Pożegnanie Wali

 

Walentiny nie ma już w zespole blogowym, w więzieniu na Grochowie, na świecie…

Była w naszej grupie niespełna dwa lata. Skupiona, stonowana, zawsze bardziej nastawiona na słuchanie niż wypowiadanie się, życzliwa i sumienna.

Marzyła, żeby nauczyć się języka niemieckiego, zdążyła już zgromadzić materiały.

Ostatnio napisała piękny tekst na bloga o swojej ojczyźnie, Rosji i o Petersburgu.

W sierpniu pisała, że chciałaby się schować pod płaczącymi gałęziami brzozy i zapomnieć o wszystkich codziennych troskach.

Nikt nie pomyślał, że to stanie się tak szybko…

Żegnamy Cię, Walentino.

Redakcja

Rosja

Napiszę, co jest drogie i miłe mojemu sercu i za czym tęsknię.

Urodziłam się w Smoleńsku, gdzie dużo drzew i parków, zielono i spokojnie. To bardzo piękne miasto ze swoją historią, położone na siedmiu wzgórzach. Jeśli ktoś nie wie, Smoleńsk powstał na przełomie XIII i XIV wieku, kiedy u władzy był polsko-litewski książę Igor. Nie było jeszcze Moskwy ani Sankt Pitersburga (Sankt Pitersburg to pierwsza nazwa obecnego Sankt Petersburga).

Mała garstka przybyszów, ludzi nie wiadomo skąd, ludzi wiary prawosławnej, osiedliła się na ziemi dookoła bagien i lasów, powstała osada. Trzeba było płacić dań, zbierali z sosen żywicę (po rosyjsku smoła) i tak powstała nazwa Smoleńsk. Herb Smoleńska to „Ptach Feniks” – z popiołu powstaje. Miasto było zniszczone i spalone, zarówno przez Napoleona, jak i przez niemieckich okupantów. Ale zawsze odradzało się na nowo.

Jako człowiek, który zamieszkuje od 1995 roku na stałe w Polsce, nie mam nostalgii, bo inaczej nie mogłabym mieszkać nigdzie indziej poza ojczyzną. Mam jednak tęsknotę za domem, za przyjaciółmi, za miastami, które kocham i za zwykłą rosyjską mentalnością. Tęsknię za Uspieńskim Soborem – pięć pozłacanych okrągłych kopuł – wybudowanym na najwyższym wzgórzu i widocznym ze wszystkich stron. Za rzeką Dniepr, w której jako mała dziewczynka uczyłam się pływać. Tęsknię za Moskwą, gdzie zostawiłam swoje przyjaciółki, za Arbatem – dzielnicą zamieszkałą przez aktorów, reżyserów i elitę rosyjską. Za Newskim Prospektem, za ruchem tak niesamowicie szybkim, za gwarem tak różnojęzycznym. Pośpiech w Moskwie zawsze porównywałam z biegnącymi na wyścigu końmi, które mają na oczach klapy i nic nie widzą prócz mety. Bardzo tęsknię za Teatrem Wielkim i za baletem. Za żywymi kolorami. Moskwa w nocy żyje tak samo intensywnie jak w dzień. Tęsknię za blinami z kawiorem, za suszoną rybą „Taranka” i za naprawdę rosyjskimi pierogami, które piekła moja babcia Wasilisa z mąki pszennej zmieszanej z mąką żytnią, w środku kartofle z podsmażaną słoninką i mięsem z cebulką, albo z kapustą. Jak babcia wyjmowała pierogi z pieca, skórka błyszczała brązowo-złotym kolorem, były duże i tak smaczne, zarówno na ciepło jak i na zimno. Tęsknię za grubą słoniną w środku z mięskiem natartym solą, czosnkiem, papryką słodką i ostrą, za grzybami grudz, które moja mama przekładała solą, a w zimę mieliśmy je jak świeże z lasu. Tęsknię są Sankt Petersburgiem (kiedyś Leningrad), gdzie mieszka mój wujek. W Rosji nazywają to miasto Wenecją Północy. Często tam wyjeżdżałam, żeby popatrzeć na białe noce i na mosty otwierane co noc. Ermitaż – na zwiedzenie go nie wystarczyło mi tygodnia. Pałac Zimowy wybudowany przez carycę Elżbietę, w którym mieszkała cesarzowa Katarzyna II. I niesamowici ludzie, którzy przeżyli blokadę w czasie wojny z bólem i w wielkiej godności, tacy spokojni i mądrzy.

Tęsknię za Soczi, za Czarnym Morzem, za delfinami wyskakującymi z wody. Za trzypiętrową restauracją – Sala Błękitna, Sala Czerwona, Sala Zimowa. Nie było mnie stać cokolwiek tam zamówić, ale patrzyłam na jeziorko zrobione pośrodku, po którym pływały łabędzie w swej nieskazitelnej gracji.

Jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem. Mam dwa domy: ten, za którym tęsknię – to moja ojczyzna i ten, który wybrałam w Polsce, który kocham i w którym czuję się bezpiecznie i dobrze. Każdy z nas ma tęsknoty i wspomnienia, których nikt nam nie odbierze, bo są w naszej pamięci i sercu.

Walentina