Nie ma więzienia bez książek

Więzienna biblioteczka podręczna, fot. Justyna Domasłowska Szulc
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Każda jednostka penitencjarna posiada tak zwaną bibliotekę centralną, do której można mieć dostęp wg wewnętrznego regulaminu. A jeśli nie można osobiście, to są do przejrzenia katalogi czy opcja napisania kartki z tematyką, która nas interesuje, bądź nazwisko autora, którego lubimy czytać, a osoba zatrudniona w bibliotece już coś wybiera do czytania. Ciekawą informacją może być to, że przeważnie w świetlicach oddziałów mieszkalnych stoi regał lub szafa książek, z której w ostateczności też coś można wybrać. Spora grupa osadzonych otrzymuje z wolności „lekturę” i zrozumiałym jest, że nie gromadzimy tego w celach. Trzeba się tego pozbywać; jedni odsyłają do domów, inni rozdają między sobą, ale też z prywatnych zbiorów książki trafiają do tej świetlicowej szafy. 

To miejsce tego nie zmieniło, że rozmawia się na temat przeczytanych książek. Podawane są z ręki do ręki te ciekawe, ale i te bulwersujące. Opowiada się o nich, zachwala, krytykuje, a nawet niekiedy w złości niszczy.

W tym świecie, w jednej celi, mogą się wymieszać przeróżne zainteresowania; historia z fantazją, psychologia z religią, biografia z romansem. Przez „Mase” obok „Słowikowej” leży „Gad, spowiedź klawisza”. „Harry Potter” zmieni „Tożsamość Bourne’a” by stać się „Niewinnym”. „Dziewczyna, która igrała z ogniem” będzie „Blondynką wśród łowców tęczy”, by „Zaginiony symbol” odnaleźć w „Niedzielę, która zdarzyła się w środę”. „Piekło może zdarzyć się wszędzie”. „Jeden fałszywy ruch” i stajesz się „Zły”. Mało kiedy są z tego powodu jakieś poważne kłótnie, ewentualnie lekkie uśmieszki. 

Jednak ostatnio miałam okazję wejść do celi, w której głośno dyskutowano na temat książki „Skazane na potępienie” Ewy Ornackiej. W jednostce, w której obecnie przebywam, dziewczyny odbywały karę z bohaterką owej książki. Zapewne zupełnie inaczej czyta się opowiadaną historię przez kogoś, z kim można było przebywać na co dzień – niekoniecznie w celi, ale niekiedy wystarczy spacer, kilka zamienionych słów by stwierdzić: „znam ją”. Osobiście walczę z tym stwierdzeniem od lat, bo wskazanie mnie paluchem nie równa się „znanie mnie”. 

Ćwierć wieku tak samo jestem „ciekawostką więzienną”, ile sprawą medialną.

Katarzyna Bonda korzystała z mojej ksywy, wyroku i wybranych elementów procesowych ze znanych sobie tylko powodów. W owej książce kilka słów mocno wskazuje na moją osobę. Ciągle jestem „szarpana”, a ludzie nie mieli ze mną w ogóle styczności. Ponieważ pół roku temu przeczytałam  „Skazane na potępienie” mogłam świadomie wziąć udział w dyskusji. Wręcz nawet mnie zachęcano pytaniami – „ty byłaś w Grudziądzu, powiedz, czy można się w łazience zamknąć i czy tak naprawdę w żadnej celi dzieciobój nie siedzi przy stole?”. Po pierwsze nie miałam możliwości spotkać osobiście osadzonej, która opowiadała swoją historię pani Ornackiej, w Grudziądzu byłam 10 lat temu, a książkę wydano w 2019r. Po drugie wątpię, by przez 10 lat zamontowano w łazienkach jakikolwiek mechanizm pozwalający się zamknąć, bo wtedy mogłoby dochodzić do tragicznych sytuacji. W nocy każde łóżko musi być odsłonięte tak, by przez kukiel (judasz) było widać osobę leżącą na łóżku. I nieistotne czy jest to „zamek” – cele zamknięte cały czas, czy „półotworek”, gdzie cele są otwarte do apelu wieczornego (18:30). Co do dzieciobojów, to jest to tak samobójczy temat, że bezpiecznie będzie napisać, że dobierano im skład w celi, a skoro decydowały się siedzieć z takimi osobami, to czemu nie miałyby siedzieć z nimi przy stole?  „Półotworek” czyli grupa klasyfikacyjna P2 jest formą awansu z P1, czyli dla każdego jest to chyba zrozumiałe, że jest to nagroda? Nagroda, którą na ogół się dostaje za zachowanie, postawę, wykonywanie indywidualnego programu oddziaływania. Oczywiście jest ogrom osadzonych, które po celi przejściowej na komisji dostają P2, bo np. mają mniejsze wyroki i pomija je tak naprawdę prawdziwy „zapach” więzienia. To chodzenie w mundurku na widzenia, na których dzieci i bliscy patrzą na twój wygląd, to przebywanie w ciągle zamkniętej celi z osobami nie zawsze dobrze dobranymi. Więc kiedy czytam – cyt.: „nieraz widywałyśmy zielone mundurki – o księżniczki idą – mówiłyśmy z pogardą na ich widok”, to zasmuca, że ten cholerny skarbowy strój charakteryzował człowieka – sorry, księżniczkę!

Jest sporo osób na „półotworku”, które na nim się utrzymują, dzięki niesprawiedliwemu przymykaniu oka na ich wybryki i dawaniu kolejnych szans – bo mają małe wyroki. To nie pomaga w znoszeniu trudu i niemożliwości przegrupowania tym z „zamka”. Prawdą jest, że faktycznie „zamek” odróżnia się przede wszystkim mundurkiem, ale nie spotkałam się z sytuacją, by ktoś kimś gardził tylko z tego powodu, że jest z zamka. Jak mało mobilizujące jest widzenie i słyszenie, że na „półotworku” za powyzywanie oddziałowej dostały naganę, za pocięcie się – zabrana paczka, a z „zamka” niekiedy przez jeden wniosek nie można przejść na P2. Jak łatwo się wypowiadać o tych z „zamka”, w mundurku, który zapewne jest symbolem demoralizacji, a zapomnieć, że jest się tak samo osadzonym. 

Osoba skazana na dożywocie, głównie taki wyrok ma za udział w zabójstwie bądź zabójstwo, tak zwane „cyfry”. Wyrok dwadzieścia pięć lat mogą mieć za napady i włamania. Cyfra już mniej zastanawia. Zdarza się, że pięć lat można dostać za zabójstwo męża bądź przekręt finansowy. Piętnastoletni wyrok za poćwiartowanie zwłok tak nie szokuje, jak dożywocie. 25 lat za zabicie trójki dzieci nie odbiera możliwości zatrudnienia. 

Recydywistki, osoby notorycznie okaleczające się, wpadające na testach narkotykowych, po próbach samobójczych, zdegradowane, umieszczane w celach izolacyjnych, niepowracające z przerw czy przepustek – wszystkie, zawsze mają pierwszeństwo przed dożywotką. Czy chodzi o pracę czy zwykły kurs. Bez wyjątku. Pod każdym wyrokiem jest człowiek: jest jego historia i drzwi do niego. Skazanych na potępienie są tysiące; o jednym przypomną gazety, o drugich inne osadzone – właśnie! Tak samo osadzone.

Lesbijki to nie jest już temat tabu i jest ich coraz więcej, nawet w szeregach służby więziennej, i jakoś to nikogo nie zastanawia, że taka kobieta przeszukuje osadzoną np. powracającą z widzenia. To nie zastanawia, że może to być wstydliwe czy krępujące? Ale opis dwóch kobiet, które się do siebie zbliżyły ciekawi przeokrutnie. 

Skąd się bierze to zainteresowanie więzieniem? Więźniem czy więzieniem?

Do ludzi zza muru docierają tak dziwnie wykrzywione informacje, jak cały ten program „Więzienie”. Mało kogo interesuje statystyka pozostawionych żon, znienawidzonych matek, pokiereszowanych małolat, którym lata przychodzi spędzić w izolacji. Mało kogo interesuje to, że wiele osób ma nieprzerobiony problem i powinna być wprowadzona terapia. Ludzie przebywający naście lat w więzieniu kierowani powinni być na badania psychologiczno-psychiatryczne celem wydania aktualnych orzeczeń psychologiczno-penitencjarnych. Zanik więzi z osobami z zewnątrz, bierność, obniżenie sprawności intelektualnej, utrata i zawężenie zainteresowań, to negatywne skutki związane z długoterminowym pobytem w warunkach izolacji. Jeśli kogoś to interesuje, to ja złożyłam taki wniosek i dostałam na niego odmowę.

Osobiście przeraża mnie fakt, że samych skazanych tak nakręcają do rozmów tego typu książki, jak „Skazane na potępienie” Ornackiej. Że osadzone przebywające kiedyś na przepustkach sprawdzały w internecie współosadzone. Że donoszenie jest mało weryfikowane i nie uważane za krzywdzące. Że niektóre grupy osadzonych się chroni, a inne szufladkuje w np. roszczeniowość. Bo książki były i będą – mnie to cieszy, bo z KAŻDEJ można coś wyciągnąć dla siebie. Nie skazujcie nas bardziej niż jesteśmy skazane. 

Pełnoletnia

Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.

Nauczycielka

Więzienie w Grudziądzu, rys. Monika
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Świeżo skończyły się wakacje. Jestem w ZK i również je miałam. W czerwcu skończyłam 3. semestr liceum dla dorosłych w Grudziądzu. To jedyna szkoła w więzieniu dla kobiet. Jeśli chcesz się uczyć za kratkami, to musisz przyjechać właśnie tu do Grudziądza. 

Spełniam swoje pragnienia, które pojawiło się już parę lat temu, a możliwość realizacji mam dopiero teraz. Od niedawna szkoła w Grudziądzu ma liceum. Zrobię sobie maturę. Chcę być grafikiem i tworzyć gry komputerowe. To połączenie wszystkiego, co lubię, rysunek, komputery i gry komputerowe. Matura to furtka do spełnienia tego marzenia. Opowiem trochę o mojej szkole. Istnieje ona od ponad 60 lat. Wcześniej była tu Zasadnicza Szkoła dla Dorosłych, jednak po zmianach w edukacji została przekształcona w Centrum Kształcenia Ustawicznego. Jakie zawody można tu uzyskać? Pieczenie ciast, gotowanie, szycie to znaczy: cukiernik, kucharz i krawiec. Można również ukończyć szkołę podstawową lub liceum ogólnokształcące, do którego uczęszczam ja. Nauczyciele są kochani i choć książek mało, to jakoś ta nauka idzie. 

Ciekawi jesteście jak moja szkoła wygląda podczas pandemii? – jest wszystko to, co świetnie znacie, czyli reżim sanitarny, maseczki i dezynfekcja. Zero jedzenia i picia w szkole, a do toalet podczas przerwy tylko po 3 osoby. Miałyśmy też nauczanie zdalne. Z jednym wyjątkiem – odbywało się to bez komputerów. Jak to możliwe zapytacie? Otóż możliwe. Dostawałyśmy karty pracy, które po uzupełnieniu oddawałyśmy do oceny. Teraz, już po wakacjach, mam nadzieję, że wróci wszystko do normy, bo większość jest po szczepieniu i maseczki znikną, usta znów będzie można malować 😊 😊 kanapeczkę zjeść. 

Jednak historia, jaką chciałam opowiedzieć, to nie historia szkoły, ale zderzenie z własnymi uprzedzeniami, które w tej szkole mi się przydarzyło. Uważam się za osobę bardzo otwartą, na bieżąco staram się wyzbywać wszystkich uprzedzeń, jeśli takie zauważę. Okazało się jednak, że w środku mnie zupełnie niezależnie od mojej woli podziały istnieją. W pierwszym semestrze mojej klasy podjęła współpracę z naszą szkołą, Nauczycielka od historii i wosu. Po paru pierwszych lekcjach i tematach ogólnie uważanych za trudne – polityka, religia, aborcja, stwierdziłam, nie wysiedzę na jej lekcjach, bo ma tak odmienne poglądy polityczne. No i wychodziłam z lekcji wzburzona i z wypiekami na twarzy  i szyi i nie wiem, gdzie jeszcze… Po paru miesiącach i przeprowadzonych rozmowach Nauczycielka okazała się nie tak ograniczona a  ja nie tak otwarta, jak myślałam na początku. Im więcej czasu mijało, tym bardziej doceniałam jej zaangażowanie, przekonywałam się jakim serdecznym człowiekiem jest. Teraz niekorzystne przezwisko, które Nauczycielce kiedyś nadałam, jest  słowem  rozpływającym się w nieistnieniu, a materializuje się stwierdzeniem „człowiek o odmiennych poglądach”.

Dziś cieszę się , że to właśnie ta Nauczycielka mnie uczy, bo robi to ciekawie i z pasją i cieszę się, że mogłam poznać ją wraz z jej światopoglądem. Nie zgadzamy się w wielu kwestiach, ale się lubimy. Oprócz wiedzy, dostałam możliwość konfrontacji ze sobą. Było burzliwie, porywająco i na pewno interesująco, a fajna znajomość zostanie, mam nadzieję.

Żałuję tylko, że nie mam więcej takich miejsc dla kobiet w innych więzieniach, a zawody nie są bardziej dostosowane do rynku pracy. Może kiedyś?

Monika

Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.

JAKUB ĆWIEK – PORADY ŚWIETNEGO PISARZA

Skrin ze spotkania on-line Jakuba Ćwieka z blogerkami
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Naszym specjalnym gościem na zajęciach był pisarz Jakub Ćwiek. Co prawda widzieliśmy się przez ekran komputera, ale i tak rozmowa przebiegła bardzo miło. Dużo mogłyśmy się dowiedzieć o Kubie (bo tak pozwolił zwracać się do siebie 😊)i jego drodze do pisania własnej książki.

KRÓTKA BIOGRAFIA (abym mogła przybliżyć wam jego osobę):

Jakub Ćwiek (39 lat), to pisarz, stand – uper i scenarzysta. Debiutował zbiorem opowiadań „Kłamca”, wydał też kryminał grozy „Liżąc ostrze”, oraz horror „Ciemność płonie”, dla napisania którego, UWAGA, spędził pół roku wśród bezdomnych na dworcu w Katowicach! Napisał również kilkutomowe powieści pt.: „Cykl chłopcy”, „Dreszcz” czy „Grimm City”. Dziesięciokrotnie nominowany do Nagrody im. Janusza A. Zjadla, zdobył ją w 2012 roku😊.Brawo!

SKĄD WZIĘŁA SIĘ CHĘĆ DO PISANIA?

Jako dziecko Jakub Ćwiek miał kontakt z książkami, ponieważ jego mama była bibliotekarką. Lubił czytać w chłodnej bibliotece, ale chęć pisania rozwinęło u niego również… oglądanie filmów 😊.czasem nie podobało mu się jakieś zakończenie, a wtedy sam w swoich myślach układał sobie kilka nowych zakończeń. Bo zawsze opowiadanie może mieć ich przecież wiele 😊.Tak właśnie Jakub Ćwiek rozwinął w sobie chęć pisania. Bo przecież film, to również rodzaj opowiadania 😊.

A NA KIM KUBA SIĘ WZOROWAŁ? KIM SIĘ INSPIROWAŁ?

Otóż wzorował się na STEPHENIE KINGU, a przede wszystkim na powieści „Jak pisać pamiętnik rzemieślnika”. Dzięki temu rozwinął swój kunszt artystyczny, czyli pisanie ciekawych książek 😊.

RADY JAK NAPISAĆ KSIĄŻKĘ WEDŁUG JAKUBA ĆWIEKA:

  1. Ważne jest złapać więź z czytelnikiem, dzieje się tak tylko wtedy, gdy pisze się uczciwie, czyli „wiem, o czym piszę” i „chcę, aby ktoś zrozumiał co mam do powiedzenia”. Tak jakby rozmawiało się z czytelnikiem. Im historia jest prostsza tym lepiej, a każdą swoją opowieść powinno się umieć streścić w jednym zdaniu.
  2. W pisaniu ważne jest uporządkowanie własnych myśli. Pisząc książkę musimy ułożyć sobie w głowie, o kim będziemy pisać, o jakim miesiącu, o czym ma być opowieść.
  3. Najlepiej pisać w 3 osobie, czyli ON/ONA, przykład: „poszedł do lasu” czy „zobaczyła coś niewiarygodnego”. Wtedy możemy trzymać dystans i dużo łatwiej nam np. skrzywdzić bohatera (jeśli zachodzi taka konieczność), niż jakby to było w 1 osobie czyli „JA”. Pozwala to również na przeskoczenie między narracjami, bo można pisać w 3 osobie, z jednej perspektywy, a zaraz w 3 osobie z drugiej perspektywy. Minusem jednak jest to, że ciężej jest przekazać myśli, niż w 1 osobie czyli „ja”.
  4. W każdej książce autor daje trochę z siebie, jednak najlepiej nie pisać od razu wszystkiego o sobie, nie odkrywać się od razu. Jak to zrobisz, to ludzie będą czuli, że znają ciebie bardzo dobrze, twoje intymne historie. Będą cię utożsamiać z bohaterem. Dlatego najlepiej mocno wymieszać fakty, czy swoje odczucia z fikcją.

KROKI J. ĆWIEKA DO NAPISANIA POWIEŚCI

  1. ZAPLANOWAĆ

Układać opowiadanie sobie w głowie, czyli o czym ma być, o kim i gdzie ma się to dziać. Zapisać to w punktach po kolei, aby było to spójne i logiczne opowiadanie. NAPISAĆ

Pisać opowieść codziennie po trochę, nie wracając do tego, co jest już napisane, tylko pisać dalej. Nic nie poprawiać, żeby nie stracić koncepcji, którą się podąża, bo poprawki mogłyby wiele zmienić na tym etapie.

  1. ODŁOŻYĆ

Gdyskończy się opowieść, odłożyć ją na 3 tygodnie, aby zapomnieć o szczegółach.

  1. POPRAWIĆ

Przeczytać ją po tym czasie, poprawić to, co nie jest spójne, aby tworzyło logiczną całość, wypełnić luki. Jeśli wszystko jest dobrze,wysłać do redakcji i tak właśnie powstaje kolejna powieść 🙂

A CO, GDY CZUJEMY NIEDOSYT KOŃCZĄC KSIĄŻKĘ?

Tak, jak miała jedna z naszych czytelniczek książki J. Ćwieka pt. „Szwindel”. Według Jakuba Ćwieka, to dobrze, ponieważ wtedy możemy sami w swej głowie dopowiedzieć sobie resztę. Jednak Jakub już ma pomysł na kontynuacje „Szwindla”.

JAKIEGO AUTORA J. ĆWIEK SOBIE CENI?

STEINBECKA, ponieważ fajnie pisze o ludziach i życiu w USA. Autor przywiązuje się do ludzi i tematów, zawiera mnóstwo fajnej prawdy sprzed lat.

JAKUBIE! Dziękujemy Ci za poświęcony nam czas i świetne porady! No i tak jak powiedziałeś: „w powieściach zawsze chodzi o człowieka”!

Pozdrowienia od czytelniczek zza krat 🙂

Kalenka

Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.

Gry i zabawy w celi

Fot. Małgorzata Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Tak z biegu to trudno sobie wyobrazić, że w więziennej celi można się bawić. Hasło GRY I ZABAWY… ŚWIETLICOWE kojarzy się bardziej z wyjazdem kolonijnym, a nie z pobytem tutaj. Różnice są zasadnicze, a główna jest taka, że tu człowiek musi zorganizować sobie zajęcie czy rozrywkę we własnym zakresie, co nie jest takie proste. Niby nie po to trafiamy do więzienia, żeby się ,,bawić’’, ale też nie po to, aby zanudzić się na śmierć – takiej kary na szczęście nie ma w kodeksie, choć czasem niejedna osoba jest bliska jej wykonania. Prędzej niż później i bez względu na długość wyroku, każdy skazany leży i ma myśli typu ,,ależ się nudzę’’.

Można, po pierwsze, czytać książki, o ile ktoś lubi. W sumie to nawet ci, którzy w życiu nie czytali prawie wcale – tu sięgną po coś do czytania. To chyba najlepszy ,,zabijacz czasu’’ z ogólnodostępnych w więzieniu. Osobiście, uwielbiam czytać, ale nawet miłość do książek w pewnym momencie staje się rutyną, a wtedy na myśl o sięgnięciu po kolejną pozycję przyprawia o mdłości.

Można, po drugie,  rozwiązywać krzyżówki, bo to według niektórych rozwija lub poprawia pamięć. Nie dla tych, którzy chcą o czymś zapomnieć. Ja po panoramiczne sięgam sporadycznie, tak w ostateczności, bo hasła wpisuję z automatu, więc średnio mnie to bawi. Ale żeby zająć choć kawałek dnia, też dobre.

Można, po trzecie, grać w karty, z czego dosyć często korzystam. Lubię remika, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto potrafi w to grać, albo szybko się nauczy. Rzadziej trafiam na kogoś, kto gra w kanastę, ale bywa. Jeszcze ani razu nie spotkałam osoby, która grałaby w brydża i bardzo tego żałuję.

Można, po czwarte, grać w scrabble. I to jest świetny czasoumilacz. Kiedyś tą grą wręcz ,,molestowałam’’ swą przyjaciółkę i codziennie potrafiłyśmy pół dnia przesiedzieć nad planszą. W końcu miała dość i mnie, i tej gry, więc grałam sama ze sobą, co było też fajne, ale już nie tak zabawne. Przy okazji – Pełnoletnia – dziękuję Ci za ten czas przy różnych wersjach scrabble. Można, po piąte, uczyć się języków obcych. Czy się lubi czy nie to zawsze coś, a nuż przyda się kiedyś w przyszłości.

Można, po szóste, rozmawiać z innymi współosadzonymi, o ile ma się takie towarzystwo, że jest o czym pogadać, bo bywa z tym różnie i czasami człowiek staje się niemową, a żałuje, że słyszy.

Można, po siódme, dostać totalnej głupawki i śmiać się do rozpuku, aż boli brzuch i całą szczena, a powodu do tej radości żadnego konkretnego nie ma.

Można, po ósme, wymyślać co tylko się da i co komu przyjdzie do głowy – na małej przestrzeni wychodzą z tego czasem jaja.

Można, po dziewiąte – i to będzie obecnie mój ulubiony punkt – grać na konsoli. Stara jestem, ale jeszcze z tego nie wyrosłam i tak mi się jakoś zdaje, że będę siedziała przed ekranem z kontrolerem w rękach nawet gdy zbliżę się do setki. W domu nie mogłabym sobie pozwolić na to, żeby spędzić tyle czasu przy grze, poza tym miałabym tam ciekawsze i  zdecydowanie przyjemniejsze rzeczy do zrobienia, ale tu… no cóż – nie ma takiej siły, która odkleiłaby mnie od konsoli. Nie mogę się rozpisywać na ten temat, bo dłuuugo bym nie skończyła.

Można, po dziesiąte, haftować (nie, nie po imprezie), robić na szydełku, drutach i w ogóle zająć sobie czas takimi manualnymi duperelstwami.  Czasochłonne, przyjemne i potrafi przynieść efekt w postaci czyjegoś uśmiechu, gdy ktoś taki dostanie robótkę w formie prezentu.

Najistotniejsze jest to, aby cokolwiek tu robić i na tyle rzadko, na ile to możliwe, mieć tę myśl, że nudzi mi się.

Pozdrawiam, Małgosia

Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl

MOJA CODZIENNOŚĆ

Fot. Małgorzata Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Jeden tydzień, siedem dni, różnych od siebie. Może to są minimalne różnice, wymyślone odgórnie, ale też własny pomysł pomaga je jeszcze bardziej urozmaicić. Lata też pewne rzeczy zmieniają, choćby starania się o pracę. Kiedyś pracowała garstka dziewczyn i to była forma nagrody.

 Skoro to piszę, to też codziennie wstaję:) , niby światło zapalają o godz. 6:00 ( czyt. pobudka), ale ja parę minut jeszcze potrzebuję. Bardzo lubię siedzieć w celi z dziewczynami, które „polegują” na maksa, bo wtedy mam chwilę dla siebie. Poranki nie zawsze są takie same, ponieważ jednego dnia zwyczajnie potrzebuje posiedzieć w ciszy, przy kawie, przypominam sobie sen – jeśli jakiś miałam, zamyślam się nad nim, a niekiedy kawę popijam nad książką bo nie doczytałam np. wczoraj rozdziału i ciekawi mnie co dalej. Jedno jest zawsze to samo – rozciąganie, kawa,  poranna higiena i codziennie robię makijaż. Dbam o siebie, staram się nie „straszyć”. Po apelu czeka się już na śniadanie i później jest zależne od tego, co było dane, co załatwione, z jakiej propozycji skorzystane (jak by to nie zabrzmiało ha!ha!). Czyli  te, które pracują, wychodzą do pracy. Jeśli jest akurat organizowany na terenie A.Ś kurs – to też rano. Spacer co drugi dzień jest chwilę po ósmej. W poniedziałki chodzimy do magazynu po paczki lub dokonać wymiany odzieży (raz w m- cu). We wtorki dodatkowo nasz oddział ma boisko, w czwartki i niedziele kąpiel na łaźni. W tych ustalonych ramach oddziały podzielone na cele, one w zależności od metrażu na ilość łóżek, a ile łóżek, tyle ludzi:)… Ile ludzi, tyle charakterów… ale najważniejsze to mieć w życiu swoje cele:). Społeczność więzienna też się dzieli na tych, którzy chcą coś ze sobą robić i na tych z ulubionym tekstem „tyle to ja pod klapą przeleżę”. Indywidualne podejście i tyle.

Ja korzystam ze wszystkiego, co powyżej wymieniłam, ale dla mnie to mało. Wiele lat przebywałam na tzw. zamku – prawdą jest, że od kilku dopiero miesięcy jestem na półotworku.

Na zamku wyszukujesz zajęć, by nie zwariować. To w więzieniu pokazano mi, jak się wyszywa, szyje na maszynie (chociaż w domu mama szyła), robi bransoletki, tworzy na laptopie gazetkę. Tutaj „zapoznałam” się z jogą, obecnie w środy chodzę na Zumbę – początek był fatalny:), poznaję świetnych ludzi, którzy przyjmują zaproszenie na zajęcia „Piszę, więc jestem” organizowane przez Fundację Dom Kultury (pozdrawiam każdą cudowną osobę, która mnie pamięta!, a jeśli nawet nie, to dzięki, że wpadliście). Po tylu latach mogłam przytulić psa dzięki  Fundacji Tatar i Pies, która z zaufaniem powierzyła swoich czworonożnych podopiecznych w nasze ręce. Super wspominam warsztaty „You Can Free Us”. W piątki Warszawska Misja Ochotnicza wspomaga w duchowym rozwoju osadzonych, Michael Murphy z córkami wykonuje tu kawał dobrej roboty. To są rzeczy, z których ja korzystam, ale bywają jeszcze inne spotkania religijne, koncerty – te akurat najrzadziej.

Według mnie najwięcej robi dla nas Fundacja Dom Kultury w połączeniu z wychowawcami K.O.

O ile mogę iść na jakieś zajęcia, to po prostu idę (nie! nie pójdę na kurs kucharza, bo nie lubię gotować :).

W moim tygodniu jest zawsze czas na książkę i jakoś ostatnio mam szczęście do Mroza i Bednarka, lubię ćwiczyć, więc jakieś małe zmęczonko stosuję, codziennie oczywiście dzwonię do bliskich. Najlepsze momenty to właśnie telefon i widzenia, a najgorsze to zmiana celi lub wymiana współosadzonych. Cel nie lubię zmieniać,  bo jestem niepaląca, zawsze mnie czeka szorowanie i doprowadzanie wszystkiego po swojemu. Przez tyle lat nie zostałam pobita i niestety nie próbowano nawet mnie zgwałcić :).

Prawda jest taka, że to w latach 90′ dochodziło do agresji z obydwu stron, to był straszny okres, który jest już za nami. Spróbujmy go zamknąć w szufladzie z napisem „ co cię nie zabiło, to cię wzmocni”.

Wolę myśleć, że we wtorki i czwartki mam zajęcia, że trzy razy pójdę na widzenie, że moi Rodzice żyją, że poznaję fajnych ludzi, że może i do mnie kiedyś uśmiechnie się szczęście. Jak każdy potrzebuję wsparcia, zrozumienia i ……….książek! Nie macie jakiś na zbyciu? Jeśli tak to skontaktujcie się z Fundacją Dom Kultury!

Dzięki. Pozdrawiam.

Pełnoletnia     

Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”

Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl

Biblioteka

Fot. Małgorzata Brus, fragmenty książki: A.Borowski, Barok, w: Okresy Literackie, WSiP, 1990 r.
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Drodzy Czytelnicy!

Zapraszam Was do biblioteki pawilonu siódmego, w której jestem zatrudniona (nieodpłatnie – społecznie oczywiście…)

Zapewniam, że jest to jedno z niewielu takich miejsc w Warszawie!

W świetlicy pawilonu siódmego znajdują się dwie szafy pancerne wypchane po brzegi książkami… wyjątkowymi książkami! Zastanawiacie się pewnie, dlaczego są takie wyjątkowe? Może macie jakieś pomysły?

Książki były nowe. Naprawdę, chyba wszystkie osadzone były zadowolone, kiedy rozpakowywałam kartony z ,,wymianą’’. I choć sama nie znalazłam tu nic dla siebie, bo wolę książki związane z historią sztuki, malarstwem lub mitologią indyjską, wiem, że każda z osadzonych znalazła tu coś dla siebie J. Te z nas, które siedzą dłużej niż kilkumiesięczne wyroczki, bardziej dbają o książki. Mówią nawet innym, by szanować książki, bo mogło być gorzej, a te ktoś tu będzie czytał też za parę lat… Czasem nawet same je podklejają taśmą, gdy są gdzieniegdzie uszkodzone.

Niestety (!), często spotykam się z Paniami – jak to się tu mówi – świeżymi, choć ja bym ich takimi nie nazwała… Wpadają przygarbione do świetlicy… często zachrypniętym głosem pytając o ,,szluga’’ :/

Zazwyczaj chcą tylko wypożyczyć Biblię, ale nie dlatego, że się nawróciły, lecz z powodu faktury papieru, na którym Biblia jest wydrukowana. Przypomina ona bibułki do kręcenia papierosów…

Taki ,,Grotołaz’’ nazbiera sobie petów na spacerniaku, nakruszy z nich resztki tytoniu… zapalniczkę komuś ukradnie albo pożyczy – na wieczne nieoddanie…

Biblii im nie daję. Zostały może dwie, zapisuję, kto wypożycza.

,,Grotołazy’’ są jednak nieugięte! Nie z Biblii, to z innej książki… zazwyczaj albo brakuje w nich kilku kartek albo ktoś wycina prostokąt odpowiedni do skręcenia ,,papierosa’’…

I co zrobić? Jak żyć?

Jak przetrwać kolejny dzień smutnej odsiadki, gdy czytasz romansidło albo dobry kryminał i brakuje 10 stron..?

Pomyślcie tylko, ile przeżyłam stresu, gdy do świetlicy przyszłą kolejna ,,grupa’’, a jedna z osadzonych, WYŻSZA ODE MNIE O DWIE GŁOWY wykrzykiwała:

– Luizaa, ty mnie oszukałaś!!!

– Co? W jaki sposób?

– Wypożyczyłaś mi drugą część ,,Pięćdziesięciu twarzy Grey’a’’, on ją rozebrał, a mi brakuje 7 stron!!! 7 STRON! Ja muszę wiedzieć, co robić, bo będę list pisała do swojego Seby, i co ja mam mu przepisać? Zrób coś!

Ten przykład zakończył się szczęśliwie. Fanka ,,Pięćdziesięciu twarzy Grey’a’’ wyszła z dwiema takimi samymi książkami, i jak to bywa przy układaniu puzzli… dała radę.

Lui

Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”

Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl

Naciągnięte? Czyli spotkanie z dziennikarzami

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie FDK-SNO-300x117.jpg

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Spotkanie z dziennikarzem zawsze jest jakieś nerwowe. Człowiek się zastanawia nad każdym wypowiedzianym słowem (by nic nie zostało wykorzystane przeciwko tobie J), nad każdą udzieloną wypowiedzią.

Pamiętam jak powstały te warsztaty: „Piszę, więc jestem”, usłyszałam, że prowadzić ma je dziennikarz – przeszedł mnie chłód. Przecież oni piszą tylko to co jest ubrane w strach, szok, krew i łzy – pomyślałam. Zrobi z nas pewnie patologię, ćpunki, złodziejki, morderczynie – i tyle będzie z naszej współpracy. My się powściekamy – on zbierze tyle materiałów i coś skrobnie. Nasze życie – warte parę zdań… Nie zapisałam się.

Dochodziły do mnie różne informacje, wypowiedzi – przeważnie pozytywne, ciekawe spostrzeżenia, że TA czy TAMTA nawet fajnie pisze. Jednak mi najbardziej przypadło to, że on regularnie tu drepcze, że poświęca swój czas, przekazuje wskazówki, w łagodny sposób podpowiada co by inaczej napisał, nie krytykuje. „ZAWSZE zachęca do pisania!”, mówię o Leszku Wejcmanie i zajęciach z pisania.

Na ostatnie zajęcia Leszek przyprowadził swojego przyjaciela Marcina, który należy do Fundacji Rozwoju Kinematografii. Jest filmoznawcą, pracował w Playboyu i w ogóle powalił mnie jego fajny głos – chyba nawet mnie rozpraszał w słuchaniu J. Była też Ela Turlej, dziennikarka z 30-letnim stażem w mediach, autorka książki ostatnio wydanej – „Naciągnięte”, którą nam przyniosła. Odebrałam ją pozytywnie. Łapała z każdą z nas kontakt wzrokowy, gadała jak taka „swoja babka”, ale cały czas z tyłu głowy miałam info, że to dziennikarka, że o jednej z nas, być może, pisała.

Spotkanie spoko (w między czasie weszła do nas wycieczka z Czech): kobieta dziennikarz przyszła odwiedzić osadzone kobiety – jedna płeć, jeden mur, a jakby dwa światy. Często jest mi przykro, że tak „marnie” wyglądamy. Zwłaszcza że tematem tego spotkania była medycyna estetyczna. Manipulacja wkradnie się wszędzie. Kobiety gonią za wyglądem jak z szablonu (bo takie się zawsze przebiją!), a my choć będziemy się starać i dbać o siebie, to żaden skalpel, zastrzyk czy sprzęt nie zmieni faktu, że będziemy karane. Z tym musimy poradzić sobie same! Może nie resocjalizacja, a terapia by bardziej była wskazana? Tak czy siak, trzeba coś ze sobą robić.

Z zajęć wyniosłam nadzieję, że dziennikarstwo się zmieniło, że choć część tego środowiska przestaje być tzw. hienami. Bo teraz jest czas zajączkowania J, z okazji Świąt Wielkanocnych zdrowia i przepięknej pogody ducha. Spotkajcie się na śniadanku z rodziną i cieszcie się tą atmosferą. Bądźcie wspaniali i nie wchodźcie w szablony, stawiajcie na indywidualność!

Spokoju,

Pełnoletnia

Życzenia

Fot. Małgorzata Brus
Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie FDK-SNO-300x117.jpg

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Wesołych i zdrowych Świąt Wielkanocnych życzą blogerki.

Kogo chciałabym zobaczyć na widzeniu?

Fot. Małgorzata Brus

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie FDK-SNO-300x117.jpg

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury



Są trzy osoby, które chciałabym zobaczyć na widzeniu. Zacznijmy po kolei:

Bardzo ją kocham i bardzo mi jej brakuje. Oddałabym bardzo wiele, aby choć na chwilę móc z nią pobyć, zobaczyć ją, dotknąć i przytulić się do niej. Tak cholernie za nią tęsknię i tak bardzo jej potrzebuję. Nie mogę do niej zadzwonić, czy nawet napisać listu, który bym wysłała. Wiem, że stale jest ze mną i przy mnie, ale to nie to samo. Nie ma jej, nie żyje.

Umarła trzy lata temu na okropne raczysko. Pochowałam ją dwa tygodnie przed urodzeniem pierwszego syna. Jest nią moja Mamusia. Chciałabym z nią móc porozmawiać, usłyszeć od niej, że mimo wszystko jest ze mnie dumna i że wszystko będzie dobrze. Boli mnie to tak bardzo, że nawet teraz, gdy to piszę, to łzy ciekną mi po policzkach.

Druga bliska memu sercu osoba, którą kocham jak moją mamę, i tęsknię za nią tak, jak jeszcze nigdy, jest moja Cudowna, Kochana i Wspaniała Babunia. Ona jest przy mnie stale, zawsze mogę na nią liczyć, i wiem, że kocha mnie bardzo. „Bóg nie mógł być wszędzie, więc stworzył babcię” – co pasuje tu po prostu idealnie!

Zawsze, za każdym razem gdy do niej zadzwonię, słyszę jak bardzo się cieszy, że się słyszymy. Jest jak Anioł. Mimo mojego wieku, dla niej ciągle jestem „wnuczunią”. Chciałabym ją przytulić, poczuć zapach, który kojarzy mi się z domem, dzieciństwem, pysznymi obiadami, ciastkami i miłością. Jednak listy i telefony to nie to samo. Z tego miejsca serdecznie ją całuję i ściskam!

No i przychodzimy do trzeciej osoby. Jest nią mój młodszy brat. Mimo że nie rozmawiamy za często i generalnie nie piszemy ze sobą nawet listów, to i tak za nim tęsknię. Nie ważne, ile ma lat, bo dla mnie zawsze będzie moim młodszym braciszkiem i będę miała głębokie poczucie opieki nad nim. Chciałabym usiąść, i patrząc mu w oczy, porozmawiać z nim. Wtedy od razu mogłabym wyłapać reakcję brata na moje pytania, aby wiedzieć, gdzie jest coś nie tak. Znamy się z bratem jak „łyse konie”. Przy nim nie muszę udawać, że jest ok i że daje sobie radę, bo nie musiałabym się martwić, że obciążam go swoimi problemami. Ma świetne dystans do życia. Możemy rozmawiać o wszystkim i bardzo wielu rzeczy nie bierze do siebie.

Nena

Wehikuł czasu

Fot. Małgorzata Brus

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie FDK-SNO-300x117.jpg

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Gdybym mogła wcisnąć guzik, który przeniósłby mnie do przeszłości, to byłaby niezbyt odległa przeszłość. Jednak patrząc na to, że mam 40 lat, to ta nieodległa przeszłość równa się połowie mojego życia. Czyli dla mnie kawał czasu!

            Moja chęć cofnięcia się do tego jednego dnia nie jest taką typową chęcią powrotu do czegoś tak pięknego, czego nie doświadcza się drugi raz – chyba że za pomocą wehikułu czasu.  To nie jest chęć powrotu do momentu, w którym czułam się jakoś szczególnie szczęśliwa. Ta chęć spowodowana jest tym, że gdybym tego jednego dnia coś zmieniła, to uratowałabym życie. Na bank jedno, ale wolę myśleć, że własne też. Ponieważ chcę skorzystać z tej okazji i nacisnąć ten guzik, to…

            Był to typowy styczniowy dzień. Niezbyt dużo śniegu napadło jednak jak na tą porę, było zimno. Obudziłam się w cieplutkim łóżeczku, w kolorowej pościeli. Pokój miałam w kolorach: bieli i czerni, ale pościel lubiłam bardzo kolorową. I jeszcze skarpetki lubiłam nosić kolorowe.

            Przeciągnęłam się, wstałam i włączyłam Sade. Wiedziałam, że mamy nie ma już w domu, więc pozwoliłam sobie na głośniejsze puszczenie muzyki. Wiedziałam również, że mama zrobiła mi śniadanie i wystarczyło do zestawu zaparzyć herbatę.

Nie miałam planów na ten dzień. Do szkoły szłam dopiero na 14.20. to był jedyny dzień w tygodniu, kiedy chodziłam na popołudnie. Najgorsze w tym było to, że był to piątek.

            Wykąpałam się, wyszykowałam, zjadłam śniadanie i poszłam z Maxem na spacer. Lubiliśmy chodzić nad Wisłę. Mieliśmy swoje miejsca – co prawda tylko dwa :), ale tego dnia poszliśmy na kamienie. Mi się tam dobrze myślało, a Max miał ogromny teren do biegania. Od czasu do czasu podchodził by mu jakiś badyl rzucić, ale na kamieniach najrzadziej o to prosił. Wisła od naszej strony jakoś bardziej przy brzegu była zamarźnięta.

            Z rozmyślań wybiło mnie szczekanie psa. To nie był Max, ale i on za chwilę się pojawił. Pieski niezbyt na start się polubiły, o czym świadczyło ich warczenie na siebie. Uwięziłam więc swojego pupila na znienawidzonej przez niego smyczy i zaczęliśmy się kierować w stronę wału. Max nigdy nie był agresywny. Smycz nosiłam na wszelki wypadek… A może to jakaś pozostałość po sprawdzeniu mnie, czy na pewno będę wyprowadzać psa? Zanim Max pojawił się w domu, musiałam przez miesiąc czasu co rano wychodzić na spacer… ze smyczą! To był mój test na odpowiedzialnego opiekuna. Dziecko wszystko zrobi, by mieć wymarzonego przyjaciela. Nie wiem, czy w tamtym okresie nie byłabym zdolna jeść z psiej miski, by udowodnić, że piesek nie będzie zostawiał kupy w butach.

            Kierowaliśmy się już w stronę bloku, kiedy na skrzyżowaniu w samochodzie poznałam swoją koleżankę. Ona chyba też mnie poznała, bo jakąś głupkowatą zrobiła minę: usta rozdziawione, ale uśmiechnięte i takie duże oczy. Tak chyba wygląda osoba, która w zaskoczeniu się cieszy… Czyli ja też musiałam podobnie wyglądać. Od razu wysiadła z samochodu i podbiegła do mnie. Nie staliśmy na górce – więc samochód się nie stoczył, nie zostawiła go na światłach, nic nie trąbiło, bo za kierownicą siedział jej tata. Też go rozpoznałam. Ruchem ręki pokazałam, gdzie ma zjechać. Normalnie nie dowierzałam, że ją widzę. Ją – czyli Kaśkę. Wyjechała do innego miasta po rozwodzie rodziców. Kiedyś razem chodziłyśmy do podstawówki, razem trenowałyśmy koszykówkę, lubiłam ją. Wspierałyśmy się w tamtym okresie, bo ja już jakiś czas byłam sama z mamą, a ona dopiero smakowała sytuację bycia dzieckiem z rozbitej rodziny. Taka nas po prostu tragedia połączyła.

            Wysiadł do nas jej tata, przywitał się i co się okazało? Że on już jakiś czas na naszym osiedlu ponownie mieszka. Kaśka przyjechała do niego kilka dni temu i nazajutrz miała sprawdzić, czy mieszkam tam, gdzie mieszkałam. To było niesamowite. Jakieś przeznaczenie, czy co?

            Spojrzałam na zegarek, było już po pierwszej. Max grzecznie cały czas siedział przy nodze, a ja już za chwilę miałam iść do szkoły. I wtedy usłyszałam głos taty Kaśki:

– Jedziemy właśnie na Śródmieście, do Atlantica, jedź z nami!

            14.20, pierwsza lekcja – rachunkowość. No, nie chciałam iść do tego liceum, wolałam zawodówkę, by rok krócej się uczyć. Mama zadecydowała. Ale skoro już dotrwałam do IV klasy i tak naprawdę „za chwilę” miałam szansę ją skończyć, to czemu z tej szansy nie skorzystać i nie pójść do kina z Kaśką i jej tatą?

I ta pokusa wygrała.

            Odprowadziłam Maxa do domu, wzięłam plecak, by mama się nie zorientowała, że nie poszłam do szkoły i pojechaliśmy na Śródmieście.

            Gdyby ten dzień wyglądał właśnie tak, to do domu wróciłabym po 19.00. Może chwilę pooglądała z mamą telewizję, ale na pewno wzięła psa i przeszła się wokół bloku. Byłoby duże prawdopodobieństwo, że spotkałabym Mikiego i III klatki, bo tuż po wiadomościach wypuszcza psa. Bo jak jest zbyt zimno, to go tylko wypuszcza, a sam zostaje na klatce. Wypala papierosa i woła Kulfona z powrotem. Z kolei ja zawsze robię rundkę wokół bloku. Wróciłabym, zjadła coś i…

– coś obejrzała i poszła spać

lub

– zadzwoniła do Aśki, czy idziemy do Parku (na dyskotekę). Wróciłabym i też położyła się spać.

I być może do dziś lubiłabym budzić się w kolorowej pościeli.

Pełnoletnia