Obce chwalicie, swojego nie znacie, czyli o fascynacjach czytelniczych

 

Niezbyt często sięgam po książki napisane przez polskich autorów. W sumie nie wiem dlaczego tak jest – może dlatego, że kiedy byłam młodsza sięgałam i rzadko która powieść mnie w sobie rozkochała. Później poznałam autorów, którzy pisali w sposób, jaki mi bardzo odpowiadał i o rzeczach, sprawach, ludziach albo czasach, które przyciągały moją uwagę aż do bólu. Lubię powieści osadzone w czasach średniowiecza, historię ludzi żyjących wówczas, potrafią wycisnąć niejedną łzę, a czasami doprowadzają niemalże do stanu przedzawałowego. Nie policzę, ile razy miałam ochotę przenieść się w czasie, wpaść między strony jakiejś książki i sprać na kwaśne jabłko gościa, który rzucał kłody pod nogi bohaterowi, którego sobie upodobałam. Kiedy widzę na okładce książki takie nazwiska jak Falcones, Molist, LLorens, Trigo, Rehn czy Follet, to sięgam po nie bez zastanowienia, bo gdzieś w środku mam to przeczucie, że taką książkę nie tyle przeczytam, co pochłonę.

Dostałam niedawno do ręki książce „Nauczyciel sztuki” autorstwa Wojciecha Kłosowskiego i na start miałam taką myśl: „Polak? A pewnie przynudzi”. No i przepraszam pana autora za tę myśl!

Serdecznie przepraszam, bo byłam w błędzie. Założyłam, że nie może współczesny Polak oddać klimatu szesnastowiecznej Hiszpanii choćby w połowie tak dobrze, jakby to zrobił autor np. hiszpański. Pochłonęła mnie ta powieść całkowicie, jest barwna, różnorodna, daje do myślenia i po osuszeniu łez, tak z rozpaczy, jak i ze śmiechu, mam ochotę na więcej.

Dzięki Kłosowskiemu i bohaterom, których stworzył, zaczynam zerkać w stronę rodzimych nazwisk. Mam gorącą nadzieję, że zdecyduje się napisać jeszcze coś w podobnym kimacie. „Nauczyciel sztuki”, to podobno debiut tego autora. Więc jeżeli z taką bombą zaczął, to dalej musi być jeszcze lepiej, czego życzę jemu, ale przede wszystkim sobie :). No, jako czytelnik mogę być egoistką i oczekiwać czegoś, co lubię albo co polubię.

Dodaję Wojciecha Kłosowskiego do mojej listy i jeśli napisze kolejną książkę, to zdecydowanie sięgnę po nią, aby zdjąć ją z półki w bibliotece, bo uważam, że warto.

Może niedopatrzeniem (?) jest zachwycanie się Falconesem, kiedy ma się pod nosem Kłosowskiego, a może każdym z nich należy zachwycać się całkiem oddzielnie :)? Jeżeli spotkacie na swojej drodze tę książkę to moim skromnym zdaniem, nie omijajcie jej, tylko się w nią zanurzcie.

Małgosia