Opalanie w kratkę

Spacerniak, widok na niebo, fot. Małgorzata Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Godzina11;35 – otwiera się klapa: SPACER, KTO IDZIE?. Chórem –WSZYSTKIE!!! – Ok, szykujcie się!

Krótkie spodenki, koszulki na ramiączka, maseczka na twarzy (jak któraś pali papierosy, oczywiście skręcone), butelka wody zimnej (kranówka) – przydane przy opalaniu (szybciej łapie), coś do posmarowania – ale bez filtra 😊…

11;45– schodzimy po schodach, oddziałowa otwiera klapę spacerniaka. Myślę sobie: dobrze, że po prawej, tu wpada więcej słońca! O tej porze, po prawej stronie jest go najwięcej…. Praży, cieplutko, miło pomimo zimnego, surowego wyglądu wnętrza „spacerniaka”! Ściany białe (powiedzmy), bo nie wiadomo na który miły czy niemiły napis/ podpis spojrzeć. Stoję w takim miejscu, w którym najbardziej łapię promienie słońca, taka trochę chwilka na „refleksje”. Wyłączam się, zamykam oczy….Pomimo siatki ochronnej nad głową i belki metalowej łączącej siatkę (przez co co parę minut przesuwam się o kilka cm, żeby żadnego milimetra nie zasłaniała) ładuję baterię na maxa –łapię endorfiny… Taki przyjemny moment dnia, choć przez godzinkę w okresie od początku do końca ciepłych dni 😊.

Jedne chodzą to w jedną, to w drugą stronę (przyda się trochę ruchu), podczas gdy mam zamknięte oczy – odpływam myślami daleko od tego wszystkiego, co mnie otacza, męczy, dręczy i zaprząta moją głowę…W tle słyszę śmiechy, rozmowy dziewczyn, właśnie siedzą na ławeczce, dyskutują o swoich ważnych, mniej i bardziej ważniejszych sprawach, z którymi chcą podzielić się z dziewczynami ze „strefy” – czyli grupy spacerowej…. Za parę minut koniec tej godziny – która potrafi dać tak wiele… Wracam do rzeczywistości, do tu i teraz. Idę w cień, aby ochłonąć z gorąca promieni słońca 😊.

Kiedyś ktoś mi powiedział: Andzia, jak będziesz chodzić na spacer i łapać słońce, to opalisz się w kratkę! – Przecież tam jest siatka nad głową! 😊. Patrząc na te słowa z perspektywy czasu… myślę sobie „cóż za banalny i zabawny pomysł?!?” Kiedyś może i bym się nad tym zastanowiła, teraz..? Szykuję się psychicznie, czekając na następny dzień i na spacer, który pomaga zapomnieć przez tę chwilę, o tym, co teraz, i nacieszyć się świecącym, opalającym, powiedzmy w kratkę – jak niektórym się zdaje – SŁOŃCEM.

Życzę miłych, słonecznych dni dla nas oczywiście wszystkich. Kochani Czytelnicy 😊, pociechy z naładowania się ENDORFINAMI.

MIŁEGO OPALANIA – NA SZCZĘŚCIE – NIE W KRATKĘ 😊

Taka Ja

Pozdrawiam,

Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.

Życzenia

Fot. Małgorzata Brus
Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie FDK-SNO-300x117.jpg

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Wesołych i zdrowych Świąt Wielkanocnych życzą blogerki.

Kogo chciałabym zobaczyć na widzeniu?

Fot. Małgorzata Brus

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie FDK-SNO-300x117.jpg

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury



Są trzy osoby, które chciałabym zobaczyć na widzeniu. Zacznijmy po kolei:

Bardzo ją kocham i bardzo mi jej brakuje. Oddałabym bardzo wiele, aby choć na chwilę móc z nią pobyć, zobaczyć ją, dotknąć i przytulić się do niej. Tak cholernie za nią tęsknię i tak bardzo jej potrzebuję. Nie mogę do niej zadzwonić, czy nawet napisać listu, który bym wysłała. Wiem, że stale jest ze mną i przy mnie, ale to nie to samo. Nie ma jej, nie żyje.

Umarła trzy lata temu na okropne raczysko. Pochowałam ją dwa tygodnie przed urodzeniem pierwszego syna. Jest nią moja Mamusia. Chciałabym z nią móc porozmawiać, usłyszeć od niej, że mimo wszystko jest ze mnie dumna i że wszystko będzie dobrze. Boli mnie to tak bardzo, że nawet teraz, gdy to piszę, to łzy ciekną mi po policzkach.

Druga bliska memu sercu osoba, którą kocham jak moją mamę, i tęsknię za nią tak, jak jeszcze nigdy, jest moja Cudowna, Kochana i Wspaniała Babunia. Ona jest przy mnie stale, zawsze mogę na nią liczyć, i wiem, że kocha mnie bardzo. „Bóg nie mógł być wszędzie, więc stworzył babcię” – co pasuje tu po prostu idealnie!

Zawsze, za każdym razem gdy do niej zadzwonię, słyszę jak bardzo się cieszy, że się słyszymy. Jest jak Anioł. Mimo mojego wieku, dla niej ciągle jestem „wnuczunią”. Chciałabym ją przytulić, poczuć zapach, który kojarzy mi się z domem, dzieciństwem, pysznymi obiadami, ciastkami i miłością. Jednak listy i telefony to nie to samo. Z tego miejsca serdecznie ją całuję i ściskam!

No i przychodzimy do trzeciej osoby. Jest nią mój młodszy brat. Mimo że nie rozmawiamy za często i generalnie nie piszemy ze sobą nawet listów, to i tak za nim tęsknię. Nie ważne, ile ma lat, bo dla mnie zawsze będzie moim młodszym braciszkiem i będę miała głębokie poczucie opieki nad nim. Chciałabym usiąść, i patrząc mu w oczy, porozmawiać z nim. Wtedy od razu mogłabym wyłapać reakcję brata na moje pytania, aby wiedzieć, gdzie jest coś nie tak. Znamy się z bratem jak „łyse konie”. Przy nim nie muszę udawać, że jest ok i że daje sobie radę, bo nie musiałabym się martwić, że obciążam go swoimi problemami. Ma świetne dystans do życia. Możemy rozmawiać o wszystkim i bardzo wielu rzeczy nie bierze do siebie.

Nena

Wehikuł czasu

Fot. Małgorzata Brus

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie FDK-SNO-300x117.jpg

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Gdybym mogła wcisnąć guzik, który przeniósłby mnie do przeszłości, to byłaby niezbyt odległa przeszłość. Jednak patrząc na to, że mam 40 lat, to ta nieodległa przeszłość równa się połowie mojego życia. Czyli dla mnie kawał czasu!

            Moja chęć cofnięcia się do tego jednego dnia nie jest taką typową chęcią powrotu do czegoś tak pięknego, czego nie doświadcza się drugi raz – chyba że za pomocą wehikułu czasu.  To nie jest chęć powrotu do momentu, w którym czułam się jakoś szczególnie szczęśliwa. Ta chęć spowodowana jest tym, że gdybym tego jednego dnia coś zmieniła, to uratowałabym życie. Na bank jedno, ale wolę myśleć, że własne też. Ponieważ chcę skorzystać z tej okazji i nacisnąć ten guzik, to…

            Był to typowy styczniowy dzień. Niezbyt dużo śniegu napadło jednak jak na tą porę, było zimno. Obudziłam się w cieplutkim łóżeczku, w kolorowej pościeli. Pokój miałam w kolorach: bieli i czerni, ale pościel lubiłam bardzo kolorową. I jeszcze skarpetki lubiłam nosić kolorowe.

            Przeciągnęłam się, wstałam i włączyłam Sade. Wiedziałam, że mamy nie ma już w domu, więc pozwoliłam sobie na głośniejsze puszczenie muzyki. Wiedziałam również, że mama zrobiła mi śniadanie i wystarczyło do zestawu zaparzyć herbatę.

Nie miałam planów na ten dzień. Do szkoły szłam dopiero na 14.20. to był jedyny dzień w tygodniu, kiedy chodziłam na popołudnie. Najgorsze w tym było to, że był to piątek.

            Wykąpałam się, wyszykowałam, zjadłam śniadanie i poszłam z Maxem na spacer. Lubiliśmy chodzić nad Wisłę. Mieliśmy swoje miejsca – co prawda tylko dwa :), ale tego dnia poszliśmy na kamienie. Mi się tam dobrze myślało, a Max miał ogromny teren do biegania. Od czasu do czasu podchodził by mu jakiś badyl rzucić, ale na kamieniach najrzadziej o to prosił. Wisła od naszej strony jakoś bardziej przy brzegu była zamarźnięta.

            Z rozmyślań wybiło mnie szczekanie psa. To nie był Max, ale i on za chwilę się pojawił. Pieski niezbyt na start się polubiły, o czym świadczyło ich warczenie na siebie. Uwięziłam więc swojego pupila na znienawidzonej przez niego smyczy i zaczęliśmy się kierować w stronę wału. Max nigdy nie był agresywny. Smycz nosiłam na wszelki wypadek… A może to jakaś pozostałość po sprawdzeniu mnie, czy na pewno będę wyprowadzać psa? Zanim Max pojawił się w domu, musiałam przez miesiąc czasu co rano wychodzić na spacer… ze smyczą! To był mój test na odpowiedzialnego opiekuna. Dziecko wszystko zrobi, by mieć wymarzonego przyjaciela. Nie wiem, czy w tamtym okresie nie byłabym zdolna jeść z psiej miski, by udowodnić, że piesek nie będzie zostawiał kupy w butach.

            Kierowaliśmy się już w stronę bloku, kiedy na skrzyżowaniu w samochodzie poznałam swoją koleżankę. Ona chyba też mnie poznała, bo jakąś głupkowatą zrobiła minę: usta rozdziawione, ale uśmiechnięte i takie duże oczy. Tak chyba wygląda osoba, która w zaskoczeniu się cieszy… Czyli ja też musiałam podobnie wyglądać. Od razu wysiadła z samochodu i podbiegła do mnie. Nie staliśmy na górce – więc samochód się nie stoczył, nie zostawiła go na światłach, nic nie trąbiło, bo za kierownicą siedział jej tata. Też go rozpoznałam. Ruchem ręki pokazałam, gdzie ma zjechać. Normalnie nie dowierzałam, że ją widzę. Ją – czyli Kaśkę. Wyjechała do innego miasta po rozwodzie rodziców. Kiedyś razem chodziłyśmy do podstawówki, razem trenowałyśmy koszykówkę, lubiłam ją. Wspierałyśmy się w tamtym okresie, bo ja już jakiś czas byłam sama z mamą, a ona dopiero smakowała sytuację bycia dzieckiem z rozbitej rodziny. Taka nas po prostu tragedia połączyła.

            Wysiadł do nas jej tata, przywitał się i co się okazało? Że on już jakiś czas na naszym osiedlu ponownie mieszka. Kaśka przyjechała do niego kilka dni temu i nazajutrz miała sprawdzić, czy mieszkam tam, gdzie mieszkałam. To było niesamowite. Jakieś przeznaczenie, czy co?

            Spojrzałam na zegarek, było już po pierwszej. Max grzecznie cały czas siedział przy nodze, a ja już za chwilę miałam iść do szkoły. I wtedy usłyszałam głos taty Kaśki:

– Jedziemy właśnie na Śródmieście, do Atlantica, jedź z nami!

            14.20, pierwsza lekcja – rachunkowość. No, nie chciałam iść do tego liceum, wolałam zawodówkę, by rok krócej się uczyć. Mama zadecydowała. Ale skoro już dotrwałam do IV klasy i tak naprawdę „za chwilę” miałam szansę ją skończyć, to czemu z tej szansy nie skorzystać i nie pójść do kina z Kaśką i jej tatą?

I ta pokusa wygrała.

            Odprowadziłam Maxa do domu, wzięłam plecak, by mama się nie zorientowała, że nie poszłam do szkoły i pojechaliśmy na Śródmieście.

            Gdyby ten dzień wyglądał właśnie tak, to do domu wróciłabym po 19.00. Może chwilę pooglądała z mamą telewizję, ale na pewno wzięła psa i przeszła się wokół bloku. Byłoby duże prawdopodobieństwo, że spotkałabym Mikiego i III klatki, bo tuż po wiadomościach wypuszcza psa. Bo jak jest zbyt zimno, to go tylko wypuszcza, a sam zostaje na klatce. Wypala papierosa i woła Kulfona z powrotem. Z kolei ja zawsze robię rundkę wokół bloku. Wróciłabym, zjadła coś i…

– coś obejrzała i poszła spać

lub

– zadzwoniła do Aśki, czy idziemy do Parku (na dyskotekę). Wróciłabym i też położyła się spać.

I być może do dziś lubiłabym budzić się w kolorowej pościeli.

Pełnoletnia

Złe cechy, dobre cechy, mój bagaż. Co zastałam, co odkryłam…

Fot. Małgorzata Brus

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury


Hm…, złe cechy… Trudno odpowiedzieć na to zagadnienie.

Wydaje mi się, że moją złą cechą, która mnie denerwuje, jest upartość, zawziętość. I czasami działam pod wpływem impulsu.

Jeśli chodzi o mój bagaż życiowy, to wydaje mi się, że jak na moje dotychczasowe życie, jest bardzo duży. Problemy w domu, a potem w późniejszym 17-letnim związku.

Co do odpowiedzi na pytanie, co zastałam, co odkryłam, biorąc pod uwagę miejsce, w którym obecnie jestem: to, co zastałam tutaj, było dla mnie, nie ukrywam,  zaskoczeniem, tzn. różnorodność charakterów w jednym miejscu. Porażka – ludzie są, jak chorągiew. 

Odkryłam na pewno bardzo dużą dwulicowość osób, które dla pewnych korzyści, udają kogoś innego i kłamią.

Madlen

Wiosna na świecie, wiosna w sercu

Fot. Małgorzata Brus
Fot. Małgorzata Brus

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Na wiosnę większość ludzi ożywa tak jak natura. Ciepło za oknem dodaje otuchy, nadziei i daje jakiegoś  kopa do życia. Choć w oknach kraty i pleksa, to ciepło jakoś przenika do środka. Otwierasz okno (choć przez nie nic nie widzisz) i jest lepiej. Chcesz wyjść na spacer, pochodzić. Przewietrzyć głowę i myśli. Słońce jest kochane po każdej stronie świata i życia. I tak samo potrzebne. Wiosna jest lekiem dla wszystkich.

Pełnoletnia

Coraz cieplej za oknem, drzewa i kwiaty się zielenią, ptaszki śpiewają, rano coraz widniej, a tutaj… świat tak samo szary i smutny. Przyroda budzi się do życia, a mnie dopada przesilenie wiosenne. I staram się wykrzesać energię na każdy dzień, miesiąc… Jeszcze chwil kilka…

Bella

Każdego roku za oknami budzi się wiosna.

Cieplejszy powiew jest wiatru, wszystko zielenieje dookoła, trawa, drzewa, wyrastają pierwsze kwiaty, drzewa puszczają pąki. W sercu jest nam coraz cieplej , zaczyna panować w nim spokój.

Betti

Dobre cechy, złe cechy. Bagaż doświadczeń.

 

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury.

 

Zacznę może od tego, że mam duży dystans do siebie i jestem względem siebie bardzo krytyczna.

Przeszłam bardzo dużą zmianę w swoim krótkim, aczkolwiek wielobarwnym życiu. I właśnie z tego tytułu uważam, że mam dość spory bagaż. W pewnym momencie było go tyle, że aby iść do przodu, musiałam swój „plecak” schować „do szafy”, bo jego ciężar ciągnął mnie w tył, i mimo że szłam do przodu (a przynajmniej tak myślałam), to i tak stałam w miejscu.

Grzebanie w przeszłości i oglądanie się za siebie nie pomaga, a wręcz przeciwnie. Trudno, nie mam żadnego wpływu na to, co się stało; to już było i minęło. Teraz kształtuję swoją przyszłość.  Decyduję już nie tylko o osobie, ale też o mojej rodzinie (mam dwóch cudownych synów i męża).

Wszystko, co w życiu zrobiłam, czegoś mnie nauczyło. Wiele cech „złych” przekształciłam w „te dobre”. Osobiście uważam, że każda cecha ludzka jest po prostu cechą, np. dzięki zawziętości,  upartości osiągam w życiu wyznaczone sobie cele, a dzięki współczuciu i empatii zaskarbiłam sobie sympatię i miłość bliskich mi ludzi.

Jak każdy człowiek mam wady i zalety. Ja widzę siebie inaczej, ktoś mnie odbiera inaczej.

Nerwowość. Dzięki temu, że gdy się zdenerwuję, to sobie pokrzyczę, daję ujście złym emocjom,  którym łatwo się poddaję.

Wrażliwość. To cecha, która często mnie gubi. Jestem dość emocjonalną osobą i tak łatwo jak się denerwuje i wybucham, tak łatwo też się wzruszam. Nie potrafię też być obojętna na krzywdę, co często jest wykorzystywane przez ludzi. Wtedy czuję się krzywdzona i zastanawiam się, „co jest ze mną nie tak?”.

Jeśli kocham, to kocham szczerze.

Lubię siebie i akceptuję to, jaka jestem. „Nie jestem zupą pomidorową, żeby każdy musiał mnie lubić”.

Często gubi mnie moja emocjonalność. Pod wpływem emocji robię różne głupie rzeczy i czasem nie zdaję sobie sprawy z tego, że złym słowem mogę kogoś zranić. Oczywiście później tego żałuję. Czasem nawet jest mi z tego powodu przykro. I tu się wyłania „zła wada”: mam problem z przepraszaniem. Nad tym muszę jeszcze dużo popracować.

Często zastanawiam się nad tym, czy jestem dobrym, czy złym człowiekiem. I nie mówię tu o stosunku do rodziny czy do swoich dzieci (bo dla nich staram się być najlepsza, taka na sto procent), ale o swoich relacjach z resztą świata.

Za „dobrą cechę” w sobie uważam to, że można na mnie polegać jako na przyjacielu, gdyż można na mnie liczyć w wielu sytuacjach. Jestem szczera i otwarta, pomocna i życzliwa. To na pewno jest we mnie dobre.

Pozdrawiam

 Nena

 

 

 

Równouprawnienie

 

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury.

 

Ostatnie zajęcia ze studentkami … o prawach kobiet przypomniały mi takie zdarzenie sprzed kilku lat. Przyjechałam z innego zakładu i na start dostałam fatalne ręczniki; było po 16-tej, więc nie miałam z kim porozmawiać o ewentualnej wymianie. Czekałam tydzień na tzw. wymianę pościeli, która odbywa się na oddziale. Przez ten czas zwyczajnie wycierałam się podkoszulkiem, przecięłam go po bokach i miałam swój bawełniany ręcznik. 😊

Nie miałam szczęścia i tym razem – dwa dostałam wyglądające jak sito. Osadzeni jak nie mają nitek, to wyciągają z ręczników. Zapisałam się w tej sprawie do osoby „z góry”, by wyprosić choć mały prywatny ręczniczek, odwoływałam się do potrzeb i kobiecych dni, ale usłyszałam: „To nie mężczyźni walczyli o równouprawnienie.”

– Pełnoletnia –

P.S. Dziś mam swój mały ręcznik, dziś ręczniki mają więcej nitek, bo osadzeni dostają zgody na posiadanie przyborników. 😊

 

Kobietą nie przestaje się być w więzieniu

 

 

 

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury.

 

Post specjalny z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet

Na wolności dbam o siebie dla siebie i innych. W zamknięciu – tylko dla siebie. Wstaję rano, poranne mycie, na wolności konieczny makijaż, tutaj niekoniecznie. Dla zabicia czasu książka, prace ręczne, robótki. Jestem w dobrej sytuacji ze swoim wyrokiem: jeden rok to nic w porównaniu z innymi. Ta myśl, że wyjdę stąd już niedługo, a inne kobiety zostaną, trzyma mnie jakoś przy życiu. Kobiecość została częściowo po tamtej stronie.

Lwica

Więzienie odziera z kobiecości. Zabiera nam intymność, zmusza do pozbycia się delikatności, ciepła, tej miękkości… Czy kobiecość to tylko umalowana twarz, ufarbowane włosy i pomalowane paznokcie? W więzieniu kobiety są bardziej aroganckie, bezczelne, a czasem nawet chamskie. Tu nawet inaczej chodzimy!

Za kratami występuje też typowo damska rywalizacja o to, która jest ładniejsza, mądrzejsza, zasobniejsza. A przecież tutaj nie powinnyśmy ze sobą w żaden sposób rywalizować, bo o co?

Ale jest też druga strona więziennej kobiecości: lubimy o siebie dbać, przerabiamy fatałaszki, ćwiczymy kondycję. Tutaj nie sprawdza się powiedzenie: „Dobrego karczma nie zepsuje, złego kościół nie naprawi”.

Bella

Kobietą nie przestaje się być w więzieniu, chociaż bycie osadzoną jest o wiele trudniejsze niż bycie osadzonym. Tu kobiecie wiecznie się przypomina, że nią jest, i to nie w miłej formie typu komplement (choć i to się zdarza). Kobieta przecież tak samo odczuwa swój błąd jak mężczyzna, z tą różnicą, że on słyszy: „No cóż, mogło się panu zdarzyć”.

Po tej stronie nie traci się kobiecości. Każda z nas na swój sposób dba o siebie i nie przestaje być przyjaciółką, matką czy żoną.

Dla mnie ogromne znaczenie miało otrzymanie nagrody w formie wychodzenia na widzenia we własnej odzieży. Po pierwsze, „mundurek skarbowy” ujmuje kobiecości; po drugie, spojrzenia rodzin, osób bliskich są inne, kiedy widzą cię we własnej odzieży.

Życzę współosadzonym, aby ten „moment” dla każdej tutaj był incydentem, by każda z nas dla siebie zawsze była piękna i kochała siebie.

Pełnoletnia

Czy to wypada, aby kobieta znalazła się w zakładzie karnym? Czy to przystoi, aby matka dzieciom, a także żona – ta, która powinna spełniać się i sprawdzać w roli opiekunki ogniska domowego – znalazła się za kratkami? Wielu uważa, że nie. Taki stereotyp panuje w naszym kraju, a pewnie i na świecie.

Większość ludzi ma bardzo krytyczny stosunek do kobiet z więzienną przeszłością; wyklucza się je z danego środowiska, spycha na margines, wytyka palcami. Ale zadajmy sobie pytanie: czy to jest sprawiedliwe?

Dlaczego facetom dajemy przyzwolenie na pewne zachowania, a kobiety się za to „linczuje”? Ta krytyka najczęściej płynie ze strony innych kobiet. To my same oceniamy siebie nawzajem. Wobec mężczyzn jesteśmy bardziej tolerancyjne, wyrozumiałe i pobłażliwe; ich potrafimy zrozumieć i wytłumaczyć. W naszych oczach nie tracą tak wiele, a nawet stajemy się często ich adwokatkami. A wobec samych siebie najczęściej jesteśmy oskarżycielkami.

Maseratti

Kobiety

 

 

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury.

 

  Jesteśmy kobietami. Bez względu na to, gdzie przebywamy, zawsze chcemy wyglądać dobrze, modnie i świetnie czuć się w danym ubraniu czy makijażu. Więc co możemy zrobić?      Oczywiście w miarę możliwości i potrzeb uruchomić igłę, nitkę, szydełko, druty i swoje (bądź koleżanki) zdolności i umiejętności krawiecko-rękodzielnicze, twórczą wyobraźnię i poddać to, co mamy, przeróbkom. Często wystarczą podstawowe przeróbki krawieckie typu: zwęzić, poszerzyć, podłożyć, przesunąć, zmienić guziki.

     Największą bolączką tutejszego miejsca jest to, że możemy posiadać tylko trzy góry i najczęściej jest to zestaw: bluza lub sweter i dwie bluzki. Problem robi się, gdy trzeba uprać bluzę i schnie ona od półtora do dwóch dni (nie ma pralek i wirówek – ręczne wykręcanie jest mniej skuteczne). Co wówczas? Lipa, jak zrobi się zimno.

     Podobny problem występuje, gdy jest upał i musimy zużyć dwie bluzki, bo najzwyczajniej spociłyśmy się i trudno, aby po umyciu założyć ten sam ciuch. W takich sytuacjach marzy się nie o pełnej szafie, ale po prostu o dodatkowej bluzce.

     Ale nie poddajemy się, bo w końcu kobiety zawsze lubiły być na topie. Robimy sobie same bransoletki, splatając je w osobne węzły z kolorowych nici, różnych sznurków i koralików (towar deficytowy). Zresztą ręcznie robiona biżuteria to hit ostatnich sezonów. Na szydełku wykonujemy różnego rodzaju naszyjniki i bransoletki. Uwierzcie mi, niektóre są prawdziwymi dziełami w wersji mini. Niestety, nie mam możliwości załączenia zdjęcia.

     Jeśli ktoś tylko posiada materiał – włóczkę – to i sweterek czy tunikę wydzierga na drutach lub szydełku. Inspiracje i wiadomości, co w modzie piszczy, czerpiemy z prasy i telewizji. Ja ostatnio zrobiłam na szydełku czarny sweter z wzorem siatkowym, na dole są przyszyte szydełkowe motywy kwiatowe w różnych kolorach i lekko w stylu góralskim – w nawiązaniu do aktualnych trendów kwiatowych i etno. Również zrobiłam na szydełku torebkę dla córki, która ponoć robi furorę wśród jej koleżanek na uczelni.

     Czasami drobny detal w postaci np. małego hafciku czy naszytych różnokolorowych guzików na zwykłą czarną tunikę dzianinową (np. na ramionach i wzdłuż dekoltu) zmienia przeciętny ciuch w jedyny i niepowtarzalny. Tak więc trochę inwencji twórczej i umiejętności, a możemy nawet w tym miejscu stworzyć coś niebanalnego. Do tego trochę makijażu i już mamy poprawione samopoczucie.