Przedstawiamy Wam wiersze autorstwa Krzysztofa Żybury, w jego wykonaniu. Krzysztof odbywa karę więzienia w Zakładzie Karnym w Wołowie i tworzy poezję.
Film jest owocem naszej współpracy z ppor. Iwoną Bawolską, wychowawczynią ds. kulturalno-oświatowych i jej podopiecznych – panów osadzonych w Zakładzie Karnym w Wołowie. Współpraca rozpoczęła się przy realizacji 6. numeru czasopisma „W Kratkę” i rozwinęła się także na bloga. Śledźcie nas na bieżąco na blogu eWKratke.pl i jego profilach https://www.facebook.com/ewkratke oraz https://www.instagram.com/fundacjadomkultury/. A Na jesieni poczytajcie 6. numer czasopisma „W Kratkę” .
Wesprzyj działania w więzieniach Fundacji Dom Kultury wpłacając 25 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.
Rodzice osób odbywających karę więzienia…. Mam tylko mamę. Jest staruszką, schorowaną, w tym roku kończy 90 lat. Zanim trafiłam tutaj, opiekowałyśmy się Nią na zmianę z siostrami. Mama nie wie, gdzie jestem, cierpi na demencję. Pierwotna wersja mojego zniknięcia była taka, że wyjechałam w pogoni za pieniądzem (zawsze dużo pracowałam). Niestety, ja się tu „zasiedziałam”, choroba mamy postępowała. Teraz prawie mnie już nie pamięta. Z relacji siostry wiem, że owszem czasem wspomina moje imię, ale nie kojarzy kim jestem 🙁 Może to szczęście w nieszczęściu? Moje siostry są wspaniałe. Chociaż temat posta jest nieco inny, ja napiszę o nich, bo należy Im się medal. Są ze mną od pierwszego dnia pobytu w Z. K., pomimo że mają mnóstwo własnych problemów, własne rodziny. Wspierają mnie na wszystkich płaszczyznach życia, zawsze są po mojej stronie. Pomimo wszystko nie wykluczyły mnie ze swojego życia. Na wysokości zadania stanęła moja średnia siostra (ja jestem najmłodsza), nie spodziewałam się, że poradzi sobie tak dobrze z sytuacją, której nie przewidziała pewnie nawet w snach… Jestem dumna, że Ją mam.. 🙂 Kocham Cię Siostro <3 Mam też dorosłych siostrzeńców, to nie jest powód do dumy mieć ciotkę w więzieniu. A jednak regularnie mnie odwiedzają tutaj, ustalając sobie kolejność odwiedzin, bo każdy chce się ze mną zobaczyć. Nawet trudno jest mi to wyrazić słowami, ile to dla mnie znaczy. Bez nich byłoby mi o wiele trudniej przetrwać tutaj. Odliczam czas od telefonu do telefonu; od listu do listu; od widzenia do widzenia. Relacjonują mi, co się dzieje w ich życiu, o problemach, radościach. Na szczęście zdrowie dopisuje wszystkim i to jest najważniejsze. Mam nadzieję, że będę miała czas i możliwość aby Im się odwdzięczyć za wszystko. Chociaż wiem, że wcale tego nie oczekują. Moja rodzina jest wspaniała, możecie mi zazdrościć 🙂 Czy musiałam trafić tutaj, aby to dostrzec i docenić??? Alicja
Wesprzyj działania w więzieniach Fundacji Dom Kultury wpłacając 25 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.
Witajcie
Kochani Czytelnicy. W tym wpisie chciałabym poruszyć bardzo ważny
wątek. Temat rodziny, która zostaje nagle rozbita przez osadzenie
jej członka w areszcie.
Chciałabym
również podziękować wszystkim rodzinom, które mimo wszystko
trwają przy osobach osadzonych. Na blogu często można przeczytać
o prozie życia w Zakładzie Karnym i tęsknotach czy
marzeniach. Rzadko jednak można szukać informacji o tym, jak
sobie radzą z tym Rodzice, Mężowie czy Dzieci, które
pozostają na wolności. Dodam, że wcale nie jest im łatwiej.
Przebywając
w warunkach izolacji olbrzymim szczęściem jest mieć kogoś kto
czeka. I tu myślę, że trzeba wspomnieć, że spora grupa
osadzonych nie ma nikogo takiego. Że po wyjściu z Zakładu Karnego
muszą mierzyć się choćby z tym, że nie mają do czego i do kogo
wracać.
W
Areszcie spędziłam dwa lata. Miałam pełne wsparcie Rodziny i
Przyjaciół, za co jestem niesamowicie wdzięczna i w tym miejscu im
za to pięknie dziękuję.
Mój
A został na dwa lata z moimi obowiązkami. Czy było mu łatwo?
Na pewno nie! Ale ani razu nie usłyszałam od niego słowa skargi.
Mieliśmy wspólne problemy, plany i marzenia. To nas oboje trzymało.
A może trzymała nas miłość, która wcale nie jest
przereklamowana.
Nie
zawsze przez 5 minut rozmowy telefonicznej mogłam usłyszeć same
dobre informacje. Przeżywałam podwójnie każdy choćby najmniejszy
problem. Dlaczego podwójnie? Bo nic nie mogłam zrobić i pomóc.
A moja Rodzina dzielnie radziła sobie ze wszystkim sama. A stał się
głową rodziny na pełny etat. Praca, dom, dzieci, pranie,
sprzątanie, gotowanie stały się jego rutyną. Czy nie miał chwil
zwątpienia? Myślę, że na pewno miał, choć nigdy mi o tym nie
powiedział.
My
to miejsce przetrwaliśmy wspólnie. Dostawaliśmy od siebie
wsparcie i miłość.
Jednak
takich historii jak moja jest garstka. Na porządku dziennym zdarzają
się rozstania przez telefon, czy po prostu numer chłopaka czy męża
nagle staje się nieaktywny. Nie wszyscy tą presję czasu, miejsca
wytrzymują. Samotność to chyba coś najgorszego co może
spotkać osobę przebywająca w izolacji.
Wam
dziewczyny życzę samych życzliwych ludzi wokół, dużo
siły, zdrowia i cierpliwości.
A
na koniec wklejam kilka złotych myśli o Rodzinie.
„Rodzina to silnik umożliwiający podbój świata, a zarazem bunkier, w którym można się schronić. Rodzina nie jest tylko czymś ważnym. Ona jest wszystkim. Rodzina jest w życiu oparciem, czymś co chroni, co daje siłę.
Może każda normalna rodzina musi mieć taki bezpiecznik normalności, kogoś, kto weźmie na siebie te wszystkie kawałki szaleństwa, jakie nosimy w sobie”.
–
Olga
Tokarczuk
W rodzinie nie ma „moje” czy „twoje”. Jest „nasze”.
Blondi
Wesprzyj działania w więzieniach Fundacji Dom Kultury wpłacając 25 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.
Nie każdy ma to szczęście, że
rodzice zostają przy dziecku aresztowanym. Wielokrotnie widziałam
łzy dziewczyn, których matki mówiły: „tłumaczyłam, prosiłam
– teraz radź sobie sama”. Zapewne za tym słowami kryje się
troska i zwątpienie. Nie znamy prawdziwych – w sensie całego
życia – historii osób pozostawionych. Mogło do takich słów
doprowadzić wiele cierpień w domu, wiele prób ratowania. 90%
dziewczyn, z którymi przyszło mi dzielić jedną celę, miała
pomoc choćby od jednego rodzica. Choć wiele niefajnych słów pada
przy stoliku na więziennej widzeniówce, to i tak miłość rodzica
jest bezwarunkowa.
Spora grupa ludzi mi bliskich
niejednokrotnie zaznała przeze mnie wstydu i bólu. Rodzice po moim
aresztowaniu, jeszcze zanim się przeprowadzili, jakiś czas
pochylali głowy przed sąsiadami, później wspierali mnie podczas
procesu, a ludzie ze stowarzyszenia „Przeciwko zbrodni” ich
wyzywali. Obwiniali ich, że tak mnie wychowali, że są rodzicami
bestii. Mama się ukrywała za filarem, ojciec osłaniał mnie
ciałem. Są po rozwodzie, a w tamtym czasie byli razem przy mnie.
Cierpieli i cierpią za mnie, wiele rzeczy nie rozumieją, starzejąc
się, czekają na mnie mimo wszystko.
Trwanie przy dziecku w więzieniu nie
jest łatwą drogą – dla obu stron. Rodzice wspierają mnie w
każdy dostępny sposób: paczki, wpłaty pieniężne, widzenia,
telefony. Rodzic wie, że dziecko nie mówi wszystkiego, więc dusi w
sobie lęk, czy oby nie dzieje mu się krzywda, zwłaszcza fizyczna.
Książki czy paradokumenty mała
prawdy o kryminale ukazują. Jaką bym osadzoną nie zapytała, czego
się bała wchodząc do więzienia, to przeważnie słyszałam: „że
mnie pobiją”. „No ale za co” – pytam. „No nie wiem”
słyszę. I rodzice też mają obawy – bo się czegoś naoglądają.
Odczuwają niejednokrotnie poczucie winy za taki stan, że może coś
przeoczyli, może za mało czasu poświęcali, może na za dużo
pozwalali. Nie zawsze wszystko zostaje wyjaśnione, bo obie strony
wolą milczeć. I tylko przeprosić.
Mnie więzienie zbliżyło do rodziców i nie wyobrażam sobie życia bez nich.
Pełnoletnia
Wesprzyj działania w więzieniach Fundacji Dom Kultury wpłacając 25 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.
Drogi znalazco! Nie wiem ile czasu upłynęło, jak długo mój list błądził w przestworzach.
Dziś analizuję swoje życie, zestawiam co było w nim dobrego, co złego, co mogłam zmienić, czemu mogłam zapobiec… Ja czasu nie cofnę, muszę żyć ze swoimi błędami i słabościami.
Lecz Ty, drogi czytelniku, masz jeszcze czas, może jesteś dobrym człowiekiem i nie musisz niczego zmieniać… A może nie jesteś dobry tak jak uważasz i jesteś trochę jak ja…
Wyobraź sobie, że życie polega na żonglowaniu pięcioma piłeczkami: praca, rodzina, zdrowie, przyjaźń, uczciwość. Utrzymujesz je w powietrzu, a przynajmniej się starasz. Tylko jedna z nich jest gumowa – jeśli upada, odbija się i wraca – to Twoja praca. Cztery pozostałe wykonane z kruchego materiału wymagają szczególnej dbałości o nie; nieumiejętne i nierozważne żonglowanie nimi może spowodować, że się obiją, wyszczerbią, porysują, roztrzaskają. Czasami można je wypolerować, wygładzić, rzadziej skleić, by odzyskały swój dawny kształt.
Każdy chciałby mieć wszystkie piłki normalne, czyste, kolorowe, bez defektów… Co zrobić, kiedy nie masz piłek lub dostępu do nich? Czy wtedy żyjesz? Czy tylko dryfujesz? Jesteś dla siebie? Jesteś dla innych? Pomyśl…
Alicja
Wesprzyj działania w więzieniach Fundacji Dom Kultury wpłacając 25 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.
Vivo sin vivir en mi (Żyję w rzeczywistości nie żyjąc – św. Jan od Krzyża)
Kończy się noc, a ja wracam z krainy sennych marzeń, by wpaść w koszmar rzeczywistości. Nie chcę otwierać oczu i choć świadomość dopada mnie bezlitośnie, nie chcę jej witać. Siłą woli zwlekam się z łóżka, nim głód narkotyczny sprawi, że stanę się jak bezwładna szmata. Wczoraj kolejny raz nie zostawiłam sobie działki na rano. Moje pragnienie toksycznej euforii i potrzeba choćby fałszywego, chwilowego uczucia szczęścia jest niezaspokojona. Nie mam nic poza zgliszczami, w które obróciłam swoje życie. Obciążona przeszłością bez przyszłości wegetuję w teraźniejszości dla tych krótkich chwil ułudy.
Zamykam się na tę prawdę. Nie patrząc w lustro, wybiegam z domu, wtapiając się w poranek budzącego się świata. Mojego świata. Mechanicznie kieruję się do najbliższego sklepu na Dworzec Wileński, bo tam najbliżej i najszybciej zarobię. W głowie pustka, żadnych filozoficznych myśli, żadnych też rozsądnych. Jedynie stały, znany od lat plan: ukraść, sprzedać, zarobić, zaopatrzyć się.
Zbliżam się do carrefourowskich bramek z torbą wypełnioną kawami „Davidoff”. Są drogie, więc nie muszę brać ich dużo, wystarczy 10 opakowań po pół kilo – to zysk 150 złotych. Wystarczy na rozpęd dnia. I tak w tej chwili nie byłabym w stanie więcej unieść. Ledwie trzymam się na nogach. Działam odruchowo, w strachu, zdając sobie sprawę, że jeśli nie przyćpam, to z każdą minutą będzie gorzej. Desperacja pcha mnie do działania. Nie dostrzegam zagrożenia. Ono się nie liczy.
Kątem oka widzę ochroniarza, który również mnie wypatrzył. A może to tylko moje paranoje. Teraz mnie to nie obchodzi, nie mam czasu – muszę zaryzykować. Mijam bramki, a ochroniarz spuszcza wzrok i dyskretnie odwraca głowę w drugą stronę udając, że mnie nie poznaje. Nie chcę się zastanawiać, jak koszmarnie wyglądam, ale cieszy mnie jego akt litości. Jest nieźle. Znają mnie tu dobrze i wiedzą, że gdy jestem na skręcie, nie warto mnie zatrzymywać. Więcej problemu i zamieszania niż ich prowizja, która się z tym nie równoważy.
Już, już tylko jedna przecznica dzieli mnie od Bazarku Różyckiego, na którym stały odbiorca uwolni mnie od ciężaru „łupu”. Bogatsza o sumę potrzebną na poranną dawkę mojego szczęścia i byle jakie śniadanie wracam w stronę domu, na Brzeską. Nawet mroźny wiatr jest mi dziś przychylny, popychając w plecy, dodając pędu ociężałym nogom. Nie rozglądam się na boki, nie patrzę na otaczającą mnie marnotę i obskurne kamienice, mieszkańców skazanych na porażkę życia w nałogu. Mam wrażenie, a raczej pewność, że reprezentuję sobą równie żałosny widok. Mogę uznać to za plus, że się tutaj nie wyróżniam, zlewam się z otaczającym mnie krajobrazem praskiej dzielnicy, niewidoczna dla wścibskich oczu gliniarzy.
Zbliżam się do jednej z bram, zaledwie kilka metrów od tej, w której mieszkam. W jej mroku czeka na mnie cel, każdego dnia ten sam, najważniejszy na świecie…
To jeszcze jednak nie meta. Resztkami sił, trzęsąca się z zimna, a równocześnie mokra od potu, z glutem po pas docieram do wrót spełnienia. Moim ciałem wstrząsają torsje i nie jestem w stanie się powstrzymać: wymiotuję prawie na buty mijanego przechodnia. Wreszcie ostatnie kroki i ciemna brama prowadząca do klatki schodowej niczym ogromna bezzębna gęba pochłania mnie w swe wnętrze. Moje mieszkanie – drugie piętro. Boże, nie dam rady!
Osuwam się na najniższym stopniu i przygotowuję niezbędną miksturę. Zmuszam zdrętwiałe palce dłoni do posłuszeństwa. Wiem, że nie mam czego już szukać na rękach, więc niecierpliwym, zdecydowanym ruchem wbijam się w żyłę pachwinową i dociskam tłok.
Narkotyk wtarga w moje ciało, krążąc we krwi wypełnia sobą każdą moją obolałą komórkę, uspokaja każdy rozdygotany nerw. Błogie uczucie otula zmaltretowane ciało i rozhisteryzowaną psychikę. Czuję, jak moja dusza dostaje lekkości i na chwilę wyrywa się z mojego martwego Ja. Znów mnie ubyło. Kolejne stłamszone ludzkie odruchy, kolejne raniące uczucie zepchnięte w podświadomość. Opieram rozpalone czoło o chłodną balustradę. Odcień mojej skóry zlewa się z szarym marmurkowym kolorem kamiennych schodów. I jak one zamieram w bezruchu.
Za kilka godzin ponownie zacznę walkę z życiem, które mimo wszystko pragnę zachować, i z samą sobą, której tak bardzo nienawidzę. Ale jeszcze nie teraz. W tej chwili moje myśli, serce i dusza płyną przez nieosiągalną dla nich na trzeźwo krainę marzeń. Jutro znów zacznie się dzień świstaka, a moja przestrzeń wolności będzie odmierzana odległością między tłokiem a igłą.
Muero porque no muero (Umieram, nie umierając – św. Jan od Krzyża)
PiK
Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.
Na pewno życzę Wam wszystkim zdrowia. Życzę,
abyście Wy i Wasze rodziny nie zostały dotknięte COVID-19 i abyście w tym roku
mogli zobaczyć bliskich i zasiąść przy stole, wspólnie zjeść potrawy i
podzielić się opłatkiem.
Abyście nie musieli składać sobie życzeń przez
zimny monitor komputera, tableta czy komórki. Życzę Wam, abyście w te święta
byli radośni, weseli i najedzeni. Abyście mogli, mimo pandemii, spędzić te
święta w gronie rodziny, przyjaciół. Abyście byli przepełnieni nadzieją i wiara
oraz miłością do swego bliźniego.
AKSAMITKA
♦♦♦
Święta w czasie pandemii
Święta Bożego Narodzenia to
dla mnie nie tylko 12 potraw, które obowiązkowo powinny być na stole. To nie
choinka, którą ubieramy wspólnie w dzień Wigilii, wyczekując bliskich, którzy
mają nadjechać. To nie tylko pierwsza gwiazdka, wraz z którą zaczynamy Wigilię.
Święta Bożego Narodzenia to
czas, podczas którego mamy możliwość spotkania się z najbliższymi. To czas
wspólnie spędzony z rodziną.
Może też dlatego w tym miejscu
dla mnie nie ma Świąt i też nie potrafię się przemóc, aby je tu urządzić.
Patrzę na współosadzone, miłe i niemiłe – ale każda z nas ma inny punkt
patrzenia na świat, tu w AŚ-ZK Grochów.
Jedne
płaczą, drugim to zupełnie obojętne, a trzecie aż nie mogą doczekać się, kiedy
ten dzień nadejdzie. Na grupę trzecią patrzę z podziwem, bo ja nie potrafię
obchodzić tych świąt tu, bez rodziny, obchodzę je w 5 minut, w momencie, kiedy
dzwonię do domu i w ciągu tego czasu – jestem z nimi. Pandemia podczas Świąt w
AŚ-ZK? Jedyną zmianą dla mnie jest to, że w
tym czasie, w tym roku SW i my – osadzone mamy
założone maseczki. A tam za bramą, jak wyglądać będą Święta podczas pandemii?
Tego dowiem się od siostry, mamy czy taty. No i rozmawiałam z synem, na temat
pandemii… „książki nie dotarły na czas”…
AKSAMITKA
♦♦♦
Fot. Małgorzata Brus
Święta w czasach pandemii
Ten czas dla wszystkich jest, na swój sposób, wyjątkowy. Dla mnie jest wyjątkowo trudny, a teraz jest trudny podwójnie. Izolacja jest przez pandemię podwójna. Zawsze przed świętami mocniej czekało się na widzenia, paczki też były fajniejsze, bo nawet jeśli tylko trochę, to jednak świąteczne. W tym roku tego nie będzie, bo nie ma widzeń, i tylko perspektywa zobaczenia kochanej twarzy przez skype’a, niesie trochę radości, ale to nie to samo, co spotkać się z najbliższymi na żywo. Wszystkim jest ciężko, i to nie podlega dyskusji, ale tutaj nie ma szans na jakikolwiek manewr i ulgę w podwójnej samotności. Nic na to teraz nie poradzimy, trzeba przez to przejść i tyle. Kiedyś martwiło mnie to, że ,,święta, święta i po…’’, bo ten czas mijał zbyt szybko. Teraz będziemy się cieszyć, że to minie w ułamku sekundy. Bez względu na wszystko, jakoś się nie poddaję. Już zaczęłyśmy ozdabiać celę. ,,Gruby’’ wisi na klamce od okna, bo nie ma komina, żeby mógł się przez niego przeciskać. Hologramowe śnieżynki poprzyklejałyśmy na szybę, stroik z bombkami zawisł na szczycie łóżka, twarz Mikołaja przyklejona na drzwi. Jeszcze dwie choinki ubierzemy, dodamy kokardki i wstążeczki, i będzie dobrze. Nawet jeśli ,,dobrze’’, to określenie na wyrost, to wystarczy ,,nie najgorzej’’. Oby tylko atmosfera była przyzwoita i spokojna, to sukces będzie murowany. Człowiek ma to do siebie, że brnie przez gorsze tragedie w życiu, więc przebrnięcie przez święta przy wszystkim innym, będzie nie tyle bułką z masłem, ile pierogami z kapustą i grzybami ☺.
Małgosia
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Wpadam na chwilkę, żeby się przywitać – ponownie. Wszystkim,
którzy czytają, tworzą i pomagają tworzyć tego bloga, mówię dzień dobry. Trochę
mnie nie było… w sumie to ,,trochę’’ to dla mnie szmat czasu, bo cztery lata –
nawet w więzieniu to dużo. Mam wrażenie, jakbym cofnęła się w czasie – takie to
lekko dziwne, bo znowu mogę biegać na zajęcia, mogę pisać i pozornie wszystko
wróciło do normy. Jakbym odzyskiwała to, co mi wyrwano tych parę lat temu. Z
drugiej strony wiem, że to mylne wrażenie, bo ludzie nowi i w większości
zupełnie obcy, ale tylko dla mnie. Kiedy zaczynałyśmy tworzyć tego bloga, grupa
też była dla siebie obca. W miarę upływu czasu docierałyśmy się jak kamyki o
różnych kształtach wrzucane do jednego woreczka. Poznawałyśmy się, uczyłyśmy
się siebie wzajemnie. Teraz tak z biegu wchodzę do grupy, która już ma pewną
formę i teoretycznie jestem tą nową = obcą J.
Uśmiecham się do tego stwierdzenia oraz do tego, co czuję, gdy je słyszę, bo
ani nie jestem nowa, ani obca tak całkowicie. Przypomina mi to trochę powrót na
stare podwórko. Najważniejsze jest dla mnie to, że wróciłam, bo mogę grubą
kreską odciąć te poprzednie lata i uznać je za przeszłe. Dlaczego? Ponieważ nie
były one dla mnie zbyt ciekawe. Nawet w takim więziennym życiu może dziać się
dużo, albo jeszcze więcej, a mnie te cztery lata w innej jednostce trochę
skopały, ale teraz to już nie jest ważne. Mogę odwrócić się, popatrzeć na to,
co było, z innej już perspektywy i tworzyć coś nowego, choć na bazie starego.
Dobrze, że fundamentem jestem ja sama, bo na tym mogę odbudowywać, co tylko
chcę lub czego zapragnę. Mogę włączyć sobie np. Boba Marley’a i już poprawia mi
się humorek J.
Dorwałam się do ,,swojej’’ muzyki, więc samo to, to już dla mnie frajda. Niech
nikt nie myśli, że te lata przeistoczyły mnie w pesymistkę… nic z tego…
Poznałam trochę fajnych osób, z którymi mam nadzieję będę miała kontakt jeszcze
długo i jeszcze dłużej. Z niektórymi zjadłam przysłowiową beczkę soli, a to
dobry start na przyszłość J.
Tak to chyba w życiu jest, że ,,pan los’’ coś zabiera, ale też coś daje. Wbrew
wszystkiemu, mi dał kogoś, a że jak kiedyś już mówiłam, mam szczęście w
nieszczęściu, to takich ,,ktosiów’’, dostałam w ilości, której się nie
spodziewałam. To KTOSIE ważni i
ważniejsi – a to najistotniejsze. Będę powolutku o nich opowiadała, bo każdy
zasługuje na odrębną opowieść. Mam sprawdzonych przyjaciół, którzy przy mnie
trwali i trwają – kocham ich za wszystko, a teraz to grono jeszcze się
powiększyło… czy można mieć większe szczęście?
Pozdrawiam, Małgosia
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Tego często brakuje
w warunkach izolacji. Gdy ktoś trafia do Zakładu Karnego z wyrokiem, dołącza do
wszystkich winnych i jest traktowany jak każdy więzień. Pomimo tego że tak
bardzo się różnimy i dzięki temu ten świat nie jest nudny, przekraczając bramę
aresztu, która bardzo szybko się za Tobą zamyka, bywa że na długie lata,
dostajesz metkę kolejnej osadzonej.
Nigdy nie chciałam
być w żaden sposób faworyzowana, bo to nie o to zupełnie chodzi. Ale czasem
brakuje indywidualnego podejścia do człowieka. Człowieka jako człowieka, nie
osadzonego. Kolejnego, jednego z wielu.
W areszcie fakt, że
trzeba się trzymać z dala od negatywnych ludzi. Oni mają zawsze na problem
gotowe rozwiązanie.
Ja bym chciała,
żeby kiedyś społeczeństwo zrozumiało, że za murami, kratami i blindami znajdują
się również wartościowe osoby. Osoby wrażliwe, z pasją, z prawdziwym apetytem
na życie. Artykuł, za który ktoś otrzymuje wyrok, nie powinien przysłaniać
opinii o osobie. Dziewczyny pracują na to, żeby usłyszeć coś dobrego i miłego o
sobie. Niestety, nie jest to częste. Fajnie by było, żeby dziewczyny były
doceniane za to co dobre choćby dobrym słowem. Tego tam brakuje.
Dziewczyny bądźcie
dzielne. Tego Wam życzę. Choćby nie wiem co się działo, idźcie do przodu. Nie
poddawajcie się. Jest wiele osób, które Wam dobrze życzą.
„A że Pan Bóg ją
stworzył, a szatan opętał,
Jest więc odtąd na
wieki i grzeszna, i święta,
Zdradliwa i wierna,
i dobra i zła,
I rozkosz i rozpacz,
i uśmiech i łza,
I gołąb i żmija, i
piołun i miód,
I anioł i demon, i
upiór i cud,
I szczyt nad
chmurami, i przepaść bez dna,
Początek i koniec – kobieta, aha!”
Julian Tuwim
Z pozdrowieniami Blondi
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Jest
kilka rzeczy, o których na pewno nie wiecie o moim mieście „B”. Każdy, kto tam
był, o nich wie.
Choćby
to, że miasto jest położone na pięknych terenach lubelszczyzny. I to, że po
ulicy chodzą tam sami pogodni ludzie, że ruch na ulicach jest szalony,
chaotyczny, nieprzewidywalny, bo nieprzerwanym strumieniem pędzą po nich samochody,
rowerzyści, motocykliści, a między nimi spacerują starsze panie z psami. Czasem
nie spacerują, tylko stoją w filozoficznym zamyśle, patrząc na taki blok ,,NR
9’’. Pełen barw, namalowanych ptaków, dziecinnych bohomazów, prania, hałasu,
chaosu, jest tak brzydki, że uroczy. Tylko dla kogo – dla mieszkańców czy
ludzi, którzy koło niego przechodzą?
Na 760
bloków w całym mieście jest tylko jeden taki, na moim osiedlu, wśród innych
szarych budynków, w kształcie paczki po zapałkach stoi on NR 9. Pewnie jesteście
ciekawi czym się wyróżnia. A tym np. że żeby wejść do jednego z mieszkańców
trzeba wejść przez balkon. Gdy jestem przy tym, przypomina mi się taka
anegdota: umówiłam się na randkę z kumplem i miał do mnie przyjechać pierwszy
raz i mówię do niego, że do mnie wchodzi się przez balkon, a on do mnie : to aż
tak u Ciebie krucho, że nie masz drzwi?” – ubawiłam się wtedy. A ja do niego
„nie, taki blok 😊”. Tak – ten mój blok, w którym się
wychowałam, stawiałam pierwsze kroki, straciłam pierwsze mleczaki, uczyłam się
chodzić, jeździć na rowerze, pierwszy raz się pocałowałam – mogłabym tak bez
końca. NR 9 jest inny, jest pomalowany na zielono – żółto – czerwono. Na dachu
i na skraju rynien są zamontowane metalowe koguty, a nieopodal ich stoją
wielkie „talerze białe” od kablówki. Na zewnątrz na bocznych ścianach jest
pokryty naszymi osiedlowymi rysunkami, nikt do dnia dzisiejszego ich nie zmył.
Pamiętam, jak cyrklem stawiałam serduszko z inicjałami swej miłości. Są do
dziś, jak inne malowidła. To nasze wspólne wspomnienia. Od 33 lat, bo tyle mam,
nadal mieszkają Ci sami ludzie. Nasza Mała Wspólnota, każdy siebie zna. Gdy
dzieje się jednemu krzywda, drugi biegnie z pomocą. Balkony niby podobne,
jednak inne, każdy inaczej udekorowany. Na jednym kwiaty, na drugim lampiony,
na trzecim, u Pani Stasi, zawsze pełno ubrań, „wnuki, ale prania z nich” cicho
się uśmiecha. Pamiętam gdy za małolata robiłyśmy sobie na balkonach namioty,
pokazy mody, każda z szaf coś wyciągała. Gdy o tym wspominam łza spływa po
policzku, bo mimo tylu lat, pamiętam to tak gdy by to było wczoraj. Czy się
zmienił? NIE! Widziałam go w zeszłą środę na Skype – nadal jest barwny – ludzie
jakby trochę pomarszczeni – ale uśmiechnięci.
W moim
bloku „cudowne miałam widoki”. Z jednego pokoju piękny biały budynek, co to
było – a MIEJSCOWY SZPITAL. Gdy mi się nudziło i nie mogłam zasnąć to liczyłam
sobie okna na piętrze 😊. Las z drugiej strony, dwa pokoje
wychodziły na przedszkole, tam pełno 3 – 6 latków, śmiech, radość dzieci co
dnia, a zimą góra pokryta śniegiem i My na sankach lub lepiący bałwana. Blok
pełen wspomnień..
Bo to
jest inne miasto – tylko tutaj park na środku miasta, a dookoła niego rondo
nieoznakowane. Tylko tam są cudowne lody u Kotka, tylko tam jest targowisko na
starym jeziorku.
I tylko
tam musiałam się znaleźć, żeby móc odkryć życie od kuchni w peegierowskim
bloku.
EVELINE
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl