Home, sweet home

Więzienna cela, fot. Małgorzata Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Gdybym miała nadawać sobie imię lub los miałby nadawać mi je losowo, na pewno brzmiałoby KŁOPOT. Zawsze i wszędzie coś mi się przydarza, totalnie nad tym nie panuję i mimo że Kodeks Karny znam całkiem nieźle, to pobyt w więzieniu też mi się przydarzył , ale zanim moim adresem tymczasowym stal się Areszt na Grochowie prowadziłam całkiem normalne życie przeplatane kłopotami…

I tak będąc w podroży służbowej w Chinach, koszmarnie walcząc z jet lagiem, pomyślałam, że w czasie wolnym pojadę do znanego mi z wcześniejszych pobytów, uroczego miasteczka Fujian. Na wstępie podam, że podróżowanie w pojedynkę przez Chiny to marny pomysł, zwłaszcza jeśli się ma włosy blond w kraju Azjatów. Od początku los mi nie sprzyjał, przeklęta maszyna z biletami miała zepsutą angielską wersje językową, a ja niestety nie rozumiem chińskich hieroglifów, ale intuicyjnie spośród 4 opcji wybrałam ostatnią bo pomyślałam, że będzie najdroższa, więc dojadę do celu. I tak jechałam sobie pociągiem relacji XHEJIANG- FUJIAN przez SHANGRAO (je się tam najwięcej psów – koszmar!), patrzyłam sobie na identycznych Chińczyków, oni patrzyli na moje blond włosy (tak jakby tam nie sprzedawano farb o odcieniu “chłodowy blond”), a gdy weszła kontrola – dwóch identycznych skośnookich panów w mundurach, podałam im swój bilet i zaczęły się kłopoty. Zaczęli mówić do siebie w tylko im znanym języku, aż na stacji NANPING wyszarpali mnie z pociągu i prowadzili mnie nie wiadomo gdzie. Na dzień dobry zeskanowali mój kciuk na jakimś skanerze i wcisnęli mnie do jakiejś nory i to dosłownie, bo nie mogłam nawet rąk rozłożyć, więc ten pokój mógł mieć 1×2 m. Naprawdę myślałam (i widziałam to oczyma wyobraźni), że umieram w tym pokoju i nikt nie będzie mnie szukał w tej norze, bo nikomu nie przyjdzie do głowy, że kupiłam za tani bilet i władza Chin zechce mnie zagłodzić. Oczywiście rozładował mi się telefon, bo nudząc się w pociągu grałam w Mario Bros. Rzecz jasne nie pamiętałam numeru szefa, z którym byłam w Chinach, ale olśniło mnie i miałam wrażenie, że pamiętam, dlatego zaczęłam tłuc po drzwiach, z nadzieją, że ktoś pozwoli mi zadzwonić. Ale oczywiście nikt mnie nie rozumiał, więc wyrwałam klawiaturę jednemu Chińczykowi (o dziwo była to klawiatura QWERTY) i zaczęłam tłumaczyć przez translator słowo po słowie, aż doszliśmy do porozumienia, że mam zapłacić 200 CNY* kary i mogę wracać do hotelu. Zadowolona zaczęłam wygrzebywać wszystkie waluty z portfela, których używałam w ostatnich dniach i miałam euro, dolary i jeny i 150 CNY, więc pytam ich czy mogę zapłacić kartą, oni zaczęli coś tam krzyczeć, więc zrozumiałam, że nie i znowu wtrącili mnie do tej nory. Mijały godziny, aż ktoś się zjawił, nie mam pojęcia co mówił, ale zaprowadził mnie do telefonu i po kilku próbach wybrałam właściwy ciąg cyfr. Odebrał mój zaspany szef, ja po krótce wyjaśniłam co się stało, on się śmiał (a to wcale śmieszne nie było). Ale kazałam mu wkładać gacie i pędzić do NANPING z brakującymi 50 CNY. Kazał czekać. Więc czekałam, czekałam i czekałam, zgłosiłam chęć skorzystania z toalety, a Chińczyk zaprowadził mnie do innego pokoju wielkości nory tyle, że z dziurą w podłodze (jakby ktoś nie wiedział, to podobno najhigieniczniejszy sposób korzystania z toalety, dość popularny w krajach azjatyckich) i w tej norze mnie zostawił. Ja już czułam, że coś jest nie tak, bo zbyt długo to trwało, a mój szef działa szybko, dlatego zaczęłam analizować co mu powiedziałam i za chwile byłam już pewna, że nie powiedziałam gdzie dokładnie jestem… zwątpiłam, bo Nanping to miasto średniej wielkości i przejście wszystkich komisariatów będzie trwało wieki. Zaczęłam grzebać w torebce, bo już doskwierało mi pragnienie i wygrzebałam butelkę, którą rozdawali w samolocie (nie wiedziałam co to, bo azjatyckie linie lotnicze raczyły nas lokalnymi trunkami) wypiłam duszkiem, bo byłam naprawdę spragniona. A jako, że jestem “małolitrażowa” zasnęłam na podłodze. Sądzę, że to ze zmęczenia, ale to co wypiłam okazało się odpowiednikiem polskiego Bacardi. Aż przyszedł Chińczyk i zaczął mnie budzić, zobaczył butelkę (pustą) i wielka afera, bo to alkohol i tutaj różnice kulturowe dały się we znaki, bo w Chinach mało gdzie można spożywać alkohol, a na komisariacie szczególnie NIE. Minęło kolejnych kilka godzin i w końcu zjawił się mój wybawca (nigdy tak bardzo nie cieszyłam się na jego widok), ale okazało się, że dostałam kolejny mandat za spożywanie alkoholu w wysokości 1000 CNY. Było to o tyle absurdalne, że ja nie piję, po prostu sytuacja mnie zmusiła. A mój szef, jak zwykle bezgotówkowy miał tylko 300 CNY, więc pobiegł szukać bankomatu. Jednak opatrzność nade mną czuwała, bo szef był szczęśliwym posiadaczem karty American Express i udało mu się wypłacić żądaną kwotę. Można powiedzieć, że o 4 nad ranem bohatersko odbił mnie z rąk Chińczyków. Okazało się, że panowie, którzy mnie zatrzymali, byli kimś w rodzaju polskich odpowiedników  “straży ochrony kolei”. Trwało to tak długo, bo czekali na kogoś, kto zna angielski. A jako że Chińczycy “chodzą jak w zegarku” i zawsze mają dobry bilet, ja byłam jak egzotyczny okaz. Ale to nie koniec…

2 lata później, przez tego samego pana, który uratował mnie z rąk Chińczyków, trafiłam na Grochów. Miałam deja vu. Siedząc w Grochowskim sieczkarniku czułam się dość swojsko – wszyscy mnie rozumieli, normalna toaleta, pan z “obsługi” o europejskich rysach twarzy pokrzykiwał tylko co chwilę “CZEKAĆ”. Zamiast odcisków foteczki na więzienny profil osadzonego. Dostałam zielony zestaw stołowy, ręczniki, kocyki – żyć nie umierać, w Chinach nie dali mi nic oprócz mandatów. Uśmiechałam się w duchu do siebie i nie wiedziałam, czy tęsknić za Chinami, czy może wykazać lokalny patriotyzm i cieszyć się z Grochowa… W końcu w porównaniu do Chin, to home, sweet home… Jednak mimo, że wszyscy mówią tutaj w jednakowym języku, nikt mnie nie rozumie. Szkoda, że nie ma translatora, który przetłumaczyłby mi, o co tym wszystkim ludziom chodzi… 

PIKACZU


Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury –państwowego funduszu celowego.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie 05_znak_uproszczony_kolor_biale_tlo-1-1024x288.png

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie Tablica-na-bloga-1024x683.jpg
Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie Plakat-informacyjnty-bloga-724x1024.jpg

Wesprzyj działania w więzieniach Fundacji Dom Kultury wpłacając 25 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *