Czas zmartwychwstania – piękny czas rodzinny, pamiętam, gdy w sobotę mama szykowała koszyczek pełen przysmaków, domowych pisanek farbowanych cebulą, a potem szłam z rodzeństwem do kościoła. Pamiętam też inne obrazy świąt w domu. Tu będę spędzać 10. Wielkanoc. Czy będzie inna – NIE – bo tu każdy dzień jest taki sam. Dzisiaj tj. 11. 04. chodził u nas na oddziale Ksiądz. Kto chciał, mógł „poświęcić pokarm” – nasza chwała i na skromnym białym talerzyku położyłam chleb, masło prawdziwe z kantyny, kabanosa, jaja, sól, pieprz, pisankę. Ksiądz, gdy to zobaczył uśmiechnął się i powiedział: bogata cela. My po prostu chciałyśmy poczuć się choć trochę jak w domu. Łza się zakręciła, ale niestety nie mamy na to wpływu. Z Wielkanocą łącza się tradycje malowania jaj, pieczenia mazurków, święcenia palm. My tu tego nie doświadczamy ale sercem jesteśmy z domem. Tu skromnie siadamy przy stole – gotujemy na kuchence barszcz biały, pieczemy skromne ciasta, tak aby mieć namiastkę domu i pełen stół sytości.
EVELINE
Blog “eWKratke” jest dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Funduszu Promocji Kultury.
Wesprzyj działania w więzieniach Fundacji Dom Kultury wpłacając 25 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.
Tęsknię za świętami pachnącymi tradycją, spędzanymi w moim małym, rodzinnym miasteczku, gdzie wszyscy się znają, pomagają, chociaż poplotkować też lubią. Tęsknię za wspólnymi wiosennymi porządkami z moim rodzeństwem pod dyrygenturą mamy, chociaż wszyscy mamy swoje rodziny.
Tęsknię za przedświąteczną gorączką przygotowań, malowaniem pisanek z dziećmi i siostrzeńcami, dekorowaniem babek i mazurków gdy część słodkich ozdób znika w roześmianych buziach.
Tęsknię za wspólną wędrówką ze święconką do kościoła, zgubioną serwetką z koszyczka i słonym cukrowym barankiem.
Tęsknię za budzikiem wzywającym na mszę w świąteczny, niedzielny poranek.
Tęsknię za piskiem dzieciaków toczących bitwę wodną i za groźnymi minami dorosłych w mokrych piżmach w wielkanocny poniedziałek.
Tęsknię, czekam i myślę czy będzie tak znowu.
Alicja
Blog “eWKratke” jest dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Funduszu Promocji Kultury.
Wesprzyj działania w więzieniach Fundacji Dom Kultury wpłacając 25 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.
Zapewne
każdy z Was miewał w życiu zakwasy? I to nie jeden raz – prawda?
Dla
jednego wystarczy dzień niećwiczenia, by bezruch na dłużej zawitał, a u kogoś
innego dopiero jakiś życiowy „dół” odbiera chęć do tego, co powodowało, że nie
łapało się zadyszki po lekkim truchcie.
Ja
swoje regularne ćwiczenia jakoś zawiesiłam z przejściem na „półotworek”. Na
początku bardziej wkręciła mnie ta możliwość przemieszczania się po celach (to
też ruch 😊),
swobodny dostęp do sprzętu na świetlicy, ale i tak nie było to codziennie. W
ciągu dnia do celi ktoś zawsze przychodzi, ktoś woła i nie ma jak się rozłożyć
z tą karimatą…a może ja po prostu chciałam wziąć „urlop od ćwiczeń”? Ale to
jakoś głupio brzmi…. Tak.
Przyszło
mi po tylu latach zmienić jednostkę i z tego miejsca chciałabym podkreślić, że
już kochani nie będę z Wami tak na bieżąco w komentarzach, ale postaram się
pozostać na łączach.
Podróż
wielogodzinna na twardym plastikowym siedzonku, przede wszystkim, zajęła się
moimi plecami, no i pośladkami. Legalnie miałam wrażenie, że co jakiś czas,
krzesełko prądem wali, takie uczucie mnie „pieściło”.
Cały
dobytek musiałam zmieścić w sentymentalnej, ruskiej torbie w kratę (od razu się
wraca myślami na stadion XX -lecia (wtedy zlikwidowali koronę tę i może
niedługo obecnie panującą), ale o wiele gorzej po takiej podróży te trzydzieści
kilo znieść po schodkach z łuku bagażowego. No, mi musieli pomagać! Gwieździste
niebo powodowało, że chciało się jak najszybciej zakończyć ten wieczór
legnięciem na łóżko, ale wiedziałam, chcieć a móc, to odległe bieguny.
Ramiona
sztywne, tyłek obity, włos zwichrzony, ale do przodu, a tu – schody! Jezu!
Czemu ja nie mam 5 lat, nie jest to Smyk, a schody cieszą? Chryste! Za co?
W
myślach karciłam się: „i bardzo Ci tak dobrze! Zaprzestałaś ćwiczeń, to teraz
sap!”
Jeśli
nie przechodzi się przez magazyn depozytowy, w którym trzeba wszystkie rzeczy
wpisać, to po takim przyjeździe na celę bierzesz tylko, co potrzebne np. do
wieczornej toalety. Łapałyśmy piżamy, klapki, jakąś herbatę, coś do zjedzenia.
Po kontroli poszłyśmy po mandżurek i – uwaga! Suprise! –MATERACE!!! Normalnie jak
zielone żołnierzyki stały w pionie, każda musiała wziąć dla siebie, z braku już
sił bardziej się nimi ciągnęło po tej podłodze jak Krzyś Kubusia Puchatka, ale
stało się.
Wydawałoby
się, że ten ostatni etap jakoś uspokoił wszystkie. Lekkie rozmowy się zaczęły,
pytania o podróż, z jakiej karty można dzwonić itp. Ciszę na zakładzie
najbardziej zagłuszyły te nasze szurające materace.
Po
minięciu kilku krat, skrętach w prawo bądź w lewo, ruszaniu przed siebie, pada
hasło:
– „ A
teraz schodami do góry!”
Serio?
Znowu? Do którego miejsca?
– „ Na
sama górę” – pada tekst, jakby odpowiadali na moją myśl.
I znowu
się karcę za te słabe ręce, podsapywanie, trzęsące nogi jak po… (😊 to już prywatne wspomnienia! 😊)
III piętro!!! Matko Boska!!!
Na III
piętrze mieszkał kiedyś Daniel. Fajny chłopak, ale do niego, to raczej
schodziłam, bo ja byłam z V-tego. Pamiętam, że gadałam z nim z łazienki, on w
swojej, ja w swojej, tak dobrze po pionie szło 😊. Poza tym w bloku mieliśmy windę,
a tu…
No cóż,
prawie wbiłam paznokcie w ten materac i szłam… a raczej wchodziłam. Zdobywałam
swoje K2 do snu.
Obudziłam
się sporo przed porannym apelem, a raczej obudził mnie ból ud – „Oho! Zakwasy!”
– pomyślałam. Później odezwały się z okolicy, gdzie zwykle ludzie biceps mają,
dołączył lekki ból krzyża i myśl „ musisz to wszystko z całą sobą zrzucić z
górnego łóżka”. Jak wyzwanie to wyzwanie!
Cały
dzień (czyli już kolejny) zaliczałam schody parę razy:
– do
magazynu po rzeczy, z magazynu z rzeczami
– do
wychowawcy, od wychowawcy
– na
łaźnię (która jest w piwnicy), z łaźni
Łydki
będę miała jak wróbel… – Agata Wróbel!
Następny
dzień – spacer i wypiska, na którą chodzi się do kantyny (no, bieganie oczami
po półkach wyrzuciło z mózgu ból… do czasu, kiedy dostrzegłam naproxen żel, no
kupiłam, jakby inaczej…)
Tutaj
schody prowadzą wszędzie.
Nogi
ćwiczysz – chcąc nie chcąc.
Ale
najlepsze zakwasy dopiero przede mną.
Żeby
tak tyci zobrazować to, co chcę opisać, pozwolę sobie zapytać Was – czy
pamiętacie skecz o Tofiku kabaretu „Ani Mru Mru”? Jak skakał – chyba z radości,
pod piłeczką ping-pongową?
To ja
byłam inna wersją tego Tofika, otóż dopadłam piłkę do kosza i mogłam sobie
porzucać. PO TYLU LATACH BYŁAM NA SALI GIMNASTYCZNEJ!!! Normalnej Sali! WOW!!
Nie
chcę nawet wiedzieć jak wyglądałam, nie interesuje mnie ewentualna chęć
zgłoszenia mnie do egzorcyzmów, ważne – że dorzuciłam „za trzy”, i za drugim
razem trafiłam! Że zapomniałam o schodach, o bólu, o tym miejscu, o wyroku, o
latach na karku. W godzinę byłam w tylu miejscach, co kiedyś z drużyną po
Polsce.
Próbowałam
tego wszystkiego, co mnie kiedyś nauczono, no nie wychodziło już tak jak
kiedyś, ale nie to się liczyło.
Ważna była ta chwila, ta godzina, ta piłka, ta
radość. Obudziłam się obolała, jak po jakiejś ustawce – i to przegranej, ale za
to jak spałam!!! Jak dziecko!!!
Dalej
odczuwam zakwasy, ale jutro zejdę na świetlicę i chociaż pojeżdżę na rowerku 😊 … na pewno zacznę znowu ćwiczyć.
Pozdrawiam
Wszystkich z Fundacji Dom Kultury, wolontariuszy, blogerki, Panią Ewę, Czytelników
i moich znajomych.
PEŁNOLETNIA
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Kiedy miałam 15 lat, odwróciłam się od Boga, ponieważ długo patrzyłam, jak mój ukochany dziadziuś, osoba bardzo wierząca, umiera. Wtedy powiedziałam sobie, że Bóg nie może istnieć, skoro pozwala na to, aby osoba, która tak bardzo go kocha, umierała w takich męczarniach.
Przez długie lata żyłam w przekonaniu, że Bóg nie istnieje, nawet śmiałam się, że jestem głęboko niewierząca. Wiele lat później narozrabiałam, szukałam sensu i powodu tego wszystkiego. Zaczęłam medytować, zaglądać w głąb siebie. Kończyłam różnego rodzaju kursy rozwoju osobistego, głębsze techniki medytacji, i w pewnym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że to wszystko i tak prowadzi do jednego Boga.
Miałam koleżankę, która była bardzo wierząca i zaproponowała mi spowiedź życia. Byłam przerażona, a moje przerażenie sięgnęło zenitu, kiedy zobaczyłam rachunek sumienia, według którego należy się wyspowiadać. Pamiętam jak dzisiaj, kiedy do niej zadzwoniłam płacząc, że mam 80% grzechów z tej listy. Zaczęła mnie uspokajać, mówiąc, że wszyscy tak mają po tak długiej przerwie. Siadłam z rachunkiem sumienia w ręku i z pełną szczerością wypisałam wszystko punk po punkcie. Od najdrobniejszych rzeczy, przekroczenia prędkości, po najcięższe, powód skazania przez sąd.
Poszłam na spotkanie, nieprzypadkowe. Ksiądz został dla mnie wybrany i czekał na mnie. Siedliśmy w małej kapliczce, zaczęłam opowiadać, byłam bardzo zdenerwowana, ręce mi się trzęsły, a łzy same zaczęły płynąć. To było wspaniałe przeżycie. To nie była tylko spowiedź, to było spotkanie z przyjacielem, który słuchał, rozmawiał, pomagał i nie osądzał. Pamiętam, że na samym końcu uklękłam przed ołtarzem, a ksiądz położył rękę na mojej głowie i oddał mnie Bogu. Wstałam i poczułam jakby ktoś ściągnął ze mnie ogromny ciężar, poczułam się taka lekka, świat wyglądał na jaśniejszy. Dostałam oczywiście pokutę, która nie była zwykłą pokutą.
Miałam obejrzeć film o Jezusie, przeczytać książkę (wskazaną przez księdza), iść na mszą i przyjąć komunię świętą. Wszystko wypełniłam z ogromną satysfakcją i poczułam szczęście. Pamiętam tę pierwszą mszę z przyjęciem komunii. Po prostu byłam uczestnikiem, słuchałam każdego wypowiadanego słowa, każdego dźwięku organów. Potem przyjęłam komunię świętą. Długo klęczałam modląc się i dziękując za to, co się dokonało.
Dziewczyny, nie wiem czy jesteście wierzące czy nie, ale
może warto zrobić sobie prawdziwy rachunek sumienia. Ja polecam, bardzo dużo to
daje. Przede wszystkim spokój, zrozumienie i poczucie obecności kogoś, komu
bardzo zależy na Tobie.
Sabina
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Na łóżku siedzi po turecku drobna blondynka. Głowę ma pochyloną nad
książką. Koło niej piętrzy się pokaźny stosik różnorakich pozycji z naszej
biblioteki. Kalina jest namiętną czytelniczką, chociaż nie każda książka ją
wciąga. Dlatego zawsze musi mieć ich większą ilość, żeby wybrać te, które ją
zainteresują. Kiedy Kalina nie ma co czytać, jest prawdziwie niepocieszona, a
kiedy już trafi na szczególnie ciekawą dla niej lekturę, wpada w czytelniczy
trans. Wtedy jest obecna w celi wyłącznie ciałem i żeby się z nią skontaktować,
trzeba się trochę natrudzić (np. zawołać ją podniesionym głosem albo lekko
szturchnąć, bo inaczej nasze słowa do niej nie docierają).
Czytanie to sposób Kaliny na więzienne odosobnienie, ponieważ jest
osobą niezwykle energiczną. Gdy się za coś bierze, to robota pali jej się w
rękach, aż iskry lecą. Wcale nie przesadzam! Jej energia dosłownie rozsadza
ograniczoną celową przestrzeń, toteż podróże Kaliny do pozbawionego ograniczeń
świata literackiej wyobraźni stanowią swego rodzaju zawór bezpieczeństwa,
którym uchodzi nadmiar tej energii, nie mieszczący się w ciasnym światku
celi.
Kalina często się uśmiecha. Jej uśmiech zawsze sięga oczu i jest
zaraźliwy – nie sposób się nie uśmiechnąć, kiedy go zobaczysz. Czasem jednak
uśmiech Kaliny znika, a oczy smutnieją, z błękitnych robiąc się szare. Dzieje
się tak po szczególnie wzruszających rozmowach z rodziną, zwłaszcza z mamą.
Kalina pochodzi z dużej z i zżytej rodziny; na wolności czekają na nią, oprócz
mamy, synek, bracia, siostry, ciocie i wujkowie, a także mali siostrzeńcy.
Czeka też narzeczony. Kalina jest kochana przez bliskich i dlatego jej pobyt za
kratami stanowi dla nich bardzo traumatyczne doświadczenie, ale wierzą w nią i
w nowy początek – już razem.
Kalina nie należy do osób złych. Znalazła się w tym miejscu nie na
długo, bo na niecałe dwa lata, ale w jej przypadku to i tak za długo. Ot,
młodzieńcza naiwność, zauroczenie niewłaściwym chłopakiem i kłopoty z prawem
gotowe. Na szczęście te kłopoty to jedynie lekkomyślnie zaciągnięty kredyt.
Pomimo negatywnej strony wyroku Kaliny, mądrze wykorzystała ona ten
czas odosobnienia, przemyślała wiele spraw i doszła do wniosków, które w
przyszłości pomogą jej żyć rozsądniej. Pozbyła się też ciągot do szaleństw,
mogących zrujnować najlepszą egzystencję. Zrozumiała, że często to, co wydaje
się nam „fajne”, jest takie tylko na krótką metę, więc nie warto się łakomić.
Co jeszcze mogę powiedzieć o Kalinie? W celi jest dobrą towarzyszką,
można na nią liczyć w potrzebie, porozmawiać, pośmiać się. Zwiedziła trochę
miejsc poza Polską, podobnie jak jej krewni, toteż ma w zanadrzu wiele
ciekawych opowieści o ludziach i obyczajach. Dla mnie, zapalonej podróżniczki,
to bardzo interesujące posłuchać, jak ktoś inny postrzega niektóre zjawiska
zachodzące poza granicami naszego kraju.
Kalina w przyszłym roku będzie już wolnym człowiekiem. Osobiście życzę
jej, by ułożyła sobie szczęśliwie życie i by lekcja z pobytu tutaj ustrzegła ją
przed kolejnymi błędami. Mam nadzieję,że tak się stanie, bo moim zdaniem jest
ona jedną z tych osób, które zasługują na drugą szansę od społeczeństwa.
Zośka
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Tak z biegu to trudno sobie wyobrazić, że w więziennej celi można się bawić. Hasło GRY I ZABAWY… ŚWIETLICOWE kojarzy się bardziej z wyjazdem kolonijnym, a nie z pobytem tutaj. Różnice są zasadnicze, a główna jest taka, że tu człowiek musi zorganizować sobie zajęcie czy rozrywkę we własnym zakresie, co nie jest takie proste. Niby nie po to trafiamy do więzienia, żeby się ,,bawić’’, ale też nie po to, aby zanudzić się na śmierć – takiej kary na szczęście nie ma w kodeksie, choć czasem niejedna osoba jest bliska jej wykonania. Prędzej niż później i bez względu na długość wyroku, każdy skazany leży i ma myśli typu ,,ależ się nudzę’’.
Można, po pierwsze, czytać książki, o ile ktoś lubi. W sumie to nawet ci, którzy w życiu nie czytali prawie wcale – tu sięgną po coś do czytania. To chyba najlepszy ,,zabijacz czasu’’ z ogólnodostępnych w więzieniu. Osobiście, uwielbiam czytać, ale nawet miłość do książek w pewnym momencie staje się rutyną, a wtedy na myśl o sięgnięciu po kolejną pozycję przyprawia o mdłości.
Można, po drugie, rozwiązywać krzyżówki, bo to według niektórych rozwija lub poprawia pamięć. Nie dla tych, którzy chcą o czymś zapomnieć. Ja po panoramiczne sięgam sporadycznie, tak w ostateczności, bo hasła wpisuję z automatu, więc średnio mnie to bawi. Ale żeby zająć choć kawałek dnia, też dobre.
Można, po trzecie, grać w karty, z czego dosyć często korzystam. Lubię remika, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto potrafi w to grać, albo szybko się nauczy. Rzadziej trafiam na kogoś, kto gra w kanastę, ale bywa. Jeszcze ani razu nie spotkałam osoby, która grałaby w brydża i bardzo tego żałuję.
Można, po czwarte, grać w scrabble. I to jest świetny czasoumilacz. Kiedyś tą grą wręcz ,,molestowałam’’ swą przyjaciółkę i codziennie potrafiłyśmy pół dnia przesiedzieć nad planszą. W końcu miała dość i mnie, i tej gry, więc grałam sama ze sobą, co było też fajne, ale już nie tak zabawne. Przy okazji – Pełnoletnia – dziękuję Ci za ten czas przy różnych wersjach scrabble. Można, po piąte, uczyć się języków obcych. Czy się lubi czy nie to zawsze coś, a nuż przyda się kiedyś w przyszłości.
Można, po szóste, rozmawiać z innymi współosadzonymi, o ile ma się takie towarzystwo, że jest o czym pogadać, bo bywa z tym różnie i czasami człowiek staje się niemową, a żałuje, że słyszy.
Można, po siódme, dostać totalnej głupawki i śmiać się do rozpuku, aż boli brzuch i całą szczena, a powodu do tej radości żadnego konkretnego nie ma.
Można, po ósme, wymyślać co tylko się da i co komu przyjdzie do głowy – na małej przestrzeni wychodzą z tego czasem jaja.
Można, po dziewiąte – i to będzie obecnie mój ulubiony punkt – grać na konsoli. Stara jestem, ale jeszcze z tego nie wyrosłam i tak mi się jakoś zdaje, że będę siedziała przed ekranem z kontrolerem w rękach nawet gdy zbliżę się do setki. W domu nie mogłabym sobie pozwolić na to, żeby spędzić tyle czasu przy grze, poza tym miałabym tam ciekawsze i zdecydowanie przyjemniejsze rzeczy do zrobienia, ale tu… no cóż – nie ma takiej siły, która odkleiłaby mnie od konsoli. Nie mogę się rozpisywać na ten temat, bo dłuuugo bym nie skończyła.
Można, po dziesiąte, haftować (nie, nie po imprezie), robić na szydełku, drutach i w ogóle zająć sobie czas takimi manualnymi duperelstwami. Czasochłonne, przyjemne i potrafi przynieść efekt w postaci czyjegoś uśmiechu, gdy ktoś taki dostanie robótkę w formie prezentu.
Najistotniejsze jest to, aby cokolwiek tu robić i na tyle rzadko, na ile to możliwe, mieć tę myśl, że nudzi mi się.
Pozdrawiam, Małgosia
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Tego często brakuje
w warunkach izolacji. Gdy ktoś trafia do Zakładu Karnego z wyrokiem, dołącza do
wszystkich winnych i jest traktowany jak każdy więzień. Pomimo tego że tak
bardzo się różnimy i dzięki temu ten świat nie jest nudny, przekraczając bramę
aresztu, która bardzo szybko się za Tobą zamyka, bywa że na długie lata,
dostajesz metkę kolejnej osadzonej.
Nigdy nie chciałam
być w żaden sposób faworyzowana, bo to nie o to zupełnie chodzi. Ale czasem
brakuje indywidualnego podejścia do człowieka. Człowieka jako człowieka, nie
osadzonego. Kolejnego, jednego z wielu.
W areszcie fakt, że
trzeba się trzymać z dala od negatywnych ludzi. Oni mają zawsze na problem
gotowe rozwiązanie.
Ja bym chciała,
żeby kiedyś społeczeństwo zrozumiało, że za murami, kratami i blindami znajdują
się również wartościowe osoby. Osoby wrażliwe, z pasją, z prawdziwym apetytem
na życie. Artykuł, za który ktoś otrzymuje wyrok, nie powinien przysłaniać
opinii o osobie. Dziewczyny pracują na to, żeby usłyszeć coś dobrego i miłego o
sobie. Niestety, nie jest to częste. Fajnie by było, żeby dziewczyny były
doceniane za to co dobre choćby dobrym słowem. Tego tam brakuje.
Dziewczyny bądźcie
dzielne. Tego Wam życzę. Choćby nie wiem co się działo, idźcie do przodu. Nie
poddawajcie się. Jest wiele osób, które Wam dobrze życzą.
„A że Pan Bóg ją
stworzył, a szatan opętał,
Jest więc odtąd na
wieki i grzeszna, i święta,
Zdradliwa i wierna,
i dobra i zła,
I rozkosz i rozpacz,
i uśmiech i łza,
I gołąb i żmija, i
piołun i miód,
I anioł i demon, i
upiór i cud,
I szczyt nad
chmurami, i przepaść bez dna,
Początek i koniec – kobieta, aha!”
Julian Tuwim
Z pozdrowieniami Blondi
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Wielu ludzi zastanawia się, po co przez Sądy czy
Zakłady Karne w ogóle udzielają je skazanym. Z jakiej racji jakiś gangster,
złodziej, morderca, oszust…, chodzi po ulicach wśród normalnych ludzi, skoro w
tym czasie powinni siedzieć w więzieniu. Wszystkie te środki czemuś służą, postaram się wytłumaczyć to w miarę sensownie.
♦♦♦
Przepustka – wersja kodeksowa: skazanemu wyróżniającemu się dobrym zachowaniem w czasie odbywania kary mogą być przyznawane nagrody. Nagroda może być również przyznana skazanemu w celu zachęcenia go do poprawy zachowania. Jedną z form nagrody jest zezwolenie na widzenie bez nadzoru poza obiektem Zakładu Karnego na okres nieprzekraczający 30 godzin jednorazowo oraz zezwolenie na opuszczenie ZK bez dozoru na okres nieprzekraczający 14 dni.
A teraz moja wersja
Dla mnie przepustka to furtka do świata, którego
już nawet dobrze nie pamiętam (jestem tu od 2000 r.). W tym czasie hitem były
pierwsze telefony komórkowe na kartę 😊.
Przepustka to odbudowa relacji z rodziną, bo na
razie jestem tylko córką i siostrą od wielu lat w więzieniu, nie w domu, nie na
wspólnym obchodzeniu świąt, nie przy wspólnych rodzinnych problemach i wielkich
wydarzeniach.
Przepustka to też przyzwyczajenie się do ulic
pełnych anonimowych ludzi, środków transportu a nawet kupowania biletów (bo
słyszałam, że robi się to teraz za pomocą urządzeń a nie kiosków), sklepów,
płatności bezgotówkowych i spacerów przed siebie a nie w kółko.
Przepustka to ponowna nauka życia – rozmowy w
urzędach, załatwianie spraw, których nie robiłam od wielu lat.
♦♦♦
Przerwa w karze – wersja kodeksowa: sąd penitencjarny może udzielić przerwy w karze, jeżeli przemawiają za tym ważne względy rodzinne lub osobiste.
Moja wersja
Przerwa w karze to są dzieci, które psychicznie
sobie nie radzą z sytuacją w której zostały postawione i tylko ten rodzic,
który tak nagle zniknął z niewiadomego powodu może to wykorzystać.
Przerwa w karze to możliwość załatwienia
spotkania z pozostawionym zwierzątkiem, czy mieszkaniem,
za które rośnie zadłużenie. To również załatwienie
opieki dla osób, które tego potrzebują, gdy mnie nie będzie.
♦♦♦
Warunkowe przedterminowe zwolnienie – wersja kodeksowa: sąd może warunkowo zwolnić skazanego z odbycia reszty kary, tylko wówczas gdy jego postawa, właściwości i warunki osobiste, okoliczności popełnienia przestępstwa oraz zachowanie po jego popełnieniu i w czasie odbywania kary uzasadniają przekonanie, że skazany po zwolnieniu będzie stosował się do orzeczonego środka karnego lub zabezpieczającego i przestrzegał porządku prawnego w szczególności nie popełni ponownie przestępstwa.
Moja wersja
To dla mnie szansa na nowy początek, który jest
szybszy niż koniec kary. Kiedy jestem gotowa do odbudowy życia jakie mi
pozostało (a wiek jest przeszkodą np. do pracy), kiedy wykluczenie społeczne,
technologiczne jest mniejsze niż będzie gdy kara się skończy. Każdy dzień poza
ZK to zysk, zwłaszcza dla tych, którzy karę otrzymaną mają podyktowaną nie
tylko sprawiedliwością a także np. opinia publiczną (takie wyroki zawsze są
wyższe) lub dla tych, którzy w ogóle nie
powinni ich mieć a mają. Z nami są takie przypadki.
♦♦♦
Niestety wiele osób skazanych nie korzysta z
wymienionych przeze mnie środków. Czy to
dobrze? Moim zdaniem nie. To wszystko powinno być aktywne, w końcu z jakiegoś
powodu ktoś mądry to wszystko wymyślił, a z jakiego? Każdy z tych środków ma
pomóc skazanemu w powrocie do społeczeństwa.
Odbycie kary czyli odsiadka od deski do deski
nie zawsze przynosi ze sobą coś dobrego.
Gdy kara się kończy i stajesz za bramą bez
przygotowania (bo siedzenie wieloletnie upośledza w człowieku pewne
zachowania), z zadłużonym mieszkaniem lub eksmisją, bez pracy z dziećmi w domu dziecka i wieloma innymi
problemami nawarstwionymi tak bardzo, że wydają się nie do pokonania, możesz
zrezygnować zanim podniesiesz stopę, by dać pierwszy krok.
Przepustki, przerwy w karze i warunkowe
zwolnienia są po to by góry zamieniać w pagórki, żeby lepiej było ponownie
wystartować.
MONIKA
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Choć
dziś nie mogę Cię oglądać, to wiem, że jestem w głębi Twego serca.
Jak
Cię widzę i postrzegam? Hm….
Może
zacznę, iż stałaś mi się bardzo bliska, przyjęłaś mnie jak matka do swego
serca.
Przyjechałam
do Ciebie, tak naprawdę, to chyba znikąd, gdyż moje życie opierało się na
ciągłej podróży. Zagubionemu ciężko jest znaleźć swe miejsce na ziemi, tak jak
i mnie było.
Dziś
uważam że dałaś mi swe serce, bym mogła w nim zamieszkać na stałe. Wiesz,
minęło już 15 lat, kawał czasu za nami, razem.
Przez
te lata wiele się zmieniło w naszym życiu, w podzięce napiszę jaka jesteś, jak
ja Cię widzę i postrzegam.
Dla
mnie stałaś się sercem, w którym mieszkam, jestem.
Jesteś
miastem różnych ludzi, tych biednych, klasy średniej, no i tych bogato
wyniosłych.
Piękne
w Tobie jest to, że i tak dla Ciebie wszyscy są równi, bo z takim sercem, jak
Twoje, nie można pozostawić nikogo obojętnie. Właśnie za to Cię podziwiam.
Jesteś
piękna, kolorowa i wyniosła, ze swoją starą historią, której nie da się nie
zauważyć docierając do zakamarków Twego poranionego kiedyś serca. Jesteś silna,
dałaś radę przetrwać mimo wszystkich trudów jakich doświadczyłaś, dlatego
uważam że warto brać z Ciebie przykład, jak i uczyć się cierpliwości.
Udowodniłaś,
że nie ma rzeczy niemożliwych, zniszczyli Cię, a Ty i tak powstałaś.
Warszawo
trwaj.
Cukiereczek
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Powiązani pajęczyną zależności pociągamy przez niewidzialne sznureczki
i jesteśmy przez innych pociągani.
Kusimy i jesteśmy kuszeni. W rodzinie, szkole, zakładzie pracy i Zakładzie Karnym. Parada forteli i manipulacji trwa. Nawet w relacji z ukochaną osobą nie potrafimy zrezygnować ze sztuczek, wciąż szlifujemy sztukę wpływania, stroimy fochy, kokietujemy seksem, robimy kocie oczka, igramy uczuciami. Jak? Po co? Jakim kosztem?
Manipulacja, to talia kart, w której wszyscy oszukują. Jedni, by
wygrać, inni, by nie przegrać. Większość z nas wierzy, że miłość jest
przeciwieństwem manipulacji, bezpiecznym schronieniem przed gierkami ludzi.
Uważam, że to tylko złudzenie, bo nie ma skuteczniejszej metody niż
manipulowanie innymi ludźmi. Tu mamy pole do popisu, granie na uczuciach,
przyjaźni. Im bliższa osoba, tym łatwiej grać. Poruszamy kimś, jak marionetką.
Po czasie nić zmienia się w ,,smycz’’, na której trzymamy drugą osobę.
Wystarczy zrobić minę aniołka, podarować jakiś prezent i uśmiechając się czule,
a już budzą się w nas emocje. Zastanawiam się czy to też manipulacja? Być może,
choć niekoniecznie. Na pewno manipulacja zaczyna się wtedy, gdy robi się to
celowo, skłania drugą osobę do czegoś, czego prawdopodobnie nigdy nie
zrobiłybyśmy spontanicznie, same z siebie. Nie jesteśmy świadome, że wodzi się
nas za sznurki. Każdy potrafi manipulować. Robimy kocie oczka, które
zniewalają, przytulamy się i tak naprawdę czegoś oczekujemy lub stawiamy sprawę
jasno, z przekorą udając łagodne, miłe, jak pluszowe misie. Gdy to nie przynosi
efektu, to wywołujemy kłótnię, wywierając presję, że źle się czujemy. Gdy to
też nie działam, to automatycznie obniża się poczucie wartości, ale to też gra.
Im niższe poczucie własnej wartości, tym więcej manipulacji.
Zastanawiam się jaka jest przyczyna, że każdy z nas ma w sobie chęć
manipulacji drugą osobą? Trudno odpowiedzieć? Widocznie jest potrzeba, ale czy
potrzebna?
H.S.
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl