Dzień narkomanki


Rys. Monty P, archiwum Fundacji Dom Kultury

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury


Vivo sin vivir en mi (Żyję w rzeczywistości nie żyjąc – św. Jan od Krzyża)

Kończy się noc, a ja wracam z krainy sennych marzeń, by wpaść w koszmar rzeczywistości. Nie chcę otwierać oczu i choć świadomość dopada mnie bezlitośnie, nie chcę jej witać. Siłą woli zwlekam się z łóżka, nim głód narkotyczny sprawi, że stanę się jak bezwładna szmata. Wczoraj kolejny raz nie zostawiłam sobie działki na rano. Moje pragnienie toksycznej euforii i potrzeba choćby fałszywego, chwilowego uczucia szczęścia jest niezaspokojona. Nie mam nic poza zgliszczami, w które obróciłam swoje życie. Obciążona przeszłością bez przyszłości wegetuję w teraźniejszości dla tych krótkich chwil ułudy.

Zamykam się na tę prawdę. Nie patrząc w lustro, wybiegam z domu, wtapiając się w poranek budzącego się świata. Mojego świata. Mechanicznie kieruję się do najbliższego sklepu na Dworzec Wileński, bo tam najbliżej i najszybciej zarobię. W głowie pustka, żadnych filozoficznych myśli, żadnych też rozsądnych. Jedynie stały, znany od lat plan: ukraść, sprzedać, zarobić, zaopatrzyć się.

Zbliżam się do carrefourowskich bramek z torbą wypełnioną kawami „Davidoff”. Są drogie, więc nie muszę brać ich dużo, wystarczy 10 opakowań po pół kilo – to zysk 150 złotych. Wystarczy na rozpęd dnia. I tak w tej chwili nie byłabym w stanie więcej unieść. Ledwie trzymam się na nogach. Działam odruchowo, w strachu, zdając sobie sprawę, że jeśli nie przyćpam, to z każdą minutą będzie gorzej. Desperacja pcha mnie do działania. Nie dostrzegam zagrożenia. Ono się nie liczy.

Kątem oka widzę ochroniarza, który również mnie wypatrzył. A może to tylko moje paranoje. Teraz mnie to nie obchodzi, nie mam czasu – muszę zaryzykować. Mijam bramki, a ochroniarz spuszcza wzrok i dyskretnie odwraca głowę w drugą stronę udając, że mnie nie poznaje. Nie chcę się zastanawiać, jak koszmarnie wyglądam, ale cieszy mnie jego akt litości. Jest nieźle. Znają mnie tu dobrze i wiedzą, że gdy jestem na skręcie, nie warto mnie zatrzymywać. Więcej problemu i zamieszania niż ich prowizja, która się z tym nie równoważy.

Już, już tylko jedna przecznica dzieli mnie od Bazarku Różyckiego, na którym stały odbiorca uwolni mnie od ciężaru „łupu”. Bogatsza o sumę potrzebną na poranną dawkę mojego szczęścia i byle jakie śniadanie wracam w stronę domu, na Brzeską. Nawet mroźny wiatr jest mi dziś przychylny, popychając w plecy, dodając pędu ociężałym nogom. Nie rozglądam się na boki, nie patrzę na otaczającą mnie marnotę i obskurne kamienice, mieszkańców skazanych na porażkę życia w nałogu. Mam wrażenie, a raczej pewność, że reprezentuję sobą równie żałosny widok. Mogę uznać to za plus, że się tutaj nie wyróżniam, zlewam się z otaczającym mnie krajobrazem praskiej dzielnicy, niewidoczna dla wścibskich oczu gliniarzy.

Zbliżam się do jednej z bram, zaledwie kilka metrów od tej, w której mieszkam. W jej mroku czeka na mnie cel, każdego dnia ten sam, najważniejszy na świecie… 

To jeszcze jednak nie meta. Resztkami sił, trzęsąca się z zimna, a równocześnie mokra od potu, z glutem po pas docieram do wrót spełnienia. Moim ciałem wstrząsają torsje i nie jestem w stanie się powstrzymać: wymiotuję prawie na buty mijanego przechodnia. Wreszcie ostatnie kroki i ciemna brama prowadząca do klatki schodowej niczym ogromna bezzębna gęba pochłania mnie w swe wnętrze. Moje mieszkanie – drugie piętro. Boże, nie dam rady!

Osuwam się na najniższym stopniu i przygotowuję niezbędną miksturę. Zmuszam zdrętwiałe palce dłoni do posłuszeństwa. Wiem, że nie mam czego już szukać na rękach, więc niecierpliwym, zdecydowanym ruchem wbijam się w żyłę pachwinową i dociskam tłok.

Narkotyk wtarga w moje ciało, krążąc we krwi wypełnia sobą każdą moją obolałą komórkę, uspokaja każdy rozdygotany nerw. Błogie uczucie otula zmaltretowane ciało i rozhisteryzowaną psychikę. Czuję, jak moja dusza dostaje lekkości i na chwilę wyrywa się z mojego martwego Ja. Znów mnie ubyło. Kolejne stłamszone ludzkie odruchy, kolejne raniące uczucie zepchnięte w podświadomość. Opieram rozpalone czoło o chłodną balustradę. Odcień mojej skóry zlewa się z szarym marmurkowym kolorem kamiennych schodów. I jak one zamieram w bezruchu.

Za kilka godzin ponownie zacznę walkę z życiem, które mimo wszystko pragnę zachować, i z samą sobą, której tak bardzo nienawidzę. Ale jeszcze nie teraz. W tej chwili moje myśli, serce i dusza płyną przez nieosiągalną dla nich na trzeźwo krainę marzeń. Jutro znów zacznie się dzień świstaka, a moja przestrzeń wolności będzie odmierzana odległością między tłokiem a igłą.

Muero porque no muero (Umieram, nie umierając – św. Jan od Krzyża)

PiK

Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.

PRZYZWOITOŚĆ

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury
Fot. Małgorzata Brus

PRZYZWOITOŚĆ – Człowiek powinien być wierny sobie. To moje sumienie cicho dyskretnie ogłasza co jest.


Przez ostatnie lata bardzo się zmieniłam. Jak minęła trzydziestka zmieniła się mentalność. Przez edukację podniosła się moja samoświadomość, moje własne „JA” rozrosło się, ale nie tłamsi innych ludzi, tylko zaczyna z nimi współżyć.

Poznałam różne mechanizmy rządzące tym światem. Też bardzo poszerzyło się moje postrzeganie ludzi, bo wiem, czego mogę się spodziewać, dlaczego moje zachowanie np. budzi w niektórych niechęć, a tamto budzi współczucie, czy jakieś uczucie pozytywne, lubienie czy właśnie zaufanie.

Tą gówniarę (siebie) z przeszłości to bym związała, zakneblowała i ją biła miesiąc czasu, bo była straszna. Brakowało jej jakiegokolwiek wyznacznika moralności, uważałam że jestem najmądrzejsza, chociaż nic nie wiedziałam. Byłam straszna. Jakieś tam zero wrażliwości, nastawiona tylko i wyłącznie na „JA”. Nie byłam nastawiona, żeby cokolwiek dać od siebie, tylko cały czas brać, brać, brać. No i te wszystkie negatywne cechy nadal są we mnie. Są one stłamszone, ale nie zabite i się odzywają co pewien czas.

Jestem narkomanką. Wiem, że nie mogę ćpać. Jedna kreska i całe najgorsze zło, jakie we mnie siedzi, wychodzi na wierzch. Wychodowane zło w człowieku nigdy nie przestaje istnieć. Można je jedynie stłamsić. W każdym człowieku jest zło i dobro. W zależności od tego, jaką mamy sytuację, to z nas wychodzi zło albo dobro.

Różnice społeczne i brak socjalizacji powoduje, że rodzą się złe uczynki. A każdy zły uczynek, każdy, to jest jak kula śniegowa. Nie muszą to być złe uczynki, takie bardzo spektakularne czy wielkie np. kradzież batonika, drugiego batonika, później kradzieże czegoś tam, później spotyka się rówieśnika, uderza się go w twarz, żeby mu zabrać buty i to jest taki efekt kuli śniegowej. To narasta, narasta i w pewnym momencie rzeczywiście jesteśmy na równi, albo nawet w niektórych wypadkach jesteśmy wyżej w tej drabinie społecznej niż zwykli ludzie. Ja mówię tutaj o nas przestępcach. Boją się nas zwykli ludzie, mamy więcej pieniędzy, więcej czasu, fajniejsze samochody. Wszystko jest elegancko, tylko że każdy zły czyn zabija w środku nas człowieczeństwo i chruzgocze blokady moralne. Ja jestem zdania, że z niektórymi blokadami moralnymi się rodzimy. Chociażby rodzimy się z tym, żeby nie zabijać drugiego człowieka, bo widzimy w drugim człowieku samego siebie. No ale te blokady są miażdżone, chruzgotane i później można w bardzo łatwy sposób przekroczyć granicę, z której już teoretycznie nie ma powrotu. To że nie mamy barier, nie czyni nas ludźmi silnymi w pewnym sensie.

Oczywiście że miałam poczucie, że źle robię, ale uznałam, że doznałam w dzieciństwie tyle krzywd od społeczeństwa, że teraz ja mu się odpłacam.

Nie mam hamulców. Nie mam. Podchodzę do wszystkiego zdroworozsądkowo. Hamulec, to jest strach. Większości przypadków ja nie boję się kogoś zabić, nie boję się ukraść, nie boję się komuś złamać ręki, nie boję się więzienia. Wielu rzeczy się nie boję. Ale nie robię tego, bo wiem że to jest złe i nie chcę tego robić. Ale już nie mam naturalnego hamulca, nie mam tego lęku który mnie hamuje. To jest tylko i wyłącznie moja decyzja, że tego nie robię. Poza tym każdy człowiek posiada jakiś stopień empatii, przyzwoitości. I całe zło, jakie kiedykolwiek wyrządziłam ludziom, wraca do mnie i wiem, że poniszczyłam niektórym ludziom życie. Zrobiłam straszne rzeczy. I źle mi z tym. I nie chcę się już więcej tak czuć i nie chcę, żeby ludzie przeze mnie tak czuli, ponieważ dochodzi do mnie ich ból.

W wieku 17 lat zaczęłam odczuwać pustkę w moim życiu, a w wieku 19 poznałam swojego „niedoszłego” męża w którym się zakochałam bardzo. Ale niestety, nie byłam dość rozwinięta emocjonalnie i zaprzepaściłam ten związek i się rozstaliśmy.

Według mnie kobieta i mężczyzna są równi sobie. Każdy mężczyzna który próbuje się wzbić ponad kobietę, jest zwykłym szowinistą. I to dotyczy również kobiet, które próbują być ponad facetem. Jesteśmy wszyscy ludźmi. Mamy te same pragnienia, obowiązki, te same prawa. Z tym że różnie je wykorzystujemy. Wiadomo że facet z racji tego, że jest inaczej zbudowany łatwiej jest mu pracować gdzie trzeba siły. Natomiast kobiety mają predyspozycje do tego, by robić kilka rzeczy na raz: Mamy niesamowitą podzielność uwagi czego facetom brakuje. Ale są jednak pewne różnice między nami. I tutaj wchodzi w życie szacunek. Uszanować to, że mamy własne ograniczenia. I nie piętnować ich, to jest chyba najważniejsze, żeby między ludźmi był szacunek. Nie ma ludzi złych i dobrych. Są dobre i złe uczynki.

Bardzo jestem związana z rodziną. Mam braci, rodziców, siostry i tam szukam pomocy. Kocham moich braci (1 św. Pamięci) i moje siostry. To jest krew z mojej krwi i jeżeli im się coś dzieje złego, to ja to odczuwam, jakby to działo się mi. Jeżeli oni przeżywają szczęście, raduje się z nimi. No, nie wyobrażam sobie życia bez nich.

Chciałabym, żeby życie nie było tak skomplikowane. Zdaje mi się że życie przeznaczyło mi drugie miejsce. ZAWSZE, ktoś jest zawsze przede mną. Nie raz mam ochotę w tym biegu, podciąć komuś nogę. Ale nie zrobię tego, bo nie wolno. A nie raz mam taką ochotę, żeby być pierwszą – ale to jest takie nieprzyzwoite.

EVELINE

Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”

Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl

Choroba więzienna czy wielka tęsknota?

 

Może jedno i drugie. Przez tęsknotę zaczynamy wierzyć w rzeczy, które dają nam cień nadziei, choć podświadomie wiemy, że szanse są równie małe. Teraz jest już lipiec i szanse na nowe zapisy w Kodeksie karnym.

Między skazanymi ożywione rozmowy na temat dozoru elektronicznego, który do tej pory dotyczył skazanych na kary do roku. Po nowelizacji ma zwiększyć się skala do półtora roku lub dwóch lat. Krążą dwie wersje.

Doszły też do mnie nowinki na temat amnestii, która ma być ogłoszona 2018 roku. Szczerze mówiąc, o tej amnestii słyszałam już w 2016 roku latem gdy miały nastąpić zmiany w Konstytucji. Tak naprawdę, nie wiem, czym jest dokładnie spowodowana ta ślepa nadzieja. Mnie to nie dotyczy. Pogodziłam się z karą za moje niepoprawne postępowanie. Wszystko, co mogłam, zrobiłam, by wyrok się zmniejszył. Teraz mogę liczyć jedynie na warunkowe zwolnienie za dobre sprawowanie.

Wyrok za kradzieże i włamania z siedmiu lat zmniejszył się do pięciu lat i sześciu miesięcy, a 2,5 roku mam za sobą. I zbliżam się do połowy. Dużo zrozumiałam przez ten czas i wiem, że więcej mnie tu już nie będzie.

Kajzerka

Wywiad z Tolą

Więzienie, cela pięcioosobowa. Zamknięta 23 godziny na dobę. Co można robić i myśleć w takim miejscu, o którym większość społeczeństwa sądzi, że siedzą w nim sami zwyrodnialcy. Ja wiem, że tak nie jest, ale chcę też innym pokazać, że mamy uczucia i marzenia. Postanowiłam zrobić wywiad z moją koleżanką z celi Tolą (Dadą).

Siedzi przede mną dziewczyna z burzą loków, niewysoka. Ma bardzo ładną buzię, choć często smutną, a może raczej zamyśloną. Za trzy miesiące idzie do domu i to chyba najgorszy czas w odsiadce: z jednej strony się cieszysz, że to jeszcze tylko parę dni, ale jednak zaczynają się problemy z rozmyślaniem nad tym, co dalej.

Magda: Ile masz lat?

Dada: 32.

Jaki jesteś znak zodiaku?

Rak.

Czy masz jakieś znaki szczególne? Ja wiem, że masz, bo widzę, ale powiedz Czytelnikom.

Moje ciało to jeden wielki znak szczególny (śmiech).

A tak poważnie?

Mam pocięte całe ręce i kilka buraków na ciele, czyli tatuaży, które nie wiadomo co oznaczają. To błędy młodości.

Czego bardziej żałujesz: tatuaży czy pociętych rąk?

Pociętych rąk, bo z tatuażami mogę jeszcze coś zrobić, a z pociętymi rękami nie bardzo.

Dlaczego tak oszpeciłaś swoje ciało?

Ponieważ nie potrafię poradzić sobie w inny sposób z emocjami.

A próbowałaś?

Tak, chodziłam do psychologów. Ale niestety nie pomogło.

Pamiętasz, kiedy pierwszy raz się pocięłaś? Żałujesz tego?

Miałam 11 lat, byłam w domu dziecka, miałam wtedy bardzo stresową sytuację, w której byłam bezsilna i nawet nie wiem, skąd mi to przyszło do głowy. Żałuję tego bardzo, ale nie wiem, czy jeszcze kiedyś tego znowu nie zrobię. Mam bardzo utrudnione życie przez te ręce, chociażby przy znalezieniu pracy. Muszę zawsze chodzić w długim rękawie, w lato jest to strasznie uciążliwe.

Niestety nasz wywiad zostaje przerwany, musimy wyjść, bo będzie robione przeszukanie celi. Siedząc w pomieszczeniu, gdzie czekamy na zakończenie przeszukania, myślę cały czas, jakie mam zadać Toli pytania, układam je sobie w głowie. Po 40 minutach wracamy i zaczynamy dalszą część wywiadu.

Od kiedy teraz przebywasz w zakładzie karnym?

Od maja 2015 roku.

Który to Twój pobyt w więzieniu?

Piąty. Myślę, że już ostatni.

Za co przeważnie trafiałaś do więzienia?

Za przestępstwa przeciwko mieniu.

Czego bardziej żałujesz: przestępstw popełnianych czy czasu straconego w więzieniu?

Bardziej przestępstw.

Na pewno? Wiesz, sami swoi, powiedz prawdę (śmiech).

Tak. Ponieważ w czasie odbywania kary poznałam tutaj bardzo dużo wartościowych ludzi, których nigdy bym nie spotkała na wolności.

Masz chłopaka? (Dada śmieje się, gdy zadaję jej to pytanie).

Mam. Bogu dziękuję za niego.

Czeka na Ciebie?

Jako jedyny.

Czyli nie masz nikogo poza nim?

Nie mam, choć chciałabym.

Kochasz go?

Nie wiem, czy to można nazwać miłością… (cisza) Ale uwielbiam być blisko niego. Nie wyobrażam sobie tego, jak by go nie było.

Dobry jest dla Ciebie?

Nie mogę powiedzieć, że nie, bo Ty się na mnie obrazisz, zawsze go bronisz (śmiech). Jest wyjątkowy!

O czym marzysz? Bez zbereźnych rzeczy (śmiech)!

Dlaczego tak mówisz?! Co ludzie o mnie pomyślą (śmiech). Masz prawo, w sumie w tej chwili jesteś dziennikarką (śmiech). Tak, mam marzenie mieć własny dom, którego nigdy nie miałam.

Jaki on miałby być?

Nieważne jaki, ważne, żeby był tylko mój!

Ale jak sobie wyobrażasz taki swój wymarzony?

Patrz, jak drążysz. No poczekaj, aż ci odpowiem! (śmiech).

Czekam, mam czas, jeszcze parę lat tu spędzę, w przeciwieństwie do Ciebie (śmiech).

Tłumaczę Ci, że nawet gdybym dostała 17 metrów, to już jest dla mnie spełnienie marzeń.

Ale co pijesz do moich 17 metrów (śmiech)?

W życiu bym się nie odważyła, ksywa Twoja, Korba, mówi sama za siebie (śmiech).

Za trzy miesiące idziesz do domu. Co dalej?

Hm… Powiem tak: mam duży bałagan w głowie. Z jednej strony się cieszę, z drugiej – obawiam, że to, co sobie zaplanowałam, kolejny raz się nie powiedzie.

Masz jakieś konkretne plany?

Tak, idę na wieś zbierać jabłka… Nie pisz tego (śmiech)!

Dlaczego? Wstydzisz się?

Nie, tylko chciałabym gdzie indziej pracować. Nie jest to moja wymarzona praca.

Ale chyba dobrze, że w ogóle jest praca po wyjściu z więzienia. Nie wszyscy mają pracę po wyjściu.

Uważam, że to ich wybór, jak się chce, to się zawsze znajdzie pracę. Skończyłam tylko pięć klas, a wszędzie sobie poradzę.

Znaczy w pracy?

No tak.

A gdzie pracowałaś?

Jako sprzątaczka, w barze, nie omieszkam powiedzieć, że byłam też świniarką.

Poważnie?

Tak, a co, wstyd to? Praca jak każda inna, tylko trochę śmierdząca. Ale pomyśl, jak potem jesz i wiesz, co jesz (śmiech).

Lubiłaś te swoje świnki?

Jak były małe – owszem, takie różowe, milusie.

Nie miałaś wyrzutów, jak je później jadłaś?

Nie, dlaczego? Jestem typową wieśniarą z krwi i kości, czego nie da się ukryć (śmiech). Od małego byłam uczona, że świnka to szynka (śmiech).

No tak, zapomniałam się Ciebie na początku zapytać, skąd jesteś. Bo, wiesz, siedzimy w Warszawie i zazwyczaj siedzą tu same warszawianki i Ciebie też potraktowałam jak rodowitą warszawiankę, a Ty przecież jesteś z Łowicza, tak?

Dobrze, że o tym wspomniałaś, bo dziwnie się tu czułam, na każdej celi prawie sama Warszawa. Gdy pytałam dziewczyn, czy wiedzą, gdzie jest Łowicz, to znały go tylko z sosów Łowicz i tego, że jest tam męski kryminał. Wyobrażasz to sobie! A przecież Łowicz słynie z pięknych kościołów oraz strojów łowickich, tak zwanych pasiaków.

Kochasz to swoje miasto, co? Mogłabyś o nim długo opowiadać?

Niekoniecznie. Od kilku lat mieszkam w stolicy, a o Łowiczu wiem, ponieważ się tam urodziłam i chciałam wiedzieć, skąd pochodzę.

Czego nauczyło Cię więzienie?

Na pewno spokorniałam i nauczyłam się, że trzeba doceniać każdą chwilę spędzoną na wolności.

Tylko tego?

Chyba tak, więcej nie mogę Ci powiedzieć.

Mi możesz powiedzieć, przecież znamy się od kilku lat. Myślałam, że wszystko sobie mówimy (śmiech).

Może kiedyś Ci powiem. Teraz obawiam się, że może włączyć Ci się macierzyństwo, przecież już raz mówiłaś, że zadzwonisz do mojego chłopaka (śmiech).

Ale to tylko w trosce o Twoje dobro, bo miałaś bardzo głupi pomysł. Już wiem, czego nauczyło Cię więzienie (śmiech). To tak na koniec powiedz mi, skąd jest ta Twoja ksywka „Tola”?

Przecież wiesz, po co głupio pytasz?

Ja wiem, ale inni nie wiedzą. Dawaj, szybko mów, bo noc nas z tym wywiadem zastała, światło zgasili i już prawie nic nie widzę…

Nie wiem. Na pewno dała mi ją koleżanka nasza wspólna, znaczy się Twoja przyjaciółka, ale jaka to była sytuacja, to dokładnie nie pamiętam. Chyba z filmu „Pierwsza miłość”.

Mi to się Tola kojarzy z koleżanką Bolka i Lolka, bo Ty w sumie to taka Tola jesteś, milusia, mięciusia, bardzo dobry człowiek z Ciebie.

Magda

 

Mój pierwszy dzień w więzieniu

1-DSC_0876-001

Zacznę może od tego, że wszystko zaczęło się w zimny grudniowy poranek 2008 roku.

Miałam tedy 19 lat, a więzienia było dla mnie tak odległym miejscem, jak wycieczka na Seszele.

Wielkimi krokami zbliżało się Boże Narodzenie. Mama wydzwaniała do mnie i pytała: kiedy przyjeżdżasz, trzeba pomóc, wiesz, że zjeżdża się cała rodzina. Ale ja, jak zwykle, na wszystko miałam czas. Razem z kolegą spędzałam dni w salonie gier, przegrywając pieniądze na prezenty i łudząc się, że jeszcze wszystko odegram.

Niestety, nie udało mi się wygrać. I wtedy w mojej głowie zrodził się pomysł, że możemy okraść ten salon, podzielić się hajsem i rozjechać do domów, no bo przecież za chwilę Boże Narodzenie. Podzieliłam się tym pomysłem z kolegą, a on oczywiście się zgodził. Nie zastanawiając się na konsekwencjami, przystąpiliśmy do realizacji naszego planu.

Potem wszystko potoczyło się tak szybko, że usłyszałam tylko: „Policja, na ziemię, nogi szeroko”! I nim zdążyłam się zorientować, już leżałam skuta kajdankami, twarzą do ziemi.

Pomyślałam wtedy: „Boże, jak to się stało?”. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że wypowiadam te słowa na głos, ale musiało tak być, bo w odpowiedzi usłyszałam głos policjanta: „Ty, mała, Boga w to nie mieszaj, posiedzisz parę latek, to na drugi raz się zastanowisz, co robisz”.

Potem wsadzili nas do radiowozu i przewieźli na komisariat. Zadawali pytania „Po co? Na co? Dlaczego? Czy ktoś ci kazał to zrobić?”. Była jak w letargu, nic nie mówiłam. Słyszałam tylko, jak policjanci mówili między sobą: „Nie chcą gadać, będą sanki”. Potem przewieźli nas na noc na tzw. dołek. Następnego dnia zawieźli nas do prokuratury i dowiedziałam się, że „sanki” to tymczasowe aresztowanie i właśnie o to wnioskuje prokurator.

W trakcie przesłuchania nie mówiłam nic, bo tak polecił mi adwokat przyprowadzony przez mojego tatę. Mówił, że będzie dobrze, że wyjdę na dozór policyjny, że zastosują poręcznie majątkowe. Następnego dnia w sądzie okazało się, że starania mojego obrońcy spełzły na niczym. Sędzia powiedział: „Sąd postanawia zastosować wobec podejrzanej środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania na okres 3 miesięcy”.

I wtedy mój świat się zawalił. Zaczęłam się zastanawiać, jak to będzie. Próbowałam sobie przypomnieć, co znajomi mi mówili o więzieniu, jak trzeba się zachowywać. Po chwili przypomniało mi się, że kiedyś znajomy mi powiedział, że „jak się zjeżdża na puchę, to najważniejsze jest, żeby mieć papiery na to, że się nikogo nie zakapowało”. Jedyne, co przy sobie miałam, to postanowienie z sądu o tymczasowym aresztowaniu i było tam napisane, że w czasie czynności wstępnych odmówiłam składania wyjaśnień, więc pomyślałam, że to wystarczy.

Z rozmyślań wyrwał mnie głos policjanta: „Księżniczko, zapraszam, jedziesz do zamku”. Dla niego było to zabawne, dla mnie troszkę mniej. Stało się, wieźli mnie do więzienia. Była troszkę załamana, ale nie okazywałam tego, musiałam być twarda.

Na miejscu po przebrnięciu przez wszystkie procedury i przeszukani, dowiedziałam się, że idę na celę przejściową.

Postanowienie z sądu trzymałam w ręku i z duszą na ramieniu weszłam do celi przejściowej!

Były w niej cztery kobiety w różnym wieku. Powiedziałam „Cześć” i próbowałam podać im papier, w którym było napisane, że nie jestem kapusiem. Jedna z nich powiedziała: „A po co nam to? Nie chcemy tego widzieć!”. I zaczęła się głośno i serdecznie śmiać. I wtedy pomyślałam: „Chyba nie będzie tak źle!.”

Lexi

Mój patent na to, żeby nie wrócić do więzienia

1-DSC_0051-001

Tak, dożywotniego pozbawienia wolności, bo taki mam właśnie pomysł. Przestępstwo to przestępstwo, a kara być musi, więc po co się rozdrabniać? Nie ma kary śmierci, dlatego jestem aż tak łaskawa… Nie dziękujcie! Tego typu metoda wyeliminuje przestępczość, jeśli nie w całości, to w dużym stopniu…

Jedni powiedzą, że niesprawiedliwie byłoby skazać kogoś za kradzież batonika i kogoś za zabójstwo na taką samą karę i do tego tak wysoką. Ale nikt nie mówił mi, że mam być sprawiedliwa, bo niby i dlaczego. Każdego mogłabym mierzyć tą samą miarką, bo to metoda wygodna i dość w naszym świecie popularna. Przy tym taka kontrowersja sama w sobie stałaby się popularna – a nawet jeśli nie do końca, to przynajmniej zrobiłoby się o tym głośno, a przecież czasy takie, że mało istotne jest, czy coś ma sens, czy nie. Jeśli głośno, to zazwyczaj dobrze i wielu przyklaśnie, nawet gdy bezmyślnie.

Nie o to jednak chodzi, a serca trochę jeszcze mam (nawet jeśli według niektórych wołowego .

Moja metoda w rzeczywistości nie polegałaby na trzymaniu w więzieniach ludzi w nieskończoność, bo to wbrew pozorom bez sensu. Mam na myśli to, aby kara była efektywna, a nie efektowna i tylko pozornie różnica polega na zmianie literowej . Na myślenie w więzieniu każdy ma czas: jedni mają go więcej, inni mniej, ale rzecz w tym, żeby w głowie doszło do przewartościowania. Uważam, że człowiek, który musiałby (np. za kradzież) odsiedzieć dwa lata, ale ze świadomością, że ma na plecach dożywocie, po wyjściu nie wyciągnąłby ręki po cudzą własność. Te przykładowe dwa lata myślenia i przeświadczenia, że nigdy nie wyjdzie, w jego głowie zrobiłyby takie przemeblowanie, jakiego on sam by się nie spodziewał.

2-DSC_0070-001

Może moja nowoczesna metoda przypadnie komuś do gustu – patent oddam lekką ręką . A reszta świata niech się cieszy, że nie jestem sędzią

Małgosia

Chcę zamknąć oczy i przestać istnieć…

1-25-DSC_0499

Czytam wpisy ludzi, którzy – jak widzę – mają do nas masę pytań, jak i wiele mieszanych uczuć do tego, co piszemy… Niezrozumienie, hmmm… OK. Wątpliwości, czy aby na pewno nie przesadzamy, absolutnie nie, bo każda z nas ma inne spostrzeżenia tego świata. Negatywne nastawienie do nas, bo? Bo każda z nas dopuściła się czegoś strasznego, tylko co dla każdego z was znaczy „coś strasznego”? Kradzież? Pobicie? Morderstwo? Każde przestępstwo jest zawsze czymś spowodowane… A czy każdy z was zastanawiał się, do czego by się posunął człowiek, by przeżyć? … A czy ty się zastanawiałeś, drogi czytelniku naszego bloga? Czy nie kradłbyś chleba, by nakarmić dziecko? Podniosłeś rękę na kogoś? Założę się, że na 100 procent tak. A gdyby ktoś chciał cię zabić i w obronie własnej stało się to, co znaczy pozbawienie życia drugiego człowieka?…. To są przykłady, które po części można usprawiedliwić, bronić, ale czy aby na pewno każdy do tego tak podchodzi? Z całą odpowiedzialnością wiem, że nie… Ile ludzi żyje po tamtej stronie, dopuszczając się całej masy innych przestępstw, i są bezkarni, a ile kombinuje nielegalnie, by zarobić, a się nie narobić? Każdy! Bo nie wierzę, że nikt … Po prostu nikt się nie przyznaje, bo musiałby być głupi – wiadomo, nikt nie chce siedzieć. Ha, cóż w tym ekscytującego, nic… Są ludzie, którzy żałują swych czynów, a także tacy, którzy popełniają błąd za błędem, wracając jak bumerangi, zostawiając dzieci, bliskich, mężów czy żony.

Trzeba poznać nasz świat, by wypowiedzieć się obiektywnie, myślicie, że każda z nas jest zepsuta do szpiku kości? Błąd, każda z nas ma za sobą bagaż takich doświadczeń, że niejedna osoba by się zdziwiła, każda z nas ma piękne wnętrze, marzenia, tęsknoty, pragnienia, a przede wszystkim serce, które kocha tych, którzy w nas wierzą i dzięki którym mamy siłę, by żyć…

Ja straciłam prawie wszystko – pracę (to szczegół, bo dla tych, co chcą zawsze się znajdzie), przyjaciół (o, to jest coś, tylu ich było, właśnie dzięki temu miejscu ujrzałam, jacy byli z nich przyjaciele, nikomu takich nie życzę, szkoda gadać), a z najgorszych – to bliskość córki, każdy kolejny dzień z jej życia, radość, łzy, pierwszy dzień w szkole, jak dorasta. Tak dużo tego, serce pęka, bo to już dwa lata jak jej nie widzę. Pomimo tego, że to już tyle czasu, to wciąż nie pogodziłam się i nie pogodzę z tym, że mnie przy niej nie ma…

Tęsknię za domem, pomimo że nie zawsze było w nim wesoło, brakuje mi zapachu deszczu, kwiatów, widoku za oknem, porannej kawy z mamą, brakuje mi wolności, której nie doceniałam, słońca, które mnie budziło, widoku córki, która tak pięknie spała przy moim boku… Tęsknię i tęsknić jeszcze długo będę za normalnym życiem.

Każdy dzień od dwóch lat to ciągła walka z samym sobą, narastający stres, agresja, która niczym wulkan Etna, uśpiony, czasami budzi się, wybucha i niszczy wszystko, co napotka na swojej drodze, koszmar, który nigdy się nie kończy…

Trwam, żyję, jeszcze oddycham, choć coraz częściej chcę po prostu zamknąć oczy i przestać istnieć, lecz to by była zbyt prosta ucieczka od problemów, z którymi muszę się zmierzyć, i to zapewne nie raz…

Iwona

https://www.facebook.com/ewkratke