Dzięki mojej cioci, która pracowała w kiosku i przywoziła nam góry komiksów, poznałam mojego pierwszego bohatera. Był to Batman, a ja miałam wtedy 10 lat i nieograniczone możliwości w naśladowaniu jego przygód. Tym bardziej, iż dziecięca moc wyobraźni jest nieskończona. Mogłam śmiało pobiec do lasu i walczyć z niewidzialnym wrogiem Jockerem czy Pingwinem. Czarna postać nietoperza imponowała mi pod każdym względem, ale czy mój bohater miał na mnie jakiś wpływ? Na pewno tak! Ponieważ tak samo jak on, chciałam być dobra, wspierać słabszych i niszczyć zło! Teraz jednak zastanawiam się nad genezą mojej postaci – idąc śladami Kubusia Puchatka powinnam mieć poważne zaburzenia osobowości. Trauma Brusa (Batmana) po stracie ukochanych rodziców oraz lęk przed nietoperzami miały znaczący wpływ na jego rozwój emocjonalny i duchowy. To znaczy, że i ja mając zaledwie 10 lat poprzez wybór takich a nie innych bohaterów, torowałam sobie ścieżkę życia?! Czy przez to, że oglądałam Lacky Luka, który gadał do konia, jeździłam samochodem bez prawa jazdy? Czy trafiłam do więzienia jak bracia Daltonowie, bo miś Yogi kradł koszyki piknikowe i dobrze mu się wiodło? A może zaczęłam brać narkotyki, bo Kubuś P. nadużywał miodu?!
Czy powinnam zatem podziękować cioci za komiksy, czy wręcz przeciwnie, oskarżyć ją o złamanie mi życia?!
Ag.U
Rysunek autorstwa Joshuy
Dodaj do tego jeszcze Smurfy – toż to pierwotna przyczyna wypaczeń seksualnych, Gumisie zaczynające jakiekolwiek działanie dopiero po spożyciu magicznego napoju wyskokowego, i inne bajki promujące zagładę obyczajów i zgniliznę moralną. Do tego jeszcze na pewno miałaś trudne dzieciństwo (z kluczem na szyi, rodzice palili i pili piwo w twojej obecności, a w dodatku puszczali cię samopas na podwórko i nie organizowali kinderbali w MacDonaldzie), szkolną traumę (bo musiałaś przeczytać Anię z Zielonego Wzgórza, opanować na wyrywki tabliczkę mnożenia i zasady ortografii) i tak dalej.
Dodaj do tego rzecz jasna straszliwą obojętność społeczeństwa, które nie poświęciło ci większej dozy uwagi jakiej potrzebowałaś do harmonijnego rozwoju. Może jeszcze Skarb Państwa i parę ministerstw, i konstytucję zaskarżysz, że nie zagwarantowała ci bezpiecznego dzieciństwa i komfortowych ławek oraz krzesełek w szkole i w domu – bo krzywy kręgosłup fizyczny wypacza kręgosłup moralny. Aha, no i koniecznie powinno dostać się rodzicom, za to że zezwolili i nie zareagowali na fakt czytywania przez dziecko zbrodniczej prasy o niszczycielskim wpływie na kształtującą się psychikę!
Szczerze mówiąc – pierwszy wpis, który mi się spodobał literacko. Napisany z sensem, z ironią, z poczuciem humoru i dystansem. Bez nawoływań o zrozumienie, bez zapewniania o własnej niewinności i straszliwym zbiegu okoliczności, który przypadkiem zaowocował pobytem za kratkami. Bez skarg na ciężkie więzienne życie itd. Zastanawiałam się, co i jak ja bym pisała będąc na waszym miejscu… Wiadomo, to tylko gdybanie, bo teraz siedzę sobie sama w pokoju, za oknem mam piękny ciepły słoneczny dzień, za plecami drzwi, za drzwiami ulicę którą mogę iść do parku albo do sklepu, albo na obiad do losowo wybranej jadłodajni – więc w takiej scenerii równie udatnie będę sobie wyobrażała ciężki los polarników na biegunie jak i więzienne odcięcie. Z drugiej strony – od kilku lat mieszkam za granicą, rozmowy z rodziną skutecznie ogranicza kiepski internet i różnica czasu, niekoniecznie mogę zrobić to na co mam ochotę, różnica kulturowa czasem sprawia że czuję się jak na Marsie. Cóż, biorę to na klatę i nie płaczę że mi źle a ten emigracyjny świat taki inny, obcy i zły – bo wyjazd daleko daleko był moją własną decyzją. Wiem, co mówię najbliższym i jak relacjonuję codzienność. Znając siebie i swoje reakcje – pewnie w więzieniu też wstyd byłoby mi się wypłakiwać obcym osobom (bo nawet najbliższym nie skarżę się w gorszych chwilach) i trzymałabym podobnej stylistyki – ironii i absurdu.
Nie zapominam, że autorka tego wpisu według tego co pisze o sobie – jest złodziejką i narkomanką na odwyku. Ale podoba mi się jej refleksja z tego posta, podoba mi się jej sposób pisania.
Pozdrawiam,
Magda
Żałujesz ,że wyjechałaś za granice ?
Nie. Doceniam plusy i nie przeceniam minusów, mam co chciałam.
Wyjazd bym moja świadoma decyzja, i w związku z tym po prostu trzeba się było zmierzyc z konsekwencjami. Z nowym, totalnie obcym językiem, innkultura, mentalnością, innym jedzeniem, innym napięciem w gniazdku, wizyta w sklepie spożywczym gdzie nic nie wygląda jak powinno według polskich standardow. z szefem zupełnie niekompatybilnym z europejskim stylem pracy, z sasiadami itp.
Owszem dopada mnie żal tęsknoty i smutki ale pamiętam o tym, ze sama sobie taki los zafundowalam. teraz gdy w mojej rodzinie pojawił się kryzys i poważne problemy mogę sobie pozwolić na to żeby raz na 6 tygodni przylecec do Polski, ale gdy cos się wali na bieżąco nie ma mnie nmiejscu, czesto nie mam nawet bieżącego dostępu do infomacji- i tego mi zal. Z drugiej strony, gdybym była w Polsce wiele bym nie zdziałała. Wiem co dal mi wyjazd i wiem co zabrał – i cale szczęście za mój wyjazd nie muszę się wstydzić i cale szczęście mój wyjazd nie oznacza negatywnego zaświadczenia o niekaralnosci.
Emigracje i wyrok w wiezieniu można w moim wypadku porównywać w kwestii:
swiadomej decyzji w konkretnej sprawie i znajomości (nawet pobieznej) konsekwencji
odcięcia od rodziny, przymusowego wyrwania ze środowiska i ograniczenia kontaktów
oraz koniecznosci radzenia sobie z tym faktem i akceptowania wlasnej odpowiedzialności za taki a nie inny obrót spraw.
No właśnie. Temat wyboru i odpowiedzialności za własne wybory przewija się tu uporczywie, ale głównie w komentarzach.
Wczoraj w kościele w modlitwie wiernych było wezwanie o modlitwę się za więźniów, żeby czas spędzony w więzieniu wykorzystali na refleksję i zmianę swojego życia. Nie zdążyłam o tym napisać wczoraj a dziś już nie pamiętam dokładnego sformułowania. Ale jakoś tak to szło: wybór-odpowiedzialność-zmiana lub nie – jako indywidualny wybór każdego człowieka. Człowieka nikt nie skreśla, człowiek może skreślić się sam. A może też kreślić;) podobnie jak Iwona tę dziwo-babę na krokodylku;). Czy ona by mogła na tym dorabiać sprzedając swoje grafiki jako np. wzory dla tatuażystów?
Dzieki za odpowiedz..ja mam właśnie problem z tym ,że ciągle się zastanawiam nad wyjazdem..z jednej strony chce a z drugiej ogrania mnie strach..ale musze go pokonać!!!
Witaj, Magdo, nie bardzo rozumiem, co masz na myśli we wstępie komentarza, ale powiem Ci, że wychowałam się na wsi, nigdy nie nosiłam kulczy na szyi, bo mój dom był zawsze otwarty. Rodziców w dzieciństwie nigdy nie widziałam pod wpływem alkoholu, narkotyków, itd. Ani z Zielonego Wzgórza nigdy nie czytałam, a z nauką nie miałam problemu, bo przynosiłam świadectwa z czerwonym paskiem. Co do kinderbali w McDonaldzie to faktycznie na żadnym nie byłam, ale nic straconego, bo z dzieciństwa pamiętam dużo Słońca – Miłości i śmiechu.
Dziękuję za bardzo miłe słowa, które mnie budują. Jestem bardzo zaskoczona tak pozytywnym odbiorem.
Pozdrawiam serdecznie.
Ag.U
Świetny wpis. Naprawdę świetny. Życzę, byś prostowała swe splątane drogi (nawet jeśli niekoniecznie przez misia Yogi). Trzymaj się ciepło.
Jasne że je wyprostuję :). Nie zrobię tego jednak od razu, ale na pewno Misia Yogi zostawię dla potomnych, ha ha ha.
Pozdrawiam, Ag.U
Ag.U, bardzo mi sie podoba Twoj wpis, masz niezly dystans do siebie i poczucie humoru. Trzymam kciuki i czekam na kolejny wpis!
Dzięki za miłe słowa. Tak, potrafię śmiać się z siebie, ale też zastanawiać poważnie, czy to, co robię jest ok. To głupio brzmi, ale myślę o przeszłości i przyszłości realnie. Wiem, jaka jestem, choć często specjalnie „odwracam wzrok”.
Czasem trzeba poszukać winnych. Wszyscy, tylko nie ja! Tysiące dzieci czyta komiksy, ogląda bajki itd… Ile z nich siedzi???
Może przyczyny należy poszukać w domu, w sposobie wychowania, w doborze znajomych/przyjaciół, nie zwalać winy na misia Yogi czy Kubusia Puchatka?
P.S. Uzależnienie od miodu prowadzi (najwyżej) do otyłości i cukrzycy, nie za kraty 😉
Pozdrawiam
Niom;). Ino żeby nie było jak z tą herbatą;). Jest o tym taki dowcip z morałem a morał mówi o tym, by zachować zdrowy rozsądek prowadząc badania statystyczne. Otóż ponad 90% sprawców wypadków drogowych piło kiedykolwiek herbatę (miało kontakt z tą substancją). 🙂 Korelacja (statystyczna) jest. Związku przyczynowo-skutkowego – faktycznie nie ma:) (w uproszczeniu mówiąc).
Lektury/piosenki/filmy są dobre, złe, kiczowate, szkodliwe, wartościowe, głupie, pożyteczne – różne. Z pewnością jakoś tam wpływają na ukształtowanie ich odbiorcy. Na ile? Aaaa, tego to ja nie wiem. Wiem za to co innego, mianowicie iż tu znowu dochodzimy do poruszanego na tym blogu wielekroć tematu „wybór-czyn-odpowiedzialność z niego”. 🙂
A ja się dziwię,że Magda nie odpowiedziała na moje pytanie i nie odniosła się do proponowanego przeze mnie filmu.To raz.A dwa,”odwyk”…?Nie nie sądzę.Autorka wpisu.Ag.U, siedzi w więzieniu,ale nie jest na odwyku.Proszę zapoznać się z odpowiednią terminologią najpierw.Tertio.Moja v-ce dyrektorka w ogólniaku,laaaata lateczne temu,to było bodajże rok przed maturą?…nie pamiętam…w rozmowie ze mną ,stwierdziła,-„uważaj na to czy tamto, bo ludzie uwielbiają labelling,wiesz,co to? to etykietkowanie.I nawet,jeśli diametralnie się zmienisz,to po latach ludzie,którzy szufladkują innych i tak będą mówili,zobaczywszy Cię gdzieś-o,to ona…ta czarna,ta (takaśmakaowaka;)),mimo iż będziesz kompletnie inną osobą.”
I tu mamy sztandarowy przykład! Dziewczyny z pierdla i „strona druga” ,podkreślająca na każdym kroku: („żyjecie za nasze pieniądze!nie zmienicie się nigdy!więcej refleksji!”)czyli:dajemy Wam praktycznie zerowe szanse,jesteście śmietnikiem społeczeństwa,jak i ci,którzy się dowartościowują („ja jestem emigrantką,ah-ah-ah,ciężko tyram,robię to to i to,jestem WZOREM!a wy nikim,blah-blah,blah.).Od początku istnienia bloga widzę tylko przepychanki.Tak,tak,bardzo dużo wody upłynie,zanim ludzie przestaną być tak nienawistni i etykietkujący.Z punktu widzenia MOJEGO,ja mam w d…czy przedstawiam sobą „więcej” niż jakiś więzień,czy „mniej” i nie koncentruję się na tym,czy ktoś zasługuje na przejażdżkę do death row tylko dlatego,że napisał o dobrym jedzeniu albo ładnej bluzce jako szczycie marzeń.Resocjalizację pozostawmy tym,którzy się naprawdę na niej znają.Nie bronię więźniarek,ale ktoś,kto wymaga od nich „głębokich refleksji” na łamach bloga w onecie,do tego otoczonych kozakującymi koleżankami, bez możliwości wyjścia za drzwi,tak jak my,gdy nam ktoś „nie pasuje”, chyba myśli jak 5-letni dzieciak i proponuję w tym momencie „use your brain” (skoro ma czas na smażenie wielozdaniowych elaboratów) i zastanowienia się na tym,że jednak niekoniecznie psychika tych pań jest dokładnie tak ukształtowana jak autorki,której to rodzice kazali odkupić rozbity Bolesławiec.Szanowna specjalistka od pracy z podopiecznymi w ośrodku,nie zdająca sobie z tego sprawy.Hm….Przypomina mi się na jednym z forów internetowych niejaka matka młodego chłopaka,narkomana.Matka ta pracowała zawodowo z tzw trudną młodzieżą.Rodzice wykształceni,choć rozwiedzeni,dobrobyt w domu,zero alkoholu.Żadna patologiczna rodzinka,prawda?A jednak,mamuśka była tak nafaszerowana jadem w stosunku do wszystkich pogrążonych w nałogu ludzi,że skończyło się wyzywaniem wszystkich od „zasranych,zaplutych ćpunów-zakały społeczeństwa”oraz jednej z dziewczyn,która wpadła na forum poprosić o pomoc.Nawiasem mówiąc,znam osobiście dwie kobiety,które były długi czas narkomankami i też siedziały w więzieniach i po latach postanowiły ZMIENIĆ SWOJE ŻYCIE:) i są kompletnie innymi osobami.A jedna z nich pracuje w Szwecji,robiąc przepiękne witraże-ale nie w fabryce,jest artystką-wolnym strzelcem:).
Ja mam dobrą samoocenę.Nie potrzebuję się wywyższać kosztem innych,by poczuć się lepszą.Jeśli już w ogóle konkuruję,to z przeciwnikiem równym sobie-to jest i fair i inteligentnie,a poza tym nie będę naprawiaczem świata za wszelką cenę.Spotkałam w życiu i dobro i zło.Zostałam pobita za granicą tak,że do dziś mam blizny na twarzy,za to,że przepuszczając w drzwiach do toalety na dworcu autobusowym,nieprawidłowo powiedziałam do dwóch młodych nazistek,” alstublieft”.Zostałam też okradziona przez Polaków za granicą.Zostałam w wyjątkowo perfidny sposób,w kraju,dzięki koleżance z pracy,z niej zwolniona,gdyż bardzo chciała objąć moje stanowisko.Ale też pamiętam mnóstwo dobrych rzeczy i wiem,że nie można zmienić świata i umysłów ludzkich za wszelką cenę,a mentoring jest dobry w odniesieniu do uczenia psa niesikania na dywan.Gdy miałam 3 czy 4 lata,ukradłam (powiedziane na wyrost) orzech laskowy ze straganu na oczach mojej matki.Za komuny te luksusy były drogie,a ja jestem już od paru latek ryczącą …;).Nie,nikt nie zrobił awantury z piorunami,nikt mi nie mówił,że to brzydko,źle etc.Moja matka przyszła ze mną do domu i podzieliła orzech na pół.Była na mnie przez całą drogę obrażona.Nikt mi nie musiał mówić,nie kradnij.Wszystko zależy od natury i tego,jak jesteś ukształtowany.Jeden będzie kradł,drugi nie będzie.Owszem,tak,jest jedna rzecz,której nie potrafię pojąć.Nie umiem zrozumieć,jak można kogoś zabić dla zysku,dla zabawy albo dla ukrycia innego przestępstwa(zabójczynie swoich dręczycieli niejako rozumiem i jestem w stanie rozgrzeszyć).Nie rozgrzeszam płatnych morderców,imprezowych morderców,a morderstwa na tle rabunkowym wydają mi się szczytem bestialstwa.Koniec! Kropka.ZAWSZE ISTNIEJE WYJŚCIE Z SYTUACJI.I o tym trzeba pamiętać.Kiedy miałam 20 lat,zgubiłam pieniądze mojej szefowej,to było dużo-300 zł w 1994 roku-i nikogo nie skrzywdziłam,nie zabiłam,nie okradłam ani nie oszukałam.Czasem też dobrze jest POPROSIĆ O POMOC,JEŚLI MA SIĘ PROBLEM,ALE NA TYLE GŁOŚNO,żeby ktoś nas usłyszał,bo niektórzy ludzie proszą za cicho…..
Natomiast do osób blogujących ,jak i odpowiadających…przykro mi to mówić,ale jestem osobą,która bardzo lubi różnorodność w czytaniu,pisaniu i warunkach,w jakich żyję.Wszystko szybko mi się nudzi,potrzebuję nowych doznań emocjonalnych oraz odmiennej tematyki.Będę odwiedzała Wasz blog,ale na pewno nie tak często,jak wcześniej.Zajrzę raz na parę tygodni,może rzadziej.Natomiast z prywatnego punktu widzenia-jest ideą beznadziejną,by społeczeństwo po drugiej stronie kraty zmieniło swoje nastawienie do więźniów,przynajmniej w naszym kraju.Bo tutaj wszystko kuleje;) Resocjalizacja tyż;).
Zdravo.
Myślę, że komiksy nie mają z tym nic wspólnego! 🙂 Trzymam kciuki za Twoje życie!
Pewnie, że nie mają!!! 🙂 Dzięki za wsparcie!
Ag.U
witam,
Na tego bloga zaglądam od kilku tygodni…
Spodobał mi sie Twoj wpis i odczytuje jego drugie dno…
To,co przydarzyło nam sie w zyciu, kiedy dorastaliśmy ma na pewno niebagatelny wpływ na nasze „teraz” ale niekoniecznie musi miec wpływ na nasza przyszłość.To od nas zależy, co zrobimy z naszym życiem i, w którym kierunku je poprowadzimy.
Znam mnostwo ludzi z pokiereszowaną dusza, rozdartym sercem i ropiejacymi ranami, ktorzy dzięki Jezusowi Chrystusowi i Jego łasce oraz ofiarowanej, darowanej mocy Ducha Swietego CAŁKOWICIE zmienili kierunek swojego zycia.Bo ON gdy przychodzi, daje człowiekowi całkiem nowe serce, nowe pragnienia i marzenia, odkrywa sens istnienia.:-)
Zrobił to dla mnie,zrobił to dla mojego męża, ktory był narkomanem, zrobił to dla wielu znanych mi osobiście ludzi.Dal możliwość prowadzenia całkiem INNEGO zycia, pełnego pokoju, radości pomimo problemów, ktore jak to w zyciu bywa nie omijają ludzi…
Odszukałam w necie historie pewnego człowieka, nazywa sie Piotr Stepniak i 25 lat przesiedział w więzieniu, ale teraz jest kimś zupełnie innym niz był kiedys.Bog dał mu nowe, współczujące serce, dał mu zonę, dał mu dom i dał mu pragnienie mówienia innym, ze zycie moze stać sie inne, pełne sensu i milosci…
Wklejam zatem jego historie:
„Świadectwo Geparda”.
Dwadzieścia cztery lata przesiedziałem w więzieniu. Kradłem, rabowałem, ściągałem haracze, handlowałem narkotykami i bronią. Moje ręce wiele razy ociekały krwią. Nie było dla mnie nadziei. Podrzynałem sobie gardło, ale nie potrafiłem umrzeć. Jezus miał dla mnie inny plan.
Stoję tu, a za mną jest dziewięćdziesiąt dziewięć grobów. Dziewięćdziesięciu dziewięciu facetów takich jak ja, bo tylko jeden na stu wychodzi z tego piekła. To tak jakbyś wziął spluwę, która ma sto pocisków. Ładujesz dziewięćdziesiąt dziewięć, kręcisz bębnem, przystawiasz pistolet do głowy, pociągasz za spust. Jaką masz pewność, że trafisz na pustą komorę? Jaką masz pewność?
Ja miałem swoje marzenia, swoje plany, swój normalny dom, rodziców. Ale pojawił się alkohol i mój dom opustoszał:
– Moja matka została zamordowana
– Mój ojciec zapił się na śmierć
– Mój starszy brat zapił się na śmierć
– Młodszego brata nawet nie znam
Moje marzenia zaczęły kręcić się w kółko. Kradłem, biłem, rabowałem. Handlowałem narkotykami, bronią. Strzelałem do ludzi, inni strzelali do mnie. I nic tego nie potrafiło zmienić – żadna kara, żadne więzienie, żadna resocjalizacja, terapia, psycholodzy. Nic. Nawet trupy, które padały dookoła mnie. Z mojej grupy przeżyły tylko trzy osoby. Dwadzieścia siedem osób zginęło – zostali zabici, popełnili samobójstwo, zaćpali się. Nieważne. Nie żyją.
Byłem bandytą. Miałem własną wizję na życie. Przesiedziałem dwadzieścia cztery lata w więzieniach. Nie było już dla mnie nadziei. Osiem razy próbowałem popełnić samobójstwo. Podrzynałem sobie gardło, ale nie potrafiłem umrzeć. I wtedy podszedł na spacerniaku do mnie ten człowiek, inny więzień. Powiedział trzy słowa – Jezus Cię kocha.
Wpadłem w szał, jaki Jezus? Rzuciłem się na tego gościa, skatowałem go. Trafił na ostry dyżur. Nie oskarżył mnie, nie złorzeczył, nie przeklinał. Modlił się za mnie. Niewiele czasu minęło i ja sam padłem na kolana. Zacząłem się modlić, bo wszystkiego już próbowałem w swoim życiu, tylko nie Jezusa. On wyrwał mi serce z kamienia i dał nowe, mięsiste. Zmienił moje życie. Uczynił wolnym. Dlatego stoję tu przed wami, daję świadectwo, żebyście później nie powiedzieli – nikt nam tego nie uświadomił, nie mówił. Ja mówię. Jezus Cię kocha.
Kazanie Piotra Stępniaka niosło się po małej sali w jednej z poznańskich szkół średnich. W ławkach jakaś setka licealistów, przed nimi potężny mężczyzna w dresie – raz krzyczy, raz ścisza głos, raz robi pauzy, które tylko potęgują wrażenie wypowiadanych słów. Lekcja inna niż wszystkie. Lekcja życia.
Piotr Stępniak. W przestępczym światku bardziej znany jako „Gepard”. 47 lat, z czego 24 spędzone w kryminale, przeważnie w „enkach”, czyli w celach przeznaczonych dla najbardziej niebezpiecznych bandytów. Na takich spotkaniach, jak to w Poznaniu Stępniak często opowiada, że widział tylko dwóch ludzi dziennie – strażnika i innego więźnia, z którym klawisze wyprowadzali go na spacery.
Opowiada dużo. O dzieciństwie, o ojcu-kelnerze, który najpierw pił sam, a potem wciągnął w nałóg żonę, czyli matkę Piotra. O pierwszych kradzieżach, na początku tylko jedzenia, by zasycić głód, ale później już o złodziejskich skokach na kioski, sklepy, domy. O pierwszym pobycie w poprawczaku, w wieku trzynastu lat, o bójkach, ucieczkach, tułaczce od zakładu do zakładu.
– Byłem skinheadem, szalikowcem Śląska Wrocław. Nienawidziłem Żydów, Cyganów, kolorowych. Moje ręce wiele razy były zakrwawione. Może nawet kogoś zabiłem, nie wiem tego – mówił do poznańskich licealistów.
Kiedyś zostałem strasznie pobity i doznałem uszkodzenia oka. Zacząłem się dusić, a ból głowy był nie do zniesienia.
Opowiada dużo o więzieniu. Było naprawdę sporo powodów, żeby tam trafił. Handel ludźmi, bronią, narkotykami, nielegalnym alkoholem. Do tego haracze, wymuszenia, udział w zorganizowanej grupie przestępczej. „Gepard” rósł w bandyckiej hierarchii. Tyle razy uciekał i wszczynał bunty, że w więzieniach trzymano go w izolatkach, w celach dla niebezpiecznych przestępców.
W więzieniu dowiedział się, że ma raka. Tak wspomina tamten dzień: – Zacząłem wariować, wdawałem się w bójki nawet z funkcjonariuszami. Kiedyś zostałem strasznie pobity i doznałem uszkodzenia oka. Zacząłem się dusić, a ból głowy był nie do zniesienia. Zabrano mnie do szpitala, a później do Centrum Onkologii w Gliwicach. Lekarze odkryli w moim oku raka, stwierdzili, że nic nie da się zrobić, bo przy operacji nastąpią przerzuty. Powiedzieli mi: korzystaj z życia. A ja wtedy miałem perspektywę piętnastu lat więzienia. Wróciłem do więzienia. Jak tu korzystać z życia? Rzuciłem się w szyby, chcąc popełnić samobójstwo, ale mnie odratowali. Stąd blizny na mojej twarzy. W sumie osiem razy chciałem odebrać sobie życie, podrzynając sobie gardło, aortę, żyły.
Nawrócenie
Kiedy na spacerze usłyszał – Jezus Cię kocha wpadł w szał, zaatakował. Później jednak zaczął myśleć, czytać, wreszcie modlić się. Wychodził z więzienia, jako inny człowiek. Stary świat upomniał się o niego. Gangsterzy wpadli do kościoła, przystawili mu nóż do gardła. Było groźnie, ale rozeszło się po kościach. „Gepardowi” w końcu dali spokój. Nie należał już do tamtej rzeczywistości.
Jego nowy świat to rodzina – żona, dzieci. I Ewangelia. Piotr jeździ po całym kraju i daje świadectwo wiary. Jest w Poznaniu, Warszawie, Kielcach, ale też w mniejszych miejscowościach. Jeździ po szkołach, więzieniach, poprawczakach. Opowiada, opowiada, opowiada…
Piotr: – Jestem wolnym człowiekiem. Już nie pocą mi się ręce, gdy na ulicy widzę policję, już nikt do mnie nie strzela, nie chce mnie zabić. Już nie kradnę, nie rabuję. Uwierzyłem, że jest ktoś kto mnie kocha, komu jestem potrzebny. Wiem po co żyje i dla kogo.
Na takich spotkaniach nie jest sam. Razem z nim Antek, Irek, Marcin, Klaudia. Boża Banda Byłych Bandytów. Każdy ma swoją lekcję życia do opowiedzenia, swoje świadectwo.
Klaudia: – Mój ojciec pił, bił i zdradzał mamę, lał mnie i siostrę. Obiecałam sobie, że będę inna, ale przyszedł czas, że i ja chciałam być wyzwolona i wolna, a wolność dawała wódka. Miałam trzynaście lat, jak zaczęłam pić. Piłam przez kilka lat. Właściwie nie piłam, tylko chlałam na potęgę. Alkohol wypłukał z mojego życia wszystko. Nienawidziłam ludzi, nienawidziłam siebie. Nie szanowałam mojej matki. Lekarze zdiagnozowali u niej nowotwór, dawali jej tylko kilka lat życia, a ja się do niej po prostu przestałam odzywać. Wyprowadziłam się z domu, przez ponad rok nie mieliśmy ze sobą kontaktu. W końcu mój chłopak wyrzucił mnie na ulicę. Poszłam się upić, bo wiadomo, był powód. I kiedy wymiotowałam w toalecie, usłyszałam, jak ktoś pyta – Klaudia, co ty robisz ze swoim życiem? Od lipca nie piję. Mam 22 lata. Poznaję moją mamę na nowo, uczę się znów ją kochać. Wtedy w toalecie, słyszałam Jezusa.
Marcin: – Od dziecka byłem outsiderem. Przez to jak mówię, jak wyglądam. Narkotyki pozwalały mi myśleć, że jestem kimś innym. Ćpałem każdego dnia. Trafiłem na detoks, później do ośrodka dla uzależnionych. Byłem tak przećpany, że nie potrafiłem wsiąść sam do pociągu, ktoś musiał się mną opiekować. Ale niczego mnie to nie nauczyło. Za każdym razem wracałem na ulicę. Brałem coraz więcej, aż w końcu pękł mi żołądek. Lekarze ledwo mnie uratowali. Dziś mam pozszywany żołądek, pozszywaną dwunastnicę i jelita. Był moment, że chciałem ze sobą skończyć. Ale przemówił do mnie Jezus, wyciągnął do mnie rękę.
Dziś codziennie czytam Biblię. Tam jest zapisane moje szczęście.