Pomimo tego, że w więzieniu spędzam już “od groma” czasu i jeszcze przede mną drugie “od groma”, zadbałam o swoją głowę na tyle dobrze, że nie mam obaw, iż będę szczekała na samochody, jeżeli stąd wyjdę. Tyle że to jedna strona wcale nieciekawego medalu. Być może moja wypowiedź będzie czymś w rodzaju włożenia kija w mrowisko, ale takie są fakty.
Niedawno serwisy informacyjne podawały, że pan X wyszedł po odsiedzeniu 25 lat… Ależ oczywiście, że za manko takiego wyroku nie dostał, ale nie o to chodzi. Było poruszenie w mediach, bo akurat był to okres gdy pracowano nad ustawą o takim a nie innym traktowaniu skazanych na długoletnie wyroki, którzy mogą lada moment zacząć wychodzić z zakładów karnych. Akurat osobiście z kilku powodów ustawę tę uważam za chorą, ale o tym później, bo chcę wrócić do tematu pana X. No wyszedł – ćwierć wieku to bardzo długi czas. Pan był starutki i chorutki i nie bardzo orientował się w otaczającej go rzeczywistości. Nie miał ani do kogo ani do czego wrócić. Zaproponowano mu pobyt w noclegowni, ale nie na długo. Na rozmowie z dziennikarzem siedział na ławeczce i opowiadał, jak to nie ma rozeznania w tym, co się wokół niego dzieje i płakał. Powiesił się za dni parę. Niektórzy odetchną z ulgą myśląc: no całe szczęście, że zrobił krzywdę sobie, a nie komuś porządnemu. A inni zastanawiają się: skoro nie zrobił krzywdy komuś innemu, żeby nie wrócić do więzienia i żyć w rzeczywistości, którą dobrze znał i rozumiał,tylko popełnił samobójstwo, to może sporządniał przez te 25 lat w pierdlu?
Tym przykładem chciałabym zwrócić uwagę na to, że odizolowanie człowieka na szerg lat nie jest tylko izolacją od społeczeństwa. Życie toczy się dalej coraz szybciej i szybciej. Zachodzą zmiany w każdej dziedzinie. Trafisz do więzienia dziś, a za lat kilka (bo nie mówię już o ćwierćwieczu) wchodzisz w coś innego, coś, czego można nie znać. Bez dostępu do ludzi, od których można się czegokolwiek dowiedzieć.
Co do mnie, to nie muszę sobie jakoś specjalnie wyobrażać, jak życie tam wygląda, bo wiem, jak wygląda. Oknem na świat jest dla mnie mama, z którą obgaduję nie sąsiadów, tylko sytuację choćby polityczną któregoś z państw. Telewizor to też okienko i poza śledzeniem serwisów informacyjnych teraz mam możliwość powlepiania się w programy naukowe, które lubię i które są ciekawe. Gazety to też dla mnie źródło wiedzy, więc czytam. Poza tym rozmawiam z ludźmi na najróżniejsze tematy i dzięki temu wiem, ile czasu czeka się w kolejce do lekarza, ile kosztuje to lub tamto w tym czy innym sklepie. Ewentualnie dowiaduję się, który reżyser zamierza stworzyć fajny serial komediowy. Każda rozmowa jest dla mnie interesująca i z każdej coś dla siebie wyniosę.
Ale nie każdy skazaniec ma dostęp do sensowniejszych gazet czy telewizji, albo dostęp miewa na przykłąd dwa razy w tygodniu przez określony czas. Jeśli w danej godzinie trafi na jakiś mądrzejszy program, to fajnie, ale gdy trafi na serial emitowany od stu lat, to już mniej fajnie, bo niczego z tego nie wyniesie.
Bez względu na wszystko uważam, że z więzienia ludzie powinni wychodzić po pierwsze z bagażem doświadczeń i przemyśleń, a po drugie mądrzejsi.
Małgosia
Fajny wpis i daje dużo do myślenia. Wg. mnie więzienia powinny resocjalizować ludzi którzy popełnili błędy i odizolować tych niebezpiecznych, którym nie da się pomóc (albo którzy nie chcą). Błędy popełnia każdy i wiem że na forach znajdzie się masa debili krzyczący „dożywocie za jazdę po pijaku”. To był błąd, może nawet wymuszony z sytuacji (żona w szpitalu, dzieci się zgubiły, coś strasznego się stało i koleś ostatnie o czym myśli to kiedy wypił ostatnie piwo). Takich sytuacji jest mnóstwo, ludzie idą do więzienia żyją tam i wychodzą inni, ale nie lepsi, raczej ogłupiali, ze zniszczoną psychiką i złymi przyzwyczajeniami.
NIE. Nie ma zgody na tolerancję dla pijanych morderców na drogach. Wypiłeś „piwko” a dziecko Ci się zgubiło? Prosisz sąsiada/wujka/bierzesz taksi. W sytuacji kryzysowej każdy pomoże a taksówki są w coraz mniejszych miejscowościach. Ja osobiście biorę taksi. Dlatego, że jestem za biedna na utratę prawka. To proste.
Małgosiu, wybacz proszę wtręt nie na temat, ale mnie !@#$%^ przyzwolenie na jazdę po pijaku. To Himalaje egoizmu. Bo JEGO żona/dziecko/teściowa coś tam. I ma w d* to, że może zabić moje dziecko/małżonka/teściową. A niech tam, niech giną, byle JEGO pies/dziecko/żona zdążyło gdzieś tam.
Do więzień powinni trafiać zawodowi przestępcy żyjący z przestępczości, a nie osoby, które zrobiły coś z głupoty, przez przypadek lub z desperacji. Takie osoby należałoby karać w inne, mniej drastyczne i tańsze sposoby (płacenie odszkodowań, prace społeczne, dozór policyjny itp.). Tym bardziej nie należy zamykać osoby chore, np. narkomanów. PS. Lex Trynkiewicz to polityczna afera kilku polityków, co się chcieli wypromować na tabloidach, na czele z byłym ministrem Gowinem, który już szczęśliwie nie jest ministrem.
System tzw. sprawiedliwości był tu już przedmiotem dyskusji. Tak, wiele wymaga zmian. Szkoda, że p.osłowie nie czytają tego bloga… Może bym im do tych łbów coś zastukało?? Ale może się łudzę. Tak czy siak, Małgosiu, bardzo mi się podoba podsumowanie Twojego posta. Jeśli któraś z Was wymyśli jak można w tym pomóc, to dawajcie proszę znać.
PS piszcie dalej, bo dobrze Wam idzie.
Fajnie jest mieć w Tobie stałą i wytrwałą czytelniczkę :). Na świecie istnieje masa różnych i całkiem sprawdzonych i niezłych sposobów na funkcjonowanie więzień i więźniów i można by z takich rozwiązań czerpać garściami, więc nasi posłowie nie musieliby się zbytni przemęczać. Z drugiej strony widać lepiej tworzyć nowe Dziady, żeby było widać, iż w ogóle pracują ;). A szarakom pozostaje żyć w tym co jest i tyle. Temat kierowców, którzy wsiadają za kółko po alkoholu też jest do przerobienia – dla mnie to jest właśnie niesamowite, że rozmawiając na jeden temat „wyskakuje” jakiś inny, który też należałoby poruszyć, bo jest istotny, tak samo jak różne opinie różnych osób. Jeżeli kiedyś znajdę dobry i w miarę skuteczny sposób na zmądrzenie w więzieniu :), to szybko dam Ci znać :), miłego dnia :), Małgosia.
Dzięki za odzew. Trzym się.
Co do kwestii zamykania osób chorych, np. narkomanów. To jest nie dość, że osobny temat, to jeszcze dodatkowo temat rzeka. Wbrew zdrowemu rozsądkowi takich osób nie dość, że jest coraz więcej, to coraz więcej ich trafia do więzienia za według mnie „bzdety”. Można powiedzieć, że „bzdetne przestępstwa” nie istnieją, bo przestępstwo jest przestępstwem, ale to określenie celnie oddaje różnicę między choćby kradzieżą gumy do żucia przez jednego, a zabójstwem przez drugiego. Ludzi uzależnionych od narkotyków czy innych środków – jak na mój gust – powinno się umieszczać w szpitalach na odwykach, i tacy ludzie powinni przechodzić terapie aż do skutku, a nie gnić w więzieniach. „Przeczekają” z myślą, że po wyjściu pójdą ćpać – bez sensu i wrócą tu ponownie. Nie chcę absolutnie uogólniać, bo osobiście poznałam tu też osoby, które po „wytrzeźwieniu” zaczęły inaczej patrzeć na świat i postanowiły coś zmienić w swoim życiu. Ale im potrzebna jest pomoc i ogromne wsparcie. Nie każdy po wyjściu może liczyć na pomoc ze strony rodziny – i to z różnych powodów, dlatego zgadzam się z Tobą, że zamiast upychać ludzi w więzieniu, powinno się zająć tymi ludźmi. Coraz częściej spotyka się tu również ludzi chorych psychicznie – i zaburzenia są naprawdę różne – dla mnie to „porąbane”, że zamiast do szpitali, oni męczą tutaj i innych (przede wszystkim) i siebie. Może dłużej porozmawiamy na te tematy następnym razem, a o aferze z ustawą o bestiach porozmawiamy na bank.
Pozdrawiam i życzę miłego dnia, Małgosia.
Hmm. Ludzie się mogą zmienić, to prawda. Tylko czy dziwić się, że ktoś boi się człowieka, który zabił? Ja bym się bała, że znowu to zrobi.
Pewnie , ja też bym się bała…..ale nie każde zabicie jest takie oczywiste, ostatnio była u mnie kobieta opowiadała że jej mąż pozbawiony praw rodzicielskich, z wyrokiem za jade po pijaku z kuratorem na karku znęca się nad nią, stawia miskę z wymiocinami na stole i zabrania jej ją sprzątnąć, świeci jaj po oczach światłem o 4 nad ranem, a kobieta codziennie o 5 rano wstaje do pracy, budzi ją kilka razy w nocy, przybił jej łóżko do podłogi , podrzuca pod nie zdechłe szczury , myszy. Wzywa policje aby ta jej pomogła i co słyszy : Sorry mu w kłótnie rodzinne się nie mieszamy, i zostawiają sku….. w domu. Kobieta mówiła to wyzuta z jakichkolwiek uczuć , spokojnie , monotonie, pokazując kolejna zdjęcia aby poswiadczyć to co mówi….i powiedzcie mi proszę jak długo ona wytrzyma,jak długo da radę….sprawę o rozwód i eksmisje założyła jakieś 10 miesięcy temu – brak terminu…sąd nie miał czasu wyznaczyć….ale gdy ta sama kobieta sięgnie po nóż…..sąd bardzo szybko znajdzie termin,….o co morderczyni …czy tak ? ….łatwo jest oceniać ….
Masz racje ludzie powinni wychodzić mądrzejsi ale czy tak jest…o nie …bo czy Ci co ich pilnują ? czy Ci którzy są przysłowiowymi wychowawcami się do tego nadają ? proszę odpowiedz ?
Ale trudne pytania zadajesz ;)… Mogę Ci odpowiedzieć na podstawie tego, czego sama doświadczyłam i niestety nie będzie to odpowiedź jednoznaczna. Nie każdy wychowawca czy psycholog według mnie nadaje się do pracy tutaj i nie każdy sprawdza się w tym, co i jak robi. Nie każdy jest zły, bo są i tacy, którzy się starają, a to już coś…. Wierz mi, że spotkałam i spotykam tak jednych, jak i drugich. Zdarzyło mi się spotkać panią psycholog, która zniechęciła mnie skutecznie do kontaktów ze sobą i innymi psychologami, ale poznałam też psycholożkę, która duuuużo czasu poświęciła na to, aby tą moją niechęć zlikwidować i przekonała mnie do siebie. Oczywiście to nie znaczy, że chcę ufać kolejnym psychologom – raczej unikam, bo ani specjalnie nie potrzebuję, ani niczego sensownego nie wnoszą oni do mojego życia. Ale chodzi mi o to, że bywa naprawdę różnie. Podobnie jest z wychowawcami. Są wychowawcy, którzy mają głowy pełne pomysłów i te pomysły realizują, ale są i tacy, którym życie (?) podcięło skrzydła i mają powyżej uszu wysłuchiwania o problemach skazanych, więc „lecą” taśmowo. Nie chodzi mi o to, aby odpowiedzieć Ci dyplomatycznie, bo akurat „poprawność polityczną” mam w nosie, ale tak po prostu jest w więzieniach.
Prawda jest taka, że każdy człowiek ewentualną zmianę musi chcieć zacząć sam od siebie i dopiero później ktoś może mu pomagać – o ile zechce oczywiście tak jedna, jak i druga strona.
Pozdrawiam, Małgosia
dziękuję Ci za odpowiedz, masz rację poczułam się trochę że odpowiadasz mi dyplomatycznie, ale i to też jestem w stanie zrozumie.
ja na swojej drodze ostatnio spotykam ludzi którzy nie powinni zajmować się tym co robią i dlatego pojawia się we mnie bunt, bo jeżeli chodzi jeszcze o papiery czy jakies tego typu sprawy to jakoś to znoszę ale jak po drugiej stronie jest człowiek i jego zycie to nóż mi się w kieszeni otwiera ja mam do czynienia z ignorantami…
Absolutnie nie dziwą mnie obawy typu „skoro zabił (lub zgwałcił, okradł, lub wszystko razem…) raz, to może zrobi to ponownie”. Bo może zrobić to ponownie, albo nie zrobi tego ponownie. Przysłowiowe „na dwoje babka wróżyła” – tyle że NICZYIM prawem nie jest zakładanie z góry, że ktoś wie, jak będzie. Akurat bohater, o którym napisała w poście zabił – sam siebie, więc jego już nikt się obawiać nie musi… szkoda, bo mogło się okazać, że gdyby przez te lata ktoś się nim choć trochę zainteresował, to facet wyszedłby na prostą. No ale nie można „liczyć”, że każdy kto siedział za zabójstwo, po wyjściu skończy ze sobą ;), więc zawsze będzie istniało ryzyko. Z moich prywatnych obserwacji (a nie prowadzę statystyk) wnioskuję, że odsetek osób, które ponownie wracają za zabójstwo jest najniższy. Znam chociażby z widzenia ludzkie twarze i te „powtarzają” się przed moim nosem najrzadziej. Tyle, że niczego nie gwarantuję, bo może się okazać, iż „mijam” takie osoby – ja jestem w Warszawie, więc nie wiem, kto pojawia się w innych jednostkach. Musiałabym zacząć się tym interesować, a nie wiem, czy mam na to ochotę. Ależ oczywiście, że znam przypadki, że X za usiłowanie zabójstwa czy zabójstwo trafia 3 razy, ale raptem to jeden przypadek. To zależy od człowieka, jeden podczas odsiadki zrozumie i po wyjściu nie przejdzie po ulicy na żółtym, a drugi będzie zabijał i wracał jak bumerang. Przy czym, tym ostatnim to już chyba na poważniej powinni się zająć „specjaliści” od głowy.
Pozdrawiam, Małgosia
Strach przed kimś, kto zabił jest jak najbardziej zrozumiały – ja będąc w więzieniu już się nie boję, bo większość takich ludzi drugi raz tego nie robi, takie przypadki są bardzo rzadkie.
Monika
Hej Małkoś, życie na wolności wbrew pozorom nie jest takie piękne. To, że Ci mama opowiada to jak sama rozumiesz rzeczywistość widziana jej oczami. Czasem się zastanawiam, czy Ty byś to przyjęła po takim czasie pobytu w zakładzie. Szczerze przyznam, że nie wiem, ale jestem wstanie zrozumieć owego X. Ale jednocześnie rozumiem też wszystkich innych samobójców bez bagażu więziennych doświadczeń-tych, którzy próbując żyć uczciwie są skazani na pewnego rodzaju porażkę życiową, bo są najzwyczajniej w świecie oszukiwani przez system. Nie będę rozwijała tego tematu. Ale co chcę napisać-nie wierzę, że człowiek, który wychodzi na wolność jest mądrzejszy. Raczej byłabym skłonna twierdzić, że bardziej wyedukowany w różnych kombinacjach, zacytuję słowa pewnego-innego X: ” Mów to co ludzie chcą usłyszeć i rób swoje, aby osiągnąć cel”. Dałam się na to nabrać. Pozdrawiam.
Dziewczyny pozdrawiam was, warto sie starac aby byc po tej drugiej stronie muru. Smerfetka pozdrawiam Ciebie, szczegolnie.
Małgosia: „Niedawno serwisy informacyjne podawały, że pan X wyszedł po odsiedzeniu 25 lat… … Powiesił się za dni parę.”
Właśnie dlatego więźniowie powinni obowiązkowo PRACOWAĆ. Gdyby taki pan X przez ćwierć wieku za kratkami regularnie chodził do pracy, byłoby mu łatwiej odnaleźć się w społeczeństwie.
No właśnie. Kara to kara, być musi. Ale po jej odbyciu człek powinien mieć jakąś możność powrotu do społeczeństwa, nie tylko sensie wyjścia za bramę, ale funkcjonownia w zmieniającym się świecie. No i żeby wyszedł choć trochę lepszy! Takie moje marzenie raczej trudne do spełnienia:(. Ale może choć niektórym się uda. Choć dla tych niektórych warto próbować.
Jest sporo ludzi, którzy po wyjściu stąd zmieniają się, a nawet robią dobre rzeczy. Niestety, nie jest ich jeszcze wielu. Wiem, że można to zmienić, próbując pomagać zmienić życie już w środku. Oczywiście pomóc wszystkim się nie da, ale każdy dodatkowo odzyskany człowiek, to przecież sukces wszystkich.
Monika