Od zwykłej Dziewczyny do Więźniarki

Fot. Małgorzata Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Witam wszystkich zaglądających na stronę EWKratke i zainteresowanych naszymi osobami, czyli tak zwanymi więźniarkami. Brzmi to bardzo powierzchownie, surowo i obco, dlatego chcę przedstawić Wam trochę swoją osobę, nie tylko jako dziewczyny z więzienia, ale również jako człowieka, kochającej matki i wrażliwej osoby, bo taka właśnie jestem mimo miejsca, w jakim się znajduję. Z racji tego, że jestem nowa na tej stronie, napiszę też pokrótce o sobie, abyście mogli mnie troszkę poznać. 😊

A więc można powiedzieć, że jestem zwykłą dziewczyną z osiedla, jakich wiele wśród nas wszystkich. Wychowałam się w spokojnej rodzinie, skończyłam liceum, a mając 18 lat poszłam na ,,swoje”. Wyszłam za mąż i urodziłam piękną, mądrą córeczkę. Prowadziłam spokojne życie, pracowałam i wychowywałam córkę. Brzmi zwyczajnie, prawda? A jednak się tu znalazłam…. Niestety, jeden moment sprawił, że moje całe życie wywróciło się do góry nogami. Poszłam do Aresztu Śledczego na wiele miesięcy, gdzie nie mogłam przez ten czas zobaczyć się z moją rodziną, ani nawet zadzwonić do rodziców czy córki. Pozostawały tylko listy, które szły po kilka tygodni. Co zrobiłam, żeby się nie załamać? Założyłam sobie „pancerz”. Nie płakałam, nie użalałam się nad sobą, nie narzekałam. Dusiłam mocno wszystkie emocje, bo najważniejsze dla mnie było, że moja córka jest bezpieczna i pod opieką mojej mamy.

Gdy zadałam pytanie, co chciałaby dostać na 8 urodziny, odpowiedziała – żeby mama chociaż zadzwoniła. Wtedy myślałam, że pęknie mi serce. Nie mogłam niestety zadzwonić i powiedzieć, jak bardzo ją kocham.

Przetrwałem ten okres. I po dostaniu wyroku, czyli 4,5 roku więzienia, już mogłam dzwonić do domu. Ileż było szczęścia, gdy słyszałam moje słoneczko oraz słowa wsparcia swoich rodziców i rodzeństwa. Dawało mi to siłę!

Kiedyś miałyśmy z córką nasze powiedzenie: „Nieważne gdzie, ważne, że razem.” – które wiele dla nas znaczyło. Bo tak było, wszystko robiłyśmy wspólnie. Miałyśmy ogromną więź i byłyśmy praktycznie ,,przyklejone” do siebie. Dlatego, gdy przypomniało mi się to powiedzenie i obietnice, że zawsze będę przy niej, to serce prawie rozpadło mi się na milion kawałków.

Bo co miałam jej powiedzieć? Że zawaliłam po całości? Że skrzywdziłam przy tym wiele osób, które mnie kochają? Że nie będzie mnie na święta, urodziny czy komunii? Że nie będzie mnie kilka lat, nie przytulę jej do snu, nie pocieszę, gdy będzie smutna, nie pobawimy się jak zawsze?

Odpowiedziałam, że zawsze będziemy razem – bo ja mam ją w swoim serduszku, a ona mnie. Że dorośli też czasem się mylą, a ja popełniłam błąd, za co przepraszam, ale wrócę do domu. Zrozumiała to. Wzięłam się w garść i postanowiłam nie patrzeć na to, co złe, lecz tylko na to, co dobre. Wyciągnęłam wnioski ze swoich błędów życiowych, których nigdy nie powtórzę. Jestem mądrzejsza o doświadczenie. I mogę wiele zmienić. Teraz jest odpowiedni czas na zmiany.

Tego czasu nie nadrobię, ale gdy za 2 lata opuszczę to miejsce, utulę moją córkę i wtedy już będę głośno płakać. Nie będę dusić emocji. Lecz to nie będą łzy smutku, żalu czy samotności, na które sobie nie pozwalam nigdy. To będą łzy szczęścia i radości, szczere i prawdziwe.

A potem wrócę do swojego zwykłego życia, za którym tak bardzo tęsknię, za gilgotaniem mojej córki, za jej śmiechem, za wieczorną długą kąpielą, no i za kurczakiem z frytkami 😊. A nawet za godzinną rozmową przez telefon z moją mamą. Której 20 raz mówię, że muszę kończyć, a ona, „ale jeszcze ci coś szybko powiem” i mówi mi to samo po raz trzeci.

Za spacerem po parku i za zapachem wolności. Bo teraz już wiem, że wolność ma swój zapach. To zapach wiatru kwiatów, a nawet przejeżdżającego samochodu. Wiem, że za jakiś czas wrócę do domu i za wszelką cenę nie dopuszczę do tego, aby się tu znaleźć. Aby ze zwykłej dziewczyny znów stać się więźniarką. To my w dużej mierze decydujemy o swoim losie, lecz gdy popełniamy błąd, uczymy się na nim. Wyciągajmy wnioski, ale też szukajmy dobrych stron, nie załamujmy się.

Pamiętajcie, że każdy z nas może się tu znaleźć, dlatego nie oceniajmy i szanujmy drugiego człowieka. Bo nigdy nie wiadomo, co przyniesie nam los.

To są po części moje przemyślenia, odczucia, doświadczenia, jakie miałam przez ten czas. Założyłam pancerz, ponieważ tak jest mi łatwiej, ale każdy radzi sobie na swój sposób, aby nie cierpieć. Innym pomaga na przykład płacz w poduszkę, a jeszcze innym boksowanie worka treningowego 😊.

A jakie są wasze sposoby na przetrwanie gorszego okresu? Jak radzicie sobie ze stresem? Czy potraficie ze złych doświadczeń wyciągnąć pozytywne wnioski? Podajcie przykłady z życia z chęcią przeczytamy (my, więźniarki) też wasze doświadczenia.

Bo nieważne czy na wolności, czy za kratami. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Pozdrawiam cieplutko i czekam na Wasze komentarze.

Kalenka

Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.

Czy brakuje Wam zieleni?

Fot. Małgorzata Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Czy brakuje Wam zieleni? Mam na myśli przyrodę. Zieleń to spokój, tylko że w tym miejscu zielone jest prawie wszystko: łóżka,„platery” (czyli naczynia), taborety. Zieleń, która mnie zawsze już się będzie kojarzyła z tym miejscem. Jeszcze kiedy byłam winnym zakładzie karnym, mogłam posiadać kwiatki w celi. Niby nic,a taka namiastka normalności. Dbało się o nie, jak tylko było to możliwe. A ile radości potrafiło dać, że nagle kwiatek zakwitł czy też wypuścił nowe liście. Może to potrzeba nasza kobieca, by się kimś opiekować – przecież jesteśmy matkami. Miałam kilka kwiatków, które były taką oazą; podlewałam je zieloną herbatą,by były bardziej zielone, a rosły jak na drożdżach. Gdy zmieniłam jednostkę na Grochów, brakowało mi tego. Człowiek się przyzwyczaja. Teraz pracuję w radiowęźle i mam kilka kwiatów, ale też są u wychowawcy, więc mam swój mały ogródek. Rok temu wychowawca K.O. zorganizowała nam zajęcia na świeżym powietrzu,gdzie robiłyśmy ogródek, sadziłyśmy krzewy, kwiaty cebulkowe.Sprawiło nam to tyle radochy, że oj, sam fakt „zabawy” w ziemii piasku był chwilą zapomnienia. Wiadomo, brakuje tej natury, łąki,lasu. Teraz, gdy jest wiosna i wszystko kwitnie, a za oknem ćwierkają ptaszki, jest to jeszcze silniejsze. Ale na wszystko przyjdzie czas. 

Pozdrawiam, Zołza.

Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.

Uczucia murem podzielone

Fragment pracy osadzonych i Grupy Nowolipie, fot. Małgorzata Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Strasznie ciężko jest utrzymać związek, gdy jedna połówka tkwi w więzieniu, a druga jest wolna. Nie chodzi nawet o to, że dusza jest murem podzielona, bo przy wszystkim innym, to pół biedy. Niby ze sobą jesteśmy, kochamy się, ale nic w takim związku nie jest normalne. Nawet o błahym problemie trudno porozmawiać przez pięć minut, bo przecież w takim czasie nie da się choćby wygadać danego kłopotu z siebie. Są takie momenty, że męczy mnie sama świadomość tego, iż ukochana osoba jest do mnie przywiązana, a jest jej z tym ciężko. W niczym nie mogę jej pomóc, nawet wsparcie jej graniczy z cudem. Nie istnieje nic, co dałoby się zmierzyć czy jakoś konkretnie określić.  Myślę o tym czasami, że ja jestem zniewolona fizycznie, a ją zniewala to, że przy mnie tkwi. Tak dużo pięknych słów jest wypowiadanych pod adresem miłości i być może dla niektórych są one odzwierciedleniem rzeczywistego stanu rzeczy, dla mnie tak nie jest. Kocham – no i co z tego, jeżeli przez to unieszczęśliwiam tą, którą kocham właśnie, a która w tym uczuciu powinna być szczęśliwa? Co komu po tym, że kocha i nawet jest kochany, jeżeli musi żyć bez tej osoby? Sama miłość nie zawsze wystarczy. Coraz częściej zastanawiam się nad tym, czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy zwróciły sobie wolność i każda ze stron poszłaby w swoją stronę, zaczęła układać się od nowa z kimś innym, kto istniałby w sposób rzeczywisty = wymierny. Z drugiej strony, nie jestem w stanie sobie wyobrazić sobie, że zniknęłaby z mojego niby życia. Tym sposobem tkwimy w czymś, co jest i radością i męką jednocześnie. Obawiam się, że przyjdzie taki dzień, w którym któreś z uczuć zwycięży i wtedy wszystko się rozpadnie, bo nie można być i nie być ze sobą jednocześnie. Usłyszałam ostatnio stwierdzenie, że moja połówka nie zasługuje na moją miłość… a ja patrzę na to inaczej, bo nie ma u mnie takiego myślenia, że żebym kochała, to druga strona musi na to zasłużyć, bo kocham ją po prostu, a nie w miarę „zasług”. Albo się kocha, albo nie — proste. Szkoda tylko, że cała reszta tak prosta już nie jest.

Małgosia 

Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: https://platnosci.ngo.pl/c/1991/ lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.

Plotka

Świetlicowe rozmowy, fot. Małgorzata Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Przecież ona dosięga każdego! Nierealnym jest, by ominęła kogokolwiek. Wszyscy jesteśmy jej łącznikiem, przedłużeniem, ofiarą i „ojcem”. Rodzi się z niskich pobudek, z nudów, zazdrości, zemsty, słabego charakteru. Ta, o której się dowiemy – zapewne dzięki drugiej osobie, nawet jak poboli, zatka, wyciśnie łzy czy wywoła parsknięcie, to pozwala na zadziałanie, ustosunkowanie się, olanie, bądź zareagowanie. Wszyscy świetnie zdajemy sobie z tego sprawę, że w świecie jest jeszcze masa „info” na nasz temat, która dotrze do nas maksymalnie zdeformowana i przyprawiona.

Ludzie od zawsze gadali, mało z kim można porozmawiać, a gadać z każdym. Choć zawsze miało to miejsce, to jakoś mało kiedy w identyczny sposób „podawali” dalej zasłyszane historie.

Zakład karny w Grudziądzu był kiedyś zakonem. Do tej pory wewnątrz jest kościół w którym odprawiane były msze. Na terenie jest również DMiDZ (Dom Matki i Dziecka), tzw. „ żłobek”. Dzieci się tam rodzą i są chrzczone w kościele podczas normalnej mszy (tak było za mojej „kadencji”). Dwie takie msze pamiętam, ale ktoś w inny sposób to zarejestrował. Po kilku latach dowiedziałam się, że dziecko, które urodziłam zostało mi zabrane do adopcji z racji dużego wyroku… a ja nawet nie wiem, czy mogę mieć dzieci.

Pamiętam też jak kiedyś mnie straszyli, że gdy pojadę na karny, to muszę uważać, bo na łaźni dochodzi do gwałtów. Nie za bardzo mieścił mi się głowie gwałt kobiety przez kobietę, ale jakoś wtedy słowa miały budować lęk. Cały pawilon podzielony był na dwie części, po środku dyżurka i telefony. Mnie skierowano w lewą stronę, do końca korytarza. Do ostatniej celi. Łaźnia była po prawej stronie, na drugim końcu tego pawilonu. Dziś bym zwyczajnie zapytała „co tam się dzieje”, albo choćby „przypaliła Franka”, że przez kraty zbyt dobrze nie widzę. Jakoś chciałabym zażartować z tamtego lęku, który odczuwałam, ale nie odzwierciedliłoby to siły przekazu. Patrząc na koniec tego pawilonu widziałam stojące dziewczyny pod tą łaźnią i nie docierała do mnie kolejka po krzywdę? A tam pod oknem, przy tych drzwiach była popielniczka! One wyszły zapalić!

Osobiście dotknęło mnie kilka krzywdzących słów, byłam też świadkiem, do czego doprowadzają nieprawdziwe informacje, ile relacji niszczy, zabija plotka. Nie wszystkie pamiętam, ale chyba gorsze jest, ile razy powiedziałam sama do kogoś o drugim nieprawdę. Dlaczego bardziej człowiek pamięta „krzywdę” rzuconą w jego stronę, a nie odnotowuje zadanych przez siebie razów? Gdyby dać możliwość ranienia słowem na przysłowiowy zeszyt, ile by się wpisało? No właśnie, nie ma przykrywki incognito, ale gdyby odwrócić propozycję, wpisanie nazwisk tych, co nam zadali kuku…hm!…wiadomo, że płonęłoby.

Tysiące ludzi może ukręcić tysiące wersji jednej historii. Przez lata nasłuchałam się kto od kogo jest z rodziny, o romansach więziennych, bo tylko przecież romans mógł zaradzić, żeby utrzymać się w pracy, o donoszeniu osadzonych, by ją dostać, o tym, że w celi mam toster, własny materac, kino domowe (chyba celowe to było zagranie). Ostatnio wyjeżdżałam już w transport na diagnostykę, a ja tylko szłam z rzeczami z paczki. Moje zajęcia z psem z dogoterapii potwierdziły, że jeszcze mam psa w celi, bo długo siedzę.

Każdy człowiek ma za sobą niesmak niejednej krzywdzącej powiastki na swój temat, każdy człowiek ileś razy bardziej świadomie jak nieświadomie (pozostawiam to do indywidualnego przetrawienia) przyczynił się do bólu drugiej osoby i też każdy człowiek ma swój próg wytrzymałości na takie gadanie. Nie uwierzę, że komuś tak naprawdę jest to obojętne, że źle o nim mówią! Ja wiem, że istotne jest, kto mówi, a nie co, ale prawda jest taka, że wystarczy gorsze samopoczucie, jakiś smutek rodzinny i głupie gadanie obcych ludzi pchnie do tragedii.

A wystarczyłoby, aby każda nasza pojedyncza łza z bólu nie wypowiedziała jednego słowa dalej. Byśmy uwolnili się od niepotrzebnego śmietnika słów o innych i przestali być echem.

PEŁNOLETNIA



Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”



„Podróż w nieznane”

Piesek Bobbsan Krzysztofa Szczecińskiego naszego mecenasa ze Szwecji, obraz namalowała Lui, fot. Małgorzata Brus
Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury

Na skraju lasu, nad rzeczką gdzie istniała Kraina pustki, spokoju, opoki którą charakteryzowała wolna przestrzeń i tak zwana nicość, mieszkały trzy baloniki duże, okrąglutkie, wypełnione prześwitującym powietrzem, co dzień rano, w południe i wieczorem fruwały po niebie z rytmem wiatru, ciszy i spokoju, a oaza która tworzyła ich świat sprawiała, że te trzy prześwitujące baloniki czuły się wciąż wypoczęte i bezpieczne.

Pewnej nocy gdy baloniki nie mogły spać, a na niebie tworzyły się piękne odcienie granatu i fioletu, na których mrugały liczne gwiazdki, zapragnęły barw, kolorów, błyszczących alautów i brokatu rozmawiając między sobą o pragnieniach. Jeden z baloników chciał być wypełniony emocjami, a trzeci uczuciami i pięknymi myślami, wymieniając poglądy o uniesieniach całą noc, nad ranem odważnie postanowiły opuścić krainę w której wszystko było przewidywalne i ruszyć w świat aby doświadczyć tego co im nieznane. Obiecały sobie jedno, że związują swoje trzy sznureczki na których trzymają swoje okrąglutkie gumowe brzuszki i żeby nie wiem co się działo, nigdy się nie rozdzielą.

Frunęły po niebie długo i wytrwale oglądając z góry różnorodny świat, lecz nie potrafiły uzgodnić tego gdzie się zatrzymają i zamieszkają. Jednemu balonikowi podobało się wesołe miasteczko, kolorowe balony na druciku, żywe kolory, dzieci które kłóciły się o nie i wyrywały sobie kolorowe baloniki z ręki. Karuzele, muzyka, wata cukrowa i inne pełne emocji atrakcje. Drugi balonik chciał wylądować przy zoo, tam każde dziecko wiązało sobie sznureczek z balonikiem na rączce, a balonik dumny i blady oglądał z góry zwierzątka, place zabaw i zawsze zabierany był do domu, wisiał przy łóżeczku dziecka i mieszkał razem z nim, czuł się jak członek rodziny. Trzeci balonik pragnął wylądować w cyrku, oglądać akrobatów, klaunów, artystów, jeździć po świecie i zwiedzać. Obiecały sobie, że za 3 dni spotkają się w tym samym miejscu i powrócą do swojej bezpiecznej Krainy.

Pierwszy balonik wylądował w wesołym miasteczku, podniósł go z podłogi pewien Pan, pomalował sprayem, obsypał brokatem, nadmuchał helem. Balonik dumnie sunął nad głowami dzieci i rodziców, oglądał karuzele, słuchał pięknej muzyki i wąchał zapach popcornu i waty cukrowej. Był rozchwytywany, pełen napędzających emocji oraz doświadczeń, które sprawiały, że czuł się szczęśliwy.

Drugi balonik doleciał prosto pod ZOO, pod klatkę małpek, gdzie uroczy mały chłopczyk podniósł go, przywiązał do wózka młodszej siostry i zwiedzał całe ZOO z całą rodzinką, oglądając piękne zwierzęta, słuchając śmiechu i radości dzieci i biegając po powietrzu za spacerówką.

Trzeci balonik był pod wrażeniem, gdy udało mu się wylądować na scenie areny, gdzie podmuch biegających zwierząt unosił go i co raz nad ziemię, wszyscy patrzyli i podziwiali przedstawienie w którym balonik był również uczestnikiem.

Minął 1 dzień pełen atrakcji, zabaw, zapachów, pięknych widoków. Minął 2 dzień emocji, uczuć i napędzających myśli. Baloniki zaczęły za sobą tęsknić, przeżycia miały niesamowite, ale w pojedynkę nie były one tak pełne jak gdyby mogły przeżyć ten czas we trójkę. Wszystkie trzy chciały wcześniej wracać w umówione miejsce i choć mocno tęskniły do siebie i za swoją spokojna Krainą, żaden nie dotrzymał umowy i nie przybył na umówione miejsce po 3 dniach. Balonik z wesołego miasteczka był zmęczony, co chwila przez właścicielkę podmuchiwany helem, zasypywany brokatem i pryskany sprayem, zapomniał kim był, stał się codzienną atrakcją, oddawany z rąk do rąk, kiedy się znudził.

Drugi balonik przywiązany został do huśtawki na placu zabaw i z dnia na dzień uchodziło z niego powietrze, nikt się nim nie interesował ponieważ wisiał tam cały czas, opadając z sił, żadne dziecko już go nie chciało, a z daleka patrząc na ten świat zwierząt, w którym wciąż dźwięczał hałas, zamieszanie i nieprzyjemny zapach stał się dla balonika przekleństwem i nie miał sił już nawet wracać do swojej Krainy w pojedynkę.

Cyrk dla trzeciego balonika przestał być atrakcyjny, co chwila byli w innym miejscu z innymi ludźmi na widowni, a balonik już od dawna nie był atrakcją na występach, patrzył na zmęczone zwierzęta, na ludzi, którzy zbyt skupieni byli na próbach i treningach, zebrał się w sobie i postanowił przy pomocy wiatru oraz bezpańskiego psa odnaleźć swoje zaprzyjaźnione baloniki. Wyczerpanego balonika z placu zabaw piesek odwiązał, złapał za zęby i pognali na wesołe miasteczko po drugiego balonika, piesek stanął na dwóch łapkach i silnie wyrwał zębami obklejonego brokatem balonika. Złapał wszystkie 3 w zęby i pognali do swojej zaprzyjaźnionej bezpiecznej Krainy, pełnej ciszy, spokoju i przewidywalnego jutra. Gnając tak przez wiatr balonik z którego uszło powietrze, napełnił się z powrotem świeżym, zdrowym wiatrem, dzięki czemu poczuł się lepiej. Brokat z oblepionego balonika poopadał przy sile powiewu zdrowego powietrza, spuszczając sztuczny hel, byli znowu sobą i razem. Gdy dotarli dzięki bezpańskiemu pieskowi do bezpiecznej Krainy, przyjęli go do siebie i zamieszkał wraz z nimi na łące pełnej polnych kwiatów i słońca.

Trzy baloniki żyły długo i szczęśliwie z nowym przyjacielem pieskiem z ulicy, który ich uratował, spędzali wspólnie czas, piesek trzymał 3 sznureczki w zębach i biegał machając ogonkiem po łące. To co na pozór wydaje nam się piękne i kolorowe, nie zawsze takim jest. Doceniajmy, co mamy, bo miłość, radość, dobroć, wierność oraz uprzejmość można odnaleźć jedynie w ciszy, spokoju i łagodności – co składa się na umiarkowane szczęście i pełnie życia.

MARIOLKA



Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”



Twoją tarczą będę – Ja Matka

Właścicielem i wydawcą bloga eWKratke jest Fundacja Dom Kultury
Fot. Małgorzata Brus

(List do syna, gdy wchodzi w dorosłe życie)

Świat to niebezpieczne miejsce rządzące się swoimi prawami. Nie mieszkają w nim ani spokój, ani sprawiedliwość. Pewność i zaufanie nie raz zatracisz. Z głodu tu nie umrzesz, owoce życia napoją i nakarmią Cię smutkiem, żalem, zdradą, ale też szczęściem i miłością. Nie raz do Twoich drzwi zapuka bezsilność, będzie warować pod Twoim domem, nawet wtedy, gdy będziesz dzielić go ze szczerą miłością. Nie odejdzie, jeśli udasz, że jej nie słyszysz, żadne psy jej nie wystraszą, nastroszą tylko ogon, gdy poczują jej obecność.

Synu, to co piękne z zewnątrz, może gnić od środka. To co delikatne; może pokazać pazury. Serce będzie nieraz pękać. Ono jest jak pancerna szyba, na której smutek odciśnie się w postaci pajęczyny. Na tę sieć złapiesz emocje, wyssiesz z nich siłę.

Będziesz niezniszczalny, bo ja Twoją tarcza będę – Ja Matka. Nie obiecam, że Cię obronię, nie przyrzeknę, że nigdy nie zapłaczesz. Puszczę Cię wolno w świat, nie zamknę w złotej klatce, choć przyznam, że bardzo bym chciała.

Pozwolę Ci żyć, Synu Kochany, rozwijać skrzydła i szybować ponad ludzką zawiścią i zazdrością.

Z dumą będę patrzeć jak się rozwijasz i odrywasz od przyziemnych problemów. A ja będę czekać na Ciebie.

Nigdy zbyt mocno nie zasnę, nigdy nie zamknę drzwi. Nawet jeśli zechcesz wyrzucić klucz do mojego serca, ja o Tobie nie zapomnę. Kochać Cię nie przestanę.

Usłyszę, gdy na palcach przejdziesz pod moim oknem – wstanę, by Cię wysłuchać, obetrzeć Twoje łzy. Otulę Cie miłością, okryje przyjaźnią i spojrzę okiem Anioła Stróża. Dam Ci po łapach, jeśli będzie trzeba i pewnie zbyt często powiem „uważaj”, bo jestem Twoją matką, a Ty jesteś moim synem – będziesz nim na zawsze.

Ludzka dola to śmiertelna choroba, na którą nie ma lekarstwa, nie ma odtrutki dla żalu, nie ma szczepień przed smutkiem. Nie ma nic na pewno i nic całkiem naprawdę, prócz tego, jak kocha Cię matka, i kochać Cię będzie już zawsze.

Znam Cię – uczyłam się Ciebie na pamięć, chłonęłam wiedzę o Tobie i popełniałam błędy.

Chcę, żebyś wiedział, gdzie byłam. Chcę, żebyś znał o mnie prawdę. Chcę, żebyś wiedział, że nie byłam idealna – dlatego piszę ten list, który dostaniesz jak dorośniesz – dokładnie za 10 lat: będziesz miał wtedy 18 lat.

Piszę ten list, tu: w tej obskurnej celi, zamknięta w płaczących ścianach pachnących śmiertelnym smutkiem, lecz mająca nadzieję.

Synu, muszę Cie prosić o jedno –  żebyś nie bał się kochać i być kochanym, żebyś swej męskości szukał w ludzkich odruchach, w głowie i sercu.

Wyciągaj pomocną dłoń do ludzi, którzy żyją w dołku, gdzie korzeni się smutek. I pamiętaj Mój Synu – nic nie zerwie życiowej pępowiny. Nawet droga do innego świata nie pochłonie matczynej miłości – bo jesteś moim synem.

Markosia



Projekt “Okno na świat” „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”



Człowieczeństwo

DSC_0660

Czym jest człowieczeństwo? Takie zadaję sobie pytanie. Co dokładnie określa człowieczeństwo? Człowieczeństwo, czyli co? Czy to cechy charakteru, czy uczucia? Postępowanie? Empatia? A może wszystko naraz? Jedna sytuacja, a raczej historia, jaką usłyszałam od mojej znajomej przychodzi mi do głowy, gdy myślę o człowieczeństwie.

Przyszła do więzienia w ciąży, dostała bardzo duży wyrok i stanęła przed pytaniem: „jakie będzie życie mojego dziecka? Co mu dam? Moją miłość? Czy to wystarczy? Czy zniszczę mu życie, kiedy zostawię je przy sobie? Kocham je, pragnę całą sobą, aby było ze mną, ale co je wtedy czeka? Trzy lata ze mną, a później tułanie się po ośrodkach, domach dziecka. Czekanie, aż mamusia wyjdzie z więzienia i się nim nareszcie zajmie. Chcę, żeby było moje!!! Ale już wiem, że to najgorsze, co mogę mu zrobić. Kocham je i muszę je oddać.  Gdy się rodzi, daję sobie tydzień – tydzień miłości do niej i jej do mnie. Poświęcam jej każdą chwilę. Kiedy krzywi się, od razu zaczynam do niej mówić, a ona uspokaja się. Chcę, żeby była szczęśliwa, spokojna, zadbana, kochana. Jest. Bardzo szybko ją adoptowano – nic dziwnego jest śliczna. Jestem nieszczęśliwa, ale spokojna.”

To jest dla mnie człowieczeństwo i nie zniszczy tego fakt, że nie zastanawiała się wcześniej, zanim tu trafiła, co z tym dzieckiem się stanie. Widzę, jak to wspomina. Widzę, co czuje. Wiem, ile ją to kosztowało. Czy oddanie dziecka jest człowieczeństwem? Jest. Okoliczności nie zmieniają ludzkich uczuć, a miejsce nie odbiera człowieczeństwa.

 Wydaje mi się, że wielu czytelników naszego bloga spodziewa się tego, że będzie czytać o tym, jak bardzo żałujemy tego, co zrobiłyśmy, będziemy się publicznie samobiczować. To by było nawet do przyjęcia, ale gdy okazuje się, że tak nie jest, że żartujemy, kłócimy się, że pragniemy przyziemnych rzeczy, ludzie się wkurzają. Dlaczego? Przecież jesteśmy tylko ludźmi, nie świętymi, nie męczennicami. Wina – kara – żal za czyn to bardzo osobista sprawa i nie powinna być opisywana po to, aby zadowolić czytającego. Poczucie winy – przebaczenie – to są emocje między pokrzywdzonym i krzywdzącym, a nie dla publicznego przytaknięcia. Nikt nie będzie o tym pisał dopóki sam nie zechce. A z reguły nikt nie chce. Ja też.

 Trzeba się zastanowić, jak głęboko każdy z nas ludzi jest w stanie wpuścić innych w swoje emocje. Wystawiając się na czyjąś krytykę, jedni głęboko, inni bardzo płytko – jednak każdy decyduje sam. Dlatego pozwólcie nam decydować o tym, co chcemy pisać. Jeśli się komuś spodoba, fajnie. Jeśli nie, trudno. Jednak nie nastawiajcie się z góry, o czym powinniśmy pisać, żeby było do zniesienia to, że w ogóle można nam mówi

Ja powiedziałam wcześniej, jesteśmy ludźmi, którzy mają emocje, uczucia, swoje przyziemne sprawy. Żartujemy, tańczymy i płaczemy, doświadczamy miłości, tęsknoty, zdrady, rozpaczy, jak wszyscy, bo okoliczności ani miejsce nie zmieniają człowieka w nieczłowieka. Tak jak ta matka, którą opisałam na początku i jej miłość – jest taka sama jak wiele matek na wolności. Tak i uczucia w nas są takie same jak wśród ludzi na wolności. Być może niektórym będzie się trudno z tym pogodzić, jednak ten fakt pozostanie niezmienny.

 Monika

 

Bardzo chciałabym kochać

01-DSC_0765

Wbrew temu, co ludzie mogą sobie pomyśleć, więzienie to miejsce, gdzie uprawia się seks, a nawet można się zakochać. Ja po trzech latach pobytu w więzieniu zauważyłam, że brak seksu zaczął mi dość mocno doskwierać – może nawet nie same braki pod tym względem, ale też to, co się z nim wiąże, np. poczucie bliskości, własnej atrakcyjności, brak poczucia samotności. Chciałam czuć to wszystko. I tak poznałam dziewczynę, której się podobałam. Dodam tylko, że nigdy wcześniej nie byłam z kobietą w związku, więc nie wiedziałam, czy ja mogłabym na coś takiego pójść. Przekonała mnie do tego moja chęć, aby ciągle szukać jej towarzystwa. Kiedy pierwszy raz się pocałowałyśmy, hmmm… Ten pocałunek był tak przyjemny jak jeszcze żaden w moim życiu, i tak moje życie seksualne nabrało rumieńców. Ale jak to z reguły bywa, jeśli coś nie jest podbudowane głębszym uczuciem, po prostu się rozpływa (oczywiście moim zdaniem).
Mój drugi związek wyglądał zupełnie inaczej. Przyszła do więzienia śliczna dziewczyna. Gdy ją bliżej poznałam, okazała się do tego mądra, nadawałyśmy na tych samych falach. To, co czułam, naprawdę jest nie do opisania, albo jest, ale ja tego nie potrafię. Poczułam na własnej skórze prawdziwość powiedzenia „przyciągać jak magnes”. Zaczęłam się łapać na tym, że coraz bliżej niej siadam. Kiedy przychodził czas zamykania cel i musiała wracać do siebie, wkurzałam się, wciąż o niej myślałam. Czułam się jak jakiś podlotek, znaczenie miało dla mnie nawet to, że całus w policzek trwał trochę dłużej, niż powinien.
Oczywiście stroiłam się, chciałam być wyjątkowa, bo tak się dzięki niej czułam. Tak, to była miłość. Zakochałam się – zupełnie inaczej niż w chłopaku, intensywność tych emocji jest całkowicie różna. W więzieniu razem spędziłyśmy tylko kilka miesięcy. Później żyłyśmy w dwóch różnych światach – ona na wolności, ja w więzieniu. Nasz związek skończył się po czterech latach, a przyjaźń zagubiła po dziesięciu. Myślę, że to dlatego, że nie mogłyśmy się widywać. Polskie prawo nie uznaje jako rodziny takiej osoby, jaką ona była dla mnie.
Później jeszcze parę razy uprawiałam seks, teraz nie uprawiam, ale bardzo bym chciała kochać. Nawet jeśli jakiekolwiek uczucia, które się w nas pojawiają, wykorzystywane są jako karta przetargowa, aby wymusić coś wbrew twojej woli, to i tak warto czuć. Bo czy może być coś piękniejszego w człowieku niż miłość czy przyjaźń?
Monika

https://www.facebook.com/ewkratke