Pewnie zaciekawił Was nagłówek… Otóż przebywam w pace niestety 3,5 roku i zapowiada się na jeszcze trochę. Niedawno zostałam przewieziona do aresztu na Grochowie i odczuwam tak wielką różnicę pod różnymi kwestiami, że postanowiłam napisać więcej o moich doświadczeniach z trzech kryminałów ( Kraków, Kielce, Grochów)…
Jest tego trochę do opowiedzenia…
Uroki życia aresztowanego człowieka poznałam w A. Ś. Kraków, gdzie szczerze mówiąc czułam się najlepiej…
Będąc po raz pierwszy w takim miejscu wiele może nas zaskoczyć, w tym oczywiście rozczarować…
Oto jak było: cele mieszkalne z reguły pięcioosobowe, co nie zawsze jest fajne, mając na uwadze przedział wiekowy 23-75! TV na celi była, szafa i piętrowe łóżka, które naznaczają uprane ubrania zawieszone na poręczach… Jedzenie nie było najgorsze. Administracja nie deptała po „piętach”. Była w stanie pomóc. Widzenia przy normalnym kwadratowym stoliku. Możesz usiąść na wytęsknionych kolanach bliskich, przytulić, wycałować – to Twój czas i nikt nie ingerował, byleby oczywiście nie przesadzać z intymnością. Kantyna (sklep więzienny) super wyposażona, więc zakupy zawsze udane. Dzieci nie były przeszukiwane, kiedy nas odwiedzały. Imprezy zorganizowane na Dzień Mamy, Taty, Dziecka. Bardzo dobrze dla rodziców, bo choć godzinę mieli wspólnej zabawy. Byłam akurat kalifaktorką (wydającą posiłki), więc zajęcie miałam, ale tak czy siak zawsze można było zajęcie sobie znaleźć: świetlica – gra w ping ponga, zajęcia kulinarne w czwartek, środa w celach – do dyspozycji prodiż, kuchenka, patelnia, garnek. Powstawały pomysłowe, twórcze potrawy, ale smaczne. Spacer w porze letniej (od 01.06 do 01.09): półtorej godziny. Hurra! Możliwość przystrojenia cel w firanki, swoje osobiste! I pokój był prawie jak w domu. O kwiatki też można było się postarać. Jak pracowałaś społecznie, to aż Ci się chce, bo zaraz Ci wnioseczek nagrodowy piszą za co najmniej 6 godzin. Nie narobisz się, a radocha jest z dodatkowej paczki 5 kg (bo tylko 5 kg Ci przysługuje na 3 miesiące!) albo dłuższe o 30 minut widzenie. Może dziwnie to zabrzmi, ale będąc tam 1,5 roku prócz ogromnej tęsknoty za dziećmi i mamą, nie dało mi się odczuć, że jestem w Areszcie Śledczym…
Natomiast jak mnie znienacka wywieźli w transport na Kielce to oczom nie mogłam uwierzyć. Okropny czas tam spędziłam… Życie się zacięło.
Warunki dużo lepsze jeśli chodzi o cele: 3 osobowe, w miarę czyste. Jedzenie monotonne. Widzenia… odgrodzona blatem od rodziny, a tuż obok siedział następny osadzony/osadzona… Odwiedzający też mieli przeszukania…
Plusem były codzienne telefony po 10 minut; oczywiście jak miałam kartę. Czasami telefon to jedyny kontakt do bliskich, prócz oczywiście listów. Zajęć nie było. Jedna godzina spaceru. Cicho, bezproblemowo.
Grochów… Jestem tu zbyt krótko, by móc już ocenić ten kurort państwowy, ale pierwsze wrażenie mam pozytywne. Każdy dzień coś innego przynosi…
Właśnie dostałam pracę: będę kalifaktorką!
Trzymajcie za mnie kciuki, by mi talerze z rąk nie wypadały.
Pozdrawiam,
Smerfetka
No to trzymaj się dziewczyno! Swoją drogą, to ciekawe, że są takie różnice między aresztami – to zalezy od ich jakiejś kategorii czy czegoś w tym rodzaju, czy może od władz danej placówki?
zazwyczaj zależy od władz danego Zakładu lub Aresztu… stałe wszędzie jest jedynie to co ustalone przepisami odgórnie,a i to czasem różnie rozumiane przez Dyrekcję.
Poczytałam o Areszcie Śledczym na Grochowie. Wg opisu w necie to dobrze zorganizowane miejsce. Czytam też systematycznie Wasz blog. Różnice są. Im więcej piszecie, tym bardziej przekonuję się, jak wiele zależy od Was samych. Odizolowanie od świata zewnętrznego na pewno doskwiera lecz widzę, że Wasza inicjatywa daje możliwość odpokutowania win w zbliżony do normalności sposób. Życzę wielu pomysłów i przetrwania. Trzymaj się.
Cześć, trafiłam do Was na bloga gw z ciekawości, jak żyją kobiety w areszcie w bliskiej mi okolicy. I właśnie zdałam sobie sprawę, że dla Waszych rodzin, takie widzenie to musi być „cała wyprawa”? Zawsze myślałam, że skazanych lokuje się gdzieś w okolicy , a tutaj widzę Kraków, Kielce, a potem Warszawa, wiec chyba niekoniecznie zwracają na to uwagę. Aż mi się wierzyć nie chce, że ktoś może odsiadywac wyrok np po drugiej stronie Polski. Faktycznie tak jest, od czegoś to zależy?
Powodzenia i wytrwałości!
Pamiętam pierwsze odwiedziny w AŚ Kraków na Montelupich. Koszmar! Do Krakowa z mojej miejscowości jest ok 150km, 2,5h jazdy pociągiem, 2h jazdy 2 busami + czas na przesiadki. Na widzenie trzeba być najpóźniej o godzinie 6 przy budce bo później możesz się załapać na ostatnią turę /o ile się na nią załapiesz!/ Jak podchodziłam do owej budki -biura przepustek/wiatrołap, kibel – zresztą zawsze cały w fekaliach…, małe pomieszczenie z ławkami i okienko gdzie składało się papiery na odwiedziny/ z daleka było widać już kolejkę ludzi jakby za chlebem stali, czasem w mrozie czasem w deszczu – nie ważne byle dostać się na widzenie. Ludzie w kolejce byli w różnym wieku od młodych po starsze babunie a nawet księdza tam w kolejce spotkałam. Jak już przyjdzie mundurowy i zapisze na odwiedziny to mówi na którą turę się łapiemy /I tura na 9 i II tura na 11 można zostać na 2h III tura tylko 1h i wchodziło się ok 13./ W pomieszczeniu były skrytki żeby zostawić torebkę, telefon czy inne rzeczy. Jak już przyszła nasza kolej ustawiało się pod drzwiami więziennymi i tam się zaczynało. Wchodząc przechodziło się przez bramki wykrywające metal jeśli piszczały trzeba było pokazać co piszczy i dla czego /piszczały czasem sprzączki od paska, czasem zapięcie od stanika, pierścionki itp./ czasem przeszukiwali. Potem czekało się na innych mundurowych i wtedy otwierają się pierwsze kraty potem czeka się pod drzwiami jak je otwierają to wchodzi się po schodkach i czeka na otwarcie drzwi. Jak już te ostatnie drzwi się otworzą wpuszczają na sale z krzesełkami i ławkami /kto szybszy i obyty zajmuje lepsze miejsca/ no i wpuszczają więźniów. W rogu sali jest tzw. kantyna sklepik w którym można coś kupić i zostawić osadzonemu – wyobraźcie sobie że każdy by chciał coś kupić więc kolejki były cały czas a chciało by się jeszcze pogadać… Czas jaki można tam spędzić leci bardzo szybko. Podczas oczekiwań można było poznać ciekawych ludzi i dowiedzieć się kogo odwiedzają, czasami nawiązywały się przyjaźnie i jak byli to miejscowi szło się dogadać żeby następnym razem zajęli kolejkę w ogonku na odwiedziny /ułatwiało to życie przyjezdnym bo nie trzeba było jechać z dworca taryfą tylko przejść na nogach/. Odwiedziny też przypisane są na dany dzień tygodnia /podzielone na areszt tymczasowy, skazanych itp./ Tak było kilka lat temu albo się załapało albo wracało z kwitkiem może już się pozmieniało ale na szczęście nie muszę już tam jeździć tylko szkoda mi osadzonych jak i ich rodzin -widzenia nie są łatwe i zostawiają ślad w psychice odwiedzającego… Trzymajcie się!
No cóż na te warunki w „kurortach” pewnie wpływa wiele czynników 🙂 Być może te warunki są też jakimś elementem kary dla osadzonych … ? Tak czy inaczej dużo się zmienia na lepsze w tej kwestii . Jedno jest pewne najlepiej byłoby gdyby te kurorty świeciły pustkami …no, ale to już zbyt idealistyczna wizja – prawda ? 🙂
Dzisiaj pierwszy raz trafiłem na Waszego bloga. Cieszy mnie to, że taka możliwość (takiego pisania i kontaktu) trafia do aresztów. Dziękuję Wam za te wpisy. To dla mnie niesamowite doświadczenie, czytać i wyobrażać sobie to co opisujecie. Nigdy nie chciałbym znaleźć się w którymś z miejsc o których często pisujecie. Trzymam za Was kciuki. Wracajcie szybko do społeczeństwa. Mam nadzieję, że Wasze drogi teraz się wyprostują. Będę zaglądał często na Wasz blog.
Pozdrawiam ciepło,
dex
Witam wszystkich serdecznie,
Warunki mieszkalne, sanitarne, jedzenie,klawisze itd wszędzie się różnią. Przyznam że w Kielcach cele są 4 osobowe ale starają się umieszczać tylko po 3 osoby w celi. kadrowe są milsze, i nie robią przeszukania celi tak często jak w warszawie.
mimo iż żyjemy w 21 wieku i należymy do Uni Europejskiej polskim więzieniem jest jeszcze daleko do tych europejskich.
pozdrawiam
Przyjechałam z Kielc jakiś czas temu i nie zgadzam się z tym wpisem. Tak, warunki sanitarne, jedzenie, klawisze wszędzie są różne. Co do Kielc, to najczęściej tam są przepełnienia, ten kryminał wszystkich przyjmuje. Tam się niby karnie jeździ – chociaż ja tak nie uważam. Przeszukania celi są bardzo często, tu, w Warszawie, są rzadko. Potrafią zrobić kipisz cztery razy w tygodniu, obracając całą celę do góry nogami.
Owszem nie jest kazdy kryminal taki sam ale jak bylam w kielcach to w sumie na nic nie nazekalam a jadac tam pierwszy raz wyobrazalam sobie naprawde nie wiadomo co typu te wiezienia w ostro przesadzonych i wyolbrzymionych filmach jakich to sie naogladalam.