Tryptyk – Jak płynie czas w więzieniu?

Nie da się latami rozwiązywać krzyżówek

Dopiero sugestia w pytaniu sprawiła, ze odkryłam, że on w ogóle płynie. Do tej pory byłam przekonana, że raczej wlecze się niemiłosiernie, choć paradoksalnie – czasami wydaje mi się, jakbym przesiedziała tu już co najmniej osiemdziesiąt lat. Prawda jest taka, że kiedy dzień do dnia jest tak bardzo podobny, to po dłuższym czasie wydaje się, że czas się wlecze. Inaczej jest, gdy wychodzimy na jakieś zajęcia, wtedy skupiamy się na tym, co robimy, plus działanie w grupie potrafi rozbawić i tym sposobem nie patrzymy na zegarek .

1-DSC_0445

Na krótszą metę łatwiej dobrze zagospodarować dzień, bo nawet jeśli nie uda się go wypełnić sensownie, to jednak się go wypełni. Dla kogoś, kto ma w więzieniu do spędzenia więcej niż pięć lat – zaczyna się problem. Nie da się latami rozwiązywać krzyżówek, wyszywać, dziergać lub czytać, bo nawet jeśli się bardzo lubi coś z tego robić, to po kilku latach czynność taka wykonywana codziennie zbrzydnie niemiłosiernie – do zwymiotowania. Aby w więzieniu czas się poruszał w jakimkolwiek tempie, to musi się coś dziać. Wychodzimy np. co tydzień na spotkania redakcyjne – gazetki i bloga „W kratkę”.

1-DSC_1035

Każda z nas czeka na ten moment i już od czwartku do czwartku ciut szybciej nasz bohater „pan Czas” sobie idzie, a tutaj to naprawdę coś.

Małgosia

 ♦♦♦

Wszystko jest wydarzeniem

Czasami mam wrażenie, że przyszło mi żyć i funkcjonować w jakiejś zakrzywionej, zdeformowanej czasoprzestrzeni. Bywają dni, które ciągną się w nieskończoność i – co gorsze – skończyć się nie chcą. Co ciekawe, tygodnie i miesiące mijają w ekspresowym tempie. Wszystkie dni zlewają się w jedną, nudną całość, która przerywana jest czasami jakimiś ciekawymi wydarzeniami. I to właśnie te wydarzenia zapadają w pamięć. Wydarzeniem w więzieniu można nazwać wszystko, każdą sytuację, która sprawia, że ten dzień będzie inny, może wyjątkowy. Dla mnie najbardziej wartościowe są te dni, kiedy mogę uczestniczyć w zajęciach organizowanych przez fundację oraz te wyjątkowe dni, kiedy odwiedza mnie rodzina. Na nie czekam z utęsknieniem.

1-3-DSC_0547

Zwykły dzień możemy podzielić na czas płynący od śniadania do obiadu, a potem od obiadu do kolacji. Po kolacji dniówka już jest zaliczona i można wyrwać kartkę z kalendarza.

W tygodniu czas też płynie inaczej. W weekend dłuży się okropnie i rozciąga w nieskończoność. W dni robocze jest lepiej. Na korytarzu większy ruch, wokandy, oczekiwanie na listy od bliskich, no i oczywiście zajęcia kulturalno-oświatowe.

7-DSC_0021-001

Spróbujcie zamknąć się na tydzień w domu, wyłączcie telefon i Internet, nie wychodźcie nawet do sklepu, nie zapraszajcie gości. Wtedy zobaczycie, ile jest wolnego czasu do wykorzystania i jak bardzo czas jest pojęciem względnym.

Wisienka

 ♦♦♦

Na nic nie mam czasu w więzieniu

Witam wszystkich serdecznie i chciałam się Was zapytać: jak znajdujecie czas “na wszystko”?

W moim przypadku – na nic nie mam czasu. Nim się obejrzę – jest wieczór, zaraz wieczorny apel, później jakiś film by się obejrzało, a ja się orientuję, że nie odpisałam na list, bo nie miałam czasu 🙂  Jutro odpiszę.

2-DSC_0443-001

I tak leci kolejny dzień i znowu wieczór – a ja nie miałam kiedy zrobić sobie paznokci – hm, znowu nie było czasu. A to dlatego, że znalazłam sobie świetne zajęcie!

Mianowicie przepisuję sennik (500 stron). Jednym z wielu porannych tematów, jest to, co się komu śniło i co to może oznaczać. I tu pojawia się problem, bo sennik ma jedna dziewczyna na oddziale (ze źródeł poczty pantoflowej) i żeby nie prosić się i nie stać w kolejce (po sennik) pożyczyłam na trochę dłużej i będziemy miały swój na celi. Jestem na literce R, piszę trzeci tydzień i muszę się pochwalić, że szybko mi to idzie, biorąc pod uwagę, że:

codziennie wychodzę do pracy społecznej na 2-3 godziny, do tego trzeba w ciągu dnia postawić karty, przeprać, posprzątać, poprasować, pogadać o wrażeniach z odwiedzin, pójść na zajęcia i oczywiście poczytać książkę.

5-DSC_0452

Wydawałoby się, że mamy czas na wszystko, ale tak nie jest, ponieważ każda z nas ma jakiś sposób na wypełnienie tego czasu tutaj.

Kasia

 

15 thoughts on “Tryptyk – Jak płynie czas w więzieniu?

  1. Jak bym nie zapanował nad emocjami po zdradzie żony, to bym się teraz opalał w kratkę, fakt że by wypluła przednie zęby, często o tym myslę, a czy żałuję…hmmm… nie w mysl piosenki: „Nie chcę wbijać noża, w jeszcze żywe ciało, niech się życiem męczy, to mu pozostało.” 🙂

  2. trzymajcie się dziewczyny, aby ten czas wam zleciał jak najszybciej a życie na wolności było łatwiejsze…pozdrawiam

  3. Witam ponownie dziewczyny jak ja lubię czytać Waszego bloga 🙂
    Poruszacie tutaj niby zwyczajne nic nie znaczące tematy ale tak na prawdę pokazujecie jak tam jest tak normalnie po ludzku bez ubarwiania 🙂

    Pozdrawiam i trzymajcie się cieplutko

    1. Dziękuję za pozdrowienia. Bez względu na chęci czy oczekiwania, to obawiam się, że nie ma takiej siły, która byłaby w stanie przyspieszyć czas :). Liczę, że wspólne przyszłe dyskusje, trochę ten czas wypełnią, więc zapraszam :). Pozdrawiam.

    2. Dziękuję za pozdrowienia. Bez względu na chęci czy oczekiwania, to obawiam się, że nie ma takiej siły, która byłaby w stanie przyspieszyć czas . Liczę, że wspólne przyszłe dyskusje, trochę ten czas wypełnią, więc zapraszam :). Pozdrawiam.

  4. A tak se jeszcze dumam: tu post o czasie, tam, wcześniej był o książkach… A da się czas w więzieniu wykorzystać tak bardziej praktycznie np. nauczyć się języka, przetłumaczyć książkę (żeby mieć honorarium po wyjściu z więzienia), itp?
    I kolejna refleksja: Panie narzekają na nadmiar czasu (albo na jego brak) w tym więzieniu. A ja… A ja nie mam czasu żyć!;) Bo samo życie mi zabiera ten czas na życie;). A sam czas leci jak głupi! Ciągle coś wypada, skutkiem tego nie mogę zrobić zaplanowanych (potrzebnych!) rzeczy. Dom zarasta brudem i jest w nim chaos. Jeżyny i mirabelki nie zebrane (nie mówiąc już o ich przetworzeniu), na cmentarzu nie zrobione, korepetytor dla dziecka nie znaleziony, kasy (po wypłacie) JUŻ brakuje i trza by jaką fuchę podłapać, tylko NIE MA CZASU. Itd, itp i tak w kółko.;). Chyba by mi się przydały tak ze 2 osoby do pomocy, to może przy tej pomocy bym zdołała wykonać to, co jest potrzebne np. przed zimą.
    Wniosek? Żyjąc na wolności też możemy być „więźniami czasu”. Chyba tylko od nas samych zależy jak ten czas zagospodarujemy?? Jak Panie to widzą?

    1. Czytam Twój komentarz i czuję się tak, jak byś wyjmowała myśli z mojej głowy. Ja też nie mam czasu żyć. Wstaję rano i zanim się obejrzę już jest wieczór. Gubię dni w tygodniu, już nie wspominając o numerku dnia w kalendarzu. Tylko że u mnie w więzieniu to zbawienne. Ten pośpiech to wynik tego, że wynajduję sobie wiecznie jakąś robotę. Czasami mnie to wkurza, bo mam ochotę sobie poleżeć i nie zajmować się niczym, ale kiedy to robię po prostu mi się nudzi, albo mam w głowie to, że jakaś nieskończona praca na mnie czeka. Chyba jestem pracocholiczką. 🙂
      Monika

    2. …wpadłabym z dziką przyjemnością na chwil kilka (do kilkunastu :)), aby pozbierać mirabelki :).
      Bardzo lubię z nich kompot, a całkiem dobry robiła z nich moja babcia. Dżemik też był niezły. Z tym, że to już historia. Nie do końca się jednak z Tobą zgodzę, że „od nas samych zależy, jak zagospodarujemy czas”. Akurat w więzieniu niewiele zależy od nas samych, bo aby cokolwiek sobie zorganizować, najpierw trzeba uzyskać zgodę dyrektora. Wspominasz, że czas w więzieniu można wykorzystać na naukę języka, aby np. później przetłumaczyć książkę i mieć pieniążki po wyjściu. Pomysł bardzo dobry, ale żeby opłacić korespondencyjny kurs jakiegoś języka to koszt +/- 1500 zł za wersję podstawową, która nie wystarczy, aby tłumaczyć książki. Poza tym, skąd wziąć tak z biegu ponad 1000 złotych. Wierz mi, że nie każdy może sobie na to pozwolić. Sam proces uczenia się jest świetny jako sposób wypełniania tu czasu, z tym że szkół dla skazanych kobiet jest w Polsce mało. Z tego co mi wiadomo, tylko dwa zakłady karne mają szkoły, więc trudno się dopchać do tej nauki. Kursy też organizowane są z reguły dla osób z niskimi wyrokami i jak jednym jest dane to lub tamto, tak drugim mniej lub wcale. Nie chcę żeby to zabrzmiało jak narzekanie, ja tylko stwierdzam fakt. Kilka lat temu udało mi się dostać i skończyć szkołę zawodową w Grudziądzu, bo był rok, gdzie chętnych zabrakło i ślepej kurze trafiło się ziarno, więc dwa lata sobie tam „pobiegałam”, z tym że to mało. No oczywiście, że i dwa lata zajęcia to zawsze coś. Osobiście uważam, że jeśli już komuś się zdarzyło tu trafić, to czas jaki musi spędzić w więzieniu mógłby wykorzystać na zdobycie wykształcenia czy podniesienie kwalifikacji. Jeśli ktoś chce – może się oburzać, ale moje zdanie jest właśnie takie, bo lepiej aby stąd wychodziły osoby ciut chociaż mądrzejsze niż ciut głupsze.
      Pozdrawiam serdecznie i miłego dnia 🙂

      1. Pomysł (z edukacją więźniów) świetny.
        Ale kto za to zapłaci???

        Dlatego właśnie uważam, że więźniowie powinni mieć opcje (w sumie to ja jestem za obowiązkiem) pracy.
        Pieniądze mogli by potem przeznaczyć na edukację. Bądź na używki, typu tytoń =/

        1. „Tryptyk – jak płynie czas w więzieniu”
          Nie będę się rozbijała na Twoje poszczególne komentarze – bo to bez sensu, a zacznę od tego, że zgadzam się z Tobą, iż warunki w polskich więzieniach z Guantanamo nie mają porównania… ale też tu w oddziale terrorystów nie odnotowano. Poza tym, wolałabym się nie licytować na to gdzie i komu jest gorzej.
          A tak na serio – na wyrok np. 5 lat wcale nie trzeba być super gangsterem (to jest czarny humor).
          Wyobraź sobie, że osoba uzależniona od narkotyków, aby zdobyć na nie pieniądze, okrada np. sklepy. Złapana ileś razy „zbiera” wyroki i po zsumowaniu potrafi wyjść 5+ albo i więcej.
          Mniej dostaje ktoś inny np. za handel ludźmi, bo wysokości wyroków nie są sobie równe.
          Tu oddział jest bardzo duży i przebywają w nim skazane za bardzo różne przestępstwa, więc spotkasz i kogoś kto miał przy sobie gram zioła i kogoś za napad i za zabójstwo – nie ma podziału, że tu siedzą drobniejsi a tam grubsi – no chyba że patrzymy wagowo – wtedy jest różnica 🙂 Ale są też niżsi i wyżsi 🙂
          Co do wyroków za morderstwa, to ich wysokości są bardzo zróżnicowane, od roku do dożywocia, ale zdziwiłabyś się gdybyś posłuchała niektórych historii.
          Co do pomysłu z edukacją więźniów, to za swoją edukację płacę ja sama, bo gdy chcę zrobić kurs językowy, to opłacam go ze swojej kieszeni. Wierz mi lub nie, ale masa więźniów pracowałaby gdyby tylko mogła i wcale nie trzeba wprowadzać obowiązku pracy. Znowu – i to jest moje prywatne zdanie – obowiązek pracy odniósłby odwrotny skutek – gdy człowiek coś „musi” – to staje się często upartym osłem, a z niewolnika raczej nie zrobisz dobrego pracownika (no chyba że weźmiemy tych, którzy budowali piramidy, o ile byli ludźmi a nie kosmitami!). Według mnie wystarczyłoby, gdyby skazani mieli możliwość podjęcia pracy – chętnych byłoby sporo, wystarczy tylko wysłać zatrudnieniowca, obstawiam że do pracy poszłoby ponad 80% osadzonych – to liczba „na moje oko”. Ale słowo daję, przeprowadzę ankietę wśród +/- setki osób i zobaczymy co pokaże.
          Lakier do paznokci od niedawna można kupić w kantynie.

          Temat osób, które wracają do więzienia, to kwestia bez końca. Nie obstawiam, że większość robi specjalnie coś, aby ponownie tu wylądować, bo „tu jest tak fajniutko”, że warto „tu mieszkać i żyć”. Ludziom wykształconym, niekaranym, z nieposzlakowaną opinią czasem trudno znaleźć pracę a o godnej płacy nie wspomnę – byłemu skazanemu, bez wykształcenia (dość często niestety) czy umiejętności znaleźć legalną pracę jest jeszcze ciężej. Bywa to zadaniem nie do wykonania, a że żyć trzeba, płacić za wszystko też, to dla niektórych jedynym znanym rozwiązaniem jest powrót do „złodziejstwa”.
          To jest obłędnie – błędne koło i może tylko Don Kichot byłby w stanie podjąć próbę walki z tym zjawiskiem.
          Nie porównujmy polskich więzień do angielskich – do żadnych nie porównujmy, bo wiedza od kogoś to jedno a własne, czyli dla mnie moje doświadczenia, to zupełnie coś innego.
          Co do podatków to nie użyłam stwierdzenia, że każdy obecny skazany, gdy jeszcze był wolny płacił je 🙂 Pisałam o sobie, bo trochę płaciłam, ale takie akurat stwierdzenie, że sobie opłaciłam pobyt, to przejaw mojego specyficznego poczucia humoru.
          Ale jeśli chcemy być bardziej drobiazgowe, to istnieje grupa (myślę, że spora) osób na wolności, które pracują na czarno i podatków też nie płacą. Jednych to oburza, inni mają to w dupie, jeszcze inni doniosą na takich „przestępców” do Urzędu Skarbowego…
          Mi to lotto, co kto robi, nie jestem od tego by oceniać czy osądzać, poza tym nie moja to sprawa. Jak czytam, co piszesz o zasiłkach w Stanach, to całe „szczęście”, że takich rozwiązań nie ma w Polandzie :), bo tu niektórzy więcej niż pół życia muszą zapierdzielać i się wybebeszać, aby mieszkanie kupić a tam mają gratis i chatę i jedzenie i inne dobroci… No to co się dziwisz, że nikt nie pracuje tylko sięga po to co dostaje za free? Grzechem byłoby nie wziąć, bo by się zmarnowało.
          Co do gangów, to nie spotkałam się z takim zjawiskiem w polskich, kobiecych (no bo w męskich nie siedziałam 🙂 ) więzieniach. Według mnie – no tak to widzę – gangi powstają w wyniku różnic rasowych tak między innymi. Tu nie ma takiego pomieszania nacji, więc i na tym polu nic nie zgrzyta.
          Racja, że w niektórych więzieniach są przywięzienne zakłady i skazani pracują, ale to kropla w morzu. To takie pierdy-pierdy, policzmy na oko: zakład karny, około 1000 skazanych, więc na terenie można pracować (odpłatnie i społecznie) w:
          Kuchni – ok. 40 osób
          Pralni – ok. 20 osób
          Warsztatach – ok. 20 osób
          Magazynie – ok. 20 osób
          Wolnościowo – ok. 50 osób
          Bibliotece – ok. 10 osób
          Razem – 160 osób
          Nawet jeśli tą liczbę zaokrąglimy do 200-stu, to przy reszcie 700 osób to wielkie nic, choć może dobre i to?!
          Pozdrawiam i do następnego 🙂

  5. Fajnie ze piszecie tego bloga, trafilem na niego przypadkiem, obiecuje ze bede go czytaj, jestem truckerem na dalekie trasy ,jezdze ciezarowka po calej ameryce poln i canadzie, i tak serio to czasem czuje sie jak w wiezieniu, jestem niby w swiecie ludzi ale to swiat anonimowy, jestem najwiecej ze swoimi myslami ale lubie je , czasem przepisuje je na papier pozniej sam sie z tego smieje ,stoje teraz w indianapolis czekam na rozladunek i czytam wasze mysli ,pragnienia i marzenia , wierze ze slowa sa wazne w zyciu szczegolnie te dobre bo zyja i robia dobro i wedruja w przestrzen i dlatego takie slowa jak Bog slyszy to sie usmiecha i w niebieskiej szufladzie chowa , fajnie ze jestescie caluje was janusz z illinois

  6. Spodobał mi się Twój wpis,Januszu.To dobre powiedzenie-czasami na wolności człowiek się czuje jak w więzieniu.I też jest bezsilny,bo pewne rzeczy nie zależą od niego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *