Gdyby ktoś ogłosił konkurs na najgłupszy sen – jestem przekonana, że zajęłabym pierwsze miejsce i to z jakąś nagrodą specjalną. Od zawsze moje podróże do krainy Morfeusza były równie barwne jak moje życie, jednak czasem sama jestem zaskoczona co Morfeusz mi funduje ???? Tematyka moich snów jest bardzo różnorodna, najczęściej (zwłaszcza tutaj) to wspomnienia zmiksowane z rzeczywistością. Jednak myślę, że mój ostatni sen zasługuje na ekranizację. Był bardzo realny bo w bliskim mi otoczeniu. Akcja działa się w Hiszpanii, począwszy od Bilbao, przez Toledo na Maladze kończąc. Do każdego z tych miejsc mam ogromny sentyment – w Bilbao mieszkałam z Tatą i chodziłam do szkoły, a w Toledo i Maladze mieszkałam będąc na Erasmusie, kiedy doskwierał mi ogromny weltschmerz.
I to właśnie Erasmus był w moim śnie kluczowy! Akcja snu rozpoczęła się w gabinecie wychowawcy. Nauczona doświadczeniem, wiedziałam, że kiedy wychowawca wzywa – będą kłopoty, albo zrobiłam coś o czym jeszcze nie wiem, ale cały oddział już wie. Ku mojemu zaskoczeniu wychowawczyni powiedziała, że zostałam wyróżniona i wyjeżdżam do innego więzienia w ramach programu ERASMUS PRISON, a miejscem docelowym mojej odsiadki będzie hiszpańskie więzienie (dokładnie pamiętam, że ucieszyłam się, bo sen był tak realny, że od razu przypomniałam sobie, że będąc na Erasmusie w ramach zajęć byliśmy na wycieczce w hiszpańskim więzieniu i był to raczej taki pensjonat z basenem. Choć te kilka lat temu zastanawiałam się po co nas tam zabrali, skoro życie studenta takie bujne jest i rano ciężko wstać, a co dopiero spacerować po więzieniu, ale dziś wiem, że to miało sens ????. W śnie musiałam się szybko spakować bo samochód już czekał. Tak więc pobiegłam w podskokach pakować moje bambetle. Jakie było moje zaskoczenie kiedy przy starej, czerwonej skodzie stała wychowawczyni, za którą niespecjalnie przepadałam i oznajmiła, że odwiezie mnie do samej Malagi, a właściwie Marbelli, bo chce się poopalać, to może mnie podwieźć bo i tak nie ma kto. Jak pomyślałam, że przez tyle godzin będę z nią w jednym samochodzie, to trochę się przeraziłam, bo byłyśmy jak Yin i Yang… Ale co tam, Hiszpania czekała, nie ważne, że w więzieniu, ważne, że będę oddychać innym powietrzem.
Wychowawczyni okazała się dosyć szalona, bo pędziłyśmy szybciej niż przewidywały to nie tylko przepisy ruchu drogowego, ale także założenia konstrukcyjne skody. Przerw na siku nie było, bo mówiła, że nie po to wyprzedza te wszystkie auta, po to żeby teraz one wyprzedziły ją, ale na subwayu zjadłyśmy kanapkę wegetariańską z sosem kowbojskim, była wyśmienita! Zapamiętałam też piękną, młodziutką trawę za oknem, jakby jakiś austriacki rolnik wystrzygł ją zgodnie z unijną normą. Podróż mijała szybko, skoda dawała radę, ale kiedy przekroczyłyśmy granicę francusko-hiszpańską, gdzieś po 2 godzinach znalazłyśmy się w jakimś lesie. Wychowawczyni jak zwykle na mnie nakrzyczała, że przespałam zjazd, a miałam nawigować. Szybko mnie zdyscyplinowała, więc rozejrzałam się po lesie, przypomniałam sobie wszystkie podróże z Tatą i kiedy już doszłam do tego, że musimy jechać na południe. Powiedziałam wychowawczyni, że musimy szukać mrowisk, bo są bardziej rozciągnięte ku południowi, ale wychowawczyni spojrzała na mnie z typowym dla siebie spojrzeniem i powiedziała, że sama mam ich szukać, bo to wszystko przeze mnie. Niestety mrowisk nie znalazłam, ale zobaczyłam ścięte pnie, w których słoje są szersze i pojedyncze korony samotnie stojących drzew liściastych, a to zawsze oznacza południe. Nagle przypomniałam sobie wszystko co Tata mówił, kiedy zgubię się w lesie i to było jak szóstka w totka. Wychowawczyni była sceptyczna, ale zgodziła się pojechać we wskazanym kierunku i znalazłyśmy drogę, ale chyba donikąd, bo nie było żadnych znaków i wychowawczyni już dymiło się z uszu ze złości, aż zatrzymała się i powiedziała, że dalej prowadzę ja. Ucieszyłam się, bo kocham jeździć (po takim czasie bez samochodu zadowoliła mnie nawet manualna skoda). Jechałam przed siebie, właściwie z wiatrem we włosach, bo okna musiały być otwarte, aż nagle zobaczyłam morze i plażę, było bajecznie! Kupiłyśmy sobie churrosy z czekoladą i słonym karmelem, usiadłyśmy na plaży i zapomniałam o więzieniu, było tak normalnie, rozmawiałyśmy o głupotach mniejszych i większych. Na stopach miałam swoje pierwsze Birkenstocki, które kupiłam w Hiszpanii lata temu, wyglądały jak nowe i pomyślałam sobie, że pójdę w nich tam gdzie tylko chcę, a wychowawczyni powiedziała mi, że prawdziwa wolność wiele daje, ale dużo wymaga i nie wiadomo skąd zjawił się Mietek (taki śmieszny funkcjonariusz). Niestety nie wiem co się stało dalej, bo Baśka jak zawsze o 6 rano robiła sceny i postawiła mnie na równe nogi. Codziennie nawet z najpiękniejszego snu, wyrywa mnie ta wariatka, ale staram się powtarzać nasze powiedzonko!: NERWY W KONSERWY I NA EKSPORT DO WIETNAMU ????
Kerasu
Wesprzyj działania w więzieniach Fundacji Dom Kultury wpłacając 25 zł przelewem na konto Fundacji: BNP Paribas Bank Polska S.A. 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001
Najzabawnieszy tekst, jaki przeczytałam na blogu. Gratuluję:) mi również przypomniała mi kadra AŚ. I tak zastanawiam się czy gabinet wychowawcy powinien kojarzyć się z kłopotami ????. Ale niestety jak to w życiu bywa, niektórzy przypinają się do krzeseł pinezkami na zbyt długo???? przypomniała mi się pewna sytuacja z mojego pobytu. Miałyśmy jedno wolne łóżko w celi przez kilka dni. Kiedy nagle otworzyły się drzwi A w nich dziewczyna, która godzinę wcześniej na spacerze obraziła naszą współlokatorke. Gdy ta ją zobaczyła od razu jakby dała upust w swoim emocjom. Rozmowa nr 1 z Panią oddziałową nic nie pomogła. Przypomniała nam, że kłopoty są nam nie potrzebne bo wszystkie stracimy pracę. Zamknęła nas, pozostawiając nas z otwartymi ustami. Po naszej stronie zamknęła również dziewczynę, która stała na wycieczarce i nadal obrażała nasza M. Przyszła Pani Wychowawczyni i ją zabrała. A Oddziałowa kazała nam się pakować wszystkim. Dodam, że było to tuż po obiedzie. A my spakowane siedziełyśmy do kolacji, po czym kazała się rozpakować ????
Ja na drugi dzień rano miałam wokandę i stwierdziłam, że zamiast tracić czas na układanie, wyspać się trzeba. Rano przychodzi kolejna oddziałowa i pyta czy ja się na wyjście już spakowałam. A ja mówię że po numerze dnia poprzedniego jeszcze się nie rozpakowałam????
A ta wychowawczyni ze snu miała rację, że prawdziwa wolność dużo daje, ale również dużo wymaga. Z tym się absolutnie zgadzam.
Są chwilę dla których się żyje. I miejsca do których się wraca. Ja życzę Ci mnóstwo chwil kiedy będziesz zadowolona z życia . Abyś umiała cieszyć się drobiazgami. I żeby ta Hiszpania była jednym z wielu miejsc, do których powrócisz.