Radiowóz, tzw. suka i policjant: „No, jedziemy na Kamczatkę”.
Boże. Zaczęłam płakać. „Panowie, to dwa miesiące będziecie mnie wieźć do Tajgi, tam mrozy, minus 60 stopni, ja bez rajstop, nie dowieziecie mnie zamarznę!”.
Śmiech.
-„A znasz Pragę?”
– „Znam!”
– „No to Kamczatka na Pradze w Warszawie”.
Trochę się uspokoiłam. Automatycznie przypomniały mi się wszystkie amerykańskie filmy, które oglądałam. Przed oczyma cela, krata, ja sama, trzeba mieć lusterko, wtedy będę widziała, kto siedzi w następnej celi. Ale ja nie mam lusterka. Stołówka i spacerniak. Ale tam się trzymają razem gangi. Muszę szukać swoich, wtedy nie zginę, bo mi pomogą.
Jednak rzeczywistość oakzała się zupełnie inna.
A wejście na celę mieszkalną, to już inna bajka….
Walentina
Walentino- życzę Ci sił, powodzenia i wytrwałości. Wiem, że więzienie to nie wczasy… Ale pomyśl, że wrócisz z niego silniejsza i pełna planów (a jeden z nich to nigdy więcej tam nie trafić).
Oj,duriaczysz Ty Wala,duriaczysz;)))
buzia!
a co się dzieje w więzieniach z osobami które są skazane na dożywocie a są już stare schorowane niedołężne i wymagają 24 godzinnej opieki? takiego tematu jeszcze na blogu nie było jeżeli wiecie jak to tam wygląda opiszcie
pozdrawiam