Nauczycielka

Więzienie w Grudziądzu, rys. Monika
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Świeżo skończyły się wakacje. Jestem w ZK i również je miałam. W czerwcu skończyłam 3. semestr liceum dla dorosłych w Grudziądzu. To jedyna szkoła w więzieniu dla kobiet. Jeśli chcesz się uczyć za kratkami, to musisz przyjechać właśnie tu do Grudziądza. 

Spełniam swoje pragnienia, które pojawiło się już parę lat temu, a możliwość realizacji mam dopiero teraz. Od niedawna szkoła w Grudziądzu ma liceum. Zrobię sobie maturę. Chcę być grafikiem i tworzyć gry komputerowe. To połączenie wszystkiego, co lubię, rysunek, komputery i gry komputerowe. Matura to furtka do spełnienia tego marzenia. Opowiem trochę o mojej szkole. Istnieje ona od ponad 60 lat. Wcześniej była tu Zasadnicza Szkoła dla Dorosłych, jednak po zmianach w edukacji została przekształcona w Centrum Kształcenia Ustawicznego. Jakie zawody można tu uzyskać? Pieczenie ciast, gotowanie, szycie to znaczy: cukiernik, kucharz i krawiec. Można również ukończyć szkołę podstawową lub liceum ogólnokształcące, do którego uczęszczam ja. Nauczyciele są kochani i choć książek mało, to jakoś ta nauka idzie. 

Ciekawi jesteście jak moja szkoła wygląda podczas pandemii? – jest wszystko to, co świetnie znacie, czyli reżim sanitarny, maseczki i dezynfekcja. Zero jedzenia i picia w szkole, a do toalet podczas przerwy tylko po 3 osoby. Miałyśmy też nauczanie zdalne. Z jednym wyjątkiem – odbywało się to bez komputerów. Jak to możliwe zapytacie? Otóż możliwe. Dostawałyśmy karty pracy, które po uzupełnieniu oddawałyśmy do oceny. Teraz, już po wakacjach, mam nadzieję, że wróci wszystko do normy, bo większość jest po szczepieniu i maseczki znikną, usta znów będzie można malować 😊 😊 kanapeczkę zjeść. 

Jednak historia, jaką chciałam opowiedzieć, to nie historia szkoły, ale zderzenie z własnymi uprzedzeniami, które w tej szkole mi się przydarzyło. Uważam się za osobę bardzo otwartą, na bieżąco staram się wyzbywać wszystkich uprzedzeń, jeśli takie zauważę. Okazało się jednak, że w środku mnie zupełnie niezależnie od mojej woli podziały istnieją. W pierwszym semestrze mojej klasy podjęła współpracę z naszą szkołą, Nauczycielka od historii i wosu. Po paru pierwszych lekcjach i tematach ogólnie uważanych za trudne – polityka, religia, aborcja, stwierdziłam, nie wysiedzę na jej lekcjach, bo ma tak odmienne poglądy polityczne. No i wychodziłam z lekcji wzburzona i z wypiekami na twarzy  i szyi i nie wiem, gdzie jeszcze… Po paru miesiącach i przeprowadzonych rozmowach Nauczycielka okazała się nie tak ograniczona a  ja nie tak otwarta, jak myślałam na początku. Im więcej czasu mijało, tym bardziej doceniałam jej zaangażowanie, przekonywałam się jakim serdecznym człowiekiem jest. Teraz niekorzystne przezwisko, które Nauczycielce kiedyś nadałam, jest  słowem  rozpływającym się w nieistnieniu, a materializuje się stwierdzeniem „człowiek o odmiennych poglądach”.

Dziś cieszę się , że to właśnie ta Nauczycielka mnie uczy, bo robi to ciekawie i z pasją i cieszę się, że mogłam poznać ją wraz z jej światopoglądem. Nie zgadzamy się w wielu kwestiach, ale się lubimy. Oprócz wiedzy, dostałam możliwość konfrontacji ze sobą. Było burzliwie, porywająco i na pewno interesująco, a fajna znajomość zostanie, mam nadzieję.

Żałuję tylko, że nie mam więcej takich miejsc dla kobiet w innych więzieniach, a zawody nie są bardziej dostosowane do rynku pracy. Może kiedyś?

Monika

Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.

Wschód – Zachód

Polska nie jest wielkim krajem. Podróżowałam po niej często. Na wolności na wiele rzeczy nie zwraca się uwagi, jednak po tej stronie zupełnie inaczej postrzegamy świat. Rzeczywistość jest trochę inna, ma inne odcienie.

Chcę napisać o ludziach, których spotkałam w Grudziądzu w czasie mojego trzymiesięcznego pobytu w ZK nr 1.

Poprzednim razem byłam tam w 2003 r. Trzynaście lat temu byłam gówniarą i mało jeszcze o życiu wiedziałam. Chwaliłam sobie Grudziądz, dlatego pełna optymizmu jechałam i tym razem. Okazało się, że moje wspomnienia były zakłamane – „bilbordy kłamią”.

Większość, stanowcza większość towarzystwa, które tam spotkałam, pochodziła z zachodniej części Polski, a dokładnie z województwa zachodniopomorskiego. Pełna pozytywnej energii i pozytywnego nastawienia do życia, które uważam za wielki dar, przybyłam do Grudziądza. Co tam zastałam?

Masę młodych dziewczyn, bez wyrazu twarzy. Niechęć do wszystkiego aż od nich raziła. Pomyślałam, że coś złego musiało się tu wydarzyć. Nastroje panowały jak po II wojnie światowej i tylko problemy, po których panował ten nastrój były błahe, bez jakiegokolwiek znaczenia. Ile lat żyję, nie widziałam tak smutnych ludzi. Jakby byli zarażeni wirusem niechęci.

Postawiłam sobie nowy cel: zmienić nastawienie tych ludzi. Byłam pełna zapału, jednak poległam. Za dużo nienawiści, smutku i paranoi. Tak mnie przytłumiła ta atmosfera, że strach pojawił się we mnie, strach, że stanę się taka, jak oni…

W samą porę pojawił się transport, który zabrał mnie z powrotem do stolicy. Uśmiech nie znikał mi z twarzy przez całą drogę. Dojechałam i znowu poczułam tę radość z otaczających mnie ludzi. Dziękuję Dziewczynom za te uśmiechy i radość życia. Dajecie mi siłę i chcę również Wam ją dawać.

Zastanawiam się, dlaczego 300 kilometrów robi tak wielką różnicę w mentalności ludzi? Nie znam odpowiedzi, ale znam odpowiedź, gdzie chcę pozostać, w trakcie odbywania kary i po wyjściu – w Warszawie, pięknej i chaotycznej Warszawie, za którą przelali krew Powstańcy w 1944 roku.

Jak wiele zmienia uśmiech.

Poli

Żegnaj Grochowie, witaj Grudziądzu!

Fot. Małgorzata Brus

Wtorek, 30 września. Wszystko spakowane, czy jeszcze coś, bo zwariuję, gdy będę musiała cały ten majdan ponownie rozpakowywać. Niby nic nie ma, a przy pakowaniu rośnie kopiec kreta, który będę musiała sama nieść. Jadę do Grudziądza na terapię AA (przeszło 300 km) i minę mam nie za ciekawą, bo nabawiłam się choroby lokomocyjnej… koniecznie muszę mieć obok siebie jednorazówki, haftowanie przymusowe – masakra. Nie jestem pewna, czy polecę transportem w tym tygodniu, bo termin terapii przypada na 23 października, więc po co tak wcześnie mam śmigać. Na wszelki wypadek wolę się spakować, bo nigdy nic nie wiadomo, nie znasz dnia ani godziny, najwyżej się rozpakuję i tyle – nic mnie to nie kosztuje. Idę spać, zmęczyło mnie psychicznie to wszystko… Smutno mi, bo w piątek mam widzonko z synusiem i mężem (trzy godzinki), oby tylko nie przepadło.

Środa, 1 października. Pół nocy spałam „na czuja”, zerkam na zegarek – 6.50, nagle klapa się otwiera i dostaję prowiant. Uh…, ale ulga, że się ogarnęłam wczoraj. Szybko się ubieram, piję ciepłą kawkę i przegryzam „styropianem” (krążkami kukurydzianymi). Mam 20 minut.

Z Grochowa wyjechały po ósmej nas cztery, na miejscu byłyśmy po piętnastej . Droga długa i niewygodna, bo te kabaryny przystosowane są dla liliputków a nie krzepkich babeczek (nie liczę siebie ). Torby pod nogami, obok i gdzie się da. Moje nogi co chwila lądują gdzie popadnie, nie mam jak się wyprostować – siedzę w pozycji chińskiej ósemki. Ucieszyłam się przeokropnie, gdy dojechałyśmy do miejsca przeznaczenia i już sobie wyobrażałam siebie umytą, przebraną i leżącą na wyrku. Jednak moja radość nie trwała długo – zanim dotarłam do celi, trzy razy moje graty i ja były dokładnie sprawdzane i to, co zabronione, by posiadać na celi – zabrane. W każdym więzieniu są inne zasady regulaminowe, więc trzeba się dostosować, bo nie ma wyboru. Ja nadal na podgrupie P1, więc zabrane maszynki do golenia (zima się zbliża, więc będzie cieplej z futerkiem, hehe ), suszarka do włosów, fiszbiny ze staników i odzież, która przekracza dozwoloną ilość. Przeraził mnie fakt ciągłego przemieszczania się po schodach w górę i w dół z bagażem pod pachą i w obu rękach, można ducha wyzionąć. Grudziądzkie więzienie jest ogromne, rozbudowane wzdłuż i wzwyż – dla nowych osób, które były wcześniej w malutkim ZK dość przerażające w całej swojej okazałości.

Mija mi tydzień w nowym lokum, które właśnie zmieniam. Byłam na celi palącej, bo nie było miejsc i podpisałam status palącej. Nie dałam rady dłużej znieść tego smrodu (nigdy nie paliłam nałogowo, w szkole popalałam dla szpanu), mąż nie pali i generalnie zawsze przebywałam w miejscach dla mnie odpowiednich – czyli dla palacza biernego. W obecnej chwili dochodzę do siebie, bo strułam cały organizm. Nie mogę jeść, ciągle mi niedobrze i boli głowa. Za parę dni będę jak nowo narodzona. Tym bardziej, że jesteśmy na celi dwie i odpoczywamy psychicznie.

Przyznam szczerze, że tęsknię za rodziną, znajomymi z poprzedniego ZK, ludźmi z fundacji i Warszawką . Telefon dwa razy w tygodniu tylko po 10 minut – a dla mnie to cholernie mało czasu. Na razie próbuję złapać rytm i żyć jako tako, ale już zdecydowałam – wracam na Grochów po terapii. Tęsknota i odległość od syna, męża, rodziny mnie dobija. Doczekać się nie mogę widzenia z nimi za dwa tygodnie – oni również, i czekam z nieukrywaną niecierpliwością na spotkanie.

Trzymajcie mocno kciuki, by się wszystko powiodło i bym mogła być jak najszybciej z bliskimi. Oby Bóg dał mi taką szansę – wierzę w to mocno.

Pozdrawiam ciepło

Ela     

„Ciężarówka” w więzieniu

03-DSC_0735

Do więzienia trafiłam w piątym tygodniu ciąży. Sytuacja trudna, biorąc pod uwagę stan psychiczny i fizyczny oraz burzę hormonalną, jaka towarzyszy kobietom w ciąży.Szczęśliwie następnego dnia zrobiono mi test ciążowy i już oficjalnie potwierdzono, że noszę w sobie dziecko. Tak rozpoczęła się moja przygoda w Areszcie Śledczym Grochów.

Obecnie jestem w 22 tygodniu ciąży i noszę pod sercem syna Jasia. Maluch ostro ćwiczy w brzuchu różne akrobacje, które trochę mi dokuczają, zwłaszcza w nocy, gdy próbuję przyjąć jakąś w miarę wygodną pozycję na więziennych materacach, a nie jest to łatwa sprawa.

Na opiekę lekarską nie mogę narzekać. Raz w miesiącu chodzę do ginekologa. Regularnie robią mi badania.

Gorzej z zachciankami ciążowymi, na które nie mogę sobie pozwolić, bo jadłospis nie jest urozmaicony.
Tak że mój dzidziuś nie zazna zbyt wielu smaków w życiu płodowym. W tych warunkach to i tak cud, że rozwija się prawidłowo.

Za miesiąc wywiozą mnie do Grudziądza, bo tam jest jedyne więzienie w Polsce, w którym można urodzić dziecko. Zastanawiam się, jak tam będzie, jakie będą warunki, i czy sobie poradzę…Całe szczęście, że istnieje szansa na wcześniejsze wyjście do domu. Z dzieckiem będę mogła przebywać w więzieniu do trzeciego roku życia, a połowa kary mija mi znacznie wcześniej.

Wisienka

https://www.facebook.com/ewkratke