Zacznę od
puzzli. Pewnie nie raz układałaś puzzle i nie raz trzymałaś w ręku malutki
element, który wydawał się do niczego nieprzydatny? Miał taki kształt, który
nijak nie chciał pasować do tego, co już miałaś ułożone? A czasami kształt był
OK, tylko rysunek nie pasował… Mi, nie raz, przy układaniu puzzli zdawało się, że w życiu nie dopasuję jakiegoś
elementu… Niby rysunek podobny i kształt wydaje się OK, ale żadnym sposobem nie
mogę tego wpasować w całość. Wydawało mi się, że ten element zawieruszył się z
innego pudełka puzzli… Czasem była chwila olśnienia, spojrzenia inaczej, i
puzel trafiał na swoje miejsce, przygotowane specjalnie dla niego, a czasami
trzeba było ułożyć wszystkie inne, żeby zobaczyć, gdzie jest miejsce na tego
,,trudnego’’, który wydawał się do niczego nie pasować.
Z pewnością też znacie to uczucie. A ja ostatnimi czasy myślałam, że do takiej układanki z puzzli podobne jest nasze życie – Bóg wyznaczył ramy i położył pierwsze puzzle. I miał zamysł, co to ma być za piękny, poruszający, chwytający za serce obraz? Ten obraz składa się z malutkich części, epizodów z naszego życia, z których jedna pasuje dokładnie do drugiej, i razem tworzą sensowną całość. Choć nie raz pojedynczo wydają się bezsensowne, brzydkie, niegodne uwagi… Dopiero po wpasowaniu w całość widzisz, że to zdarzenie ,,miało sens’’ w odniesieniu do całości, że bez tej części obraz nie byłby pełny.
Ale czy to
znaczy, że cokolwiek zrobimy, jest OK? W żadnym wypadku! On tylko zaczął,
dalsze puzzle to zdarzenia z naszego życia. To nasze pragnienia, nasze wybory,
nasz wolny czas, nasza praca, nasze marzenia, nasze wzloty i upadki, itd., itp.
I jest to obraz otwarty, malowany na bieżąco – boży projekt jest doskonały, ale
my wcale nie musimy go chcieć! Możemy stwierdzić, że lepiej wiemy, czego
chcemy. Lepiej wiemy, z czym nam do twarzy, co nam wyjdzie na dobre… I tym
sposobem to, co mogło być piękne i doskonałe, jest takie sobie, a czasami jest
nawet obrzydliwe… I tak dzień po dniu dokładamy kolejne ,,puzzle’’ i niestety
czasami to, co w bożym pomyśle miało być doskonałe, jest mocno ,,takie sobie’’.
A może się zdarzyć i tak, że nasza układanka pasuje tylko do głębin piekła i
nigdzie indziej… Ale jest też jasna strona tej układanki J. Nie możemy zmienić tych puzzli, które już ,,zajęły swoje
miejsca’’ w naszym obrazie. Ale pozostało jeszcze trochę wolnego miejsca. Te
kolejne, które będziemy dokładać, mogą zupełnie zmienić charakter całości.
Jakiś trudny element w połączeniu z innymi może wyglądać już zupełnie inaczej J. Więc bardzo ważne jest to, co było, ale jeszcze ważniejsze
to, co będzie!
Pozdrawiam
Barbarę M.
Dorocia
Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”
Forum Służby Więziennej objęło patronatem medialnym blog ewkratke.pl
Zajęcia z Zumby
pozwalają nam w pozytywny sposób spożytkować energię, która rozsadza nas z
każdym mijającym dniem coraz bardziej. Dzisiejszy ranek, południe czy wieczór
niczym nie różni się od wczorajszego czy tego z przed tygodnia, dlatego zajęcia
te cieszą i sprawiają ogromną radość, dają naszym mięśniom zmęczenie – i to
„pozytywne i dobre zmęczenie”, po którym chce się rano wstać oraz dostarczają
endorfin.
Ta godzina zajęć to chwila, kiedy nasze problemy wewnętrzne i
zewnętrzne „odpływają”, ponieważ wtedy dobrze się bawimy, a nasze myśli
skupione są na tym, żeby lewej ręki nie pomylić z prawą nogą. Odkrywamy w sobie
pasje i talenty – okazuje się, że potrafimy tańczyć !
Pozdrawiam naszą prowadzącą Anetę – już nie możemy się
doczekać! Przy okazji serdecznie pozdrawiam całą naszą Fundację – CZEKAMY NA
ZAJĘCIA – TĘSKNIMY !!!!!!
To nic innego jak papierowa forma przekazu własnych uczuć.
Kiedy dociera do człowieka, że izolacja od społeczeństwa przestaje mieć
znaczenie przy wymiarze bólu izolacji od bliskich, wtedy zaczyna przygniatać
świadomość 2 godzin regulaminowego widzenia z rodziną plus codzienne rozmowy
telefoniczne po 5 minut. Optymista uczepi się słów „codzienne rozmowy”,
pesymista „5 minut”. Niektórzy dopiero tutaj pewne rzeczy rozumieją, do
niektórych dopiero „coś” dociera, bo trzeźwieją?
Jeżeli wyrok porównać do dystansu, to chyba nie ma nigdy
etapu, w którym wystarczałoby godzin i telefonów. Ja wiem, że więzienie to
kara, że powinno boleć, byś tak dostał w tyłek, by tu nie wracać. Masz tęsknić,
przewartościować życie, zrozumieć, przemyśleć i przede wszystkim ZOBACZYĆ ile i
co straciłeś. ZOBACZYĆ I POCZUĆ. Każdy dźwiga indywidualną tragedię, różnie się
to przechodzi, ale wszyscy mogą przelać na papier myśli, lęki, zapewnienia Dla
niektórych to pierwsze podejście do bycia szczerym, prawdziwym. Listy
wyzwalają. Niekoniecznie trzeba do tego podchodzić jako jedynej formy monologu
z tego miejsca. Niektórzy przecież tylko piszą, co potrzebują, ale często
słyszę, że dają możliwość „powiedzenia” tego, czego by się w oczy nie
powiedziało, że zdejmują wstyd i otwierają serce. Są listy spowiedzi i listy
bólu. Gdyby człowiek z tyłu głowy nie miał świadomości, że jest cenzura – może
jeszcze więcej by napisał? List to wyciągnięcie ręki na zgodę, to „rysunek” dla
dziecka, walentynka dla ukochanego. To miłość do rodziców czy rodzeństwa, gest
przyjaźni i terapia oczyszczająca. Kartka to łącznik z tamtym światem Łącznik
sumienia z sercem Łącznik z najbliższymi.
Było wiele sytuacji, do których pasowałby poniższy
artykuł; kiedy ludzie stąd wychodzą, kiedy żegnają się z dziewczynami, kiedy w
kilka „sekund” zostaje wprowadzone bezwzględne dożywocie, kiedy jest „głośna” sprawa,
czy mowa o stygmatyzacji, łamaniu prawa, dyskryminacji, kolejnej wydanej
książce byłej skazanej/ skazanego, czy po pojawieniu się świetnego artykułu w
Newsweeku Elżbiety Turlej…. ale właśnie dziś pomyślałam że….
Bardzo lubię podkreślać, że więzienie jest
dla ludzi. I nie ważne, że przebywam w nim „naście” lat i te lata zmieniły
mnie, ale nie moje zdanie, że ten „przybytek” jest dla ludzi.
Nie mam pewności, ile osób wchodzi, by poczytać z
ciekawości – ciekawości tego miejsca i ludzi z niego, ciekawości umysłu tych
ludzi, tego, co mają do powiedzenia, a może pocieszenia się, że mamy od kogoś
gorzej? Bo mamy! I jeśli to miałoby być przestrogą – to zawsze się „pocieszaj”
i staraj się żyć tak, by tu nie trafić.
Ale zdarzają się w tym miejscu i takie sytuacje, no nie jak z filmu i
nie wiem też czy typowo więzienne, ale coś mi dzisiaj przypomniało pewna
rozmowę. Zdajecie sobie z tego sprawę, że skazany tak naprawdę mało ma do
powiedzenia, z kim siedzi? Oczywiście zdarzają się „wyjątki” (czyt. skazane), które
przychylniejszym okiem są traktowane, siedzą w lepszych składach, Celę, o
której chcę napisać, to chyba
przypadkowo stworzono.
Nie ma więzienia, gdzie dziewczyna z dużym wyrokiem
nie byłaby niepokazywana palcem, to jest nagminne, a już dożywotkę to szczególnie
się pokazuje. Z racji lat odsiedzianych, coraz mniej mnie zaskakuje, mam nawet
takie głupkowate porzekadło „mnie to nawet dowódca w ciąży nie zaskoczy” (na
ogół przy słowie dowódca, pada jednego nazwisko, którego rzecz jasna nie mogę
podać 😊).
Ta sytuacja –
rozmowa, jakoś często do mnie wraca. Polubiłam te dwie osoby i tak naprawdę
g…no mnie obchodziło, ile było prawdy w tym, co pisały gazety, a już najmniej
to, co mówią inne osadzone. O każdym tu gadają i nawet sama daje się wkręcać w
tego typu gadki, w tym, co chcę napisać była ważna TA chwila, TA rozmowa, TO
zwierzenie.
Patrzysz na
osobę, która nie ma końca kary i człowiek się zastanawia nad wieloma rzeczami:
dla kogo ona trwa?, co ją napędza by codziennie wstawać?, czy ma nadzieję
każdego dnia?, a może żyje tylko do śmierci bliskich? Czy ktoś w jakiś
delikatny sposób o tym próbuje się dowiadywać?…i w tym wszystkim te
zaostrzenia rządu…
Podczas
rozmowy, której byłam świadkiem na niektóre pytania, odpowiedzi padły. W
absolutnej ciszy – bo człowiek z jednej strony chce tego posłuchać, a z drugiej
siedzi cicho, bo nie wiadomo co zrobić.
Dwie
imienniczki, dwie prawie rówieśnice, dwie historie, dwie tragedie. Obie jakby z
wyrokiem śmierci… Jedna i druga z ogromnym ciężarem smutku, osamotnienia, tęsknoty,
strat, grzechów i – w zależności od dnia – z większą lub mniejszą nadzieją.
Nie tak ważne
w tej rozmowie było to, co dźwigają, lecz co jedna powiedziała drugiej.
Widziałam pierwszy raz takie zaskoczenie na twarzy. Osoba, która pierwsze
podejście do wokandy ma po ćwierćwieczu pobytu w więzieniu, słyszy, że ktoś by
się z nią zamienił. Nie na bagaż, ale na sytuację, na możliwości. W tamtym
momencie miałam wrażenie jakby gęstniało powietrze, że cisza boli jak krzyk i
że tamta postradała zmysły.
-„Proszę,
zakończmy ten temat, bo żadna z was nie jest w stanie zrozumieć, co znaczy nie
mieć końca kary” – docierają do mnie słowa.
Nigdy
wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, człowiek skupia się na swoich
problemach, swoje wypłakuje, ze swoimi się śmieje. Nigdy też przedtem nie
zwróciłam uwagi na to, że ludzie na tą osadzoną patrzą przez pryzmat wyroku. O
kimś innym powiedzą, że siedzi za zabójstwo, czy udział w nim, a o niej, że
jest dożywotką. Przemyślenia przerywa mi opowiadanie tamtej drugiej o swoim cudownym
dzieciństwie, rodzicach, całej gamie dobrego życia jako jedynaczka i to, jak
wszystko zaczyna się sypać przez jeden wypadek, który został spowodowani nie
przez nią.
Wypadek,
który jest pierwszym puzzlem „domina śmierci”. Pierwszym, który uderza w jej mózg,
kręgosłup, przykuwa na prawie rok do łóżka, z sali szpitalnej robi dom; w
którym rodzice przepłakują dni, miesiące. Umiera pierwszy rodzic, choć głowa
siada, ten cios stawia ją w pion. Wychodzi o własnych siłach, by ……..pochować
za chwilę drugiego rodzica. Nie jest sama, na drogę dostaje glejaka. Może się z
nim zaprzyjaźnić na tylko kilka lat lub podjąć operacji, która ponownie
zatrzyma ją w szpitalu, nawet na zawsze – tak jak w przypadku tamtej
dziewczyny, nigdy nie wiadomo, kiedy to „na zawsze” ma swój koniec. Chciała się
z tą dziewczyną zamienić tylko i wyłącznie, by móc widywać bliskich. Później
padały jeszcze mocne słowa, szczere wypowiedzi, cholernie smutne z obu stron,
ale było to zbyt prywatne; nie chciałabym powodować niepotrzebnych komentarzy
dla żadnej z nich.
Jedna, jak
się domyślacie do dziś siedzi, druga na wolności. Nie mają ze sobą kontaktu,
choć tamta o tej pamięta. Pisze, ale bez adresu zwrotnego.
W zasadzie to
mnie bardziej interesował wniosek po rozmowie, jak powierzchownie się pochylamy
nad drugim człowiekiem. Że tak naprawdę to większość informacji posiadamy z
oddziału lub mało życzliwych osób. Jak bardzo oceniamy i szybko przekreślamy, a
jak słyszymy taką rozmowę, która wypada z ramek naszej wyobraźni, to pozostaje
jedynie echem w nas.
Widuję tą
dziewczynę i nie raz mam ochotę zapytać, co u niej, ale tak między nami – to
głupio mi się przyznać, że fakt bycia świadkiem tamtej rozmowy zawstydził mnie.
Chyba potrzebowałam tego wysłuchać dla siebie jako skazanej, ale też jako
człowieka. Uświadomiłam sobie jak bardzo wygodnie się idzie w grupie, a jak
trudno jest mieć odmienne zdanie. Jak ciężko lubić kogoś, kogo większość
odrzuca – tu należałoby się zastanowić, z jakich naprawdę powodów?
Człowiek przy
takich tragediach robi się malutki, współczuje jej, ale robi się bezradny do
ogromu sytuacji… Dziś wiem jedno: bardziej doceniam to, co mam i mniej
narzekam.
Kocham Was
moi bliscy, dziękuję, że Was mam, że mogę być sobą, że nie muszę się przed Wami
tłumaczyć, dlaczego ją lubię… To, Wy mi dajecie wiarę w ludzi, każdemu należy
się druga szansa…