Oczywiście, że dziękuję za wszystkie rady i zdania co do mojego wpisu („Jak to się stało, że tu trafiłam? :)” z dnia 23 września 2015), ale jak już decydujecie się na takie kroki, no to czytajcie podtreść napisanego. Świetne rady, ale dlaczego myślicie, że w tej chwili otwieracie mi oczy? Wiem o tym wszystkim, tylko zależy czy zawalczę, czy nie. A to już zależy tylko ode mnie, a nie od terapii i tym podobnym. Chodź nic złego w tym nie widzę, ale tylko tego jest za mało. Chciałam powiedzieć przez swój wpis, że walka z „samym sobą” jest ciężka i zostanie do końca życia. Ale nie napisałam, że jest przegrana! Człowiek jest dziwnym stworzeniem.. Dobrze widzi jak powinno wyglądać czyjeś życie, ale nie zawsze wie jak poradzić sobie sam.
Pozdrawiam i dziękuję, Wiola
To prawda Wiolu, że często scenariusz życia Kowalskiego możemy poprawiać do woli a przy własnym jesteśmy w martwym punkcie. Wiolu, odwagi! Nawet drobna korekta może przynieść odmianę na lepsze. A mój wpis mam nadzieję przyniesie Ci uśmiech 🙂
Niestety, przez to, że jesteś w więzieniu wielu ludzi traktuje cię jako człowieka drugiej kategorii i z tym nie wygrasz. Też bym nie potrafiła być jakaś mega serdeczna dla więźnia, wybacz.
Jestem matką syna który wyszedł z wiezienia ,jeśli można to miejsce tak nazwać? Raczej peruwiańskiego piekła. Wyszedł i wrocił do domu po 5 latach . Wydawało mi się ,że z tą chwilą skończył się koszmar…..niestety trwał. Sam nie dawał rady.Koszmary,manie,paranoja,obsesje,strach przed snem….Poprosił…”mamo pomóż”, ale jak? …Pomogła miłość i cierpliwosć najbliższych przede wszystkim. Nikt nie zostawił go mimo tylu przykrosci.Cierpliwie wprowadzalismy go w świat …pokazywalismy szczęscie,uczyliśmy na czym polega miłość,dobro.Uczylismy go rozróżniać dobro .Uczyliśmy go cieszyć się,że świeci słońce,śpiewają ptaki,wieje wiatr…….Cięzko było ,uwierz mi …..ale dziś mogę już powiedzieć ,że jest mój syn w domu. A był w Peru w wiezieniu,piekle,….wszyscy tam byliśmy.Cała rodzina przeżywała każdy jego dzień jak jakiś koszmarny sen. Teraz wiemy ,że tylko miłość pomaga przetrwać wszystko.
Wiolu wiecej wiary w siebie a napewno dasz rade wiele zmienic.:-) Znam smak Zk. Jestem od kilku miesiecy dopiero po tej lepszej stronie mury… Ale mialam duzo czasu by zrozumiec. Nie jest latwo stawiac 1kroki po powrocie do normalnego zycia. Ale nie moge sie poddac. Musze zawalczyc. Ale najpierw trzeba chciec zawalczyc o lepsze zycie po opuszczeniu Zk. Wierze w Ciebie ze uda Ci sie dojsc do zmian:-) tylko ciezka praca przynosi efekty:-) powodzenia:-)
Ze dwa tygodnie temu mialam okazje rozmawiac z bylym osadzonym zakladu w Calgary. Potwornie skrzywdzonym przez system i nie rozumiejacym, ze moze czas by sie ogarnac, bo wyszedl juz dwa lata temu, a nadal nie znalazl pracy -ktorej tutaj nie brak, slowo.
Jak go system skrzywdzil…? Otoz, odsiedzial 6 lat za potracenie pieszego ze skutkiem smiertelnym…, a inni mogli wyjsc juz po 4. Jezus…
Moze czas pomyslec, co robimy zle…?
Pozdrawiam
Tak jak stwierdzilam w moim orginlanym wpisie sama to potwierdzilas- najwazniejsze jest chcenie. Trzeba chciec i to bardzo, zawsze wszedzie i we wszystkim. Bez motywacji (czyli „chcenia bardzo”) wszystko zostaje bez zmian.
Ja trochę brzydko „skorzystam”,jeśli można,z tego,że wpis Wioli jest teraz niejako na pierwszym miejscu i odwiedzany,więc może sama Wiola mi odpisze.Mam pytanie dotyczące bólu jako takiego,bólu w ogóle.Jeśli w więzieniu Cię/Was „coś” bardzo boli,ale nie tak metafizycznie,tylko konkretnie,głowa,brzuch,reumatyzm dokucza,migrena nie daje funkcjonować,nerki rozrywają się na pół,to czy dostajecie łatwo leki przeciwbólowe,czy robią Wam trudności i każą cierpieć?
Wiem,jaka jest prawda,pisałam o tym wczoraj w dziale „Kim jesteśmy”,więc pewnie i tak nie będziecie mogły mi odpisać prawdy.Bo w tym filmie,który nakręcił reżyser Mrozowski,jedna z dziewczyn mówiła,że mają je w d….i zdychaj sobie….
pozdrawiam.
omyłka-napisałam w dziale „o blogu” a nie w ” kim jesteśmy”.
„…Dobrze widzi jak powinno wyglądać czyjeś życie, ale nie zawsze wie jak poradzić sobie sam…” bardzo dobrze powiedziane