

Na
różnych etapach mojego „życia”, karę dożywotniego
pozbawienia wolności, w zależności od mojego stanu psychicznego,
porównywałam do sytuacji bądź wyobrażeń. Raz to była dla mnie
kara śmierci, innym razem próba pokonania toru przeszkód na wózku
inwalidzkim, a nawet przykucia zdrowego ciała do szpitalnego łóżka
z widokiem przez balkonowe okna na ruch życia na zewnątrz. W
lepszych chwilach znajduję w sobie nadzieję, wierzę w Boga i to
moje dożywocie porównuję do powolnego oswojenia się ze śmiertelną
chorobą – taki HCV penitencjarny. Może nie zaraża, ale na pewno
odstrasza i nie wiadomo jak go leczyć. Jest to „choroba”,
na którą coraz więcej ludzi „choruje” z iluzyjnym
wyleczeniem po 25 latach.
Płaszcz dożywocia podszyty jest lękiem
o wszystko. Lękiem, który w czasie całej „walki”, o
przetrwanie uwiera jak źle dopasowana poszewka. Płaszcz, który
osłania nagie ciało, a jego kolor stygmatyzuje cię.
Człowiek z
dożywociem nabywa się jakieś dwubiegunowości – takie śpiewanie
zwykłego „sto lat” przy kopaniu grobów – bo czeka na
widzenia i głupieje. Cieszy się, że za chwilę zobaczy bliskich,
że przyjadą, przytulą, po prostu będą z tobą co oznacza, że
nie odtrącą ciebie, próbują cię wspierać, nie wstydzą się
ciebie, ale jednocześnie ty zamartwiasz się, czy podczas ich
podróży wszystko będzie dobrze, czy nic im się nie stanie, czy
dojadą szczęśliwie. W końcu masz to widzenie, płaczesz ze
szczęścia, ozdabiając tę chwilę słowami otuchy. A potem nagle
ostatni pocałunek i serca radosne dają miejsce zmartwieniu: czy
zbytnio nie będę przeżywać tego spotkania i czy moi bliscy wrócą
do domu bezpiecznie… I tak w kółko.
Czekasz na telefon,
idziesz, nie dodzwaniasz się – masakra.
Tysiąc sposobów na
zniszczenie dnia… (Przemilczę, ile kilogramów nerwów dorzuca
niepotrzebnie wyobraźnia)…
Wyczytujesz w Kodeksie, że po
pewnym czasie możesz się o coś ubiegać: (o przegrupowanie,
przepustkę, wokandę – na wszystko jest liczba odbytej już kary),
więc idziesz i słyszysz: „Ale pani ma dożywocie”.
Każdy
zapis, którego się chwyta dożywotka, by nie tracić nadziei jest
tak naprawdę suchym zapisem.
To nie ukończona szkoła czy
zrobiony kurs powinny stanowić o możliwości powrotu do
społeczeństwa, tylko waga przełożonej miłości bliskich i wiary
w osobę skazanej na dożywocie. To ludzie po tamtej stronie i ich
siła czekania jest wyznacznikiem pracy osadzonego. Wiara ludzi z
zewnątrz podbudowuje każdego więźnia. Człowiek chce wyjść do
TAMTYCH ludzi, a nie pozostawać w TYM w czym tkwi.
Kolega z celi
pomoże ukończyć szkołę i papier jest, ale czy kolega pomoże
wykonywać pracę za murem? – oto jest pytanie. Czy taki kolega
pomoże wysławiać się, szanować, kochać? To przecież bliscy,
którzy trwają przy osadzonym przez lata wiedzą najlepiej jak
ciężko jest, ile bólu, zmęczenia, napięcia, wycieńczenia
kosztuje, by dotrwać do pierwszej możliwej szansy na powrót do
nich. Po całej tej drodze umierają osoby, samemu zwyczajnie można
się rozchorować. Więźniowie wychodzą i ponownie wracają,
opowiadając o świecie – ich świecie. Rozpadają się związki.
Dorastają dzieci.
Większość ukaranych dostaje szansę i połowa
z nich ją zmarnuje, a osoba z dożywociem stoi w miejscu i nie może
nic zrobić. Boli najbardziej to, że sam wyrok zamyka drzwi i nie ma
pomysłu na takich ludzi, więc resocjalizujesz się sam, by
udowodnić, że nie jesteś zwierzęciem, że nie trzeba się ciebie
bać, że masz w sobie wartość, potrzebę życia i taką samą chęć
do uśmiechu jak wszyscy. Że tęsknisz, rozmyślasz i że bez powodu
cię ludzie kochają.
Czynnikiem do pozytywnej prognozy
kryminologiczno-społecznej powinno być np: posiadanie przez
osadzonego na dożywocie stałego miejsca zamieszkania, istnienie
osoby w gronie najbliższych skazanego, która finansowo zapewni
właściwy pobyt w ramach udzielonego warunkowego, brak konfliktów
między skazanym a jego rodziną, udokumentowane potwierdzenie o
stałych i serdecznych wzajemnych kontaktach, stwierdzony u skazanego
brak uzależnień bądź przebyte leczenie odwykowe, brak zaburzeń
osobowości, pozytywna ocena wykonywania przez skazanego zadań
wynikających z indywidualnego programu oddziaływań. Taki program
powinien być wyraźnie określony – kryteria, które musi spełnić
w celu uzyskania p.w.zwol.
Gdyby człowiek wiedział co musi
zrobić, a administracja się z tego nie wycofywała, byłoby lżej,
a tak?
Zmiany wychowawców, psychologów, dyrektorów powodują
ciągłe „poznawanie osadzonego od nowa”, a tak naprawdę
to najwygodniejsze „odraczanie” rozmów o przyszłości
dożywotki.
Skazany na dożywocie kompletnie nie jest prowadzony,
oczekuje się od niego braku problemów i trzeba wyczuć co ten
problem może przynieść…
Nie wiem jak to wszystko bym
przetrwała bez ludzi motywujących i kochających mnie –
bezwarunkowo.
Pełnoletnia
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury –państwowego funduszu celowego.



Wesprzyj działania w więzieniach Fundacji Dom Kultury wpłacając 25 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.