Weganką to mogłabym być na pół gwizdka

Serek tofu w wersji naturalnej dla mnie zmienił nazwę na „to – fu” ;-). Jak lubię sery, tak ten jest dla mojego podniebienia obrzydliwy! Chwała Goudzie, Edamskiemu, koziemu i owczemu! Nawet w zalewie olejowo-cytrynowej tofu jest nadal jak fu… Nie uratowały go ani bazylia, ani rozmaryn, ani pół kilo ostrego chili. Przyprawy przepyszne, ale ten serek, nasiąknięty niby jakimś smakiem, dla mnie jest na szarym końcu listy rzeczy nadających się do jedzenia :). Zakochałam się natomiast w buraczkach marynowanych i z dodatkiem anyżku, goździków, cynamonu i jałowca – pychota! Mogłabym je jeść do wszystkiego. Świetną wersję tej marynaty zrobiła Asia – dodała tyle ostrych papryczek, że okazało się, iż tylko ja mogę to zjeść i tym sposobem dostał mi się cały pojemnik :-). Marta Dymek była u nas z dwoma warsztatami, więc znowu miałyśmy okazję coś stworzyć pod jej okiem. Z samego robienia tego wszystkiego i próbowania radoch była niesamowita, a doświadczanie nowych rzeczy dla mnie zawsze jest wybitnie przyjemne. Ale żadna cudowność do sera tofu mnie nie przekona koniec i kropka ;-)… No chyba że sernik mojej przyjaciółki, który podobno jest wyśmienity i rozpływa się w ustach, ale jeżeli dane mi będzie go kiedyś spróbować, to dopiero wtedy zmienię zdanie :-). Martę Dymek pozdrawiam ciepło i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś odwiedzi nas ze swoimi smacznymi pomysłami, bo próbować zawsze trzeba, a każdy lubi coś innego i to jest w tym wszystkim najlepsze.

W „dżemie siła drzemie…

 1-DSC_2125

Więzienie, samo słowo nasuwa złe myśli … złodzieje, mordercy, bandyci, zwyrodnialcy i sam Bóg wie jaka mieszanina ludzi może znajdować się w takim miejscu, które zbudowane jest dla wybrańców :P. Bo zdaniem większości społeczeństwa na pewno nie może się tu znajdować nikt normalny, kto po prostu zboczył. Zamiast pójść w prawo, poszedł w lewo. I wcale nie chcę tu nikogo tłumaczyć, bo nie o to tutaj chodzi, a mianowicie chcę Wam opowiedzieć pewną historyjkę.

W więzieniu wcale nie jest tak źle, jakby mogło się wydawać. Nawet nas karmią i to wcale nie tak źle, jadłospis mamy bogaty i prawie każdy coś tu dla siebie znajdzie :P. Dieta lekkostrawna, dieta wyznaniowa, dieta wegetariańska, no i ogół, czyli jedzonko dla mniej wybrednych :P.

Po paru latach, które przesiedziałam na zwykłym jedzonku, zapragnęłam czegoś innego, bo ileż można żreć na okrągło kiełbasę (wiem, wiem, większość czytających tego posta uważa, że jestem bezczelna, bo nie dość, że żyję na podatników koszt, to jeszcze wybrzydzam, a ludzie na świecie głodują). Mnie też to boli, mimo że jestem „wyrzutkiem”.

Napisałam prośbę do Pana Dyrektora o zezwolenie na otrzymanie diety wegetariańskiej, po jakiś dwóch tygodniach ową zgodę otrzymałam, sama Pani wychowawca przyszła mnie o tym poinformować.

I tu zaczął się mój mały dramat: P. Dieta, którą otrzymałam wiązała się z przeniesieniem na inną celę. No i znalazłam się na celi z czteroma innymi dziewczynami, którym zachciało się takiej odmiany. Moja ochota na dietę wegetariańską trochę zmalała. Po tygodniu jedzenia dżemu miałam dosyć, na śniadanie dżem, na kolację dżem, na obiad ryż z dżemem i jeszcze soja – soja smażona, soja gotowana, sos z soji i wymiękłam. Napisałam następną prośbę, tym razem o zdjęcie tej diety, lecz okazało się, że to nie jest taka prosta sprawa, ponieważ Z.K. zaopatrzył nas w jedzonko na cały miesiąc i tyle też przez swoje fanaberie na owej diecie być musiałam.

Tak więc postanowiłam z kimś porozmawiać, może dałoby radę żebyśmy choć od czasu do czasu dostały coś innego niż dżem. Przyszedł do mnie kwatermistrz i słucha co mam do powiedzenia na temat dżemu, więc tłumaczę, że ile to można dżem i dżem. Popatrzył na mnie, uśmiechnął się po czym powiedział do mnie, że: „W dżemie siła drzemie :)”. Rozbroił mnie tym tekstem.

Nic innego mi nie pozostało, jak przeczekać ten czas i wtedy zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem mięsożerna :).

Pozdrawiam, Maja.