LAS

Fot. Małgorzata Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Przede wszystkim- mam las. Nie puszczę, nie bór, ale las- taki nieduży, ale zawsze. Skoro więc ja go mam, to i on ma mnie ☺. Dostał mi się po dziadkach- rodzicach mojej mamy, czyli przechodzi z pokolenia na pokolenie i jest sobie w naszych rodzinach od sama nie wiem kiedy. Mam nadzieję, że tak pozostanie na zawsze, czymkolwiek te „zawsze” jest. Wychodząc z domu przed bramę, trzeba minąć drogę z kocich łbów- taką raczej węższą niż szerszą, przeskoczyć rów, przejść około dwustu metrów i jest się w lesie, a tak bliziutko. Z tym lasem to od dziecka miałam przeboje… z naszej wioseczki żeby dotrzeć do następnej trzeba jechać przez ten właśnie las. Ta druga wioseczka ma stację kolejową, bo w naszej nie było. Pewnej zimy, kiedy byłam kilkuletnim dzieckiem, a babcia Zuzia odwiedzała nas uparłam się, że pojadę z nią na wieś, więc mnie zabrała. Ze stacji ciągnęła mnie na sankach ( to były czasy, gdy zimą było śniegu od groma i trochę) okutaną w kombinezon wdzianko typu miś, szalik, czapę i rękawice do domu. No i opowiadała mi, że w tym lesie mieszka sobie Baba Jaga w chacie na kurzej stopce, która gdybym się w tym lesie zapodziała, to zabierze mnie i nie odda. No ludzie! Tak się tej Baby Jagi bałam, że jeszcze będąc nastolatką serce mi łomotało, gdy tamtędy przejeżdżałam! Słowa babci- rzecz święta a dla małej dziewczynki, którą wówczas byłam to już w ogóle. Mało tego- ja do dzisiaj z tyłu głowy mam takie przekonanie, że ta Jaga tam jednak w moim lesie urzęduje, choć dziś to bym się chętnie z nią spotkała na pogaduchy ☺. Moja mama natomiast, gdy była ciut młodsza i fizycznie sprawniejsza, to z lasu mogłaby nie wychodzić. Baby Jagi nie bała się ani trochę, za to bała się żmij, choć żadna jej nigdy nie ukąsiła i obstawiam, że nigdy nie ukąsi. Śmieszne jest to, że takie strachy na lachy, które się dzieciom opowiada pozostają w głowach na długo, a czasem jeszcze na dłużej. Mama jest chodzącym atlasem grzybów- zna i rozróżnia wszystkie, więc wyjazdy na grzybobranie były stałym elementem mojego życia i całej rodziny. Jeździliśmy często aż pod Ostrołękę (ode mnie jest to spory kawałek drogi) i szaleliśmy po tamtejszych lasach. Gdy jeździliśmy na wieś do cioci i mieliśmy ochotę na pierogi z jagodami, to najpierw całą gromadą musieliśmy lecieć do lasu i te jagody zebrać. Wracaliśmy z umorusanymi buziami na fioletowo, o kolorze języków i zębów to nawet nie wspomnę, ale zawsze coś uzbieraliśmy i takie pierogi polane słodką śmietaną były najlepsze pod słońcem. Z dziadkiem od strony taty natomiast, regularniej niż regularnie jeździliśmy na wypady na tak zwane ścieżki zdrowia. Dziś już pewnie tego nie ma, ale kiedyś w lasach były tworzone takie miejsca, w których były z pni drzew i wszystkiego co w lesie było można znaleźć robione takie tory przeszkód- można tam było szaleć do upadłego! Babcia przygotowywała kanapki i coś do picia w bidonie i hulaj dusza! Dziadek nie straszył mnie Babą Jagą- tak na marginesie- ja się bała tylko tej w moim lesie, jakby w innych już być nie mogła, za to opowiadał mi inne niesamowite historie. Co roku szukałam z nim kwiatu paproci, więc każdy las przeszukiwałam wzdłuż i wszerz, próbowałam unikać strzyg bo też się ich bałam i słuchałam tego co miał do powiedzenia duch lasu i makosz- matka matek. Kwiatu paproci jeszcze niestety nie udało mi się znaleźć, ale wszystko przede mną, bo lasów jeszcze trochę do zaliczenia mi zostało tylko z moją szajbnięta jamniczką wypady na spacery do lasu były straszne. Za każdym razem, gdy tylko spuściło się wariatkę ze smyczy to był koniec. Można było ją wołać do wieczora i zedrzeć gardło, a wrócić nie chwiała. Gdy tak patrzę wstecz, to okazuje się, że sporo życia spędziłam w lesie, wyjazdy pod namiot z rodzicami w jakieś ciepłe wolne dni, spacery, kuligi w zimę. Las był stałym elementem życia mojego i mojej rodziny. Jakoś specjalnie nie zwracałam wtedy na to uwagi, bo to była dla nas norma i coś oczywistego. Uwielbiam zapach lasu, taką panującą w nim pozorna ciszę i spokój jaki niesie ze sobą przebywanie w nim. Dzisiaj tal lekko i przyjemnie to już nie ma. Albo susza taka, że do lasu wejść nie można, bo każda bytność w nim człowieka grozi pożarem, albo tyle śmieci się wala wszędzie, że trzeba zapomnieć o rozbiciu namiotu, bo co to za przyjemność z biwakowania na wysypisku. Nie mam stu lat żeby powiedzieć, że za moich czasów było inaczej… a jednak było i różnica jest tragicznie widoczna. Może szkoda, że nasi prastarzy bogowie nie mają już tyle siły, aby nas nauczyć rozsądku i poszczuć strzygą albo chociaż południcą i wygonić ze swego łona. Z drugiej strony może właśnie mają i za to, że nie dbamy o naturę odpłacą nam tym, że za wszystkie zaniedbania niedługo nie będziemy mieli możliwości kontaktu z naturą- i wtedy zatęsknimy, bo bez tego uschniemy.

Małgosia


Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury –państwowego funduszu celowego.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie 05_znak_uproszczony_kolor_biale_tlo-1-1024x288.png

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie Tablica-na-bloga-1024x683.jpg
Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie Plakat-informacyjnty-bloga-724x1024.jpg

Wesprzyj działania w więzieniach Fundacji Dom Kultury wpłacając 25 zł przelewem na konto Fundacji: BNP Paribas Bank Polska S.A. 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *