Rok 2219

„Mieszczanie z Bródna” – rzeźba Pawła Althamera, mieszkańców Bródna i Targówka, fot. Małgorzata Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Uchylmy na chwilę dni do politycznej przyszłości. Za nimi, powiedzmy w 2219 roku, w miejsce parlamentu mamy elektroniczny system centralny, bazujący na sztucznej inteligencji. Współczesny obywatel, zmęczony polityką może marzyć o systemie, w którym jednostki rządzące są pozbawione skłonności korupcyjnych, obiektywne, bazują na faktach i statystycznej analizie danych. Taki system maszyn rządzących, mógłby być wyposażony w inne zalety, to jest ciągłość pracy, tempo wdrażania nowego prawa, logiczność decyzji, płynność procesu oraz być może dla niektórych kluczowy niski koszt utrzymania władzy. By móc funkcjonować, algorytmy sztucznej inteligencji wymagają pokarmu w postaci dużych, reprezentatywnych dla problemu zbiorów danych. Przykładowo by nauczyć komputer podejmowania decyzji, czy i kiedy wyprać spodnie, potrzebujemy wielotysięcznego zbioru wierszy, zawierającego zmienne, opisujące kryteria na bazie których ludzie podejmują takie decyzje. Mogą nimi być na przykład ilość dni noszenia spodni, fakt wystąpienia planu, ich ilość, zapach spodni, kolor czy ilość innych elementów odzieży obecnych w koszu na brudną bieliznę. Taki wiersz musi także zawierać informację o tym, jaka była decyzja człowieka: prać, nie prać. Czy jesteśmy jako obywatele w stanie stale karmić system, wytwarzając adekwatne dane.?

 Rozwój cywilizacji, kultury i ludzka kreatywność w omijaniu prawa to twory dynamiczne do tego stopnia, że tempo procesu legislacji mogłoby być zbyt niskie, co tworzyłoby z kolei okresy wolnej amerykanki. Spowalniałaby je konieczność zbudowania zbioru danych zasilającego system. Byłby on bowiem jedynie lustrem zbioru historycznych decyzji ogółu obywateli. Tylko po co rozwiązywać problem wielokrotnie już rozwiązany?

Czy system centralny, oparty na sztucznej inteligencji miałby w związku z charakterystyką systemów tej klasy zastosowanie dla władzy ustawodawczej? Skoro z natury jest on niekreatywnym, bezdusznym mechanizmem stanowiącym tylko odzwierciedlenie uprzednich decyzji, być może jest dla niego miejsce we władzach wykonawczej i sądowniczej? Możemy wyobrazić sobie, że w ramach władzy ustawodawczej prawo może być tworzone za pomocą elektronicznych narzędzi referendalnych, gdzie przy założeniu osiągnięcia założonego quorum obywatele decydują o konkretnych zapisach prawnych. W przypadku zastosowania centralnego systemu elektronicznego zarządzania dla władzy wykonawczej takie elementy organizacyjne, jak dysponowanie budżetem, wydawanie niskopoziomowych decyzji administracyjnych, czy przyznawanie dotacji mogłoby odbywać się z automatu. Ludziom można byłoby pozostawić takie aspekty władzy jak podejmowanie decyzji eksperckich, budowanie innowacyjnych rozwiązań, rozwiązywanie nietypowych problemów. Wdrożenie takich rozwiązań dla władzy sądowniczej mogłoby odciążyć system w zakresie tempa podejmowania prostych decyzji w sprawach wpisujących się w zdefiniowane schematy. Warunkiem poprawności działania takiego sytemu jest wdrożenie precyzyjnych algorytmów decyzyjnych dla poszczególnych przypadków, z wyznaczonymi progami linearnymi lub dyskretnymi dla każdej z broni decyzyjnych. W każdym z tych przypadków zbudowanie sytemu wymagać będzie wkładu w postaci danych z historii podejmowania decyzji przez ludzi. Od jakości decyzji, zależeć będzie przyszłość takiego systemu. Kiedy już powstanie, a obserwując tematy, możemy być pewni, że to kwestia czasu, zostaniemy zdani na łaskę wypadkowej naszych własnych decyzji.

Skowronek

Każdy dzień

Fot. Małgorzata Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Każdy dzień zaczyna się tak samo Godzina 6.15 zaświecone światło w celi, to znak, że czas wstawać. Otwieram oczy i co? Znów widzę sufit a na nim jarzeniówka, która cholernie razi w oczy. No i co? Trzeba się podnieść, aby się ogarnąć do apelu. Przecież on nie poczeka. Szybka kawa, papieros i stoimy po jednej stronie celi, czekają kiedy drzwi (klapa) się otworzą, wejdzie oddziałowa lub oddziałowy po to, żeby sprawdzić, czy przypadkiem w nocy nie przepiłowałyśmy krat i czy żadna z nas nie dała dyla. Następnie oczekujemy na śniadanie z nadzieją, że dostaniemy coś fajnego.Od rana oczywiście włączony telewizor, który po kilku godzinach mam ochotę wystawić za drzwi. Ileż można patrzeć na stałe punkty programu osadzonych ze mną dziewczyn. Jak nie sąd rodzinny, to karny, potem „Malanowski”, „Policjanci i policjantki”, „W 11”, „Dlaczego ja”. Czasem intensywnie myślę o tym, zadając sobie pytanie: czy one nie mają swoich problemów?.

W ciągu dnia staram się odpocząć od tego intelektualnego bagna w TV. Zbyt dużego pola popisu w tym miejscu nie mam. Zostaje książka, krzyżówki, list do mojego ukochanego i dzieci. Jestem tu rok i w najgorszym wypadku drugie tyle przede mną.

Mam taki uraz do zielonego (zielone łóżka, szafki, talerze, sztućce, stojak na buty, wieszak), że na wolności ten kolor będę omijała szerokim łukiem.

Obiad planowo mamy o godzinie 13.00. Jednak ostatnio z przyczyn mi nieznanych są straszne opóźnienia.

Kolacja o 17.00. Drugi apel o 19.00.

Każdy dzień jest prawie taki sam. I tak mija tydzień, miesiąc, rok.

Smutne i monotonne życie.

Takie zajęcia, jak „Piszę, więc jestem” (blog eWKratke), dla mnie osobiście są wielką przyjemnością. Choć na chwilę mogę wyjść z celi i oderwać się myślami od tego, co mam 24 godziny na dobę.

Tu docenia się wolność, to wszystko, co jest po drugiej stronie murów.

Do swojego wyroku podchodzę, jak do zadania. Jest wina – jest kara. Trzeba odpokutować. Zamknąć ten rozdział życia i wrócić do domu – do ukochanego i dzieci.

Gorzuleczka

Moje dziecko

Jest zima, Zuzanna ma 13 lat (imię zmienione), przebywa w ośrodku wychowawczym. Okazuje się, że w grudniu, na jednej z ucieczek, zaszła w ciążę. Teraz, gdy to odkryła, nie ma pojęcia, co robić, bo nikt oprócz niej i jej chłopaka nie wie o ciąży. Rodzice Zuzanny chyba coś podejrzewają, ale chyba nie chcą tego dopuścić do świadomości. A Zuzanna dalej jest w ośrodku, dalej boi się cokolwiek komukolwiek powiedzieć, dalej nie wie, co robić – a brzuch rośnie. Naiwnie myśli, że może problem sam się jakoś rozwiąże, nie bardzo zdaje sobie sprawę, co to znaczy ciąża.

W końcu dowiadują się o wszystkim wychowawcy, a za ich sprawą jej rodzice. Matka mdleje po telefonie z ośrodka, ojciec nie dowierza, Zuzanna podejmuje decyzję: nie pojedzie na żadną przepustkę do domu, bo boi się ich reakcji na żywo. A jednak przyjeżdża po nią ojciec, namawia, żeby wzięła przepustkę i pojechała z nim. Przez całą drogę ojciec pomija temat, już na miejscu matka stwierdza: „dziecko, co ty zrobiłaś? Teraz skończy się zabawa lalkami, będziesz miała prawdziwą”.

Zuzia zauważa, że rodzice przyjęli wiadomość bardzo spokojnie, tylko matka notorycznie płacze. A ona sama nosi w brzuchu dziecko i wciąż nie wie, co ma zrobić. Na szczęście nie zawala szkoły, z nauką nigdy nie miała problemu. Udaje jej się skończyć rok szkolny, zdaje do następnej klasy. Dyrektor placówki, w której przebywa Zuzia, pozwala jej matce zabrać ją wcześniej na przepustkę wakacyjną ze względu na ciążę i dobre wyniki w nauce.

W domu ojciec nadal udaje, że nic się nie stało, matka z kolei strasznie to przeżywa. Żadne z nich nigdy nie powiedziało, żeby Zuzia oddała dziecko lub usunęła, oczywistą sprawą jest, że będą wychowywać wnuka.

Dziecko rodzi się we wrześniu. Matka Zuzi bardzo jej w zajmowaniu się nim pomaga, radzi, pokazuje. W październiku Zuzia wraca do szkoły, z tą różnicą, że już nie przebywa tam 24 godziny na dobę, tylko dostaje status „dochodzącej”. Trwa to cały semestr. Tylko jeden, bo w międzyczasie rodzice Zuzi popadają w alkoholizm. Zawsze lubili sobie wypić przy okazji, ale teraz zaczęli pić codziennie duże ilości. Zuzia zostaje więc właściwie sama, bo jej chłopak i ojciec jej syna idzie do więzienia.

Ma 14 lat i jakoś próbuje to wszystko ogarnąć, ale nie daje rady, rzuca szkołę, żeby zająć się malutkim synkiem. Przez kolejny rok w domu jest coraz gorzej, Zuzia nie wytrzymuje, zgłasza zaistniałą sytuację paniom z rodzin zastępczych. A te zabierają jej synka do domu małego dziecka, obiecują, że załatwią tam miejsce i dla niej. Zuzia strasznie to przeżywa, do tej pory byli nierozłączni. Całymi dniami siedzi w domu dziecka, aby tylko jej synek nie płakał. Po trzech tygodniach udaje się załatwić jej miejsce w tej samej placówce, zostawia więc pijących rodziców i chłopaka, który właśnie wyszedł z więzienia i wprowadza się do domu dziecka. Ma własny pokój, mieszka w nim razem z synkiem, wraca też do szkoły. Jest szczęśliwa, że wreszcie są razem.

Nieznajoma

Wiara

5-DSC_0369

Są dni, kiedy po prostu nie widzę już sensu swego istnienia, szukam sposobu, aby ulżyć sobie, przychodzą okropne myśli do głowy, szukam ucieczki na zawsze…

I przychodzi chwila, ułamek sekundy, kiedy mówię „Boże, nie pozwól mi w tym stanie długo trwać” i zaczynam się modlić. Po pewnym czasie czuję ulgę, czuję lekkość ciała i duszy.

Nauczyłam się rozmawiać z Bogiem, mówić co czuję, płakać i prosić o łaski Boże.

Nie zawsze tak było.

Kiedy zmarła mi mama straciłam wiarę. Kiedy popełniłam przestępstwo znienawidziałam siebie i długi był proces odzyskiwania wiary w siebie, ludzi i Boga.

Dziwne jest to moje życie, jedno jest pewne, wszystko co mam – mam na własne życzenie. Nikogo nie obwiniam, choć mogłabym, ale staram się iść do przodu, żyć w zgodzie z Bogiem i widzę sens – głęboka wiara, że Bóg jest ze mną pomaga mi w codziennym życiu.

Swój post chcę zadedykować ludziom, którzy teraz zastanawiają się „co dalej będzie, co robić, jak żyć?”.

Proszę wierzyć, wierzyć, że wszystko się ułoży, ból mnie, rany się zagoją.

Wiara uskrzydla, uczy latać.

Pozdrawiam.

Aneta

Czy w kryminale czyta się kryminały?

2-DSC_0983

…Oczywiście, że się czyta, choć nie tylko kryminały. W więzieniu w ogóle dużo się czyta – zakładając, że ktoś lubi to robić. „Kryminaliści” dzielą się na dwie podstawowe grupy: czytających i piszących plus do tego jest hybryda dwóch tych grup: czytająco-pisząca i nie ma w tym niczego zaskakującego; każdy kto siedzi wie o tym.;-)
Nie pamiętam, w której z przeczytanych książek znalazłam niesamowicie celne stwierdzenie, cytuję: „Książki nie dają prawdziwej ucieczki, ale mogą powstrzymać umysł , zanim sam siebie nie podrapie do krwi” – do tego miejsca pasuje jak ulał. W bibliotekach więziennych jest wiele ciekawych pozycji, lecz nie zawsze jest to, czego chcemy. Oczywiście dla chcącego nic trudnego 😉 i jakiś sposób na przeczytanie tego co się chce, a nie tego co jest dostępne, zawsze się znajdzie. A to poprosi się o coś do przeczytania znajomą, a to „pomolestuje” się brata koleżanki żeby coś konkretnego wydrukował; a najczęściej wspomagają nas ludzie dobrej woli, którzy do nas przychodzą i chętnie dzielą się z nami tym, co mają w domach na półkach. Wtedy radość jest podwójna, bo nie dość, że mamy co czytać to jeszcze sam gest ujmuje i ściska za serce. Jedna z moich koleżanek śmieje się ze mnie, że książki pochłaniam jak smoczyca – no dobrze, że nie jak smok dziewice :-), ale bez względu na porównanie faktycznie pochłaniam. Książki i to chyba od kiedy pamiętam dość wcześnie, rodzice nauczyli mnie czytać, a dziadek „zaraził” mnie miłością do książek i tak mam do dziś. Czytam zawsze i wszędzie. Nie ma siły, żebym chwili na lekturę nie znalazła, a w więzieniu ta pasja jest błogosławieństwem niemalże.1-DSC_0972

P.S. Wszystkim dobrym sercom, szczerze dziękujemy. Za książki również.

Małgosia