

Nie wiem, gdzie się podziewa moje wewnętrzne dziecko. Dawno go nie widziałam. Mało jest we mnie beztroski i niepohamowanej, spontanicznej radości. Nie odnajduje się w infantylnych zabawach, nie lubię się wygłupiać. Czasami mam wrażenie, że moje wewnętrzne dziecko uciekło gdzieś spłoszone przykrymi doświadczeniami i trudną rzeczywistością. Czasami wręcz wątpię, że jeszcze kiedykolwiek wróci.
Jakieś trzy lata temu, w czasie, kiedy byłam jeszcze na wolności, zdarzyło mi się nieoczekiwanie je spotkać; NIEOCZEKIWANIE, bo tak naprawdę szmat czasu, nie wierzyłam już w jego istnienie. Wygłupiałam się wtedy z moim ówczesnym partnerem (ówczesnym, bo obecnie zmęczył się już moim wyrokiem i buduje swoje życie beze mnie), który jest ode mnie dużo większy i silniejszy. W pewnym momencie leżąc podniósł mnie w pozycji poziomej, ze stopami na ścianie. Powiedział do mnie „idź” i zaczęłam spacerować po ścianie w stronę sufitu. Było to naprawdę nietypowym i wyjątkowym doświadczeniem, przepełnionym niecodziennymi odczuciami…. Nie wiem, co zaskoczyło mnie bardziej – dziwne wrażenia przy łamaniu praw grawitacji, czy czysta dziecięca radość, którą nagle poczułam. Śmiałam się jak dzieciak i czułam się jak dzieciak. Taka prosta, głupia rzecz, a do dzisiaj pamiętam tę chwilę.
Wniosek jest z tego prosty: skoro nawet ja – wiecznie poważna, przy której nieco bardziej beztroscy ludzie czują dystans i zakłopotanie – posiada gdzieś głęboko w środku swoje wewnętrzne dziecko, to znaczy, że KAŻDY je w sobie ma; może nieśmiałe wystraszone i stłamszone nieciekawą codziennością, ale jednak. Szukajcie, a znajdziecie…. 😉
A.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.

Wesprzyj działania w więzieniach Fundacji Dom Kultury wpłacając 25 zł przelewem na konto Fundacji: BNP Paribas Bank Polska S.A. 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001