Jeden dzień w więzieniu

Jeden dzień w więzieniu…

6.15 – pobudka ( włączają prąd i światło), która mnie średnio dotyczy. Naciągam koc na głowę i śpię jeszcze jakieś 45 minut, dopóki apel nie wyciągnie mnie z niby łóżka.

7.00 – apel (czytaj – liczenie owiec albo baranów, jak kto woli) szybko przychodzi i szybko odchodzi.

7.00 – 10.00 – picie kawy, mycie, granie w gry.

10.00 – 13.00 – wykorzystuję na czytanie książek albo naukę, jeśli akurat mam na to ochotę, czasem piszę listy do bliskich i dalekich.

Około 13.00 – 14.00 – obiad, który albo się zjada, albo zmywa się po nim „naczynia”.

14.00 – 17.00 – człowieku! (możesz czytać, pisać, dłubać w nosie, patrzeć w sufit, drapać się po pośladkach (czytaj: po dupie…), spać. Czyli robisz, co chcesz, choć niewiele robić możesz.

17.00 – kolacja (patrz wyżej – obiad).

18.00 – 19.00 – „Szybcy i wściekli” (szkoda, że nie z Vinem Dieselem), czyli wyścig o to, kto szybciej się umyje.

19.00 – 23.00 – można pooglądać to, co serwuje telewizja, czytać albo pluć i łapać, albo zorganizować zawody wyławiania gluta z wody.

22.00 – światło off.

23.00 – koniec życia, the end.

Małgosia

https://www.facebook.com/ewkratke

33 thoughts on “Jeden dzień w więzieniu

    1. Pani Amelia spytała mnie, czy to, co opisałam wiem, bo byłam w więzieniu, czy dowiedziałam się od kogoś… Znam to wszystko niestety z własnego doświadczenia, i choć wolałabym, aby moja wiedza w tych „rejonach” była zerowa, to stało się inaczej. Wszystko, o czym mówię, i o czym będzie mi dane dyskutować w przeszłości, opieram i opierać będę przede wszystkim na swoich przeżyciach, obserwacjach i wnioskach. Dziękuję Pani za zainteresowanie, zadanie pytania – i jeśli cokolwiek jeszcze Panią zaciekawi – odpowiem. Pozdrawiam

      1. …Witam….Panią/Pana ” Gość”
        Prosta odpowiedź- mam nadzieję,że Pani/Pana wakacje zawsze beda udane….i nie spotaka tam Pani/Pan kryminalistki,która jest juz po wyroku..jak i sądzę,że powinna Pani/Pan wejść na blog który bedzie adekwatny do Pani/Pana zainteresowań i poziomu…np:” Podróż za jeden uśmiech” lub ” Ktokolwiek widział-ktokolwiek wie”…
        Nie pozdrawiam!-Ewa

        1. …miejmy nadzieje że nigdy tam nie trafisz ale jeśli tak się stanie ,to kryminaliści Ci na bank pomogą – …do czasu kiedy nn ie wyjadą na wakacje 😛
          Dziewczyny przeczytałem Wasz blog i w pełni Was rozumiem i jestem z Wami… też miałem „nieciekawie”
          Pozdrawiam.

  1. Witaj Małgosiu 🙂
    Jak „widzę” nic się nie zmieniło w schemacie dnia codziennego w ” tym miejscu”-…ale zabrakło mi śniadania 😉 więc biorę pod uwagę,że, nie wspomniałaś ponieważ jest to ” nieznacząca chwila bez smaku i zapachu ” w rozkładzie dnia z której bardzo mało osadzonch korzysta…ale-o zgrozo! 😉 – ucieli Wam jeden posiłek bo,czego byłam kilka razy świadkiem, dziewczyny po pewnym czasie…..zmieniały swoje gabaryty w XXL 😉
    Ale poważnie-dla mnie totalną odskocznią,przeniesieniem się w inny czas,w inne miejsce było pójscie spać po obiedzie- i chyba tylko dlatego (obiad) był tak wyczekiwany przeze mnie bo wiedziałam,że zaraz,jak pozmywamy i ogarniemy po posiłku to schowam się pod kocem na” łóżku” i… .- bedę sama ze swoimi myślami,będę mogła śnić i planować swoją przyszłość,która nastąpi wraz z zamknięciem za mna bramy (zielonej- kolor nadzieii? ).
    W tym miejscu…byłam chwilami szczęśliwa, nienamacalnie, nie realnie…

    1. Witaj, Ewuniu… Śmiałam się z siebie jak wariatka, gdy czytałam twój komentarz. Dobrze czytasz – z siebie się śmiałam, bo… śniadań nie zlikwidowali, nadal ten posiłek istnieje w pakiecie, ale że rzadko z tego korzystam, to widocznie umknęło to mojej uwadze. Po obiedzie chyba w ogóle sporo osób „leżakuje” 🙂 żeby czas płynął szybciej. Świetnie rozumiem ten sposób na „mentalną” ucieczkę z tego miejsca. Czasem tylko to pomaga umysłowi nie podrapać się do krwi . PS. Tak – zielony to kolor nadziei 🙂 … Trzymaj się i miłego dnia.

      1. Witaj Małgoś! 🙂
        Ja śniadań wogóle nie jadałam- kawa i papieros to był mój pierwszy posiłek…i powiem Ci,że po wyjściu nic się nie zmieniło. Wstaję rano, nie budzi mnie apel,brzęczy budzik-idę zaspana do kuchni i przez moment delektuje sie zapachem kawy jak i zaciągajac się papierosem ustalam w głowie plan dnia 🙂 Kawa- Forte, przyzwyczailam się do niej i jakoś inne już mi nie smakują- czego nie mogą zrozumieć moi znajomi 😉 A potem…..i tak dalej aż do wieczora, kiedy kłade się zmęczona. Ciągle na nic nie mam czasu- list aby go napisać czeka od kilku tygodni, spotkania ze znajomymi ciągle przekładam bo zawsze coś mi wypada w pracy,z kieszeni,z życia 😉 i dlatego mam pytanie do Ciebie i do innych dziewczyn:…pamiętam mój pobyt na Kamczatce, starałam się dużo pisać w celi- listy, opowiadania, książkę moją ale i pomagałam dziewczynom w różnych pismach Sądowych- robiłam to aby zapomnieć gdzie przebywam i w taki sposób „dotykać” wolnosci, żyć nią w tym paskudnym miejscu. Mówi się często,że w więzieniu czas się zatrzymuje,że przeżywa się codziennie ” dzień świastaka”,że nic się nie robi i wieje totalną nudą. A ja wiele razy złapałam się na tym, kiedy było już po wieczornym apelu, kiedy cele były już pozamykane, kiedy „Iksińska” krzycząc przez okno pytała się mnie czy napisałam jej odpowiednie pismo odpowiadałam: …Jutro!-bo dziś sorki ale nie miałam czasu… 🙂 Czy też tak masz Małgoś?, czy macie?…bo niby dzień taki sam od drugiego a jednak……
        Pozdrawiam i serdecznie ściskam Małgoś 🙂 i resztę dziewczyn! 🙂
        ps. Nadal wydajesz książki?, bylaś jedną z nielicznych,która wiedziała kto to był Kotarbiński ;-),tak się poznałyśmy…..

  2. Ciekawy pomysł, ciężko mówić o ciekawych wpisach ale liczę na szczerość, szczególnie przemyślenia dotyczące relacji z rodzinami. Z mojej perspektywy relacji z dziećmi najbardziej mnie będą interesowały. Trzymam kciuki za Panie bo pomysł ma szanse się obronić. Pozdrawiam – Mama Rysiowa

    1. Strasznie miło zrobiło mi się w okolicy tak zwanego serca (nawet jeśli wołowego) (buźka) kiedy zobaczyłam wpisy. Rzeczą oczywistą jest, że ciepłe słowa potrafią sprawić przyjemność. Nie mam dzieci, więc nie wypowiem się ze strony matki. Mogę natomiast mówić o tym, co i jak czuję wobec swojej mamy i bliskich, gdy jestem w więzieniu, a oni z drugiej strony muru. Każda relacja w takiej sytuacji jest czymś niewyobrażalnie trudnym dla obu stron, ale osobiście obstawiam, że naszym rodzinom jest ciężej. Zawsze mówi się: siedzieć – to jest kara, no – przyjemność to to nie jest, ale… płacząca mama, która robi co w jej mocy, aby choć na milimetr było mi tu lżej, która swój dzień dostosowuje do tego, czy uda mi się o konkretnej godzinie zadzwonić na kilka minut, mama, która idąc ulicą zastanawia się, jak daję sobie radę… i to jest początek jej wieloletniej gehenny. Nigdy nie będzie mi szkoda siebie i swojego zmarnowanego życia, kiedy mam świadomość, jak zmarnowałam życie innym. To trudny temat – następnym razem, mam nadzieję – porozmawiamy dłużej i konkretniej.

      1. Czesc Gosia, nie wiem co napisac, czytam Wasz blog od kilku godzin i jesli za chwile sie nie poloze spac to padne, ale wciagnelo mnie to. Piszesz o relacjach, tych trudnych, i tych wiezach krwi. Wiesz, ze jestem OBOK od kilku ladnych lat. Obserwuje i doswiadczam. Jestesmy tylko ludzmi, popelniamy bledy, ale jesli sie kocha – to naturalna rzecza jest WYBACZANIE. Przede wszystkim sobie. Gorzej jest, jeśli ktos Ci tej drugiej szansy nie da. Chyba kazda matka poszlaby za swoim dzieckiem w ogien – wiec reakcja Twojej mamy jest zrozumiala, bo naturalna, choc osobiscie uwazam, ze nawet w milosci matczynej tez trzeba miec pewien umiar, aby nie zrobic dziecku krzywdy dajac mu cale zycie przyzwolenie na popelnianie bledow – jest czas, aby ta pepowine odciac inaczej dzieja sie takie rozne zle rzeczy. Mam nadzieje, ze wiesz o czym pisze, absolutnie nie bierz tego do siebie. Pozdrawiam i sciskam, do nastepnego postu 🙂

    2. Trafiłam do tego miejsca 1,5 roku temu. Opiekę nad dziećmi przejęła moja mama. Mam dwie córki – 9-letnią Walerię i 14-letnią Weronikę. Przez okrągły rok nie widziałam ich i nie słyszałam, ponieważ byłam na śledztwie do dyspozycji Prokuratury, która nie wyrażała zgody na mój kontakt ze światem zewnętrznym, byłam kompletnie odizolowana. Kiedy otrzymałam wyrok i przeszłam na oddział karny i mogłam już widywać rodzinę i dzieci, mama nie wiedziała, czy przywiezienie ich do tego miejsca jest dobrym pomysłem, lecz dostałam 12 lat wyroku i było to nieuniknione. Dzieci znały wersję, że leżę w szpitalu psychiatrycznym i leczę się na depresję. Wiele razy starałam się przekonać mamę, żeby przywiozła mi dzieci, bo bardzo za nimi tęsknię, lecz mama miała na ten temat swoje zdanie. Któregoś dnia, kiedy miała do mnie przyjechać sama, wchodzę na widzeniówkę i widzę swoje córki skaczące do góry. Całe widzenie siedziały mi na kolanach przytulone. Znają wersję, że w szpitalu celowo potłukłam półmiski, a by za karę trafić tutaj, bo w tym „szpitalu” można widywać rodzinę. Od tego czasu przyjeżdżają do mnie regularnie 3 razy w miesiącu, są szczęśliwe, że mogą mnie widzieć choć przez godzinę raz w tygodniu, przyjęły to jako rzecz naturalną, że na razie musi tak być i nie zadają zbędnych pytań. Nie odbija się to również na nauce w szkole czy relacjach w domu, jak na razie wszystko jest w porządku.

      1. Do więzienia trafiłam dwa lata temu, na początku było mi bardzo ciężko, nie mogłam się odnaleźć w tym miejscu, musiałam się uczyć od nowa żyć. Obecnie zasady więzienne są mi już znane i łatwiej jest mi spędzać czas w tym miejscu. Mam nadzieję, że przez 8 lat wytrzymam tej katorgi. Często wychodzę na zajęcia, do których szybko wychodzę z celi, wtedy czuję się tak jakbym była z rodziną, pragnę tych zajęć, wtedy zapominam gdzie się znajduję. Mam nadzieje, że kontakty z innymi ludźmi czegoś mnie nauczą.

    3. Relacje z Rodzinami są różne, ale jedno wydaje mi się wspólne (a dla mnie najważniejsze!) – muszą wybaczyć powód pobytu tutaj. Do zakładu karnego trafiłam jako 18-latka, karę odbywam za zabójstwo i bardzo długo obawiałam się, że zostanę sama. Byłoby to zrozumiane – prawda? Znienawidzić osobę, która brała udział w czymś takim, każdy z nas to wie, że nie powinno dochodzić do takich rzeczy, ale moi bliscy trwają przy mnie. Nie umiem sobie wyobrazić ich cierpienia, bo mnie to mogą „kopać”, wiedziałabym za co, ale Rodzina po tamtej stronie też odsiaduje mój wyrok. Nie mam dzieci, ale wydaje mi się, że ból matki po tej czy po tamtej stronie jest ogromny.
      W więzieniu jest masa samotnych ludzi, przypuszczam, że to ich zabija; mnie zabija niepewność, czy zdążę się bliskim odwdzięczyć.

  3. Najgorszym więzieniem jest więzienie czyśćcowe, ale bardzo trudno się tam dostać, bo większość ludzi wpada do piekła, bo wiary kompletnie brak. Czy wiesz w jakich czasach żyjemy?

    1. Zgadzam się z tobą co do więzienia czyśćcowego. Większość ludzi na wolności, pomimo że są wolni, są zamknięci w swoim ciele. Ja byłam 17 lat w więzieniu, z którego nawet nie myślałam wyjść. Tym więzieniem był nałóg od heroiny i innych substancji psychoaktywnych. Czułam się jakby moje ciało było robotem, a ja zamknięta w środku tego robota nie mogłam nim sterować. Przez te wszystkie lata nie byłam szczęśliwa, pomimo że tak można powiedzieć – byłam na wolności. Rządził mną strach i lęk. Teraz? Wyszłam z tego. Rok temu trafiłam do ZK. I powiem Ci, że pomimo że przebywam w ZK, to jestem szczęśliwym człowiekiem. Otóż 4 miesiące przed moim zamknięciem, będąc na głodzie narkotycznym, będąc człowiekiem bez czucia, bez emocji, bez jakiegokolwiek „ja”, płakałam, wręcz ryczałam modląc się do Boga. I wiesz co? Pomogło. Jakieś ciepełko ogarnęło moje serduszko, ból, strach i lęk minęły. Czułam się wspaniale i tak zostało. Jak to się mówi – „wiara jest potęgą i czyni cuda”. Ja teraz widzę, słucham i czuję. Codziennie borykam się z pragnieniem i walczę. Nie jestem już zamknięta w swoim ciele. Dzięki Bogu! Żyjemy właśnie w takich czasach. Wszystko jest na wyciągnięcie ręki i trzeba z całych sił walczyć, aby nie trafić do najcięższego więzienia, jakim jest „nasze własne ciało”.
      Pozdrawiam

  4. Szczerze współczując wszystkim, którzy (być może nie bez własnej winy) znaleźli się w tak nieprzyjemnym położeniu – chciałabym jednak nieśmiało zaznaczyć (bo ktoś tu narzekał na więzienne menu bez smaku i zapachu…) , że nasze prawo przewiduje chyba większą stawkę żywieniową na jednego osadzonego niż na jedno dziecko „osadzone” w Domu Dziecka czy w innym DPS-ie… A trzy posiłki dziennie to dla wielu dzieci w naszym kraju niestety wciąż jeszcze pewien luksus.

    1. Witaj Albo, bardzo chcę ci odpowiedzieć, bo takie argumenty ludzie często wysuwają, gdy pojawia się zdanie więźniów o jedzeniu. Nie wiem jakie są stawki żywieniowe w szpitalach, domach dziecka, wojsku czy w schroniskach. Wiem jedno, że wiele na świecie jest nieszczęść, są bezdomni, chorzy ludzie, niepełnosprawni, ale czy jedno można porównać do drugiego? Uważam, że nie, bo największe znaczenie położenie człowieka ma dla niego samego. I tak dla bezdomnego uciążliwością jest to, że nie ma gdzie mieszkać, a dla więźnia, że jest głodny, gdy na obiad dostaje kluski śląskie w postaci kupki rozpadającej się brei ziemniaczanej

      1. No właśnie, nie wiem jaką nazwę ma to w psychologii, ale na pewno jakąś ma: ktoś wskazuje na problem/zjawisko, a w odpowiedzi ktoś inny mówi: a tu jest większy problem/zjawisko. Do czego takie porównania – w tym przypadku kosztów jedzenia – prowadzą? Do niczego.

    2. To prawda, że większość osadzonych jest tu nie bez winy. Kolejna prawda jest taka, że większość osadzonych ma kluchę w gardle, gdy słyszy, jak źle dzieje się dzieciakom w naszym kraju (i nie tylko tym w domach dziecka czy DPS-ach, ale również tym zostawionych w naszych domach). Nie znam dokładnych kwot, jakie przeznacza się na dzienne wyżywienie skazanych czy podopiecznych domów dziecka – i nie o to akurat cała rozmowa się rozbija. Moje utyskiwanie na jedzenie bierze się raczej stąd, że jeden posiłek dziennie to dla mnie luksus. To, że skazany trzy razy dostaje jedzenie, brzmi dumnie. Dziękuję za komentarz i czekam na dalszą dyskusję 

  5. Alba-…wydaje mi się,że nie do końca zrozumiałaś to co napisałam :-(, ja nie narzekałam na jedzenie bez zapachu i smaku- raczej opisałam to z przymrużeniem oka bo czasami trzeba do pewnych spraw tak podchodzić- szczególnie w sytuacjach, które są i których nie można zmienić. Tak naprawde w tym miejscu nic nie jest ważne,nic się nie liczy bo to co dobija- to brak decydowania o sobie samym!…proponuję zobaczyć ” Trylogię więzienną” Janusza Mrozowskiego, gdzie rewelacyjnie to przedstawił i odpowiedział na pytanie: Wiezienie-to sanatorium?.
    Myślę też,że poruszanie tematu dzieci( porównywanie racji żywnościowych)nie jest adekwatne do tematyki tego blogu-..bo lada moment bedziemy pisać np. o biednych zwierzętach, których( na okres wakacyjny) zawsze przybywa do schronisk..
    Pozdrawiam-Ewa

    1. Chcę nawiązać do twojego wpisu, a mianowicie posiłków w „spa grochowskim”. Otóż standardowo jest ten sam schemat posiłków od lat, śniadanko o 7.30, obiad 13-14, kolacja 17-18. Regulaminu więziennego nie tak łatwo zmienić, hehe, a posiłki są obowiązkowe. Na owych posiłkach raczej trudno zmienić gabaryty na XXL, chyba że ktoś nie dojadał na wolności i nie swoje zdrowie. Tutaj tacy ludzie mają szansę przytyć i złapać masę, zajadając stres i zmartwienia (buźka) Tak naprawdę jedzenie to jedyna nasza przyjemność, a szczególnie słodkości (dla mnie i ważę niecałe 60 kg przy wzroście 174 cm). Tak że jak sama sobie nie dogodzisz, to nie przytyjesz hehe. 🙂 Kochanego ciałka nigdy nie za wiele.

      1. Witaj Elu 🙂
        Masz rację-jedzenie w tym miejscu to jedyna „rozrywka”, która jest o stałych porach jak i można, po pewnym czasie, przewidzieć co bedzie i w jakiej proporcji ;-). Ja nie byłam w stanie , a raczej mój żołądek, przystosować się do tego menu i wiecznie mialam problemy…no ale w każdym miejscu trzeba sobie ponarzekać ;-),taka natura ludzka…
        Szkoda,że tak bardzo ograniczone są paczki żywnościowe jak i jej zawartości……zawsze byłoby to jakieś osłodzenie życia 🙁
        Myślę, że przeżywszy posiłki na Kamczatce…..w życiu na wolności nic już mnie nie zatruje, przetruje 😉
        Buziaczki dla Ciebie 🙂

  6. O. Ciekawe. Lubię posty, które nauczą mnie czegoś nowego, np. „jak się żyje gdzies tam”. Dzięki. No to mam jakieś wyobrażenie.

    1. Przypadkiem trafiłem na komentarze i z zainteresowaniem czytam. Chciałbym podzielić sie ze wszystkimi którzy twierdzą, że „im za dobrze, że za nasze podatki…itp…”, że ten kto nie miał ograniczonej w jakikolwiek sposób wolności osobistej nigdy nie zrozumie co to znaczy. Ja mam doświadczenia co prawda tylko z wojskiem, ale tam było podobnie tj. :pobudka, śniadanie, zajęcia , obiad, kolacja, porządki, tzw. capstrzyk… Oczywiscie te dwie instytucje trudno jest porównywać, ale i tu i tu nie jest ( było ) się z własnej woli , i tu i tu wszystko trzeba robić na czas . Najbardziej wyniszczające ( dla mnie ) psychicznie były pobudki z dzwonkiem. I nie o porę tutaj mi chodzi ( 06:00) tylko o ten przeraźliwy dzwonek i krzyk !!!!!

  7. witaj droga autorko…
    zycze cierpliwosci i sily, czytałem inne Twoje teksty i bardzo trzymam kciuki, żeby Ci się wiodło… pozdrawiam

    1. witam wszystkich moje przezycia co do planu dnia byly podobne ale wigijnego posilku w bydzi na walach nic nie przebije:sledz z salatka jarzynowa do tego placek drozdzowy i to wszystko podane na jednym talezu… czlowiek nie chce tego pamietac ale nie potrafie wymazac tego okresu z pamieci:(

  8. Ja nie wiem, jak to możliwe, ale każde słowo tego postu brzmi jak pobyt w szpitalu. ;P Spędzam tam większość życia i mamy dokładnie taki sam harmonogram. 😛

  9. Ludzie, tak czytam ten porządek dnia i stwierdzam jednoznacznie, że bardziej ograniczeni czasowo i pozbawieni swobody byliśmy pełniąc służbę wojskową. Nie zrozumcie mnie źle, ale ja niczego i nikomu nic złego nie zrobiłem, nigdy nie złamałem prawa w taki sposób by popełnić przestępstwo i trafić do więzienia, a Ojczyzna zaoferowała mi dużo cięższe doznania w ramach służby wojskowej niż te przedstawione na tym blogu. Niekiedy to nawet nie było czasu się umyć i skorzystać z toalety, nie mówiąc już o leżeniu wygodnie na łóżku po obiedzie! To jest jakaś paranoja, więzienie powinno być surową karą, powinno się wymagać w nim pracy na rzecz społeczeństwa żeby resocjalizacja miała jakiś sens. Ja nie miałem czasami po całym dniu zajęć siły ściągnąć butów! A jeszcze czekały nas rejony i głupie pomysły podoficera zawodowego pełniącego służbę! Macie Panie tutaj lajcik. którego wielu by wam pozazdrościło.

    1. Dla mnie to nie jest paranoja, pobyt w więzieniu jest bardzo surową karą, nie tylko dla osób przebywających tu, ale najbardziej dla ich rodzin. Więc chyba nie wiesz, o czym mówisz, a resocjalizacja to tylko puste słowo, które nie ma nic wspólnego z jego znaczeniem. Jeżeli twierdzisz, że to nie jest surowa kara, to może powinieneś się tu znaleźć i przekonać na własnej skórze.

      1. Nie skorzystam z propozycji pobytu w więzieniu bo najwzyczajniej w świecie nikomu krzywdy nie zrobiłem i nie muszę za to karnie odpowiadać. Tyle w temacie. A kobieta, która nie zaznała służby wojskowej też nie może wiedzieć jak się czuje człowiek na unitarce gdzie nawet wyjście do toalety może być wykonane jedynie za zgodą przełożonego.

        I różnie się służbę wojskową odbywało, sam jestem obecnie żołnierzem zawodowym, ale wiem, że wielu z nas miało ciężko tylko dlatego bo byli mężczyznami i skończyli 19 lat… Poszli bo musieli, robili co im kazano, swoje odsłużyli. Do więzienia nie biorą na przymus.

    2. Panie Arturze, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Są tacy, którzy służbę wojskową traktowali jako „lajcik”. I co Pan na to? A tak na marginesie – więzienie to pozbawienie wolności, a nie GODNOŚCI. Zdrowia życzymy 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *