Odwiedziła nas niedawno filozofka Ula Wolska. Tak na start było wprowadzenie i ogólna rozmowa, ale przy okazji poruszyłyśmy kwestię przepraszania i wybaczania. Zastanawiam się natomiast, dlaczego całe to przepraszanie jest takie niby ważne. Jak jeszcze sobie wyobrażam, że nadepnę komuś w autobusie na czysty bucik, czy szybko się odwracając potrącę kogoś i ten ktoś obleje sobie sokiem bluzeczkę, spódniczkę, czy coś tam jeszcze innego z garderoby – i że wtedy przepraszam, tak zupełnie sobie nie wyobrażam np.: osoby, która zabija drugiego człowieka i mówi do rodziny tego nieżyjącego: „Przepraszam Panią/Pana, że zabiłem Pani/Pana córkę/syna/ojca/męża itp. ” Moja głowa tego nie ogarnia. Dla mnie przepraszanie w ogóle ma niewiele sensu, a jesteśmy wychowani, że to słowo ma w sobie magię. Słowa typu „dziękuję”, „przeprasza”, „poproszę” są uznawane za kulturalne i być może są w pewnych okolicznościach, ale bywa, że pasują jak świni siodło. Czy np. gwałciciel, który przeprasza to miły gość? Czy może swoimi przeprosinami – nawet jeśli szczerymi lub najszczerszymi – osoba wybitnie wkurzająca? Powiedzieć słowo „przepraszam” – jak dla mnie – można bardzo łatwo i bardzo szybko w każdych okolicznościach, czy to szczerze, szczerzej, czy aby tylko. Czasem jednak nie powiedzenie tego słowa mówi znacznie więcej.
MAŁGOSIA