Jeżeli o moje zdanie chodzi, to w tym wydaniu kuchni wegańskiej spodobało mi się… ekipa telewizyjna. Wszyscy byli niesamowicie fajnie zorganizowani, każdy wiedział co i kiedy robić, a wbrew pozorom pracowite jest życie w kuchni… od kuchni ;). Na swój sposób byłam zachwycona, bo 1) ludzie robiący ten program tworzą wokół siebie przemiłą atmosferę 2) nie na co dzień mamy tu dostęp do tylu świeżych warzyw, aby móc je chrupać jak króliki :). Jestem ciekawa z natury, więc jeżeli mam okazję czegoś spróbować, to na bank w to wejdę i zbiorę nowe doświadczenia. Nie potrafię jednak do tego co np. jem dorabiać jakiejś ideologii, że to zwierzątek mi szkoda, bo żyją czy mają uczucia, że sałata też żyje i czuje, że świnia też człowiek ;). Jestem wszystkożerna i potrzebuję tak mięsa, jak mleka, jajeczek (moich kochanych!) i zieleniny. Raz na jakiś czas mogę sobie pojeść soję, czy pomidorowej z soczewicą – bo taka zupka – papka dla bobasa zabawna jest nawet, ale żeby z czegoś całkowicie zrezygnować, to ja nie chcę. Moja mama humus ma chyba non-stop w lodówce, a mi on jakoś specjalnie dupy nie urywa, zdecydowanie bardziej wolę pastę typu jaja na twardo.
Taki przepis: jaja na twardo rozdrobnione widelcem + tuńczyk (albo dowolna ryba – co kto lubi, wędzona makrela też mniam) + majonez + ogórek świeży w kostkę drobno pokrojony + pieprz + sól = PYCHOTA !
Całe szczęście, że każdy może jeść co chce i jak chce i całe szczęście, że możemy się pomimo różnic poznawać i dogadywać , nawet jeśli poprzez jeden tylko zmysł – smaku, to miłe.
Małgosia