„Kara ma być bolesna” i jest, i boli. Na wolności byłam sobie panią. Sama sobie byłam szefem. Niezależna finansowo, szczęśliwa, choć samotnie wychowująca dziecko matka. Mogłam mieć wszystko, co chciałam i najczęściej to miałam…
Jako dziecko wiele krzywd, bólu i cierpienia zaznałam. Miałam przeświadczenie, że tyle przeżyłam, to nic już mnie złego nie spotka. Oh, jakże się myliłam. Jedna niewłaściwa osoba, fałyszywe złudzenia, a mój świat z prędkością światła zmienił się o 180 stopni. Nie wybielam się, nigdy nie próbowałam, wiem co zrobiłam, za co ponoszę karę. Straciłam to, co najcenniejsze: wolność przy kochanej córce, a to najgorsza kara, jaką przyszło mi ponieść w życiu. Myślę o ofiarach, o rodzinach ofiar, nie tylko tych moich, ale wszystkich. Choć i ja byłam ofiarą, to niczego nie zmienia. Boli mnie ich ból, jak i mój własny. Niczego nie zmienią poza sobą, by stać się lepszym człowiekiem, który gdy wróci do domu rodzinnego będzie normalny, zdrowy, bez lęków i obaw.
Ale by tak się stało, potrzebne jest nam zdrowe społeczństwo, bo nikt z nas po wyjściu nie chce się bać własnego cienia…. Każda z nas pragnie normalnego powrotu do wolności, która również nie jest łatwa.
Podsumowując, pobyt w więzieniu to codzienna walka z samym sobą o swoje jestestwo dziś i w przyszłości.
Iwona
Witaj Iwono,
pierwsze co mi przyszło do głowy do stygmatyzacja……. nie będzie Ci łatwo po wyjściu. To będzie pewnie spore wyzwanie ale przecież nie każdej napotkanej osobie, będziesz mówiła, gdzie spędziłaś ostatnie czasy.
Najważniejsi będą ludzie, których spotkasz. To oni będą wypadkową Twojego powodzenia i niepowodzenia w adaptacji i powrotu do równowagi.
Dlatego z całego serducha życzę Ci abyś spotkała ludzi mądrych i serdecznych, a z resztą sama sobie poradzisz.
Z pozdrowieniami
Stała czytelniczka Monika
Witaj,
Nie mam wiekszej wiedzy na temat tego jak wyglada zycie za murami ZK dla kobiet w Polsce. Napiszcie post o tym jak ZK przystosowuje Was na nowo do zycia w spoleczenstwie, czy sa jakiejs zajecia terapeutyczne, szkola itp???
Mieszkam zagranica od kilku lat i wlasnie zaczelam pracowac w zakladzie karnym dla mezczyzn, gdzie osadzeni sa skazani za ciezkie przestepstwa. Pomimo tego sa traktowani jak ludzie, kazdy z nich ma obowiazek pracy fizycznej na terenie zakladu, mozliwosc podjecia nauki na miejscu z nauczycielami badz prez telefon. Uzaleznieni od narkotykow czy alkoholu, badz majacy problemy z przemoca domowa uczestnicza w terapiach grupowych i indywidualnych. Ponadto sa kolka rodzicielskie, gdzie osadzeni ucza sie jak byc dobrym rodzicem dla swoich dzieci i jak odzyskac ich zaufanie badz nawiaz nowa relacje zza murow. Oprocz obowiazkowych zajec w planie dnia sa przewidziane zajecia dodatkowe, takie jak np silownia, ceramika czy praca w kuchni, gdzie otrzymuje sie odpowiedzialnosc za budzet i zamowienia.
Cele sa jednosobowe. Wiezniowe sa zamykani w celi na 12 godzin. Pozostaly czas spedzaja wspolnie. Odziez wiezienna (zalezy od stopnia bezpieczenstwa zakladu karnego) jest porzadna, to spodnie dresowe, polar, krotnie spodenki, odziez do pracy w przemysle i t-shirty oraz klapki i kryte buty. Przyzwoite ubrania. Dostaja tez szalik i czapke oraz kurtke, bo kazdy ma prawo do godzinnego pobytu na spacerniaku.
Pozdrawiam z zagranicy
To jak z Twojego opisu wygląda więzienie za granicą kiedyś czytałam w zaleceniach unijnych. W Polsce, z tego, co opisałeś, są tylko zajęcia kulturalne i to od niedługiego czasu. Post na temat, jak jesteśmy przygotowywani do wyjścia nie mógłby być szczery. Mam nadzieję jednak, że ponieważ Polska jest członkinią Unii Europejskiej, kiedyś trzeba będzie dostosować się do pewnych wymogów i nie myślę tylko o więzieniach. Na dzisiaj dzięki Ci, że dałeś mi nadzieję na to, że więzienia mogą być miejscem pracy z człowiekiem.
Monika
Witam Moniczko… Opuszczenie Z.K z pewnością okaże się sporym wyzwaniem. Zresztą w życiu każdego człowieka każdy dzień to wyzwanie. Życzę Tobie oraz innym z całego serca, by w Waszym życiu wyzwania były pod tytułem ”zdobycie Mont Everest czy wygranie maratonu biegowego” i abyście na swojej drodze spotykali wspaniałych jak i wyjątkowych ludzi.
Pozdrawiam, Iwona
Ten mechanizm działa w dwie strony – osoby po tej gorszej stronie muru za wszelką cenę nie chcą być naznaczone piętnem wykluczenia(chcą być akceptowane),a osoby po tej lepszej stronie muru reagują typową reakcją obronną, a w tym przypadku taką obroną staje się atak, czyli wspomniana przez Was stygmatyzacja. Natura ludzka każe uciekać od czegoś, czego nie rozumiemy, co może okazać się inne; możliwe, że obarczone konsekwencjami, od czegoś co
co burzy nasz zastany porządek rzeczy. W większości nikogo nie można winić za instynkt samozachowawczy – dla jednych będzie nim dążenie do niewykluczenia społecznego, a dla drugich ucieczka przed ryzykiem ( bądź, co prawdopodobne zgubnymi skutkami dania drugiej szansy). Dla jednych i drugich, będących po dwóch różnych stronach muru ten insynkt zastępuje bezradność. Bo wszyscy jesteśmy bezradni w obliczu działań drugiej osoby, na które niejednokrotnie nie mamy wpływu. Skoro nie możemy winić drugiego człowieka za instynkt samozachowawcz, to kiedy taki instynkt przekracza granicę dobra i zła, kiedy przekracza granicę akceptowalną? W moim odczuciu jest to czynienie krzywdy drugiej osobie świadomie i z takim zamysłem… bo przykładując – mogę uznawać swojego znajomego za mało atrakcyjnego, wręcz odrzucającego, ale czy to daje mi prawo szydzić z niego, z jego braku atrakcyjności w moich oczach? Czy zachowując swoją opinię o nim dla siebie krzywdzę go bardziej niż szydząc z niego? Każdy z nas ma prawo żyć tak jak chce,dopóki nie narusza granicy krzywdy drugiej osoby. Nie każdy z nas ma obowiązek lubić i akceptować drugiego, ale to nie znaczy, że ma mu wyrządzać krzywdę, od psychicznej po fizyczną. Tak jak jedni muszą nauczyć się, że pewne rzeczy trzeba tolerować (i nie ma to nic wspólnego z akceptacją), tak inni muszą zrozumieć, że nie da się tych tolerujących zmusić do akceptacji pewnych osób, zachowań, a może czynów. Bo stygmatyzacja ma różne oblicza, a cofnięty krok nie jest tym samym, mimo, że w tym samym kierunku…i wymaga podwojnych nakładów energii. Nie można winić kogoś za to, że widział ten pierwszy niefortunny krok. A mam wrażenie że to się tu dzieje. Wina-kara, a między nimi cały szereg zależności i ofiar – bo czy ofiarą nie jest sama ofiara? Czy ofiarą nie jest zawiniony? Czy ofiarą w końcu nie staję się obserwator, którego w ostatecznym rozrachunku zmusza się do akceptacji dla braku czynnika stygmatyzacji? Tolerujmy się, ale nie zmuszajmy siebie nawzajem do akceptacji. Temat pozostawiam otwarty, jak i otwartości w postrzeganiu życzę, Yliah
Jeszcze jedna kwestia, ktora mnie frapuje.
W moim zakladzie karnym zagranica, z kazdym osadzonym sporzadza sie indywidualny plan na cale odbycie kary, gdzie okreslane jest ryzyko powrotu do przestepstwa, potrzeby z ktorymi trzeba pracowac w trakcie pobytu w ZK oraz podatnosc na roznego rodzaju zajecia i terapie. Mozna wyjsc na wolnosc zazwyczaj po 2/3 kary jesli zachowanie bylo poprawne i wszystko przebiega wg planu.
Po wyjściu przekonałem się że w naszej społeczności jedna kara jest wymierzana po wielokroć. A walić to! Pół litra Żytniej proszę , i tak się zaczęło ,a jak się skończyło .. szkoda słów.
🙂 a za zdrowie tych, którzy nie mogą chociaż było? Świruję a jak całkiem serio wytrwałości życzę i dużo szczęścia, a przede wszystkim tego, by ludzie, którzy Cię kochają nie przestali w Ciebie wierzyć.
Pozdrawiam, Iwona
Podsumowujac, pobyt na wolnosci, codzienne zycie, to tez walka z samym soba czesto, walka o swoje jestestwo…
Najwazniejsze zeby wyciagnac konsekwencje. Rozlaka z bliskimi to podwojna kara ale mozesz jeszcze sie z Niki widziec I rozmawiac. patrzac z drugiej petspektywy rodzina ofiar ma czesto te rozlake na zawsze. Stygma spoleczna niestety byla I bedzie bo zaufania nie odbydowywuje sie w sekunde. Pozdrowienia I duzo sil!
Witaj Haniu, widzę, że spać nie możesz :). Stygamtyzacja tak… Tylko że większość tych ludzi nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, co wyrządzają innym. Bo skoro kogoś piętnujemy, stygmatyzujemy, to wypada, byśmy mniej więcej znali sprawę, więcej wiedzieli. Bo gdy osoba żałuje szczerze, robi wszystko, by wrócić do normalnego życia, nie popełnia tych czy innych błędów, to czy powinna być przez x czasu traktowana z góry? Nie mówię, że każdemu powinno się od razu ufać, lecz warto okazać troche więcej wiary w ludzi…. A co gdy powiedzmy Twoja sąsiadka zabija męża, bo latami ją tłukł, pił, oczywiście wszyscy wiedzieli, nikt nie zareagował, bo to, jak to się często mówi, „nie moja sprawa”… i taka biedna kobiecina trafia do więzienia, wychodzi po wielu latach i co wtedy? Też kryminalistka? Bo więkoszść nie patrzy wstecz, dlaczego. Liczy się, że była w więzieniu! A mi serce pęka, bo wiesz, szkoda mi tych kobiet. A ludzi mi żal, tych „wytykaczy”, bo jak tak można…
Społeczeństwo pragnie być spostrzegane jako takie mądre, sprawiedliwe i uczciwe. Super, tylko, co z tego, gdy pośród tych setek ludzi właśnie tylko dwie osoby korzystają z madrości, a cała reszta tylko krzyczy, bo należy do tłumu i wypada krzyczeć, lecz niekoniecznie działać…. Haniu, życzę Ci dużo dobra w życiu i wspaniałych ludzi wokoło.
Będzie dobrze, zobaczy Pani trzymam kciuki… Pozdrawiam
Czytam – i cieszę się że choć jedna z osadzonych dopuszczonych do blogowania ma coś sensownego do powiedzenia. Ty Iwono wydajesz się rozumieć problem winy, kary i konsekwencji. I to bardzo cieszy, nawet jeżeli jest to częściowo sprowokowane niebyt przychylnymi reakcjami na co bardziej radosne wpisy koleżanek. Miło zauważyć, że dla Ciebie ten okres izolacji nie jest czasem straconym.
Ale czy podobnie rozumują Twoje koleżanki? Sfochowana Monika od szpilek, fryzur i ścianki stylizacji; recydywistka dla której największą więzienną traumą wydaje się być za duża piżama i jedzenie inne niż na wolności; koleżanka „bezdenna” która ma problem z posługiwaniem się językiem polskim, Joshua którego/której historia trąci na kilometr mitomanią albo minimum kolorowaniem z wybielaniem. Przepraszam, Joshua wydaję się zaczynać proces rozwoju osobowości, więc może kiedyś ogarnie temat . Jak myślisz, ile z kobiet które spotykasz podchodzi do własnego przestępstwa i kary za nie podobnie jak ty?
Kiedyś pisałam, że ten blog to dowód na porażkę i marnotrawienie pieniędzy. Tak naprawdę pobyt w więzieniu większości z pań piszących – jest marnotrawstwem. Marnowaniem – pieniędzy na jedzenie, prąd i inne wydatki związane z przebywaniu w izolacji. Marnowaniem – czasu personelu, który zamiast przebywać z „bezdenną” czy inną niereformowalną mógłby pracować z osobą Twojego pokroju, zdradzającą jakieś nadzieje na resocjalizację.
Zastanawiasz się jak będzie kiedy wyjdziesz? Mam w rodzinie dwie osoby „po odsiadce”. O jednej właściwie zapomniałam, bo chłopak który został skazany za jazdę po pijaki i spowodowanie śmierci dwóch osób – odsiedział swoje 8 lat, wyszedł, nigdy nie jojczył że mu źle było i po prostu wyciągnął wnioski. Ma teraz rodzinę, pracę, dom – i tak naprawdę nikt mu nie wypomina że kiedyś cośtam. Pomimo tego, że jego wina jest wielka i oczywista – rodzice przynajmniej jednej z osób które zginęły w tym wypadku normalnie z nim rozmawiają i nikt go nie linczuje. Drugi to przestępca mniejszego kalibru, złodziej. Po pół roku (chyba) kary wrócił do domu pełen żalu do garbatego że ma dzieci proste, pełen fochów i pretensji o kiepskie żarcie, rzadke wizyty, kąpiele raz w tygodniu itd, dokładnie tak jak część wypowiadających się na blogu kobiet. Ba, był nawet na tyle bezczelny, że szukał winnego swojej odsiadki wśród nas „bo ktoś go musiał zadenuncjować” i „bo mogliście lepiej z policją rozmawiać” i „bo zrobiliście tak zamiast siak lub owak”. I jemu wszyscy pamiętają, że miał lepkie ręce i pracując w straży pożarnej podczas akcji podwędzał to i owo w ramach korzyści dodatkowych, i że groził łamaniem rąk czy podpalaniem samochodu tym, którzy nie chcieli go głaskać po główce i wykazywać zrozumienia.
Ktoś pisał, że stygmat „odbycia kary” będzie zawsze. Nieprawda. W papierach – istnieje takie coś jak „zatarcie”, w życiu – owszem, ludzie będą gadać, ale po tygodniu znajdą sobie inny powód do plotek, o ile ty nie dasz im pożywki. A wydajesz się być sensowną osobą, więc – dasz radę ułożyć sobie życie na nowo, bez stygmatu widocznego na czole.
Do „Magdy” (kom. z 26 stycznia,17:19).Czytam Twoje wpisy,są bardzo surowe,ale w pewien sposób TUTAJ,na tym blogu Cię rozumiem i na pewno Twoje opinie nie wywołują we mnie poczucia niesprawiedliwości.Jakkolwiek piszesz ostro o osadzonych,nie piszesz takich bzdur, jakie np jakaś Twoja przedmówczyni sprzed kilku m-cy,że gdyby miała w rodzinie kogoś ,kto poszedł do kryminału,to potem nie poznawałaby go na ulicy.Ja Cię po części rozumiem.Ale,wiesz co? Zadam Ci pytanie „od czapy”.Jak Ty to widzisz.Jaki jest Twój pkt widzenia.Obejrzałam ostatnimi czasy film Janusza Mrozowskiego,który otrzymał wiele nagród.”Bad Girls cela nr 77″-jest na YT do obejrzenia.Streszczenie tego filmu angielskie, oficjalne,(jakoś mnie mocniej za serce chwyciło)brzmi : „1 prison 2 shameful exclusion 3 place of self-reflection 4 filled with negative energy 5 cigarette: every prisoner’s best friend 6 the twisted, slippery path of crime 7 „shit, shit, shit, shit, shit, shit, shit…” 8 an affected, loud vulgarity, safety valve, preventing breakdown 9 the accumulation of female libido has colors and smells 10 prison: house of joy and sorrow, but what waits outside? 20 A look at one prison cell in Poland in which the colorful dreams of women mix with a criminal past, natural bodily needs, violence, and the yearning for freedom.”
obejrzałam ten film nie jeden,nie dwa,ale PIĘĆ razy.Bo może rzeczywiście trochę gruboskórna jestem,ja mam takie spojrzenie jak facet trochę,dla mnie „a” znaczy „a” bez podtekstów,białe to białe.Dopiero za którymś razem faktycznie odczułam,że dziewczyny(wszystkie skazane za złodziejkę) w tym filmie,tak jak piszą w innych streszczeniach,okazują sobie wiele czułości,opowiadają o tym,czego żałują,mają marzenia,czego się boją.Są prawdziwe i skromne-tak,jak to również ktoś napisał.I tak ,jak nie umiem,po prostu nie umiem płakać-nie wiem,dlaczego,to po piątym obejrzeniu miałam łzy w oczach.Śmiejcie się z tego,mam to gdzieś,przywiązałam się do tych dziewczyn.Komentarze na YT są beznadziejne (a wysterylizować takie suki/jakie one mają piękne ząbki/co to za ścierwo/itd).Tutaj,na tym blogu,nie bardzo.Nie przywiązałam się do żadnej.No,może trochę do Eli….nieważne.Zastanawiam się,może na blogu nie da się tego przekazać,opowiedzieć,co w filmie?…..Bohaterki filmu Mrozowskiego są proste,niektóre niewykształcone,może trudniej jest coś napisać niż powiedzieć?Co nie znaczy,że się jest przez to głupim czy prymitywem.Tak,w filmie znacznie mocniej można odczuć (nawet,jeśli tyko „pomiędzy wierszami”) wszystko to,czego TUTAJ na tym blogu chyba oczekujemy od piszących….
Ponieważ czytałam również sporo po obejrzeniu filmu o samym filmie i o reżyserze,wpadł mi w oczy taki fragment wywiadu z samym reżyserem i to mnie do końca przekonało o tym,że te dziewczyny nie są złe,może ŹLE POSTĄPIŁY,ale nie były złe…..gorąco polecam film….
Mówiąc o pokazach podczas Warszawskiego Festiwalu Filmowego – na premierze „Bad Girls” byli niezwykli goście…
Zaprosiliśmy bohaterki filmu. Jedna jeszcze siedzi w zakładzie karnym w Lublińcu i przyjechała z personelem więzienia. Przyjechały trzy inne, które już są na wolności. Wszystkie się po prostu rozpłakały. Obejrzały film po raz pierwszy, ostateczny montaż filmu skończyłem przed pierwszym festiwalowym pokazem. Przedtem nikt tego filmu nie widział, ani z zakładu karnego, ani ze skazanych. Było to wielkie odkrycie i bardzo wzruszające – także dla mnie – wydarzenie. Była to światowa premiera filmu. Spotkanie z bohaterkami też było wzruszające, mimo że utrzymuję z nimi kontakt telefoniczny. Bohaterki rozpłakały się, nie potrafiły mówić. One, w filmie takie wygadane…
Bardzo ważny głos, Zula, dziękujemy. Staramy się nie ingerować w dobór tekstów dziewczyn-blogerek, to one same tworzą bloga. W przypadku filmu trzeba pamiętać o roli genialnego reżysera, Janusz Mrozowskiego. Pytanie: do jakiego stopnia i czy powinniśmy ingerować w ten blog, jako osoby z zewnątrz?
Chyba trafiasz w sedno. Otóż nie idzie o to, by oceniać innych. Chętnie przyjmujemy, że piszące tu panie nie są złe. Nie zapominamy jednak, że postąpiły źle (i ponoszą słuszną karę, a skoro słuszną, to proszę nie narzekac, że coś tam-coś tam). W naszej kulturze człowiek jako taki jest wartością sam w sobie. Duża część twórczości to pochwała życia i człowieka:). Niestety człowiek może też postąpić źle (rozwija się o tym dyskusja u Joshuy dzisiaj). I zły czyn jest po prostu zły. Wykręcanie się to po prostu kłamstwo, to jak wiercenie się w bagnie, które coraz bardziej wciąga.
Równie trafnie opisuje sprawy Magda. Ciekawe myśli przynosi też svensk.
Iwono, długo myślałam nad tym Twoim wpisem, od dnia, kiedy został opublikowany. Wracałam do niego a komentuję dopiero dziś. Może dlatego, że przedmówcy lepiej ode mnie wyrazili to, co chciałam powiedzieć;).
Przeycztaj ich wpisy i przeanalizuj (wiem, że to zrobisz:) ). Wiele wskazuje na to, że jesteś na dobrej drodze. Trzymamy kciuki, żeby udał Ci się Twój marsz na niej.
OTÓŻ TO.
Moja Mala Siostrzyczka wyszla z Zakladu Karnego po 2-letniej odsiadce. Za pobyt tam winilismy glownie zle towarzystwo, w ktore wpadla kilka lat wczesniej. Znalazla sie w zlym miejscu o zlej porze. Moze zdarzyc sie kazdemu. Zapewniala, ze byla tylko swiadkiem zdarzenia, nie brala czynnego udzialu…wierzylismy. Po wyjsciu zamieszkala ze mna, byly wspolne wieczory, czerwone wino,babsie filmy,zakupy, plakala z wdziecznosci za kazda pare majtek. Po trzech miesiacach zaczela szukac pracy. Nie bylo lekko, bo wiadomo; po odsiadce. Pracy w lokalnym barze nie przyjela, bo nie chciala aby kusil jej alkohol i podejrzane towarzystwo. Nie chcialam dac jej odczuc, ze mi ciazy utrzymywanie jej, rozumialam, ze skazanym nie jest lekko wrocic na rynek pracy (chyba nigdzie na swiecie) Ale zaczely sie pierwsze starcia. O balagan, o nie zrobione zakupy…o pozyczanie pieniedzy po rodzinie. Po kolejnej klotni, wyszlam z domu! Trzasnelam drzwiami i poszlam na spacer uspokoic sie. Gdy wrocilam do domu, Siostry juz nie bylo w domu…mojego tableta i gotowki trzymanej w domu takze…
Bardzo Ci współczuję, że musiałać doświadczyć takiego rozczarowania ze strony kogoś tak bliskiego. Mam nadzieję, że jednak będziesz mogła zobavczyć jak Twoja siostra naprawdę zmieni swojej postępowanie, bo ja pomimo teog, co się wydarzyło, wierzę, że to zawsze jest możliwe.
Monika
Tak. Robie.
Chcialam tez zuwazyc skromnie…,ze z „robieniem dzieci” jest tak samo jak z popelnianiem przestepstwa…trzeba sie zastanowic na konsekwencjami, prawda?
Pozdrawiam
Przypadkowo odkryłam ten reportaż o resocjalizacji dla osób w więzieniu w Hajnówce! Nie możecie nie obejrzeć! Super-i -jak widać-resocjalizacja czasami się sprawdza,więc nie przekreślajmy wszystkich.Ciekawe,czemu nie było większego odzewu społecznego na ten projekt….zupełnie nienagłośniony….
Zapraszam Wszystkich chętnych:) mi się ogromnie podobało.Proszę:)
Moj kolega Piotr Zaremba( ktory od kilku lat odwiedza regularnie ludzi w wiezieniu- ma taka sluzbe) przetlumaczyl dla was taki tekst:
W WIĘZIENIACH NA CAŁYM ŚWIECIE TRZYMANE SĄ BOŻE SKARBY
Bill Yount, Hagerstown
Słowo do Kościołach 1989r.
Było późno, byłem zmęczony, chciałem spać, lecz Bóg chciał mówić. Było około północy lecz dotarło do mnie, że Bóg nie śpi. Jego pytanie nie dawało mi spokoju: „Bill, gdzie ludzie trzymają najcenniejsze skarby i drogocenne rzeczy?” – zapytał.
Spoza tych ścian wyjdzie moja armia
Wtedy zobaczyłem Jezusa stojącego z przodu pozornych wiezień i kryminalistów. Pan powiedział: „Ci ludzie zostali niemal zniszczeni przez wroga, lecz mają też największy potencjał, aby ich używać i przynieść chwałę Mojemu Imieniu. Powiedz MOIM ludziom, że w tej godzinie idę do więzień, aby pobudzić dary i powołania, które leżą niewykorzystane w życiu tych ludzi, a które były udzielone przed założeniem świata. Spoza tych murów wyjdzie Armia duchowych gigantów, którzy będą mieli moc, aby dosłownie rozwalić bramy piekła i pokonać demoniczne moce, które utrzymują wielu z MOICH ludzi związanych w Moim własnym domu.
Zapomniane naczynia muszą być odnowione
„Powiedz Moim ludziom, że za tymi murami są wielkie skarby w tych zapomnianych naczyniach. Moi ludzie muszą wyjść i dotknąć tych naczyń, ponieważ Moje potężne namaszczenie będzie uwolnione ku przyszłemu zwycięstwu w Moim Królestwie. ONI MUSZĄ ZOSTAĆ ODNOWIENI”. Wtedy zobaczyłem Pana przystępującego do więzienia z kluczem. Jeden klucz pasował do wszystkich zamków i bramy zaczęły się otwierać. Wtedy usłyszałem i zobaczyłem wielką eksplozję, której dźwięk brzmiał jak dynamit spoza ścian. Brzmiał jak powszechna duchowa walka. Jezus odwrócił się i powiedział: „Powiedz Moim ludziom, aby weszli teraz i wykorzystali zniszczenia i uratowali ich”. Wtedy Jezus zaczął wchodzić i dotykać więźniów, którzy tłoczyli się do Niego. U wielu dotkniętych natychmiast pojawiał się złoty blask nad nimi. Bóg powiedział do mnie: „TO JEST ZŁOTO” Inni mieli złoty blask wokół siebie. Bóg powiedział: „TO JEST ZŁOTO!”.
Teraz idźcie i rozwalcie warownie
Jakby w zwolnionym tempie zaczęli rosnąć do rozmiarów gigantycznych rycerzy, uzbrojonych wojowników. Mieli pełną zbroję Bożą, a każda część było solidna i z czystego złota! Nawet tarcze ze złota! Gdy zobaczyłem złote tarcze, usłyszałem jak Bóg mówi do wojowników: „Teraz idźcie i wykorzystajcie to, czego Szatan was nauczył przeciwko niemu. Idźcie i zburzcie warownie powstające przeciwko Memu kościołowi”. Ci duchowi giganci zaczęli teraz przechodzić po więziennych murach, bez śladów jakiegokolwiek sprzeciwu i natychmiast weszli na samą frontową linię walki z przeciwnikiem. Widziałem ich, jak idą tuż obok kościoła. Widziałem ich, gdy szli tuż obok za kościołem, gdy sławni słudzy, znanych ze swej mocy Bożej, których ci gigantyczni wojownicy wyprzedzali, podobnie jak Dawid wyszedł do Goliata! Przekroczyli linię wroga i zaczęli uwalniać wielu Bożych ludzi z uścisku Szatana, podczas gdy demony trzęsły się i uciekały z zasięgu wzroku.
Kim są ci ludzie?
Wyglądało na to, że nikt, nawet kościół, nie zdawał sobie sprawy z tego, kim ci duchowi giganci byli i skąd przyszli. Widać było tylko złote zbroje, złote zbroje Boże, od stóp do łów i złote tarcze. Tarcze zostały przywrócone do Domu Bożego i odniesiono wielkie zwycięstwo i zapanowała radość. Widziałem również srebro, drogocenne skarby i naczynia, które przynoszono. Poniżej złota i srebra byli ludzie, których nikt nie znał. WYRZUTKI SPOŁECZNE , ULICZNICY, BIEDNI I WZGARDZENI. Ci byli skarbami utraconymi z Jego Domu. Na zakończenie pan powiedział: „Jeśli Moi ludzie chcą, wiedzieć, gdzie są potrzebni, powiedz im, że są potrzebni na ULICACH w SZPITALACH, w MIASTACH oraz w WIĘZIENIACH. Gdy tam pójdą znajdą Mnie i następne poruszenie mojego Ducha i będą osądzeni przez Moje Słowo z Mat 25:42: „Ponieważ byłem głodny i nie daliście mi jeść, pragnąłem, a nie napoiliście mnie, byłem przychodniem, a nie przyjęliście Mnie, , chorym i w więzieniu i nie odwiedziliście mnie”.
moze kogos to zacheci, zainspiruje
pozdrawiam serdecznie
Jeszcze wkleję wam historie człowieka, o którym Piotr mi wczoraj opowiadał.Przyslal mi te historie i postanowiłam ja skopiować i tu umieścić.Moze komuś sie przyda.
Pragnę podzielić się z wami tym, jak mój ukochany Pan przemienił moje „stare życie” w nowe, „Boże życie”.
Będąc jeszcze dzieckiem doznawałem obecności Boga, Czasem nawet wkradałem się do kościoła i choć nie byłem ministrantem to ubierałem komżę, aby być bliżej ołtarza. Pan dotykał mego serca, ale byłem za mały i za słaby i i nie znałem Słowa Bożego. Mój dziecięcy umysł nie był na tyle mocny, aby się bronić przed pokusami złego i odciągał mnie od Boga. Moje dorastanie to okres buntu i pogoni za pieniędzmi. Przez 40 lat byłem katolikiem bardzo religijnym. Religia dawał mi możliwość balansowania na krawędzi, usprawiedliwiając moje postępowanie. Na początku papierosy, później alkohol i życie rozrywkowe., które doprowadziło mnie do przestępstw i rozbojów. Jako dorastający chłopiec coraz bardziej angażowałem się w pełnieniu zła, co ostatecznie doprowadził mnie w wieku 17 lat do więzienia dla młodocianych.
Jednak dalej, nawet w tym miejscu czułem obecność Boga, modliłem się, co nie przeszkadzało mi żyć grzesznym życiem.
Po wyjściu z więzienia dalej goniłem za pieniędzmi, handlowałem walutą, ćwiczyłem na siłowi, kupowałem drogie ciuchy i prowadziłem nieczyste interesy.
Ożeniłem się ze wspaniałą kobietą, która do dziś jest moją żoną, z którą mam syna.
Niestety, szybko kolejny konflikt z prawem i kolejny wyrok – tym razem 4 lata. Podczas odsiadki, poznałem nowych kumpli, którzy po moim wyjściu wciągnęli mnie do agencji towarzyskiej, gdzie nadal prowadziłem życie przestępcy, Coraz bardziej pogrążałem się w zło, dopuszczałem się napadów rabunkowych i coraz częstszych przestępstw. Będą głuchy na Boże napomnienie dopuściłem się podwójnego zabójstwa, za które otrzymałem dożywocie.
Przez okres i lat siedziałem w pojedynczej celi, gdzie często modliłem się i szukałem wsparcia i pomocy u Boga, wielokrotnie dopadało mnie zniechęcenie, apatia i depresja, myślałem o tym, żeby skończyć ze sobą i byłem w swych planach bardzo zdecydowany na ten rok,. Jednak po jakimś czasie chęci popełnienia samobójstwa gdzieś zniknęły. Dzisiaj, wiem, że było to działanie mojego Pana i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, który miał plan dla mojego życia, w trudnych chwilach zacząłem też czytać Biblię, co przynosiło mi ulgę i pociechę. Oczywiście, modliłem się, jak umiałem, klepałem zdrowaśki na różańcu jak mantrę. Jednak zauważyłem, że największa radość dawała mi prosta i spontaniczna rozmowa z Bogiem.
Przebywając w Tarnowie w celi dla tzw. „niebezpiecznych” oglądałem program w telewizji, przerwie jakiegoś filmu. Pokazywali chore dziecko, dziewczynkę, która była umierająca i potrzebowała drogiej operacji, jej mama prosiła o pomoc finansową na jej przeprowadzenie. Leżąc na łóżku poruszyło mnie to, wejrzałem w swoje wnętrze i ogarnęło mnie wzruszenie oraz współczucie. Po chwili zacząłem się modli i prosić Boga mówiąc: „Boże, jeśli to jest możliwe, proszę Cię, zabierze moje życie, a przywróć zdrowie temu biednemu dziecku. Ja i tak na nic nie mogę liczyć, z takim wyrokiem będę tu siedział do końca życia, a ta mała istota może żyć i być dobrym człowiekiem, przydatna dla ludzi i Ciebie”.
Podczas mszy w radio, kiedy było to przemienienie wina w krew, chleba w ciało, biłem sięw pierś i pytałem Jezusa: „Jeśli to jest Twoje ciało i Twoja krew to dlaczego ja tego nie czuję”. Czuję tylko pustkę i smutek i więcej radości daje mi zwykła modlitwa własnymi słowami niż ta całą msza”.
Upłynął jaki czas i oglądałem podobny program i kolejne dziecko, które potrzebowało pomocy, wówczas tak samo się modliłem. Wkrótce po tym w czasie drzemki lub snu, usłyszałem głos mówiący: „Nie tak będziesz ratował moje dzieci”. Nie rozumiałem tego wówczas, nawet zignorowałem to, a jednak tkwiło to ciągle i bardzo mocno we mnie i w mojej świadomości. Dopiero po tym, kiedy oddałem swoje serce Jezusowi uświadomiłem sobie, znaczenie tych słów.
Kiedy działy się te wszystkie, wówczas dziwne dla mnie rzeczy, okazało się, że prokuratura prowadzi śledztwo w mojej sprawie, w wyniku czego trafiłem do Aresztu Śledczego w Białołęce. Po miesiącu trafiłem do celi z takim Marcinem, który stał się moim ukochanym bratem w Chrystusie. To właśnie on przyprowadził mnie do Pana, rozmawiał ze mną na temat Słowa Bożego i po dwóch tygodniach zmagań, udowadniania, ale też kruszenia mego serca Pan sprawił, że oddałem Mu swoje życie. Od tej pory wspólnie wielbiliśmy Boga, Czytając Słowo Boże poznawałem coraz lepiej przesłanie Ewangelii i mojego Pana, Jezusa Chrystusa. PO dwóch miesiącach Marcin podczas modlitwy włożył na mnie ręce i zostałem ochrzczony Duchem Świętym i zacząłem modlić się w językach.
Bóg zmieniał moje życie i przestałem grypsować, przez co niemal zostałem pobity, jednak Pan mnie ochronił. Skończyło się tylko na wyzwiskach i przykrych dla mnie słowach, ale jednocześnie i radości, że mogę znosić obelgi z powodu Jezusa.
W międzyczasie składałem moje świadectwo rodzinie, a także tym, których spotkałem w transportach jadąc na sprawę lub ze sprawy. Nieustannie szukam okazji do głoszenia Słowa Bożego i dzielenia się Ewangelią ze wszystkimi. Miałem okazję złożyć świadectwo przed dyrekcją A.Ś. w Białołęce, gdzie na pytanie o moją zmianę w wyniku resocjalizacji odpowiedziałem: „To nie resocjalizacja zmieniał mnie, ale Zbawiciel Jezus Chrystus!”
Widzę zmiany w moim życiu, dzięki Łasce i wielkiej miłości Jezusa, ale też mocy Ducha Świętego i nie chcę tego utracić. Chcę żyć dla Chrystusa i opowiadać o Bożej miłości tam, gdzie są ludzie i gdzie ja jestem. To, że mogę mieć społeczność, czytać Słowo Bożę i rozmawiać z Jezusem jest największym dowodem na to, że Jezus Chrystus żyje i jest prawdziwy.
On też obiecał, ze jest i będzie z nami po wszystkie dni, aż do skończenia świata!
Bardzo dziękuję.
Dziękuję Ci za mocny tekst. Miejmy nadzieję, że poruszy zlodowaciałe serca i przemówi do wielu.
Pozdrawiam, Iwona