Jak to się stało, że tu trafiłam? :)

bez napisów

No cóż… standartowy kierunek… ćpanie, kradzieże, kryminał. Byłam świadoma tego, że tu się znajdę.

Jak wiadomo, przyszedł czas, trzeba ponosić konsekwencje :).

Zdaję sobie sprawę, że jak nie zmieni się moje życie, moje postępowanie, kierunek, w którym podążam, to nigdy to się to nie zmieni. Problem w tym, że jestem uzależniona od narkotyków i prawdę mówiąc nie jestem na tyle silna, żeby z tym skończyć. Wiem, że nie mogę tego robić, zwłaszcza ze wględu na moją mamę. Wiem, że bardzo mnie potrzebuje, że liczy na mnie, na moją pomoc. Ma swoje lata, przy tym wychowuje moją córkę i strasznie jest jej ciężko z tym wszystkim w pojedynkę. A na dodatek wierzy we mnie. Wiem o tym wszystkim, ale nawet z tą wiedzą nie jestem przekonana co do sukcesu. Po prostu nie oszukuję się, wiem, że jak wyjdę pierwsze co zrobię, to przyćpam. Gorzkie, ale prawdziwe :(. Boję się, że popłynę i tym samym rozbiję mojej mamie serce. No i tu kółko zamyka się.

Wiola

12 thoughts on “Jak to się stało, że tu trafiłam? :)

  1. No cóż, standardowy kierunek.

    Standardowo, skazałaś właśnie swoje dziecko na życie bez matki, piszesz, że babcia ma swoje lata, to może się tak zdarzyć, że twoje dziecko zostanie całkiem bez opieki. W sumie to przyćpaj.. no bo cóż innego można w tej sytuacji zrobić. Liczysz się tylko Ty.

    Masz wybór i wybrałaś. Dokładnie, tak jak napisałaś, z pewnością przyjdzie czas na to żeby rozliczyć się z tych wyborów. Rozliczysz matkę i własne dziecko ..

    Współczuję twojej córce, twojej mamie życzę dużo siły bo będzie jej to potrzebne do wychowania twojej córki, o wierze w Ciebie powinna już chyba zapomnieć ?

    Trzymaj się !

    1. Po trafisz człowieka „podnieść na duchu”. Odnoszę wrażenie z Twojej wypowiedzi, że nie miałeś nigdy do czynienia z osobami uzależnionymi od narkotyków. Czytając wypowiedź Wioli nie odniosłam wrażenia, że liczy się tylko ona albo już dokonała wyboru, jak to piszesz.

      Wiola mam nadzieję, że znajdziesz w sobie siłę i motywację potrzebne do walki z nałogiem. Nie jest to łatwe i sama nie dasz rady z tego wyjść, pozwól sobie pomóc. Po wyjściu z ZK nie szukaj swojego poprzedniego towarzystwa z którym brałaś narkotyki. Znajdź jakąś grupę wsparcia. mam nadzieję, że mimo wszystko uda Ci się i tym razem nie poniesiesz porażki na tym polu.
      Pozdrawiam

      1. Jasne … motywacja … widzisz ja należę do tego typu ludzi, że robię to o czym mówię.

        Podnoszenie na duchu, hmmm to już było ? Matka wierzy i to nie podniosło Jej na duchu .. Nie czytałaś dokładnie co Wiola o sobie nam tu napisała.
        Na podnoszenie na duchu tu już chyba jest zdrowo za późno ? Tu już trzeba jej udzielić pomocy, tylko jest jeden mały szkopuł, Ona musi tego sama chcieć. Do tego jest potrzebny dobry, powód ?

        Z narkomanem to jest tak: że najczęściej jest zupełnie inaczej niż to wygląda. Tylko że ja wierzę że w tych długich dołach są jednak przebłyski świadomości.

        Nie myśl sobie że analizowanie czyjegoś życia, szczególnie trudnego życia, jest takie łatwe ..

        Dziękuję za Twoją odpowiedź.

        1. Wiem bardzo dobrze, że analizowanie czyjegoś życia nie jest łatwe. Nie znasz mnie, nie wiesz czym się zajmuję, więc skąd pomysł, że niby wiem że jest to łatwe?

          Miałam nie raz kontakt z ludźmi uzależnionymi, niektórym się udało innym niestety nie. I powiem Ci, że moim zdaniem nigdy nie jest za późno na wszelką pomoc. A podnosić na duchu można na rożne sposoby.
          Powód? tak musi być wg mnie, musi być zawsze jakiś konkretny cel, który będzie daną osobę podtrzymywał (w tym przypadku córka?). Wyjście z takiego nałogu, zresztą z każdego jest trudne, skomplikowane i bardzo bolesne. Nieraz nie wystarczy sama świadomość, że mnie dzieci potrzebują.
          Skąd pomysł, że Wiola nie chce pomocy. Napisała przecież, że wie że musi z tym skończyć ale sama nie ma sił na to. Czytałam co napisała i między wierszami wyczytałam co innego, niż Ty. Ale każdy ma prawo do swojego zdania, prawda?

          Dziękuję i pozdrawiam.

          1. Witam,
            jak by to powiedzieć żeby nie zostało odebrane jak atak lub przejaw nienawiści ..

            Ustalmy coś, jaka jest prawda, a sądzę, że od tego każdy który chce pomocy powinien zacząć.
            Wygląda to tak, że duży odsetek osób spędzających wakacje w domu wielu zamków i jednego klucza jest tam na własne życzenie, świadomie lub nie, lub nie ma na to wyrobionego zdania, bo „nie widzi” trzeźwo, lub jest… po prostu głupi. Bez obrazy bo to tylko przykład. A dokładniej, nie tkwi tam za darmo. Oczywiście są wyjątki, ale to chyba rzadkie.

            Pomijając wyjątki, to ogólnie jest utarte, że jak ktoś już trafia do pudła to nie jest OK i to na wielu różnych płaszczyznach. Trzeba sobie z tego zdać sprawę.
            Między innymi z tego też wynika „niechęć i obawy” po ich powrocie tak ze strony samych pensjonariuszy 🙂 co bliskiego i dalszego otoczenia, co też warto przemyśleć zanim się tam trafi, lub nawet dopuści do tego. Ta niechęć i wyobcowanie, nie-wiara otoczenia, bardzo utrudnia ponowny start, wręcz powoduje ponowne staczanie się, zaczynające się w samoocenie a kończące się na fizycznej niemocy i głupiej bucie do wyciągających rękę. Brak własnej wartości i poczucie niemocy, często jeszcze świadomość własnych „grzechów” to prosta droga do ucieczki donikąd …

            Trzeba zrozumieć, że siłę ma każdy w sobie, że każdy powinien pracować na siebie, nie myślę tu tylko o zarabianiu.
            Trzeba się rozwijać, uczyć, czytać, rozmawiać z ludźmi, wzbogacać się i podnosić swoją wartość, nie tylko pod kontem samego siebie ale też ogólnym. Nazwijmy to horyzontami .. związane jest to z mądrością a nie, z wiedzą, choć to samo przychodzi z czasem, zależnie ile i jak kto nad sobą „pracuje” .. powiedzmy, że lata i dziesięciolecia, to podstawowa jednostka czasu w tym układzie. Między innymi dlatego warto rozmawiać z osobami starszymi i szanować je..
            bo mogą dużo nauczyć. Często wystarczy kilka zdań, tylko trzeba „widzieć” ? .. i nie każdy kto coś przekazuje jak nawet wygląda to dobrze nie musi być wcale uczciwym przekazem. Wszystko warto analizować… tylko schemat porównania trzeba mieć poprawny od początku.

            Problem polega na tym, że nie każdy „widzi”. Bo gdyby każdy „widział” to ZK przestałby być potrzebny.
            Nie miał by kto zażywać narkotyków 😛 i jeszcze „kilka” innych tematów.. przestało by istnieć.

            Problem nie tkwi w tym, że jest w areszcie, w więzieniu, że nie za darmo, że narkotyki, że uzależnienie, że krzywda matki, dziecka, rozpad rodziny, i inne kataklizmy które chowa w sobie nie mówiąc nam a których możemy się tylko domyślać mając większe lub mniejsze doświadczenie. Najważniejsze jest to że jej samej na tym kompletnie nie zależy, że nie „docenia” tego kim jest i jak to niedocenianie samej siebie ją niszczy. Nie doceniając samej siebie nie szanuje nikogo kto stanie na jej drodze. W ten standardowy sposób dotarła do takiego punktu, że dalsze głaskanie po głowie tylko utwierdza ją w tym, że jest nikim 🙁 Cały czas szukając kierunku, lub raczej kogoś kto za nią podejmie decyzje i ją zaprowadzi, co nigdy się nie stanie.
            Tu jest mi cholernie przykro, w sumie do łez.

            Coś jak ten „rycerz, na białym koniu”, ideał niedościgniony i dodam, że każdy ma swój własny taki ideał, a mało kto daje radę – prowadzić. W każdym razie nie cały czas.. ale tu potrzebna jest ta druga osoba.. na której trzeba się oprzeć i jej zaufać, tylko to musi być, prawdziwa ostoja. Matka, ojciec, rzadziej przyjaciel, a najlepiej mąż/żona, którego się kocha i który kocha i rozumie. Widzi.. przynajmniej przez trudną chwile poda ręką i poprowadzi, do momentu stabilizacji. Jeżeli niema się nikogo takiego, to nie należy go szukać na wczoraj, tylko samu pracować nad wyjściem z kryzysów. Słuchać tego co mówią ludzie nawet jak oceniają źle to warto z tego wyjąć naukę i motywację do zmian, na lepsze.

            Problem głównie tkwi w „jej głowie” i nie jest to wariactwo, czy choroba, bo to tylko sposób widzenia jej samej w ją otaczającym świecie, skrzywienie systemu wartości i bezsilność, uwarunkowana … tylko czym ? Standardem jak to sama określiła i to już dużo mówi. Nie chciał bym tu dalej „strzelać” żeby się nie pomylić 😛 W końcu nie znam żadnej z Was i nie sądzę żeby wyciąganie tego typu tematów publicznie miało jakiś większy sens. Jedno jest pewne ! Bez pracy, nie będzie żadnych efektów, każdy sam ! do „roboty” nad sobą, ze wsparciem lub bez.

            Droga Margot, spróbuj popatrzeć na to wszystko szerzej, z innej perspektywy, z resztą każdy powinien, na swoje życie popatrzeć nieco szerzej, może się wtedy okazać, że pojawiają się zupełnie nowe możliwości i są dziecinnie proste. Zawsze jest wyjście, tylko trzeba postawić najpierw stopę ( podliczyć, przeanalizować, stworzyć sobie manifest), potem wykonać pierwszy krok ( np.odwyk), potem następny krok (odwyk cd.) i nie zatrzymywać się, (powrót do normalności, praca, dom , córka, matka, itd. docenić to !!) nie przestawać..( trzymać się drogi „światła” 🙂 i widzieć co może to zakłócić i omijać to w dalszym życiu)

            Możemy tu sobie miło lub mniej miło konwersować, jak komu pomóc, czy jak kogoś wyciągnąć z jego własnego bagna w które sam wlazł :P. Niestety, jak to dużo osób w „moich poszukiwaniach chwytającego się brzytwy” pokazuje mi, że nie mamy wpływu na pewne sprawy i nie przeżyjemy życia za kogoś. To jednak widząc jaki będzie lub lepiej jaki może być, „finał” posunięć, decyzji, manifestów ludzi na których patrzę jest mi cholernie przykro, że nie powiem, że taki sposób widzenia coś mi odbiera, za każdym razem jak tylko spojrzę. Dlatego analiza nie jest łatwa. Niezależnie czym się człowiek zajmuje, ja nie jestem psychologiem, ale dużo analizuję 😛 zawodowo, bardzo dużo. To o czym, tu piszę to tylko mój punkt widzenia lub częściej obiektywny punkt widzenia, jednym słowem uważam go za ogólny schemat.

            Szczęściem, nie wszyscy na których patrzę są na negatywnej drodze, znam takich co prawie świecą 😛

            Możemy wiedzieć co zrobić jak komu pomóc, jakie on powinien wykonać kroki, nawet nie ważne, że sami najczęściej z takich porad nie skorzystamy w naszym życiu, tylko że trudno jest kogoś zmusić do pójścia tą dobrą drogą, każdy sam musi do tego dorosnąć 😛 Albo, przejdzie przez drzwi które otwieramy, albo nie 🙁 zawsze szkoda jest..

            Życzę wszystkim żeby było jak najwięcej takich jasnych ludzi, obok Was a najlepiej z Wami..

  2. Ja się nie znam. Dla laika to wygląda tak: to w końcu chcesz, czy nie chcesz zerwać z nałogiem? Jeśli chcesz, to co? Nie ma skutecznych terapii? Ponoć jakies są. Pisz pisma, wnioski, prośby o pomoc w umieszczeniu Cię na takowej. A potem ją zrealizuj. Jeśli nie chcesz, powiedz to mamie od razu – żeby wiedziała jak ustawić życie swoje i wnuczki – tak będzie uczciwiej.
    Trzymaj się i nie poddawaj. Są ludzie, którzy wyszli z nałogu. Czemu więc Tobie miałoby się nie udać??
    🙂

  3. To, że zdajesz sobie sprawę z problemu to pierwszy krok do sukcesu. Czy masz możliwość spotkań z terapeutą? On pomoże Ci iść na właściwe tory. Może po wyjściu warto zrobić okres przejściowy w ośrodku dla uzależnionych? Pozdrawiam!

  4. Wiesz już, co zrobisz w przyszłości, po wyjściu – popłyniesz i rozbijesz mamie serce.
    Na razie jednak nie wychodzisz, więc możesz pomyśleć o teraźniejszości, o zrobieniu czegoś sensownego dla siebie, a tym samym dla Twojego dziecka i matki. One docenią każdy Twój wysiłek; myślę, że warto.

  5. Jak to nie wiadomo na co w życiu się trafi, co w tak zahukanym życiu spowoduje że człowiek ZROZUMIE, coś mu zaskoczy, niestety to samo się nie dzieje. Czasem miesiącami się wyciąga wnioski, bo mało jest tematów łatwych.

    Szukając odpowiedzi (lub lepiej, przykładów) związanych z moim życiem, trafiłem tutaj do Was, tu zderzyłem się z jeszcze większą ilością pytań bez odpowiedzi.
    Opisanymi historiami, ułamkami dnia codziennego, lub tylko wyobrażeniach o nim, w miejscu gdzie, ulega się … przemianom i nie koniecznie na dobre.

    Nie chciał bym tu nikogo oceniać, ale pewne rzeczy widać gołym okiem, jeden widzi lepiej drugi gorzej, eee.. są też tacy co nic nie widzą i tacy co widzą zupełnie co innego niż w rzeczywistości jest ..
    Sposób widzenia i umiejętność analizowania tego co jest tu i teraz realne, prawdziwe, pozwala na podjęcie jakichś zmian, liczę, że na lepsze.

    Pomimo tego, że po przeczytaniu historyjek przeanalizowałem i być może wyciągnąłem negatywny wniosek to może on być tylko przestrogą.
    Dla mnie, dla was, dla czytających ..

    To jak w rzeczywistości będzie, zależy tylko od Was !
    Wcale nie musi być źle.

    Dajmy na to jeżeli ktoś chce zniszczyć własnemu dziecku życie, bo odczuwa pewną słabość, to warto go uświadomić, żeby jego decyzja była świadoma ? W sumie obcy człowiek może tylko tyle zrobić ? A może aż ? Nie wiem co mógłbym zrobić jeszcze ?

    Wiola, czy jeden dzień z córką, zabawy z nią, jej uśmiech i spojrzenie jej oczu kochających szczęśliwych, tak ciepłych, nie jest więcej wart niż cały ten Twój ….. pokręcony, pomysł na życie w narkotykach z ziomalami z wódą i złodziejstwem ? Ile czasu przez to straciłaś ? Nadal sądzisz że nie masz siły, nie masz dobrego bodźca do zmian ? Wiesz w ogóle jakie zmiany należy zrobić ?

    Wiola ty jesteś w życiu córki po to żeby ona nie popełniła Twoich błędów, tylko ty wiesz co zrobić żeby nie przegrała tak jak Ty.
    Twoja matka, jeszcze wierzy, a ty nie możesz wierzyć w siebie ?

    Uwierz w siebie, to proste ! Zobacz, nawet tutaj ile osób, obcych osób, wyciąga do Ciebie pomocną rękę !

    Obudź się, otrzeźwiej, przemyśl, zobacz co jest więcej warte i wyciągnij rękę po pomoc… przygotuj się na „wojnę” tu głównie Ty będziesz walczyć o siebie, o rodzinę, o wasz wspólny kolorowy świat.

    Ostatnio przeczytałem na jakiejś reklamie takie coś: Zamiast przewidywać jutro, zacznij je tworzyć !

    Może nie znam się … ale jak uda Ci se czegoś dobrego nauczyć córkę i to da jej coś, co tylko Ty mogła byś jej dać i nikt inny, to czy ta świadomość nie będzie dla Ciebie lepsza niż najlepszy „haj” … po narkotykach, czy imprezka z ziomalami ? Coś co zbudujesz, zostanie w Tobie i w twojej córce. Coś co sobie wyobrazisz wspomagając się „towarem” zniknie za kilka chwil. Przegrasz tylko czas, swój czas a następnie czas swojej córki.

    Chciałbym napisać, że ci współczuję, ale w twoim życiu nie ma już miejsca na sentymenty do samej siebie.

  6. sama przed sobą się usprawiedliwiasz by nie musieć nic robić , niczego zmieniać . Nie chcesz zrezygnować z nałogu , rezygnujesz z dziecka z matki a więc z tego co najcenniejsze w tej naszej ziemskiej egzystencji – rodziny . Chcesz być śmieciem ludzkim -Twój wybór . Tylko przestań się tu użalać nad sobą … spieprzyłaś dziecku życiorys , dożynasz matkę i beztrosko piszesz ,że pierwsze co zrobisz po wyjściu to przyćpasz . Czytając tylko się wkurzam . 🙁 Idź po rozum do głowy kobieto . Masz jeszcze chwilę .

  7. Moze jeszcze nie Twoj czas zeby ustalic priorytety, ale zycze Ci zeby bylo to jak najszybciej I nie za pozno. Zabawa jest fajna ale pora dorosnac I zabrac odpowiedzialnosc- na razie nie musialas bo mama Cie wyrecza ale nie bedzie tego robic cale zycie. Pomysl ile juz stracilas.
    W walce z nalogiem najwazniejsze jest wewnetrzne „chcenie” czyli priorytety ponad wszystko. Fizyczne uzaleznienie to pikus.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *