Czy pobyt w więzieniu przynosi jakieś korzyści?

Fot. Małgorzata Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Może to dziwnie zabrzmi, ale kiedy tylko zaczęłam turlać w głowie to pytanie, od razu spadł na mnie grad potwierdzających odpowiedzi. Nie myślcie sobie, że jestem jakaś nienormalna i tak bardzo mi się tu podoba… NIC PODOBNEGO! Ale muszę oddać sprawiedliwość temu miejscu i przyznać, że gdyby nie pobyt tutaj, do pewnych wniosków prawdopodobnie nigdy bym nie doszła.

Więzienie niewątpliwie pozwala zatrzymać się „na chwilę”, przewartościować pewne rzeczy i spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy. Jest też skupiskiem naprawdę różnych ludzi, a każdy człowiek to skarbnica jakiejś wiedzy i doświadczeń, z którymi być może nigdy nie miałabym okazji się zetknąć. To nie tylko „książkowi kryminaliści”, lecz często ludzie wykształceni, z osiągnięciami i bezcenną życiową mądrością. Od każdego można się czegoś dowiedzieć, nauczyć. Można tez posiąść mnóstwo nowych umiejętności i odkryć w sobie nieznane pasje, bo więzienie to skarbnica niespożytkowanego czasu, który każdy, wypełnia na swój sposób. To również miejsce, gdzie nagle się okazuje, że jednak umiemy żyć bez pewnych rzeczy – telefonów, Internetu, wygód i szafy pełnej ciuchów. Z czasem człowiek uczy się żyć mając „minimum” i wykorzystując to, co w jego zasięgu, w warunkach, które na początku naprawdę go przerażają. 

Ale nie na tym chcę się skupić… 

Całkiem niedawno usłyszałam bardzo mądry i jakże trafny cytat: „Aby pokochać jakaś rzecz, wystarczy sobie powiedzieć, że można ją stracić” (G.K. Chesterton) … I to jest dla mnie najlepszym opisem korzyści związanych z pobytem w więzieniu. Tutaj człowiek naprawdę uczy się wdzięczności szczerze docenia małe rzeczy. Kiedy twoje życie składa się niemalże tylko z ograniczeń, zaczyna cieszyć każdy drobiazg. A kiedy wiesz, że wszystkim wokół jest podobnie ciężko jak Tobie, jesteś wdzięczną za każdy objaw życzliwości. Osobie, która nigdy nie znalazła się z tej strony, na pewno trudno to pojąć. Ale kiedy nagle trafisz do więzienia nie mając nic, a ktoś, kto sam za wiele nie ma, da ci parę swoich skarpetek (bo nie masz na zmianę” i odleje ci trochę swojego żelu do kąpieli, pamiętasz to latami. Kiedy po dwóch tygodniach “biedy” bez zakupów zjadacie na pięć jedną czekoladę ze 3,50 zł,  ona naprawdę smakuje wyjątkowo. 

Oczywiście ta wdzięczność odnosi się nie tylko do spraw materialnych. Więzienie to najlepsza weryfikacja lojalności i „prawdziwości” relacji międzyludzkich – niestety często bardzo bolesna. Kiedy tu trafiasz, nagle okazuje się, że duży procent twoich licznych „przyjaciół” gdzieś znika. Zawodzi chłopak, koleżanki… I nierzadko okazuje się, że zostajesz sama. Niejednokrotnie jednak trafia się ktoś, kto – ku twojemu zdziwieniu – nie zostawia cię „w biedzie”, choć na niego nie liczyłaś/eś.

Mnie osobiście więzienie nauczyło tego, że szkoda czasu na kurczowe trzymanie się relacji z ludźmi, którzy potrafią być przy mnie tylko w „dobrych czasach”. 

Tutaj docenia się rodzinę – za to, że jest (o ile jest), docenia się szczerą i bezinteresowną życzliwość (bo jest jej mało), docenia się drobne rzeczy, jak normalna kąpiel, czy lepszy płyn do prania (podkreślam- RĘCZNEGO)… 

To, co dla ludzi z zewnątrz jest po prostu „czymś normalnym”. 

Przede wszystkim docenia się jednak wpływ na własne życie i swoją niezależność po drugiej stronie muru, bo właśnie tego nam tu brakuje najbardziej. 

A kiedy stąd wyjdziemy – cóż… Znowu będziemy się delektować smakiem truskawek (których nie widzieliśmy, ileś lat) i cieszyć się na widok kasztanów, o które ty beznamiętnie potykasz się każdej jesieni… 

I na zawsze pozostanie w nas coś, czego ludzie bez takich doświadczeń nie mają – świadomość, jak kruche jest wszystko, co mamy, i jak łatwo można to stracić.  

Kobrzaczek


Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury –państwowego funduszu celowego.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie 05_znak_uproszczony_kolor_biale_tlo-1-1024x288.png

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie Tablica-na-bloga-1024x683.jpg
Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie Plakat-informacyjnty-bloga-724x1024.jpg

Wesprzyj działania w więzieniach Fundacji Dom Kultury wpłacając 25 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.





Czy więzienie ma dobre strony?

Fitness w więzieniu, fot. M. Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Zacznę od tego: wszystko zależy od punktu widzenia.

Wiele osób może uznać, że w tym „piekle” nie ma nic dobrego i że wszystko w tym miejscu jest do “chrzanu”. Moje odczucie jest inne. Uważam, że pobyt w zakładzie daje możliwość przemyślenia wszystkiego pod każdym kątem. Zrozumienia swoich błędów i poprawienia swojego toku myślenia. Najdłuższy wyrok, który odbyłam w Zakładzie Karnym to pięć lat i sześć miesięcy.Trafiłam tu jako 22latka i wyszłam 16 dni przed moimi 29-tymi urodzinami. W tym okresie przechodziłam bunt, przez co byłam często na dywaniku u Dyrektora. Później wyciągnięto do mnie rękę od strony Służby Więziennej. Wtedy to był dowódca zmiany zabrał mnie na sprzątanie terenu. Od tamtej pory zaczęłam regularnie co weekend wychodzić na sprzątanie i zbierać wnioski nagrodowe. Zaczęło mi zależeć na utrzymaniu dobrej opinii, przestałam robić na złość sobie i pracownikom więzienia. Z czasem dano mi szansę w pracy odpłatnej w firmie zewnętrznej na terenie zakładu na szwalni “Sara”. Czułam, że zaczynam dojrzewać i ze zbuntowanego bachora, w głowie zaczęła budować się wartość na trzeźwo, którą była praca. Później musiałam wyjechać z Warszawy do Lublińca.Tam przechodziłam terapię narkotykową. Wkręciłam tam się w sport. Podjęłam walkę z kilogramami. To dodatkowo utwardzało mój charakter. Wzrosła samoocena, systematyczność, dokładność, a terapia dala mi narzędzia, które pomogły mi z uzależnieniem na wolności. Podeszłam do niej z sercem, bo chciałam wyrwać się ze szponów uzależnienia. Po terapii dostałam nagrodę w postaci wyjazdu do Oddziału Zewnętrznego w Turowie. Tam odbywają karę tylko osoby, które mają mieć cele otwarte 24h/7. Jak na warunki i drogę jaką przeszłam, to totalnie inna liga w odbywaniu kary pozbawienia wolności. Czułam, że doceniono moją zmianę. Dostałam tam szansę na spacer po wolności z wychowawcą od zajęć. Udało mi się tam dostać do teatru i pojechaliśmy całą naszą grupą teatralną do Poznania odegrać scenę parodii “Romea i Julii” To był Ogólnopolski Konkurs Sztuki Więziennej. Otrzymaliśmy rzeczowe nagrody. Po tym zabrał nas wychowawca na kebaba, a nie jadłam go już ok 5 lat. Później po Świętach Wielkanocnych pojechałam na Grudziądz do pracy na wolności. Tam odbyłam resztę kary i 2.06.20 r. wyszłam na Wolność. Morał z tego taki, że naprawdę warto dać sobie szansę i zacząć od małych rzeczy, a skończyć na czymś, co na starcie nawet nam się nie śniło. Dlatego uważam, że więzienie daje szansę na lepsze życie. Bez nałogu, pracując legalnie i ciesząc się każdym dniem.

A dlaczego tu znowu jestem?

I co osiągnęłam na wolności?

Możecie się dowiedzieć jak napiszecie do mnie.

Pozdrawiam

Kajzerka


Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury –państwowego funduszu celowego.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie 05_znak_uproszczony_kolor_biale_tlo-1-1024x288.png

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie Tablica-na-bloga-1024x683.jpg
Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie Plakat-informacyjnty-bloga-724x1024.jpg

Wesprzyj działania w więzieniach Fundacji Dom Kultury wpłacając 25 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.




Home, sweet home

Więzienna cela, fot. Małgorzata Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Gdybym miała nadawać sobie imię lub los miałby nadawać mi je losowo, na pewno brzmiałoby KŁOPOT. Zawsze i wszędzie coś mi się przydarza, totalnie nad tym nie panuję i mimo że Kodeks Karny znam całkiem nieźle, to pobyt w więzieniu też mi się przydarzył , ale zanim moim adresem tymczasowym stal się Areszt na Grochowie prowadziłam całkiem normalne życie przeplatane kłopotami…

I tak będąc w podroży służbowej w Chinach, koszmarnie walcząc z jet lagiem, pomyślałam, że w czasie wolnym pojadę do znanego mi z wcześniejszych pobytów, uroczego miasteczka Fujian. Na wstępie podam, że podróżowanie w pojedynkę przez Chiny to marny pomysł, zwłaszcza jeśli się ma włosy blond w kraju Azjatów. Od początku los mi nie sprzyjał, przeklęta maszyna z biletami miała zepsutą angielską wersje językową, a ja niestety nie rozumiem chińskich hieroglifów, ale intuicyjnie spośród 4 opcji wybrałam ostatnią bo pomyślałam, że będzie najdroższa, więc dojadę do celu. I tak jechałam sobie pociągiem relacji XHEJIANG- FUJIAN przez SHANGRAO (je się tam najwięcej psów – koszmar!), patrzyłam sobie na identycznych Chińczyków, oni patrzyli na moje blond włosy (tak jakby tam nie sprzedawano farb o odcieniu “chłodowy blond”), a gdy weszła kontrola – dwóch identycznych skośnookich panów w mundurach, podałam im swój bilet i zaczęły się kłopoty. Zaczęli mówić do siebie w tylko im znanym języku, aż na stacji NANPING wyszarpali mnie z pociągu i prowadzili mnie nie wiadomo gdzie. Na dzień dobry zeskanowali mój kciuk na jakimś skanerze i wcisnęli mnie do jakiejś nory i to dosłownie, bo nie mogłam nawet rąk rozłożyć, więc ten pokój mógł mieć 1×2 m. Naprawdę myślałam (i widziałam to oczyma wyobraźni), że umieram w tym pokoju i nikt nie będzie mnie szukał w tej norze, bo nikomu nie przyjdzie do głowy, że kupiłam za tani bilet i władza Chin zechce mnie zagłodzić. Oczywiście rozładował mi się telefon, bo nudząc się w pociągu grałam w Mario Bros. Rzecz jasne nie pamiętałam numeru szefa, z którym byłam w Chinach, ale olśniło mnie i miałam wrażenie, że pamiętam, dlatego zaczęłam tłuc po drzwiach, z nadzieją, że ktoś pozwoli mi zadzwonić. Ale oczywiście nikt mnie nie rozumiał, więc wyrwałam klawiaturę jednemu Chińczykowi (o dziwo była to klawiatura QWERTY) i zaczęłam tłumaczyć przez translator słowo po słowie, aż doszliśmy do porozumienia, że mam zapłacić 200 CNY* kary i mogę wracać do hotelu. Zadowolona zaczęłam wygrzebywać wszystkie waluty z portfela, których używałam w ostatnich dniach i miałam euro, dolary i jeny i 150 CNY, więc pytam ich czy mogę zapłacić kartą, oni zaczęli coś tam krzyczeć, więc zrozumiałam, że nie i znowu wtrącili mnie do tej nory. Mijały godziny, aż ktoś się zjawił, nie mam pojęcia co mówił, ale zaprowadził mnie do telefonu i po kilku próbach wybrałam właściwy ciąg cyfr. Odebrał mój zaspany szef, ja po krótce wyjaśniłam co się stało, on się śmiał (a to wcale śmieszne nie było). Ale kazałam mu wkładać gacie i pędzić do NANPING z brakującymi 50 CNY. Kazał czekać. Więc czekałam, czekałam i czekałam, zgłosiłam chęć skorzystania z toalety, a Chińczyk zaprowadził mnie do innego pokoju wielkości nory tyle, że z dziurą w podłodze (jakby ktoś nie wiedział, to podobno najhigieniczniejszy sposób korzystania z toalety, dość popularny w krajach azjatyckich) i w tej norze mnie zostawił. Ja już czułam, że coś jest nie tak, bo zbyt długo to trwało, a mój szef działa szybko, dlatego zaczęłam analizować co mu powiedziałam i za chwile byłam już pewna, że nie powiedziałam gdzie dokładnie jestem… zwątpiłam, bo Nanping to miasto średniej wielkości i przejście wszystkich komisariatów będzie trwało wieki. Zaczęłam grzebać w torebce, bo już doskwierało mi pragnienie i wygrzebałam butelkę, którą rozdawali w samolocie (nie wiedziałam co to, bo azjatyckie linie lotnicze raczyły nas lokalnymi trunkami) wypiłam duszkiem, bo byłam naprawdę spragniona. A jako, że jestem “małolitrażowa” zasnęłam na podłodze. Sądzę, że to ze zmęczenia, ale to co wypiłam okazało się odpowiednikiem polskiego Bacardi. Aż przyszedł Chińczyk i zaczął mnie budzić, zobaczył butelkę (pustą) i wielka afera, bo to alkohol i tutaj różnice kulturowe dały się we znaki, bo w Chinach mało gdzie można spożywać alkohol, a na komisariacie szczególnie NIE. Minęło kolejnych kilka godzin i w końcu zjawił się mój wybawca (nigdy tak bardzo nie cieszyłam się na jego widok), ale okazało się, że dostałam kolejny mandat za spożywanie alkoholu w wysokości 1000 CNY. Było to o tyle absurdalne, że ja nie piję, po prostu sytuacja mnie zmusiła. A mój szef, jak zwykle bezgotówkowy miał tylko 300 CNY, więc pobiegł szukać bankomatu. Jednak opatrzność nade mną czuwała, bo szef był szczęśliwym posiadaczem karty American Express i udało mu się wypłacić żądaną kwotę. Można powiedzieć, że o 4 nad ranem bohatersko odbił mnie z rąk Chińczyków. Okazało się, że panowie, którzy mnie zatrzymali, byli kimś w rodzaju polskich odpowiedników  “straży ochrony kolei”. Trwało to tak długo, bo czekali na kogoś, kto zna angielski. A jako że Chińczycy “chodzą jak w zegarku” i zawsze mają dobry bilet, ja byłam jak egzotyczny okaz. Ale to nie koniec…

2 lata później, przez tego samego pana, który uratował mnie z rąk Chińczyków, trafiłam na Grochów. Miałam deja vu. Siedząc w Grochowskim sieczkarniku czułam się dość swojsko – wszyscy mnie rozumieli, normalna toaleta, pan z “obsługi” o europejskich rysach twarzy pokrzykiwał tylko co chwilę “CZEKAĆ”. Zamiast odcisków foteczki na więzienny profil osadzonego. Dostałam zielony zestaw stołowy, ręczniki, kocyki – żyć nie umierać, w Chinach nie dali mi nic oprócz mandatów. Uśmiechałam się w duchu do siebie i nie wiedziałam, czy tęsknić za Chinami, czy może wykazać lokalny patriotyzm i cieszyć się z Grochowa… W końcu w porównaniu do Chin, to home, sweet home… Jednak mimo, że wszyscy mówią tutaj w jednakowym języku, nikt mnie nie rozumie. Szkoda, że nie ma translatora, który przetłumaczyłby mi, o co tym wszystkim ludziom chodzi… 

PIKACZU


Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury –państwowego funduszu celowego.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie 05_znak_uproszczony_kolor_biale_tlo-1-1024x288.png

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie Tablica-na-bloga-1024x683.jpg
Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie Plakat-informacyjnty-bloga-724x1024.jpg

Wesprzyj działania w więzieniach Fundacji Dom Kultury wpłacając 25 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.




Ja czekam na Ciebie, otworzę Ci drzwi

Fot. M. Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Ten tekst chciałabym zadedykować osobie, która jest dla mnie i moich najbliższych kimś naprawdę ważnym, a która przewartościowała mój świat, dając nadzieje na to, że mimo wszystkich przeciwności i złego, co się wydarzyło, jeszcze będzie dobrze.

Ja czekam na Ciebie, otworzę Ci drzwi

Czy istnieją związki, które są w stanie przetrwać dzieląca zakochanych odległość tysięcy kilometrów, kraty i jeden krótki telefon w tygodniu? 

Opierając się jedynie na wcześniejszych doświadczeniach każdego, kto próbowałby mnie przekonać do tego, że faktycznie jest to możliwe, wyśmiałabym gromkim śmiechem. Jednak życie, jak wszyscy doskonale wiemy, lubi płatać figle, nie zważając na to, co sobie wcześniej zaplanowaliśmy. 

Za pośrednictwem “Ewkratkę” chciałabym opowiedzieć naszą historie, która stanowi potwierdzenie tezy, że “prawdziwa miłość przenosi góry”.

Karę pozbawienia wolności, z dwiema przerwami w jej wykonaniu, odbywam od 2018 roku. W trakcie tej ostatniej los postawił na mojej drodze S. 

Upalny początek lipca, Wydział Komunikacyjny Urzędu Miejskiego, kilkanaście osób w kolejce przede mną. W oczekiwaniu na złożenie wniosku o duplikat prawa jazdy, z nudów zalogowałam się na założony kilka tygodni wcześniej, za namową przyjaciela profil na “Sympatii”. Tego typu aplikacje zawsze traktowałam z przymrużeniem oka, nigdy nie przywiązywałam większej uwagi do nawiązywanych tam znajomości (które nigdy nie wychodziły poza sferę wirtualną), stanowiących jedynie zagospodarowanie nadmiaru wolnego czasu. W trakcie przerwy w karze takie chwile zdarzały się niezwykle rzadko – zalegle sprawy, codzienne obowiązki, prawa… wciągały mnie bez reszty. Prawie 3 lata nieobecności w domu dały się odczuć. A jednak… krótka chwila, jedno klikniecie spowodowała lawinę dobrych zdarzeń i sprawiło, że w wieku 34 lat poczułam, czym jest miłość od pierwszego wejrzenia. Od razu poczułam, że to jest to! Wieczorne rozmowy, podczas których obydwoje traciliśmy poczucie czasu, wrażenie, że znamy się od lat i rozumiemy się bez słów. Ale nauczona przykrym doświadczeniem wcześniejszego wieloletniego związku, postanowiłam, że będę odwlekać nasze spotkanie możliwie jak najdłużej. Chciałam utwierdzić się w przekonaniu, że to coś więcej niż tylko chwilowe zauroczenie. Nie było to trudne. S. na co dzień pracuje i mieszka w Niemczech, więc wspólnie ustaliliśmy datę spotkania na koniec lipca (lada dzień będziemy obchodzić 2 rocznicę: Wszystkiego Co Najlepsze Skarbie) 

Dzień, w którym nasza znajomość wyszła poza ramy wirtualnego świata wspominam jako jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. Pierwszy raz zabrakło mi słów, chemia między nami była wyczuwalna w powietrzu. Już po krótkiej chwili zatraciłam się w jego ramionach. Nie sposób było nam się od siebie oderwać, jedno spojrzenie w oczy S. wystarczyło, bym upewniła się w przekonaniu, że jest to mężczyzna, z którym pragnę budować wspólną przyszłość i kiedyś także się zestarzeć.

Tak, takie coś przytrafia się raz w życiu i w duchu dziękuję Bogu, że zesłał to na mnie w najodpowiedniejszym momencie – gdyby nie S. z pewnością dorobiłabym się jeszcze wielu wyroków, które mogłabym sobie dopisać do i tak już bogatego “dossier”. Wziął na swoje barki ciężar bycia moim aniołem stróżem i z powodzeniem zawrócił mnie z drogi będącej równią pochylą. Za co i tak będę mu dozgonnie wdzięczną, bo pomógł mi odbudować relację z najbliższymi – lata kłamstw i niedomówień przyczyniły się do tego, że bardzo się od siebie oddaliliśmy. S. umiał na to wszystko spojrzeć z dystansu, a jego obecność bez wątpienia pomogła mi na nowo się otworzyć. 

Od momentu naszego poznania minęło sporo czasu i wiele się wydarzyło, bywały dobre i złe chwile, z których najgorszą był mój powrót do zakładu karnego. Jednak wiem, że jeśli byliśmy w stanie wybaczyć sobie to, co dla niektórych byłoby nie do przejścia, to nic nie stanie więcej ma drodze naszemu szczęściu, a przede wszystkim wielkiej i bezwarunkowej miłości: ani kontakt telefoniczny, który został ograniczony do minimum, ani dzielącą nas odległość, która uniemożliwia częste spotkania. 

Kocham S. miłością szczerą, czując pierwszy raz w życiu, że mogę się przed kimś w 100% otworzyć. 

Oczekujemy niecierpliwie na mój powrót do domu, patrząc razem w tym samym kierunku – w stronę wspólnej, szczęśliwej przyszłości i domu przepełnionego dziecięcym śmiechem i radością. 

eM


Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury –państwowego funduszu celowego.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie 05_znak_uproszczony_kolor_biale_tlo-1-1024x288.png

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie Tablica-na-bloga-1024x683.jpg
Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie Plakat-informacyjnty-bloga-724x1024.jpg

Wesprzyj działania w więzieniach Fundacji Dom Kultury wpłacając 25 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.