Bajka

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury.

 

 

 

 

Starzec

Dawno, dawno temu w strasznie ciemnej jaskini mieszkał Starzec. Wszyscy ludzie z pobliskiej wioski bardzo się go bali. Chodziły różne legendy o nim. Jedni mówili, że zamienia ludzi w nietoperze, które w nocy polują dla niego i przynoszą mu pożywienie. Wszyscy omijali ciemną jaskinię i nikt tam się nie zbliżał. Ludzie woleli do miasta chodzić okrężną drogą, niż przejść na skróty koło jaskini Starca.

W wiosce żyła dziewczynka, która miała na imię Zuzia. Była ulubienicą wszystkich mieszkańców, choć czasami potrafiła psocić i nie zawsze słuchała mamy. Zuzia miała piękne blond warkocze i śliczne niebieskie oczka. Te jej oczy były tak niebieskie jak ocean. Nikt nigdy nie umiał się gniewać na Zuzię, bo gdy patrzyła tak uroczym spojrzeniem, to wszystkim od razu miękło serce.

Mama Zuzi powtarzała jej często, że ma się nie zbliżać do jaskini Starca. Straszyła, że Starzec zamieni ją w nietoperza. Zuzia nie bardzo tego słuchała i często po kryjomu zbliżała się do jaskini. Jednak nigdy nie było w niej tyle odwagi, by wejść do środka.

Pewnego dnia mama wysłała Zuzię do miasta po zakupy. Zuzia jak zwykle poszła drogą na skróty koło jaskini. Tym razem w ciemnościach zobaczyła dziwną postać, która wydawała z siebie żałosne dźwięki. Trochę się przestraszyła i cofnęła, ale jej ciekawość była większa niż strach. Kiedy zbliżyła się do jaskini, usłyszała, że są to straszne jęki. Postać przypominała wielkiego nietoperza. Ciekawość dziewczynki była tak duża, że nawet nie zauważyła, kiedy znalazła się w jaskini w środku. Postać – nietoperz zbliżała się do niej dziwnym krokiem. Ze strachu Zuzia tak zdrętwiała, że nie byłą w stanie uciekać. Kiedy postać była już bardzo blisko, okazało się, że to nie jest żaden nietoperz, a tylko mały staruszek, siwy, z długą brodą i bujną czupryną.

Starzec powiedział:

– Podejdź do mnie, moje dziecko.

Zuzia choć bała się nadal, podeszła.

– Jęczę tak strasznie, bo strasznie boli mnie noga. Wywróciłem się i chyba jest złamana. Wiem, jakie legendy o mnie chodzą w wiosce. Wierz mi, że to wszystko nieprawda. Nietoperze są moimi jedynymi przyjaciółmi, lecz nigdy nikogo w nietoperza nie zmieniłem.

Starzec zapytał, jak dziewczynka ma na imię. Kiedy powiedziała, że Zuzia, on powiedział, że się nazywa Mieczysław i spytał, czy ma ochotę na naleśniki z jagodami. Zuzia już bardzo zgłodniała i z chęcią przyjęła propozycję.

Wzięła Starca pod rękę i pomogła mu iść i zniknęli w ciemnościach jaskini. Okazało się, że Starzec ma bardzo przytulne mieszkanko, w którym wszędzie wisiały zdjęcia dziewczynki bardzo podobnej do Zuzi. Mieczysław poczęstował Zuzię naleśnikami z jagodami i zaparzył herbatę. Gdy usiedli Zuzia zajadała się naleśnikami, a Starzec opowiadał, dlaczego postanowił zamieszkać w jaskini. Jego historia była bardzo smutna. Okazało się, że Mieczysław miał córeczkę, która miała na imię Amelka. Jego żona, którą bardzo kochał, umarła przy porodzie. Mieczysław został sam z córeczką. Bardzo się kochali i byli szczęśliwi. Pewnego dnia Amelka znikła. Mieczysław szukał jej wszędzie, przez wiele miesięcy i nie znalazł. Strasznie się załamał i nie chciał z nikim rozmawiać. Postanowił, że zamieszka w jaskini. Jego ból po stracie córeczki był tak wielki, że nie umiał sobie z nim poradzić. Jedynymi jego towarzyszami życia były nietoperze, które mieszkały z nim w jaskini. Twierdził, że tylko one rozumieją jego ból.

Zuzia płakała słuchając historii Mieczysława. Starzec rzekł:

– Widywałem ciebie tu często, ale nie chciałem cię przestraszyć, żebyś nie przestała tu przychodzić. Tak mi się miło na ciebie patrzyło, bo jesteś taka podobna do mojej Amelki.

Zuzia zaproponowała, żeby Mieczysław poszedł z nią do wioski. Jej mama była lekarką i mogłaby mu pomóc, wyleczyć chorą nogę. Mieczysław się zgodził. Poszli razem do wioski.

Wszyscy ludzie dziwili się, z kim Zuzia idzie, bo tak naprawdę nie znali Mieczysława. Mama Zuzi też się bardzo zdziwiła. Zuzia opowiedziała jej historię Starca i mama też się bardzo wzruszyła.

Mama Zuzi zajęła się chorą nogą Mieczysława  i zaoferowała, by Starzec został z nimi do czasu, póki noga się nie zagoi.

Wieść po wiosce szybko się rozniosła. Wszyscy wiedzieli, że Zuzia przyprowadziła Starca mieszkającego w jaskini. Ale gdy tylko usłyszeli smutną historię Mieczysława, wszyscy mieszkańcy bardzo mu współczuli i byli dla niego bardzo mili. Nikt już się go nie bał. Skończyły się dziwne opowieści o Starcze, który zamienia ludzi w nietoperze.

Mieczysław i Zuzia bardzo się zaprzyjaźnili i kiedy przyszedł czas rozstania, dziewczynka strasznie się smuciła. Noga Mieczysława była już zdrowa i on sam chciał wrócić do swojej jaskini. Obiecali sobie, że będą się nadal przyjaźnić i Zuzia będzie często przychodzić do Starca na wspaniałe naleśniki z jagodami. I zresztą nie tylko Zuzia, bo cała wioska zaczęła chodzić do miasta już drogą na skróty. Zawsze wszyscy, jak szli na zakupy, to wstępowali do Mietka na naleśniki i herbatę.

Już nikt się nie bał ani jaskini, ani Starca.

Magda

 


Drogi Użytkowniku/Droga Użytkowniczko http://ewkratke.fundacjadomkultury.pl/

Informujemy, że zgodnie z art. 13 ust. 1 i ust. 2 ogólnego rozporządzenia o ochronie danych osobowych z dnia 27 kwietnia 2016 r. (RODO):

1) administratorem Twoich danych osobowych jest Fundacja Dom Kultury z siedzibą w Warszawie,

2) Twoje dane osobowe przetwarzane będą w celu realizacji usługi dostępu do http://ewkratke.fundacjadomkultury.pl/ na podstawie art. 6 ust 1 pkt b RODO,

3) odbiorcą Twoich danych osobowych będzie Fundacja Dom Kultury, do której składać będziesz wnioski lub oferty za pośrednictwem systemu http://ewkratke.fundacjadomkultury.pl/

4) Twoje dane osobowe nie będą przekazywane innym podmiotom, nie będą również wykorzystywane w celach marketingowych, chyba że wyraziłeś/wyraziłaś na to odrębną zgodę,

5) Twoje dane osobowe będą przechowywane przez okres komunikowania się z http://ewkratke.fundacjadomkultury.pl/,

6) posiadasz prawo dostępu do treści swoich danych oraz prawo ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu,

7) masz prawo wniesienia skargi do PUODO gdy uznasz, że przetwarzanie Twoich danych osobowych narusza przepisy ogólnego rozporządzenia o ochronie danych osobowych z dnia 27 kwietnia 2016


 

 

Najdziwniejsza osoba, którą spotkałam w więzieniu, część II

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury.

 

 

 

 

 

Najdziwniejsza osoba, jaką spotkałam w więzieniu, jest zabawna i wszystko robi na opak. Jeśli się ją o coś prosi, nie da, nie pomoże. Jeżeli słowem się nie odezwie człowiek, to zrobi wszystko, aby tylko uwagę na siebie zwrócić. Jest zabawna, gdyż swoją bezczelność obraca w żart i nie można się na nią gniewać. Potrafi zawsze rozbawić, ale bywa też milcząca jak trup.

Opiszę pewną sytuację: szuka czegoś, a okazuje się, że ma to tuż przed nosem, a gdy już ma z tego skorzystać, to okazuje się, że to nie jej. Zawsze ma poczucie humoru. W zasadzie mało to ciekawe, ale… czy też dziwne?

Evenement 82

Wielu dziwolągów spotkałam w tym miejscu, ale po raz pierwszy w życiu spotkałam osobę, która myje się na sucho. A dokładniej wygląda to tak: w pierwszej kolejności moczy delikatnie włosy wodą niewielkiej ilości, następnie zawija je w ręcznik i przechodzi do tak zwanego następnego etapu – miski z wodą bez mydła w użyciu, czy też innych środków służących do mycia się. Bierze jeszcze jeden ręcznik, zamyka się w kąciku celowym, wykonuje higienę osobistą w całkowitej ciszy. Po półgodzinnym mniej więcej myciu wychodzi z tym samym ręcznikiem na głowie, podczas gdy drugi jest zupełnie suchy. Czystą wodę z miski  wylewa do zlewu na celi, zamiast wylać ją do miski klozetowej. Ale to jeszcze nie koniec zachowania tej osoby niezmieniającej nawet bielizny: nakłada warstwy balsamu samoopalającego. Dobre co ?

Barbarka

Bardzo dziwny i śmieszny przypadek, jaki spotkałam w tym miejscu, to dziewczyna, Romka, która nigdy nie pracowała na wolności, a w więzieniu pragnęła zrobić karierę i podjąć pracę. Nasz żart, że można tu wyprowadzać za pieniądze psy na spacery, potraktowała poważnie. Kiedy okazało się, że to niemożliwe, zrobiła ogromną awanturę wychowawcy i dyrektorowi zarzucając dyskryminację, rasizm i brak kompetencji… Używała przy tym wszelakich bardzo barwnych przekleństw. Nie mogąc się pogodzić z utraconą szansą na uzyskanie pracy, która oczywiście nie istniała w ofercie więziennej, przez cały tydzień wyklinała służbę więzienną i prezydenta.

Daria

EWENEMENTY W ZK

Antagonizmy między….. ID i Ego, Ego i Superego są tu zbędne… W ZK  jest istny festiwal dziwnych i wręcz nierealnych, jeżeli się ich nie spotka, osobowości. Plejada gwiazd, tylko czerwonego dywanu brak ;). Oto dwa przykłady z TOP TOPU:

Hogata – przekonywała wszystkich, że „ syndzia powiedział, że ona wyjść musi, bo dosyć ma pobytu w tym więzieniu”, poza tym była zrozpaczona bo „nie ma dziur w płucach„ … i te re re.

Poetka – rozumiem stawianie sobie celów, dążenie do doskonałości, pasje, ale nie łammy zasad logiki i nie nazywajmy urywków tendencyjnych tekstów z „disco z pola” przeplecionych prostackim rymem POEZJĄ. A jak ją zapytałam, na kim wzorowała zamiłowanie do poezji, odpowiedziała „Kochanowski” – A co z nim ?! Ona – „Podoba mi się”. Ale co, to już nie wie….

Oczywiście oprócz tych osób jest jeszcze szereg innych, uczulonych na mydło, małpujących, bujających w obłokach, skrzywdzonych przez życie i Temidę… . Same Dziewice Orleańskie. Depresji i chorób wszelakich i ich nowych odmian nie zliczę. Cóż…. leci kabarecik

Ela

 

 

Najdziwniejsza osoba, którą spotkałam w więzieniu, część I

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury.

Warsztaty blogowe Leszka Wejcmana (Lekcjepisania.pl) zaowocowały kilkoma fajnymi postami, przedstawiającymi interesujące obserwacje. Tę galerię ciekawych postaci podzielimy na dwie części. Dzisiaj część pierwsza, a już za tydzień druga.

Wiele osób bardzo dziwnych spotkałam w tym więzieniu. Jest to dość specyficzne miejsce i trafiają tu różne postaci, jedne bardziej wyraziste, które mimowolnie zapadają w pamięć, inne mniej.

Jedną z dziwniejszych osób, która na dobre zapadła mi w pamięć, jest moja dobra koleżanka, obecnie przebywająca już na wolności. Karę wraz ze mną odbywała w Grudziądzu w 2013 roku. Na swój sposób była jedyna w swoim rodzaju. Moją uwagę przykuły jej natręctwa, borykała się z pewnego rodzaju uzależnieniem, ale nie takim powszechnym, z jakim spotykamy się w tym specyficznym miejscu którym jest zakład karny.

Kasię prześladowała nerwica natręctw w postaci prania wszystkiego, co wpadło jej w dłonie. Były to przeróżne rzeczy, od bielizny po stare szmaty do podłogi. Ktoś może pomyśleć, że tak na prawdę to nic wielkiego, przecież to normalne, że dba się o czystość i higienę, jednak ja uważam to za anormalną rzecz ze względu na to, że Kasia prała rzeczy, które chwilę wcześniej  zdążyła wyprać i powiesić do wyschnięcia. Bardzo było mi jej szkoda, bo tak naprawdę przeżywała męki, kostki u dłoni miała całe pościerane, a z naskórka sączyła się krew. Było mi bardzo ciężko patrzeć na krzywdę,  jaką Kasia wyrządza samej sobie. Tym bardziej było mi ciężko, iż bardzo zżyłyśmy się i każdego dnia próbowałam sugerować jej, by troszkę przystopowała i ograniczyła swój „nałóg”. Jednak nie potrafiłam dotrzeć do jej schorowanej głowy. Kasia męczyła się, każdej nocy płakała po cichu. Byłam w jej sprawie u pani psycholog, miałam nadzieje, że gdy specjalista zajmie się problemem Kasi, to rezultat będzie błyskawiczny. Myliłam się. Kasia nie potrafiła się otworzyć przed psychologiem. Wyczuwałam też delikatną pretensje jej w moim kierunku, ale nie chciałam drążyć tego tematu więcej, bo widziałam, jaki ból sprawia jej rozdrapywanie tego wszystkiego.

Mam do siebie wielki żal, że nie potrafiłam dotrzeć  do Kaśki i jej pomóc. Wiem, że ona tego nie oczekiwała ode mnie. Mimo wszystko, żal mam do siebie duży.

Anna  Gwiazdka

Najdziwniejszą osobą była Anetka, która przyjechała z innej jednostki – jedynie przenocować. Miała jechać dalej, bo była zakwalifikowana do terapii na tak zwaną „eskę”, ale my wtedy tego nie wiedziałyśmy. Anetka miała około 30 lat, ubrana była na sportowo, ale najdziwniejsze było to, że nie rozstawała się z białą skórzaną torebką, którą trzymała pod pachą. Ścieliła łóżko – torebka pod pachą, ręce w zlewie – torebka pod pachą, myk do łazienki – z torebką. Na początku Anetka mało mówiła, ale za to bardzo przykuwała naszą uwagę właśnie tą torebką. Koleżanka z celi zapytała w końcu: o co chodzi? Anetka w odpowiedzi bardzo na nas naskoczyła, żebyśmy się zaczęły interesować własnymi sprawami. Odpuściłyśmy rozmowę, bo wyczułyśmy, że coś jest z nią nie tak. Ale najlepsze było dopiero przed nami. Anetka odebrała  kolację, wyciągnęła rączkę po leki  do oddziałowej, a tu leków nie było. Zaczął się krzyk, walenie w drzwi, że nie będzie tu siedziała i cały czas naciskała włącznik światła do kącika sanitarnego – bo myślała, że to domofon. W końcu przyszedł dowódca i zdecydowanym głosem kazał jej się położyć spać i dać spokój. Anetka coś tam jeszcze do niego pyskowała (stojąc cały czas z torebką pod pachą), aż w końcu dowódca rzekł  „kładź się na koję, bo Ci dojdzie wyrok za zagłuszanie ciszy nocnej”. Ja się zdziwiłam – bo do ciszy nocnej jeszcze daleko, ale bardziej mnie zdziwił fakt, że to na Anetkę podziałało. Walnęła się na łóżko i nie odezwała się już do rana. Przed apelem dostała prowiant i pojechała się leczyć w Polskę… z torebką na ramieniu. Chcę nadmienić, że Anetka wjechała do celi po obiedzie, a dowódca uciszył ją przy apelu wieczornym.

Pełnoletnia

Tak dużo dziwnych osób i różnorodnych dziwolągów w tym miejscu się spotyka, że sama nie wiem, kto mógłby Was zaciekawić. Ale, ale.., taka jedna co mi w pamięć zapała najbardziej to… nazwijmy ją Balbinka. A dlaczego ją pamiętam najbardziej? Przezwisko adekwatne do wyglądu, dodajmy oczy nieskalane myśleniem i wypisz, wymaluj Balbina.

  Gramy z w/w koleżanką w warcaby- przegrała, to się uprzejmie pytam:

 – Rewanżyk ?

 I tu pada odpowiedź:

  – Ok….., a jak w to się gra?!!!

Albo przykład drugi. W naszym więziennym radiowęźle leciał Niemen „Sen o Warszawie”, a ona pędzi z kolejki (mało nóg nie pogubi)

Woła:

-Cicho, cicho HIMEN !!!

Sami widzicie, że życie tutaj różami usłane nie jest.

Bella

Tomek Komenda – wygrany czy przegrany?

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury.

Tomek Komenda – wygrany czy przegrany?

Nie tylko na wolności temat Tomka Komendy wzbudził współczucie i otworzył oczy na wiele nieprawidłowości i cierpienia. Zapewne takich „spraw” jest o wiele więcej a my dowiadujemy się tylko o tych nagłośnionych. Przedtem głośno o tej sprawie było, jak sprawca został schwytany i osądzony. Służyło to temu by pokazać jak dobrze działają organy ścigania.

Medialne 25 lat wyroku dla zabójcy i gwałciciela to jest właśnie początek gnębienia Tomka Komendy. Podkreślanie słowa „gwałciciel” to jak przykładanie ręki do każdej obelgi, jaka padła w jego stronę w więziennym świecie.

Ponieważ przebywam tu już dłuższy czas, kilkanaście lat, ośmielę się jedynie stwierdzić, że w małym stopniu umiem sobie wyobrazić i zrozumieć, co Tomek Komenda musiał przechodzić po tej stronie muru.

Często się tu słyszy, że ktoś „siedzi za niewinność”. Do dziś nie wyczułam, po co to ludzie mówią. To jest chyba forma obrony przed opinią innych. Po jakimś czasie to przestaje działać a nawet zaczyna przeszkadzać. Przy sprawie tragedii Tomka, staje się to bezczelnością.

Nigdy nie miałam próby samobójczej, ale z myślami kilka razy się pobiłam i wiem, że jeszcze do tych wewnętrznych kłótni zawsze może dojść. Długoletnie przebywanie w tym miejscu, w zamkniętej celi, gdzie na tak mało rzeczy ma się wpływ, jakoś gniecie dobre myśli. Tu się nie ma przyjaciół, a jakakolwiek próba zwierzenia się wykorzystywana jest przeciwko tobie. Boisz się okazać lęk, wstydzisz się powiedzieć, że ci smutno. Większość ludzi nie planuje pobytu tutaj, a już na pewno nie spodziewają się tego ludzie, którzy nic nie zrobili.

Ratuje jedynie rodzina, ich wiara w ciebie, lub bycie przy tobie wbrew wszystkiemu. I  pomimo, że możemy na nich polegać, nie potrafimy powiedzieć o pewnych występujących tu zachowaniach. Trudno jest wytłumaczyć, że nie raz, nie po swojemu trzeba było się zachować.

Parę lat temu w innej sprawie też doszło do uniewinnienia. Wtedy chłopak był skazany na dożywocie. Wyszedł po 12 latach. Dziś o nim się już nie mówi. Zawsze jest głośniej o zatrzymaniu i skazaniu. Żeby wyrok odstraszał.

Dożywotnie pozbawienie wolności to powolna kara śmierci. 18 lat za niewinność to jak umieranie na raty. Umieranie osadzonego i jego rodziny.

Niewyobrażalne jest to, że Tomek przeżył, dotrwał do usłyszenia, że jest niewinny. Chciałabym wiedzieć, że świat nie zapomni o tym, co spotkało Tomka. Takich Tomków jest więcej.

Oby i w tym przypadku czas wyleczył rany.

Pełnoletnia

Na wolności

 

Za murem zajmę się mężem i synem.

BB nie boi się wolności. Nie ma problemu z przeżyciem do pierwszej wypłaty jak dziewczyny, na które nikt nie czeka. BB ma oparcie.

Po wyjściu z więzienia na pewno zadbam o moją rodzinę. Nadrobię czas, podczas którego nie było mnie z najbliższą rodziną. Będę spędzała każdą wolną chwilę z mężem i z synem. Przez to, ze tu jestem mój maż nie ma czasu. Musi zajmować się domem firmą i dzieckiem.

Wyjadę też z mężem i synem na jakąś wycieczkę. Najlepiej w góry. Może pojedziemy do Zakopanego gdzie mamy przyjaciół, u których często bywamy. Będziemy zwiedzać jaskinie po polskiej i po słowackiej stronie. Pochodzimy po górach. Pójdziemy na zjeżdżalnię grawitacyjną na Krupówkach.

Na pewno zrobię wszystko żeby już nie wrócić do więzienia. Wrócę do pracy i nauczę się jeździć na rowerze.

„BB”

Projekt innowacyjny „RER – rozgwiazda edukacji i rozwoju” realizowany jest w ramach Projektu grantowego „TransferHUB generowanie, wsparcie grantowe i inkubacja innowacji społecznych. Przejście z systemu edukacji do aktywności zawodowej”

Ludzie dobrej woli

 

 

Chciałabym podzielić się z Wami moją refleksją. Jestem w więzieniu na oddziałach szpitalnych w Łodzi. Pracują tutaj panowie – osadzeni. W budynku obok mają swoje więzienie. Praca jest ciężka i jak obserwuję, bywa niemiła. Przyjeżdżają tu różni ludzie, w różnym stanie. Jestem zdumiona życzliwością i takim prostym dobrem tych pracowników w stosunku do pacjentów. Chłopaki o mnie dbają. Naprawdę. A to długopis, a to pomidor, a to jabłko, a to więcej surówki ido obiadu. Są też bardzo życzliwi, uśmiechnięci. Rozumiem, że jestem kobietą, w dodatku jedyną na oddziale, ale mimo wszystko.

Jestem tym bezimiennym chłopakom bardzo wdzięczna za tą ludzką troskę i życzliwość, zwłaszcza, że doświadczam je w tak bardzo trudnych dla mnie okolicznościach. Jest mi łatwiej znieść chorobę, ból, izolację i wynikającą z niej samotność.

Nie wiem, czy będę miała możliwość tym panom jakoś podziękować – może to być logistycznie bardzo trudne. Więc chcę się podzielić z Wami tą refleksją, tym doświadczeniem.

Nie wiem, za co chłopaki odbywają karę, ale wiem, że mnie chorej, wystraszonej nową sytuacją kobiecie, okazali wiele troski, uśmiechu i radości.

I chciałabym, żebyście o tym wiedzieli, że w Szpitalu przy ZK 2 w Łodzi spotkałam LUDZI. Pięknych ludzi.

Aniucha

Na wolności czeka praca i przyjaciele

Spora część odsiadujących kary więzienia dziewczyn ma mgliste pojęcie, co się będzie z nimi działo jak wyjdą na wolność. Basia jest przekonana, że czeka na nią spokojne życie.

Nie mam problemu z zaaklimatyzowaniem się na nowo. Mam ten problem z głowy. Wracam do swojej byłej firmy. Do emeryturki zostało mi pięć lat. Prace mam zapewnioną, a reszta z biegiem czasu sama się wyklaruje.

Ale… pragnę na nowo powiększyć moje więzi z rodziną i bliskimi, którzy na obecnym etapie mojego życia wspierają mnie duchowo i materialnie. Uważam, że teraz jest najlepszy czas na zorientowanie się, kto tak naprawdę był lub jest moim przyjacielem. Prawdziwym przyjacielem, a nie wyuzdanym nędznym aktorzyną.

Basia M.

Niewinni – winni. Czyści – brudni

 

Bardzo często spotykamy się z zarzutami, że jesteśmy ludźmi X kategorii. Że nie jesteśmy ludźmi w ogóle.
Tak, popełniłyśmy przestępstwa o różnym ciężarze gatunkowym. Zgadza się, zostałyśmy skazane i ukarane pozbawieniem wolności. Poznosimy konsekwencje własnych czynów. Do więzienia „zaprosiłyśmy się” same. To wszystko prawda. Żadna z nas tego nie neguje.
Ale zanim rzucisz kamieniem, wylejesz wiadro pomyj, zanim zmieszasz nas z błotem – pomyśl – czy sam byłeś, jesteś w porządku?
Takie niby banały: niezapłacony podatek od wynajmowanego mieszkania, trochę szybsza jazda na czerwonym, klaps ‘sprzedany” dziecku, stłuczka, której nie było – a odszkodowanie z ubezpieczenia i owszem, przeziębienie, które nie jest ciężka grypą i ‘wyproszone” L4. Lista jest długa a granica między występkiem, wykroczeniem a przestępstwem, bardzo cienka. A może jesteś w grupie myślących: mam farta, nikt mnie nie złapie, nikt mi niczego nie udowodni…
Będąc w więzieniu nadal pozostajemy ludźmi. O różnej wrażliwości, charakterach, przeszłości. Kim będziemy w przyszłości – czas pokaże.
Ale Ty, który na oślep rzucasz kamieniem, zastanów się czy jesteś w dobrym miejscu, o dobrym czasie, wśród dobrych ludzi? Bo czasami ten tylko niefortunny zbieg okoliczności, może Cię przyprowadzić do bram więzienia.
Wszystkim życzymy rozsądku i mądrych wyborów. Samym sobie także.
– aniucha

Co po wyjściu na wolność

 

Co będzie dla mnie najważniejsze jak wyjdę na wolność? Co zrobię w ciągu pierwszego półrocza/roku jak wyjdę na wolność? Czego muszę się najbardziej wystrzegać jak wyjdę na wolność? To pytania na jakie miały odpowiedzieć uczestniczki programu Rozgwiazda Edukacji i Rozwoju prowadzonego przez fundację Dom Kultury w Areszcie Śledczym Warszawa Grochów.  Projekt realizowany jest z grantu TransferHUB – od edukacji do zatrudnienia.

Uczestniczki warsztatów miały za zadanie napisać tekst z odpowiedzią na jedno z postawionych we wstępie pytań. Niektóre z nich odpowiedziały na wszystkie trzy. To fragmenty tekstów niektórych biorących udział w zajęciach kobiet.


 

Rodzina była dla mnie najważniejsza. Chcę wiec odnowić zastygłe kontakty i nawiązać bliskość. W moim przypadku nie będzie to trudne gdyż wszyscy moi bliscy tj. sąsiedzi, znajomi, mój pracodawca były i przyszły jak też rodzinka, wszystkie te osoby wiedzą o tym gdzie obecnie się znajduję. Wspierają mnie, pomagają mi materialnie i jak się tylko da, tak więc nie będę miała problemu, żeby wrócić do wcześniejszego życia. Jeżeli chodzi, o mój start na nowo, to niczego się nie obawiam.

Basia M.

W moim życiu niewiele się zmieni. Wychodzę poza bramy zakładu karnego i wracam do dawnej codzienności. Będę nadal opiekowała się swoim bratankiem, pracowała, leczyła się, po prostu – żyła. Czyli wszystko to, co było udziałem w moim życiu. Nic takiego się nie zadzieje, ziemia będzie krążyć jak krążyła – po prostu wrócę do siebie – cokolwiek to znaczy.

– aniucha

Po wyjściu na wolność najważniejsze będzie dla mnie zająć się dziećmi, znaleźć pracę. Chciałabym na początku zatrudnić się na miejscu żeby dużo czasu spędzać z rodziną i w międzyczasie przygotować sobie wyjazd zarobkowy za granicę na kilka miesięcy.

Ituś

Czego się muszę najbardziej wystrzegać po wyjściu na wolność? Najbardziej się boję poczucia bezsensu. Kiedy każdy następny krok nic nie zmienia i w rezultacie tracisz chęć do ich podejmowania. Nie zmienia się nie dlatego, że się nie starasz, czy starasz się, ale za mało. A nie zmienia się dlatego, ze tkwisz w zamkniętym kręgu, w którym jedno wyklucza drugie, a przy okazji nikt nie chce ci w tym pomóc. Tkwisz w takim bezsensie i jest ciężko działać sensownie.

UA

Gdy wyjdę na wolność najbardziej wystrzegać się muszę starego towarzystwa, które najprawdopodobniej dalej zażywa narkotyki. Wiem, że będąc sama nie ulegnę temu zgubnemu nałogowi. W tej sytuacji najgorsze są tak zwane wyzwalacze, którymi między innymi są ci ludzie. Wpływ ich na moje wspomnienia „fajnych chwil” może spowodować, że sięgnę po to, co wywołuje taki stan. A to będzie krok w stronę zguby.

Kajzerka

Projekt innowacyjny „RER – rozgwiazda edukacji i rozwoju” realizowany jest w ramach Projektu grantowego „TransferHUB generowanie, wsparcie grantowe i inkubacja innowacji społecznych. Przejście z systemu edukacji do aktywności zawodowej”

 

Postwalentynki – walentynki za kratami

 

 

Powalentynkowe refleksje  zza krat

Walentynki również dla osób siedzących w zakładzie karnym są dniem wyjątkowym. O przeżyciach związanych ze świętem zakochanych piszą dziewczyny z grochowskiego aresztu.

Dzień ciepłej serdeczności nie tylko dla zakochanych. Kolorowe emocje w kształcie serduszek. Bardzo sympatycznie otrzymać kartkę od kogoś bardzo bliskiego. Jednak miło dostać dowód pamięci i sympatii w miejscu, w którym jesteśmy. Walentynki dla mnie zasadniczo nie mają znaczenia większego niż codzienne telefoniczne relacje z bliskimi mi osobami. Pamięć i gotowość do kontaktu wysłana, jako walentynka jest czymś bardzo miłym.

Nie jestem w związku, dlatego inaczej traktuję ten dzień. Otrzymane w tym roku kartki to oznaka ciepłych kontaktów z ludźmi, którzy są blisko, chociaż daleko.

Aneta M.

Lubię każde święto, również Walentynki. Może są bez sensu, ale mają wymiar pozytywny i to się liczy. Nie muszą być wiersze i serenady pod oknami (ale jeśli ktoś tego potrzebuje, a ta druga osoba chce to dać, to jak najbardziej trzeba się spełniać).

Mnie osobiście Walentynki wprawiają w dobry humor. Na mieście jest bardziej kolorowo (kwiaty, serduszka, itd.) . Jest powód do spotkania z przyjaciółmi i rodziną przy kawie i ciastkach w atmosferze „love”. Z partnerem też ten dzień można spędzić inaczej niż, na co dzień.

I o to chodzi. Prawda?!

UA

Walentynki w więzieniu to chyba tylko oczekiwanie na pamięć w formie kartki. Osobiście otrzymuję takie serduszka-kartki od bliskich. Mam tu na myśli również rodziców. Ale też zdarza się jakiś Walenty anonim. To jest wtedy tematem do rozmów w celi: a kto to może być?, a czego będzie później chciał?

Prawda jest taka, że każda forma pamięci jest miła a jakby do tego wpadła czekoladka – to byłoby jeszcze słodko.

Życzę dużo miłości i uśmiechu i jak kto potrzebuje – drugiej połówki.

Pełnoletnia

Przedstawię to szczerze i bez pitu, pitu w dobrym tonie i stylu. Od lat to amerykańskie święto ma swoich zwolenników i przeciwników. Dla mnie to komercyjne święto producentów czekoladek i kiczowatych ozdóbek. Miłość za czekoladki i tanie gadżety.

Walentynki, jeśli już się znajdzie tę drugą połówkę powinny trwać cały rok. Wtedy jest jakiś sens tych wszystkich piosenek i lirycznych tekstów. Tylko prawdziwa miłość zdarza się raz. I nie mylmy pojęć między lubieniem i tym mocniejszym lubieniem, bo jak przestaniemy już lubić, to jest bardzo duża wiązanka, już nie róż i czekoladek a epitetów.

Każdy związek, czy sformalizowany, czy bez papierka, jest inwestycją w emeryturę i nie zaczynajmy go od końca. Zacznijmy od przyjaźni. Jak emocje opadną zaczyna się drugi równie fascynujący etap, w którym dalej jesteśmy razem, dalej się przede wszystkim rozumiemy. Dlatego ja swoje walentynki obchodzę codziennie.

Na podsumowanie proponuję przyjrzeć się bliżej osobie patrona tego dnia, świętemu Walentemu, który był patronem osób obłąkanych i chorych psychicznie, a nie fanów czekolady.

Ela