęcią, aż pewnej środy przy śniadaniu, znowu otrzymałam prowiant – zdębiałam! Tysiąc myśli naraz, pierwsza myśl – czynności, no ale jak? Przecież nie mam już żadnych spraw. Zresztą jest już 8:00, gdyby to były czynności, to już dawno bym była w samochodzie. Hm… oddziałowa nie każe mi się pakować na biegu – jedyna opcja, jaka zostaje, to komisja i R-3 (czyli zakład karny typu otwartego). Przecież to niemożliwe, gdzie? Za szybko! Lecę do oddziałowej i pytam się czy staję na komisję, a ona i mówi że tak. I wszystko jasne – jadę na Bydgoszcz na O.Z.
I tak też się stało – godzina 9:00 komisja, a o 16:00 powitał mnie O.Z. Bydgoszcz. Pierwsze wrażenie – hotel robotniczy. Normalne drzwi, nie ma krat na każdym kroku. Dwa boiska, jedno do koszykówki, drugie do piłki nożnej. Na dwór można wychodzić od godziny 7:00 do 19:00. W pokojach nie śmierdzi papierochami, bo pali się na dworze, a po 19:00 w palarni. Telefony są tak samo jak na Grudziądzu, prawie do 20:00. A drzwi są otwarte całą dobę. Jedyny mankament, to to, że łazienki nie ma w pokoju. No, ale nie narzekając, przecież nie można mieć wszystkiego. Hm… jestem tu dopiero parę dni i jeszcze wszystko jest dla mnie takie nowe i dziwne. Skype są dwa razy w tygodniu i to po 30 minut. Powiem Wam, że tyle lat na zamku zrobiło ze mnie jednak dzikusa. Jeszcze nie przyzwyczaiłam się do tego, że nie jestem prowadzona na smyczy jak niesforny szczeniak ???? Do tego z rękoma skutymi nawet do telefonu i weź się gimnastykuj z wybieraniem numeru, a co dopiero coś jeszcze zapisać. Szlag trafia od razu, a tu… przychodzi godzina Skype, idziesz sama, dzwonisz, otwierają ci kratę i to jest jedna z trzech krat, które widzę. Sama idę na widzeniówkę, nikt nie stoi za plecami, kiedy rozmawiam. Więc różnica jest diametralna w odbywaniu kary.
Rok temu Wam pisałam, że jestem ciężka do zresocjalizowania. Wtedy też w jednym z komentarzy Kasia życzyła mi powodzenia w resocjalizacji. Dziękuję Ci Kasiu – jak widać wszystko idzie w dobrym kierunku. Nie powiem, żeby to było proste, ale… mam o co walczyć. A tu nawet jak coś mnie zdenerwuje, to wychodzę sobie na dwór – parę głębszych wdechów i wszystko wraca do równowagi. Przestałam się denerwować na rzeczy, na które nie mam wpływu. Dziękuję wszystkim tym, którzy we mnie wierzą – Bonnie Clyde kocham i pamiętaj, że serduszkiem jestem cały czas przy Tobie.
Oczywiście WIELKIE DZIĘKI dziewczynom z Fundacji. Jesteście Aniołami. Pozdrawiam Majki.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury –państwowego funduszu celowego.
Wesprzyj działania w więzieniach Fundacji Dom Kultury wpłacając 25 zł przelewem na konto Fundacji: BNP Paribas Bank Polska S.A. 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001